Jak pisałam w notce przy okazji "Przeżyć. Moja tragedia na Nanga Parbat " Elisabeth Revol, powoli wracam do literatury górskiej. Stąd też "Polscy himalaiści" autorstwa pana Dariusza Jaronia są moją drugą książką o tej tematyce, przeczytaną w tym roku.
Jest to publikacja, która jakiś
czas temu rzuciła mi się w oczy na blogach i w księgarniach, a ponieważ zawsze jestem ciekawa nowości związanych z literaturą górską,
zapisałam sobie ten tytuł w pamięci. Tym bardziej, że dotyczy nieznanej mi przeszłości polskiego himalaizmu i pionierów, którzy jako pierwsi Polacy postanowili zdobywać najwyższe góry świata, a ja niewiele, praktycznie nic nie wiem na ten temat.
Historia prekursorów polskiej wspinaczki wysokogórskiej, o których pisze pan Dariusz Jaroń naprawdę robi wrażenie, tym bardziej, że działali oni w czasach, kiedy temat himalaizmu w Polsce praktyczie nie istniał. Dlatego cieszy mnie fakt, iż mogłam nieco bardziej zagłębić się w to zagadnienie i poczytać o ludziach, którzy już przed wojną zainteresowali się zdobywaniem najwyższych szczytów świata, kiedy było to bardzo mało rozpowszechnione.
I to właśnie o wpinaczach, którzy jako pierwsi w historii wybrali się w Himalaje, docelowo planując zdobycie dziewiczego siedmiotysięcznika Nanga Devi, przecierając szlak ludziom, w których dopiero co budziła się ochota na wysokogórskie wyprawy, będziemy mogli przeczytać w książce Dariusza Jaronia. To oni stali się niejako ojcami sukcesu dzisiejszych polskich himalaistów, a także tych prężnie działających w latach 80 - tych. Bez ich siły, determinacji i uporu, aby wbrew wszystkim ruszyć w Himalaje i zdobywać szczyty, kiedy nikt jeszcze właściwie nie wiedział, jak się to robi, nie byłoby ich naśladowców, a co za tym idzie, polskich sukcesów na arenie międzynarodowej.
Szefem pierwszej wyprawy, jej pomysłodawcą i dobrym duchem był Adam
Karpiński, taternik, miłośnik gór, który w roku 1936 został
przewodniczącym Komisji Himalajskiej. Już wtedy, w czasach, kiedy K2 było jeszcze niezdobytym szczytem, nawoływał on swoich przyjaciół Polaków do wyprawy w Himalaje. Wyprzedzał niejako swoje czasy, jeśli chodzi o przygotowania do wyjścia w góry. Testował odzież "na
cebulkę", projektował namioty, eksperymentował ze sprzętem, który można wykorzystać na dużych wysokościach.
Osobami wspierającymi "Akara" byli Jakub Bujak, doświadczony taternik oraz Stefan Bernardzikiewicz, świetny organizator, kartograf, który w 1934 roku stał na czele pierwszej wyprawy
polarnej na Spitsbergen.
Przygotowania do wyprawy rozpoczęły się w 1936 roku, jednak już wtedy było wiadomo, że grupa wspinaczy napotka problemy z uzyskaniem
pozwolenia na wejście. Wspinacze
na czele z Karpińskim trochę z dusza na ramieniu, przygotowują się do
wyjazdu, tym bardziej, że nad Europą wisi widmo wojny.W końcu jednak udaje się uzyskać odpowiednie dokumenty i właściwe miesiąc później grupa pod dowództwem Akara kieruje się w stronę swojego pierwszego himalajskiego celu, Nanda Devi East o wysokości 7434 metrów. Oprócz trzech wyżej wymienionych przeze mnie wspinaczy, na wyprawę szykują się też: Stanisław Groński, Konstanty Narkiewicz-Jodko, Wiktor Ostrowski, Jerzy Pierzchała, Jan Staszel, Wawrzyniec Żuławski i Janusz Klarner, który dołącza do ekipy właściwie w ostatnim momencie, a okaże się bardzo ważnym członkiem ekipy.
Karpiński sprzedaje majątek, aby zapewnić rodzinie stabilizację finansową w czasie jego nieobecności, wyznacza też funkcje pozostałym członkom. Jakub Bujak ma być skarbnikiem i sekretarzem, ma gromadzić okazy botaniczne i
entomologiczne. Janusz Klarner ma zająć się organizacją transportu, a Stefan Bernardzikiewicz dostaje zadanie żywnościowego. Oprócz kwestii organizacyjnych, technicznych i aklimatyzacyjnych, członków pierwszej wyprawy w Himalaje męczy świadomość istnienia klątwy wiszącej nad Nanda Devi East, będącej siedzibą bogini śmierci Kali, małżonki najkrwawszego z bogów Siwy, którego siedemnastym imieniem jest Nanda. Znając dalsze losy himalaistów można się zastanawiać, czy faktycznie nie było to znamienne.
Początki wyprawy nie są łatwe, w ekipie pojawiają się problemy zdrowotne i te, związane z aklimatyzacją, poza tym, źle obliczono porę monsunową, która zbiega się z ich wejściem na Nanda Devi. Wspinacze jednak sukcesywnie podchodzą do pierwszego, drugiego i trzeciego obozu, planując pozostawić tam część ekwipunku i powoli się aklimatyzując.
Pierwszy pech dopada ich 13
czerwca, kiedy Janusz Klarner spada z grani, na szczęście ratuje się poręczówką. W niedługim czasie spada kolejny raz, tym razem z nawisem, zostaje jednak uratowany przez szerpę. Ostatecznie 20 czerwca ekipa dociera do
obozu czwartego na wysokość 6400 m, gdzie Akar podejmuje decyzję o wspólnym ataku szczytowym. Na szczycie Nanda Devi wspinacze stają jednak dopiero 2 lipca i to w okrojonym składzie, bo tylko w osobach Jakuba Bujaka i Janusza Klarnera. Po udanej akcji postanawiają
przenieść się na trzy szczytowy masyw
Tirsuli, ale najpierw chcą jeszcze wejść na wschodni wierzchołek góry.
I to właśnie w czasie tej akcji, 17 lipca, w drodze na szczyt, na namioty Bernardzikiewicza i Karpińskiego, którzy wyszli nieco wcześniej od reszty ekipy, spada lawina. Ich ciał nigdy nie odnaleziono.
Można byłoby sądzić, że na tym skończy się opowieść o pierwszych polskich himalaistach, tak naprawdę jednak jest to tylko połowa historii. W drugiej części przedstawiono dalsze losy ocalałych z wyprawy, czyli Jakuba Bujaka i Janusza Klarnera, którzy wracają do swych domów, a ponieważ w Europie rozpoczęła się wojna, Bujak wraca do Lwowa, a Klarner idzie od razu na front Kampanii Wrześniowej. Nie dane im jednak będzie zbyt długie spokojne życie, bowiem obaj mężczyźni giną w tajemniczych okolicznościach.
Jakub Bujak po ucieczce na Węgry
przez zieloną granicę, przenosi się najpierw do Francji, a później do
Londynu do polskiego lotnictwa, a w sierpniu 1945 udaje się na wycieczkę do Kornwalii, z której nigdy nie wraca. Okoliczności jego zaginięcia, czy ewentualnej śmierci nie zostały do dziś wyjaśnione. Podobnie sprawa wygląda w przypadku Janusza Klarnera. Po powrocie z frontu, wciela się do AK, walczy w Powstaniu Warszawskim, a 17 września 1949
wychodzi na ulicę Warszawy i znika bez śladu.
Tym oto sposobem wszyscy pierwsi zdobywcy Nanda Devi giną bez śladu, a ich ciał nigdy nie odnaleziono. Czy to przypadek, czy faktycznie klątwa góry dosięgła himalaistów?
Kończąc już ten przydługi wpis chciałam tylko dodać, że wysokościowe wejście na Nanda Devi East z 1939 roku pokonano dopiero
21 lat później przez narodową wyprawę na Hindukusz, oraz 34 lata później podczas wyprawy na Noszak kierowanej przez Andrzeja Zawadę. Stąd też uważam, że książka "Polscy
himalaiści" to pozycja obowiązkowa dla wszystkich miłośników
literatury górskiej, nie da się bowiem interesować tematem, zdobywaniem ośmiotysięczników, nie znając jego historii.
Sardegna