Archive for sierpnia 2019

Blogowe podsumowanie miesiąca - sierpień


posted by Sardegna on

12 comments

Sierpień minął mi błyskawicznie, jak zresztą całe wakacje, podczas których doprowadzałam różne sprawy domowe do końca. Prawie dwa miesiące zajął mi dość rozbudowany i przyciągający się w nieskończoność, remont, a co za tym idzie, związane z nim porządki. W tym chaosie udało nam się pojechać na dwutygodniowy urlop, z którego wróciliśmy na początku sierpnia, natomiast ostatnie dwa tygodnie miesiąca poświęciłam już na odpoczynek i reset, który miał mi pomóc przygotować do nowych wyzwań i obowiązków, zaczynających się 1 września.

Lista lektur:

Jeśli chodzi o ilość przeczytanych lektur, w tym miesiącu jest ich bardzo, bardzo wiele, ale musicie wiedzieć, że 18 z nich stanowią książki przeczytane na urlopie, z których znaczną część przeczytałam jeszcze w lipcu. Ze względów organizacyjnych, i tego, że ostatni dzień lipca spędzałam właśnie na wakacjach, nie miałam szansy edytować poprzedniego postu podsumowującego, postanowiłam więc wszystkie książki urlopowe ująć w poście sierpniowym. 

Jestem bardzo zadowolona z mojego wyniku czytelniczego, na urlopie udało mi się nadrobić sporo zaległości, teraz muszę tylko te książki opisać.


1. "Plemiona. Wojna bogów" Łukasz Radecki - 5
2. "Na strunach światła" Krystyna Mirek - 5
3. "Sól morza" Ruta Sepetys - 6
4. "Jeszcze się kiedyś spotkamy" Magdalena Witkiewicz - 6
5. "Milaczek" Magdalena Witkiewicz - 5
6. "Panny roztropne" Magdalena Witkiewicz - 5
7. "Szczęście pachnące wanilią" Magdalena Witkiewicz - 5
8. "Nie ma jak u mamy" Magdalena Witkiewicz - 5
9. "Farba" Wojtek Miłoszewski - ?
10. "Kontra" Wojtek Miłoszewski - ?
11. "Aleja Siódmego Anioła" Renata Kosin - 5
12. "Umorzenie" Remigiusz Mróz - 5
13. "Wada" Robert Małeccki - 6
14. "Uciekinier" Ele Fountain - 5
15. "Nakręceni" Peter Bunzl - 4
16. "Księżycowy medalion" Peter Bunzl - 4
17. "Trup w sanatorium" Marta Matyszczak - 6
18. "Żywiciel" Deborah Ellis - 5
19. "Ring girl" K.N.Haner - 4
20. "Skrzynia ofiarna" Martin Steward - 4
21. "Kot w domu. Instrukcja obsługi" Barbara Sieradzan - 4

Imprezy kulturalne:

Jeśli chodzi o wydarzenia, w sierpniu wzięłam udział w dwóch szkoleniach, które ściśle wiążą się z działalnością naszego Stowarzyszenia Śląscy Blogerzy Książkowi i miały one na celu poszerzyć moją wiedzę i kompetencje z tego zakresu. Oprócz pracy była też przyjemność, pyszna kawa wypita w miłym towarzystwie zawsze jest dobrym pomysłem.


Podobnie, jak było w zeszłym roku, wakacyjny czas wolny wcale nie spowodował, że jakimś cudem miałam nagle więcej możliwości wyjścia i wzięcia udziału w różnych takich imprezach. Wbrew pozorom w roku szkolnym lepiej mi to wychodzi.

Nowości:


"Był sobie pies 2" W. Bruce Cameron 
"Ring girl" K.N. Haner
"Skrzynia ofiarna" Martin Steward
"Wilczyca" Katarzyna Berenika Miszczuk
"Złość piękności szkodzi" Joanna Szarańska
"Antolka" Magdalena Kordel
"Niki i Tesla. Awantura o energię słoneczną" „Science Bob” Pflugfelder, Steve Hockensmith
"Best Seler i tajemnica rodu kokosów" Mikołaj Marcela
"Kot w domu. Instrukcja obsługi" Barbara Sieradzin
"Trefny Tatuś" David Walliams
"Horologium, czyli dom niezwykłych zegarów" Ariadna Przepiórka
"Żywiciel" Deborah Elis
"Juventus. Drużyna walecznych serc" Marcin Kalita
"Banda czarnej frotté" Justyna Bednarek
"Mirabelka" Cezary Harasimowicz
"Wielka Księga Klary" Marcin Wicha

 Serialowo:

W sierpniu udało mi się dokończyć 3 sezon jednego z moich ulubionych seriali Netflixowych, "Santa Clarita Diet". Niestety, z tego co wiem, platforma nie będzie kontynuowała produkcji, a szkoda, bo to zabawna historia ze sporą dawką czarnego humoru.

Joel i Shiela nadal próbują, z różnym skutkiem, żyć normalnie, w sytuacji, kiedy kobietę ogarniają zombi żądze, a jej mąż jest rozdarty pomiędzy chęcią pomocy żonie, a postępowaniem w sposób "właściwy". Do tego dochodzi tajne zgrupowanie pochodzące z Serbii, którego celem jest unicestwienie nieumarłych, stąd też bohaterom grozi wielkie niebezpieczeństwo, ale na szczęście, w takich momentach bardzo przydają się przyjaciele.

W tym miesiącu udało mi się też dokończyć zaległy od jakiegoś czasu serial "Big Bang Teory". Obejrzałam sezon 11 i 12, z czego właśnie 12 jest ostatnim. Odcinek finałowy bardzo mnie wzruszył i wzbudził żal, że to już naprawdę koniec historii Sheldona, Amy, Penny, Leonarda, Raja, Bernadette i Howarda. Bohaterowie dorośli, pozakładali rodziny, osiągnęli sukces zawodowy. Wspaniale było śledzić ich zabawne perypetie przez ten cały czas, a jeśli nie mieliście okazji oglądać wcześniej przygód tych szalonych geeków, bardzo polecam. Inteligentny humor, pełen nawiązań, ale też naukowej gadki.  
[zdjęcia okładek pochodzą ze strony Filmweb]

 
W sierpniu zaczęłam także oglądać "Californication" z genialnym Davidem Duchownym, ale na razie obejrzałam kilka odcinków pierwszego sezonu, więc nie mogę nic konkretnego na jego temat powiedzieć.

Do tego, obejrzałam jeszcze na Netflicie nowe reality show "Hyperdrive". Grupa najlepszych na świecie kierowców zajmujących się driftem i wyścigami, konkuruje na specjalnie skonstruowanym torze przeszkód. Przyjemne widowisko, trochę w stylu "Szybkich i Wściekłych", fajnie się ogląda. 

 Filmowo:

1. "Pitbull. Niebezpieczne kobiety" reż. Patryk Vega - jeśli chodzi o filmy, w sierpniu obejrzałam dwa filmy, oba na Netflixie. Pierwszy to polska produkcja, film, o którym było dość głośno, głównie przez słowa krytyki. I faktycznie, choć mocno dynamiczny i z ciekawą koncepcją, to po prawdzie składa się z wielu przypadkowych scen, biorących się znikąd, które zupełnie nie są powiązane związkiem przyczynowo skutkowym i ostatecznie nie wyjaśniają sytuacji do końca. "Niebezpieczne kobiety" to historia pięciu dziewczyn, z których każda w jakiś sposób powiązana jest z działalnością olbrzymiej siatki przestępczej. Towarzysza im nie mniej niebezpieczni mężczyźni, a całość ukazana jest z różnych perspektyw. Ostatecznie film ogląda się całkiem okej, ciekawa obsada, interesujący pomysł na fabułę, tylko wykonanie mocno kuleje.

2. "Mamusie bez synusiów" reż. Cindy Chupack - nowość na Netflixie, na podstawie której powstała też  książka o tym samym tytule. Spodziewałam się sympatycznej, lekkiej komedyjki, otrzymałam jednak całkiem fajną, trochę refleksyjną obyczajówkę. Trzy matki, które znają się od wielu lat przez to, że ich synowie przyjaźnią się praktycznie od kołyski, niepokoją się faktem, że ich dzieci dawno się do nich nie odzywały. Korzystając z Dnia Matki, postanawiają odwiedzić synów bez zapowiedzi. Podróż, która zaczyna się bardzo niewinnie, przeradza się w przełomowy moment w relacjach matek z synami. Rodzi się wiele pytań, różne drażliwe sytuacje z przeszłości zostają wyciągnięte na światło dzienne, spotkanie sprzyja konfliktom, ale też wyjaśnieniom wielu nagromadzonych przez lata niedomówień. 

 Muzycznie:

Sierpień to przede wszystkim "Sojusz" grupy Pokahontaz. Świetny, energetyczny kawałek, który spodobał mi się jeszcze bardziej, niż to możliwe, kiedy usłyszałam go w wykonaniu chłopaków na żywo, na kanale Yurkosky. 


Na żywo, jedno podejście, bez autotuna. Wspaniałe nagranie, które pokazuje, że Rahim i Fokus, mimo, iż działają na rap scenie od ponad 20 lat nie wychodzą z formy i naprawdę wiedzą, co robią.

Przy okazji porządków poremontowych znalazłam płytę wspólnie nagraną przez Linkin Park i Jay'a Z. Nie mogę uwierzyć, że od poniższego nagrania na żywo minęło 15 lat... Pamiętam, jakby to było wczoraj, kiedy rozpakowywałam płytę... Sprawdźcie remix "Numb/Encore".



Jak Wam minął sierpień?

Sardegna

"Jeszcze się kiedyś spotkamy" Magdalena Witkiewicz


posted by Sardegna on , , , ,

1 comment


Wydawnictwo: Filia
Liczba stron: 517
Moja ocena : 6/6

Najnowsza powieść Magdaleny Witkiewicz, reklamowana jest jako "najlepsza powieść pisarki". Osobiście nie lubię takich określeń, bowiem narzucają mi one już pewien schemat myślenia, a dla mnie, czytelniczki, która zna wszystkie, albo prawie wszystkie książki Autorki, takie stwierdzenie to bardzo mocne słowa, narzucające konkretne oczekiwania.

Śledziłam przygotowania do wydania książki, relacje Autorki na Facebooku, stąd też wiedziałam wcześniej, że książka będzie związana z tematyką II wojny światowej, ale też w pewnym stopniu będzie nawiązywać do historii przodków Magdaleny. Jednak nie byłam zupełnie przygotowana na to, co wraz z książką otrzymałam (i nie mówię tutaj o cudnej filiżance w niezapominajki, choć to przepiękny prezent). Otóż bowiem proszę Państwa, oprócz tego, że dostałam faktycznie najlepszą, jak do tej pory, książkę Autorki, to jeszcze do tego historię najbliższą memu sercu, tak podobną do przeszłości mojej własnej rodziny. 

Nie będzie więc zaskoczeniem, jeśli napiszę, że lektura wzbudziła we mnie całą gamę emocji, wzruszyła, a nawet dała impuls do poszukiwania historii własnych przodków. W mojej rodzinie pradziadek również wyruszył na wojnę w szeregach Wehrmachtu, zostawiając prababcię z trójką małych dzieci, i nigdy nie wrócił. W rodzinnych annałach przewija się gdzieś jego potencjalna data śmierci i miejsce pochówku, ale żadna z tych informacji nie jest potwierdzona.  Bardzo żałuję, że nie podpytałam mojej prababci (która zmarła jedenaście lat temu, miałam więc dużo czasu, żeby się nią nacieszyć) o więcej szczegółów z życia dziadka. Po przeczytaniu historii Magdaleny Witkiewicz aż się prosi, aby historia mojej rodziny została uzupełniona o brakujące informacje, co też planuję zrobić korzystając z konkretnych informacji zawartych w posłowiu.

Wracając jednak do samej książki, jak to u pisarki bywa, historia bohaterów współczesnych splata się z tymi, z przeszłości. Dwudziestoparoletnią Justynę poznajemy w momencie jej studiów, kiedy to kończy swą edukację mając u boku wielką miłość, kolegę z roku, Michała. Dziewczyna przyjmuje za oczywisty fakt to, iż po zakończeniu studiów wspólnie ułożą sobie życie, tym bardziej, że mają perspektywę i finansową, i mieszkaniową. Jednak Michał zaskakuje informacją, iż wyjeżdża do Stanów, żeby tam zarobić na ich wspólną przyszłość i namawia dziewczynę, żeby pojechała z nim. Justyna nie chce jednak rzucać ustabilizowanego życia na rzecz niepewności, stąd też zakochani rozdzielają się, a ich miłość zostaje wystawiona na poważną próbę.

Do tego, dziewczyna żegna swoją ukochaną babcię Adelę, po której otrzymuje mieszkanie w spadku. I właśnie pobytu w tym starym ukochanym mieszkaniu babci, staje się dla Justyny przyczyną do wspomnień o historii Adeli, której życiowe wybory pokryły się niejako z jej własnymi.

To właśnie ta część powieści opowiadać będzie o Adeli, Franku, Joachimie, Racheli i Janku, grupie przyjaciół, wspólnie mieszkających w przedwojennym Grudziądzu. Młodzi ludzie, pełni energii, pasji i wigoru, musieli stanąć u progu wojny, która zaraz na wstępie podzieliła ich ze względu na pochodzenie. Największe niebezpieczeństwo groziło Racheli, ale również i Polacy nie mieli łatwego życia i ciągle musieli zmagać się z wszechobecnym zagrożeniem. Najpewniej mógł czuć się Joachim, ze względu na fakt, iż jego ojciec bardzo wspierał politykę Hitlera, jednak za wszelką cenę próbował pomagać przyjaciołom i starać się normalnie żyć.

Babcia Adela będąca wtedy młodą, zakochaną dziewczyną, musi radzić sobie jeszcze z tęsknotą za ukochanym mężem, z którym wzięła szybki, wojenny ślub. Franek został bowiem tuż po uroczystości wcielony do Wehrmachtu i ślad po nim ginie. Adela spędza wiele lat, czekając na swojego ukochanego, który z wojny nigdy nie wrócił. To tutaj, w pewien sposób, historia babci i wnuczki ze sobą się splata. Obie kobiety połączone czekaniem na ukochanego, żyją w zawieszeniu. Do czego doprowadzi ich taki stan rzeczy?


"Jeszcze się kiedyś spotkamy" okazało się wspaniałą historią, dostarczającą czytelnikowi ogrom emocji. Część z przeszłości wzrusza, skłania się do zastanowienia nad własną historią rodzinną, daje poczucie wdzięczności za to, że możemy żyć w takich, a nie innych czasach. Natomiast część współczesna pokazuje, że czasami trzeba zrobi krok w tył, żeby móc pójść naprzód. Do tego potwierdza, że nie można uciec od swojego pochodzenia, a pamięć genowa rodu, to wcale nie takie rzadkie zjawisko. 

Mogę potwierdzić, iż faktycznie jest to najlepsza książka w dorobku Autorki. I chyba najbardziej rozbudowana. Magdaleno! Pisz właśnie takie opowieści! Jesteś do tego stworzona! 

 Przeczytaj także:

Sardegna

PRZEDPREMIEROWO "Skrzynia ofiarna" Martin Steward


posted by Sardegna on , , , , ,

No comments

 
Wydawnictwo: YA!
Liczba stron: 400
Moja ocena : 4/6

"Skrzynię ofiarną" Martina Stewarda, czyli świeżutką nowość reklamowaną, jako paranormalny thriller, skierowaną do grupy young adult, miałam okazję przeczytać przedpremierowo. Bardzo zaciekawiła mnie polecanka, mówiąca, że historia ta zadowoli miłośników "To" Kinga oraz serialu "Stranger Things". Dodatkowo, opis okładkowy również jest interesujący i sugeruje, że powieść będzie utrzymana w klimacie grozy i krążyć wokół wydarzeń, których nie można będzie racjonalnie wytłumaczyć. I powiem szczerze, faktycznie coś w tej opowieści przypomina "To" i "Stranger Things". Mamy tutaj do czynienia z wydarzeniami rozgrywającymi się w latach 80-tych XX wieku, kiedy to grupa dzieciaków wplątana zostanie w niesamowicie niebezpieczną grę, mającą swój początek wiele lat wcześniej. 

Piątka nastolatków: Sep, Arkle, Mack, Lamb i Hadley spędzają wspólnie wspaniałe lato w 1982 roku. Schyłek wakacji skłania ich do refleksji, że było to ich najcudowniejsze lato, pełne przygód, przyjaźni i dobrych emocji, choć pozornie miało być totalną klapą. Normalnie bowiem, w roku szkolnym, ta piątka dzieciaków zupełnie nie przyjaźni się ze sobą, nie spędza wspólnie czasu, bo po prostu każdy z nich ma zupełnie inną grupę znajomych. Jednak na skutek dziwnego zbiegu okoliczności, przyjdzie im razem spędzić to wyjątkowe lato, które na zawsze ich połączy.

Aby uczcić zakończenie wakacji, dzieciaki postanawiają dokonać rytuału, który ma spowodować, że żadne z nich nie zapomni tego wspaniałego, wspólnie spędzonego czasu i zapewni im wieczne więzy przyjaźni. W starej, znalezionej w lesie skrzyni, składają tajemniczą ofiarę, na którą składają się ważne dla nich przedmioty. Na zakończenie recytują dziwną formułkę, którą wymyślił jedne z chłopaków: "Nigdy nie wracaj do skrzyni samotnie. Nigdy nie otwieraj jej po zmroku. Nigdy nie zabieraj z niej swojej ofiary". Nastolatki traktują oczywiście ten rytuał, jako dobrą zabawę, o której szybko zapominają, kiedy bowiem zaczyna się szkoła i życie wraca do normy, ich relacje szybko ulegają ochłodzeniu. 

Wszystko zmienia się cztery lata później, kiedy w życiu Sepa, Arkle'go, macka, Lamb i Hadey zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Zaczyna się niewinnie, jednak z każdym kolejnym dniem robi się coraz bardziej niebezpiecznie. Dzieciaki dochodzą do wniosku, że ktoś z nich musiał złamać przysięgę i otworzyć skrzynię ofiarną samemu, w ten sposób nałożył na resztę klątwę. Co zrobić jednak w momencie, kiedy nikt nie przyznaje się do winy, a co więcej dzieciaki niezbyt potrafią się ze sobą dogadać. Cztery lata rozłąki robią swoje, namnażają wzajemne animozje, sympatie i antypatie. Nastolatków praktycznie nic nie łączy, a już na pewno nie przyjaźń...

Dzieciakom pomaga, albo przynajmniej próbuje pomóc, kilku seniorów, których również dotknęła klątwa skrzyni. Ma to związek z faktem, że przed czterdziestu laty oni również złożyli w ofierze swej przyjaźni kilka przedmiotów. Ich wskazówki będą nieocenione, ale czy staruszkom wystarczy siły, aby przeciwstawić się złu?

Prym w rozwikłaniu tajemnicy skrzyni ofiarnej wiedzie Sep, ma on bowiem poważne obawy, co do tego, iż "jego" klątwa nie zaszkodzi mu bezpośrednio, odbije się natomiast na zdrowiu mamy. Postanawia za wszelką cenę zatrzymać niebezpieczną, niszczycielską siłę, która wydobyła się ze skrzyni, a przyjdzie mu walczyć naprawdę na śmierć i życie.


Jeśli chodzi o moje wrażenia z lektury, mam ze "Skrzynią ofiarną" wielki problem. Sam początek zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie. Podobał mi się koncept, tajemnica i nawiązanie do osób, które wcześniej miały już ze skrzynią do czynienia. Mroczna historia tak mnie wciągnęła i trzymała w napięciu, że połowę książki przeczytałam właściwie "na raz", w ciągu jednego wieczora, ale potem coś się popsuło... Nie wiem, czy wynika to z faktu, że bohaterowie mocno "błądzili", zanim dotarli do konsensusu ich przygody, przez co akcja trochę się rozwlekła i straciła dynamikę, a może po prostu działo się tam tak wiele "strasznych" rzeczy, że przestało być tajemniczo i klimatycznie, a zaczęło robić się nerwowo i dziwnie...

W każdym razie, wiecie, jak to jest. Chodzi o gonienie króliczka, a nie o jego złapanie. Kiedy czytelnik sam musi sobie coś dopowiedzieć, szukać odpowiedzi i rozgryzać zagadkę, jest dobrze, kiedy natomiast w połowie książki dostaje wszystko na tacy, i jedyne, co musi, to doczytać do końca, robi się już mniej atrakcyjnie. Tak niestety jest w przypadku powyższej powieści. Coś mi w niej nie zagrało, a szkoda, bo fajny pomysł na fabułę poszedł trochę na zmarnowanie. 

Przeczytaj również:

Sardegna

"Żywiciel" Deborah Ellis


posted by Sardegna on , , , , ,

No comments


Wydawnictwo: Mamania
Liczba stron: 240
Moja ocena : 5/6

Tak się jakoś złożyło, że na tegoroczny urlop zabrałam ze sobą wiele książek o tematyce wojennej. Nie było to zamierzone działanie z mojej strony, ale w podsumowaniu tego mojego wakacyjnego czytania wyszło na to, że oprócz "Uciekiniera", Ele Fountaine, "Farby" i "Kontry" Wojtka Miłoszewskiego, "Jeszcze się kiedyś spotkamy" Magdaleny Witkiewicz oraz "Soli morza" Ruty Sepetys, o wojnie traktowały również dwie książki, które ze sobą zabrała moja Córka - "Mirabelka" Cezarego Harasimowicza oraz powyższy "Żywiciel", kanadyjskiej pisarki działaczki na rzecz pokoju, laureatki jednego z najważniejszych wyróżnień w świecie literatury dziecięcej – Sweden’s Peter Pan Prize,  Deborah Ellis. Nie mogę więc powiedzieć, że moje urlopowe lektury były lekkie, łatwe i przyjemne, ale za to okazały się emocjonujące i niesamowicie refleksyjne.

"Żywiciel" to książka przeznaczona dla młodzieży, polecaną przez laureatkę Pokojowej Nagrody Nobla, Malalę Yousafzaijest. Akcja opowieści toczy się w Afganistanie i związana jest z trwającym dwadzieścia lat, konfliktem zbrojnym na Bliskim Wschodzie. Książka jest pierwszym tomem trylogii, której bohaterką jest jedenastoletnia Parvana i jej rodzina, której przyszło żyć w rządzonym przez Talibów, Kabulu. Jak widać, historia jest dość ciężkiego kalibru, jednak faktycznie dostosowana jest do młodszych czytelników. Opowieść pozbawiona jest brutalności, drastycznych opisów, i choć porusza trudne tematy, mówi o śmierci, strachu, niepewności i nieustannym lęku o bliskich, przedstawiona jest w taki sposób, iż młody czytelnik spokojnie sobie z tą historią poradzi. Na mojej Córce opowieść zrobiła piorunujące wrażenie. Wzruszyła, wstrząsnęła, skłoniła do rozmowy na temat wojny, warunków, w jakich muszą żyć ludzie na Bliskim Wschodzie oraz szczęścia, jakie nas spotkało, iż nie musimy okrucieństwa wojny doświadczać.

Muszę jednak zaznaczyć, że moja 11 letnia Córka jest dojść dojrzałym czytelnikiem, czyta dużo i zaczyna sięgać po coraz poważniejsze książki, natomiast jeśli chodzi o dzieci mocno wrażliwe, które dopiero zaczynają swą przygodę z literaturą, mają na "Żywiciela" jeszcze trochę czasu.

Wracając jednak do fabuły książki, Parvana wraz z rodzicami, dwoma siostrami i małym braciszkiem mieszkają w Kabulu. Dziewczynka prowadziła zwyczajne życie, chodziła do szkoły, bawiła się z przyjaciółmi, spędzała czas, jak miliony jej rówieśników na całym świecie, aż do czasu, kiedy jej miasto opanowują Talibowie przejmując w nim rządy. Rodzina musi dostosować się do nowych realiów, w których nawet codzienne czynności stają się niebezpieczne. Ponieważ ojciec Parvany nie ma nogi, nie może "opiekować się" swoją żoną i córkami na mieście, stąd też kobiety nie mogą sam wychodzić na ulicę. Sytuacja rodziny komplikuje się jeszcze bardziej, w momencie kiedy ojciec zostaje aresztowany, a matka z dziećmi zostają bez środków do życia. Parvana, mająca jeszcze dziecinny wygląd, zostaje przebrana za chłopca i jako jedyna zaczyna zarabiać na utrzymanie rodziny.

W męskim przebraniu dziewczynka jest świadkiem wielu dramatycznych wydarzeń. Obserwuje, jak okropnie traktowane są na co dzień kobiety, jak Talibowie karzą ludzi za nieposłuszeństwo, jak brutalny jest męski świat. Parvana na swój dziecięcy sposób próbuje poradzić sobie z sytuacją, wykazując wielką odwagę w zupełnie zwyczajnych momentach. Bohaterka tłumaczy także w dziecięcy sposób, rzeczywistość wojenną, do której przez lata już przywykła, a ponieważ nie zna innego życia, szuka pozytywów w tym, co przyniesie jej los. Czerpie radość z przyjaźni, małych gestów sympatii, zarobionych pieniędzy, smaku owoców, czy możliwości nauki.  

Wbrew pozorom "Żywiciel" to nie jest tylko książka o wojnie i złu, jakie się z nią wiąże. To opowieść o sile rodzinnej miłości, o wsparciu, odwadze, przyjaźni i lojalności. Jednakże doskonale pokazuje realia wojny i terroru widzianych oczami dziecka (choć, tak jak napisałam na początku, nieco złagodzonych).

Pierwszy tom trylogii "Żywiciel"  kończy się w dość dramatycznym momencie, stąd też Parvana będzie musiała zmierzyć się z nie lada wyzwaniem, z którym dorosły miałby problem, a co dopiero jedenastoletnia dziewczynka w przebraniu chłopca. Czy bohaterka poradzi sobie z obowiązkami, które niejednego by przerosły? 
Jeżeli będę miała możliwość, od razu sięgnę po Podróż Parvany" oraz "Shauzia", czyli drugi i trzeci tom trylogii, i podsunę je mojej Córce, abyśmy mogły przekonać się, jaki finał będzie miała ta historia. 


Przeczytaj także:
Sardegna