"Ja cię kocham, a ty miau!" Katarzyna Berenika Miszczuk


posted by Sardegna on , , , , , ,

1 comment


Wydawnictwo: W.A.B
audiobook: czas trwania 8 godzin 44 minuta
Moja ocena : 5/6
lektor: Leszek Filipowicz

"Ja cię kocham, a ty miau" to najnowsza książka Katarzyny Bereniki Miszczuk, którą również udało mi się przesłuchać w ramach abonamentu Empik Go. I choć pozornie może się wydawać, że po przeczytaniu wielu książek Autorki niewiele będzie mnie już w stanie w nich zaskoczyć, to jednak się stało! Historia kota Lorda bardzo przypadła mi do gustu, śmiem twierdzić, że podobała mi się bardziej, niż seria Kwiat Paproci, a wszystko za sprawą głównego bohatera, czyli charakternego kota brytyjskiego, będącego narratorem tej powieści, który, jak nic przypominał mojego Pana Filona Kota!

Lord opowiada o wydarzeniach rozgrywających się w dworku ze swojej perspektywy, komentuje sytuację, wplatając w to swoje powiedzonka i przemyślenia. Jakby mój Filon potrafił mówić, zapewne gadałby tak samo. Mówię Wam, jeszcze czegoś takiego nie było, żeby mój kot, nie dość, że gra główną rolę w komedii kryminalnej, to jeszcze prezentuje całeu światu swój charakter! Cudna historia!

Nie da się ukryć, że kot jest głównym atutem tej powieści, jednak fabuła też daje radę, i choć może nie jest jakoś super oryginalna, trochę kojarzy się ze schematem kryminału Agathy Christie "I nie było już nikogo", to na mnie taka formuła działa. Model, w którym grupa ludzi zostaje zamknięta w jednym budynku, w jednym miejscu, a później poszczególni bohaterowie po kolei giną, a za ich śmierć jest odpowiedzialny ktoś, z grupy, zawsze mnie ekscytuje. Szukam winnego i cieszę się, kiedy uda mi się rozgryźć zagadkę przed zakończeniem powieści. W przypadku "Ja cię kocham, a ty miau!" mi się to nie udało, co tym bardziej działa na plus fabuły. Schemat, czy nie schemat, ale jeszcze potrafi zaskoczyć.

Wracając jednak do samej historii, grupa artystów zostaje zaproszona do stylowego dworku na odludziu, gdzie ma odbyć się finał konkursu, którego nagrodą jest olbrzymi spadek po gospodarzu i organizatorze tego wydarzenia, ekscentrycznym marszandzie, Stefanie Śmietańskim. Wiekowy kolekcjoner postanowia podzielić się swoją spuścizną tylko z najzdolniejszym twórcą, stąd też poddaje dziesiątkę finalistów przeróżnym testom. Malarze, graficy, rzeźbiarze stają na rzęsach, aby podołać trudnym zadaniom Śmietańskiego i zachwycić gospodarza swoim talentem i stworzonymi dziełami.I choć konkurencje sa trudne, zaawodnicy bardzo zdeterminowani, żeby zgarnąć główną nagrodę, patrzą na siebie wilkiem, wszystko w miarę dobrze się układa, aż do momentu, kiedy kolejni artyści zaczynają znikać...

Wśród finałowej dziesiątki jest Alicja, która choć na co dzień zajmuję się ilustrowaniem książek dla dzieci, tak naprawdę tworzy piękne akwarele. Do dworku przybywa ze swoim kotek brytyjskim, Lordem, charakternym indywidualistą, który postanawia zrobić wszystko, co będzie trzeba, aby jego ukochana pani wygrała ten konkurs. Z wrodzonym wdziękiem i inteligencją poczynia pewne kroki, żeby to prace Alicji zyskały sympatię gospodarza. Do tego odkrywa tajne przejście, dzięki któremu może niezauważony przez nikogo wymykać się z pokoju i spokojnie kręcić po posiadłości. Kiedy więc przypadkowo natrfia na zwłoki jednego z artystów, postanawia przeprowadzić prywatne śledztwo i odkryć, kto jest tym złym i ma niecne plany wobec jego Ali.

Lord hasając sobie tu i tam, jest świadkiem wielu wydarzeń. Udaje mu się też co nieco podsłuchać, tym sposobem staje się najlepiej poinformowaną personą w całym dworku. Z charakterystycznym dla siebie, kocim dystansem i swobodą, komentuje otaczający go świat i formuuje pewne wnioski, które okazałyby się wielce pomocne, gdyby tylko Ala potrafiła właściwie je zinterpretować!

To właśnie podczas lektury tych kocich komentarzy i przemyśleń bawiłam się najlepiej. No mówię Wam, jakbym widziałą mojego Filona, który w podobnej sytuacji pewnie myślałby to samo! Lord jest największym atutem tej książki, która dzięki temu stała się jedną z fajniejszych komedii kryminalnych, jakie czytałam. Bardzo dobrze sprawdza się też audiobook, a lektor, pan Leszek Filipowicz świetnie oddaje chatakter kota i nadaje całej historii specyficznego, trochę tajemniczego, ale jednocześnie zabawnego, klimatu.

"Ja cie kocham, a ty miau!" odsłuchuje się bardzo szybko, intryga kryminalna wciąga, kot i jego powiedzonka bawią, bohaterowie są na tyle specyficzni, że łatwo ich od siebie odróżnić. Nic, tylko czytać!  
Sardegna

1 komentarz:

  1. Ja autorkę znam tylko z cyklu "Kwiat paproci", który czytałam przy okazji pobytu w szpitalu. Fajne do poczytania na lekko, dla odmóżdżenia się. Na tę książkę się jednak raczej nie zdecyduję. Nie lubię kotów... Jakoś tak... :)

    OdpowiedzUsuń