Lektury ze szkolnej biblioteki mojej Siedmiolatki


posted by Sardegna on , , , , , , ,

9 comments

Tak, jak pisałam Wam ostatnio, moja Siedmiolatka prężnie korzysta ze szkolnej biblioteki. Niektóre z książeczek czyta sam, inne z moją pomocą, jeszcze inne czytam ja dzieciakom wieczorem na głos. Poniżej prezentuję zestaw trzech, nieco wiekowych książeczek (w sumie dwie z nich sama czytałam w szkole podstawowej), które to akurat przeczytaliśmy wspólnie, podczas wieczorów z lekturą.


"Nasza Mama Czarodziejka" Joanna Papuzińska

Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Liczba stron:  40
Moja ocena : 6/6

Kultowa książka! Najbardziej znana opowieść pochodząca z tego zbioru, to chyba ta, kiedy Mama ratuje księżyc, dorabiając mu z ciasta ułamany rożek. Gwarantuję jednak, że i pozostałe są niczego sobie. Ratowanie dzwonnicy przez szydełkową sieć, ochrona smoka przed łowcami sensacji, i karmienie go sałatą z przydomowego ogródka, latanie na puchowych poduszkach po mieście, czy ratowanie parku przez Wielkoludem, to tylko kilka z przygód Mamy i jej trzech synów (w jednej historyjce bierze udział też Tata, żeby nie było).  Książeczka, mimo że jest dość krótka zawiera wiele pozytywnych treści, nawiązuje do pokonywania własnych słabości, walki ze złymi nawykami, pomocy innym i przede wszystkim, zachęca do kreatywności. Aż nie chce się wierzyć, że ta historia ma już tyle lat (wydanie z biblioteki było z 1963 roku), a jest nadal aktualna i chyba chętnie czytana przez dzieci. Moje w każdym razie, bardzo pozytywnie odniosły się do tej opowieści, Siedmiolatka stwierdziła nawet, ze część z historyjek już zna, bo pamięta je z przedszkola. Pięciolatek też słuchał uważnie, co w sumie dość rzadko mu się ostatnio zdarza. 
To bardzo, ale to bardzo pozytywna książka, pokazująca jeszcze, że Mama jest w stanie pokonać każdą trudność i  nie ma dla niej rzeczy niemożliwych.

"Dzieci z ulicy Awanturników" Astrid Lindgren
Wydawnictwo:Nasza Księgarnia
Liczba stron:  128
Moja ocena : 6/6

Tej książki akurat w dzieciństwie nie czytałam, ale jak widać, co się odwlecze to nie uciecze. Jako że rok 2015 jest rokiem poświęconym twórczości Astrid Lindgren, popłynęliśmy nieco na fali czytania książek jej autorstwa. Zaczęliśmy od "Pippi", wcześniej był jeszcze "Emil ze Smalandii" i "Lotta z ulicy Awanturników", Siedmiolatka więc wpasowała się w trend i wypożyczyła "Dzieci z ulicy Awnaturników". Jest to historia opowiedziana z perspektywy starszej siostry, poznanej wcześniej, Lotty. Trójka rodzeństwa: Jonas, Mia i czteroletnia Lotta, bawią się świetnie i co rusz nowe pomysły wpadają im do głowy. Do tego nie potrzebują masy zabawek czy gier, ot, tak, spontanicznie coś się dzieje, i zabawa tworzy się sama. A to powstaje piracki statek na stoliku w pokoju, a to zabawa w dom, gdzie Lotta jest dzidziusiem, a to w lekarza. W historyjce jest też opowieść o tym, jak rodzeństwo spędziło aktywnie czas na pikniku, i jak cała rodzina obchodzi Święta Bożego Narodzenia (to akurat na czasie).
Przefajna jest to książeczka, szkoda tylko, że taka krótka. Moje dzieci śmiały się bardzo, kiedy czytałam im co lepsze fragmenty, a potem zażądały przypomnienia przygód "Lotty z ulicy Awanturników", bo podobno już pozapominali, o czym były.
   
"Kukuryku na ręczniku" Maria Kownacka

Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Liczba stron:  52
Moja ocena : 4/6

"Kukuryku na ręczniku" podobało mi się jakoś najmniej. Moje wrażenia podzielają dzieci, zwłaszcza Pięciolatek który gniewnie oznajmił, że to najnudniejsza książka, jaką słuchał, ale uczę moje dzieci, że trzeba książeczce dać szansę i wysłuchać jej do końca, dokończyliśmy więc ją w wielkich bólach. Perypetie małych bohaterów opisane w książeczce są bardzo archaiczne, przez to zupełnie nie zrozumiałe dla słuchaczy. Siedmiolatka ni w ząb nie potrafiła zrozumieć po co są te podwiązki czy obwarzanki na rajstopach, sobota i niedziela - halka i sukienka, klajster do zeszytów, ale najbardziej ją zdziwiło, po kiego grzyba cerować rajtki za pomocą grzyba? Do tego, historie są rymowane, a to nie jest ulubiony sposób przedstawienia treści, wedlug moich dzieci. Ja osobiście nie potrafię zrozumieć, jak może być to lektura dla pierwszoklasistów ... Na fragment, mogę się zgodzić, zwłaszcza ten o dbaniu o higienę, ale całość? W innym wypadku będzie przyciężkawa lektura... niestety...

Dumna jestem z mojej Siedmiolatki, że tak chętnie korzysta ze szkolnej biblioteki. Podobno w listopadzie wypożyczyła aż 10 książek. Natomiast z chęcią do samodzielnego czytania jest różnie: raz jest wielka, innym razem zerowa. Mam nadzieję, że jej to przejdzie i będzie równie wielką miłośniczką książek, jak ja. Oby!

Sardegna

9 komentarzy:

  1. Pierwszą i ostatnią pamiętam ze swoich młodych lat :) Teraz z dziećmi to czuję się jak powrót do przeszłości...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się :) a zwłaszcza, kiedy Młoda przynosi z biblioteki książki o takich starych okładkach. Czuję wtedy ten powrót do przeszłości :)

      Usuń
    2. Moja jeszcze w przedszkolu, więc nie przynosi, ale wszystko przed nami... :)

      Robisz już czytelnicze plany na przyszły rok?
      Zapraszam Cię do mojego nowego wyzwania na 2016 - wybierasz tylko 5 książek na 12 miesięcy: http://czytelnicza-dusza.blogspot.com/2015/12/mini-czelendz-na-2016-rok.html

      Usuń
    3. Nie robię już czytelniczych planów, bo z tego co widzę, życie mi je zmienia diametralnie... wiem, ze to tylko zabawa, ale doszłam już do takiego etapu, że cieszę się, jak przeczytam cokolwiek :) ale dzięki za zaproszenie

      Usuń
  2. Wstyd się przyznać ale nie czytałam tych książek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To żaden wstyd. Nie ma opcji przeczytania wszystkich dziecięcych lektur. Poza tym zawsze można nadrobić zaległości :)

      Usuń
  3. "uczę moje dzieci, że trzeba książeczce dać szansę i wysłuchać jej do końca," - no, tego akurat mogłabyś dzieci nie uczyć. Do 1/3 zawartości, to jeszcze, ale jak już w połowie wiesz, że nudne jak flaki z olejem, to po co dalej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę mam obawę właśnie, żeby ich nie zniechęcać, ale z drugiej strony, sami sobie wybierają książeczki, ja im nie narzucam, więc muszą ogarniać, że jak się coś zaczyna, to trzeba skończyć. Mają czasem słomiany zapał, pozaczynają wiele tematów (zabaw, gier, książeczek, kolorowanek) i nic nie kończą. Walczę z tym ;)

      Usuń