Wydawnictwo: Novae Res
Liczba stron: 274
Liczba stron: 274
Moja ocena : 5/6
Uwielbiam takie momenty, kiedy książka pozytywnie mnie zaskakuje, na pierwszy rzut oka nie zapowiadając takich emocji, jakich ostatecznie dostarcza w trakcie lektury. Taka sytuacja miała miejsce, kiedy sięgnęłam po "Chatę na Siwym Groniu", książkę napisaną przez Mariolę Woźniak, pisarkę pochodzącą z Rybnika, miasta leżącego po sąsiedzku, która na potrzeby historii pisze pod pseudonimem Maryli Bastak.
"Chata na Siwym Groniu" nie jest powieścią, są to luźne zapiski, mogące pochodzić z pamiętnika lub bloga narratorki/autorki, powstałe w wyniku opisywania codzienności spędzanej w uroczym domku w górach. Chata na Siwym Groniu to wymarzona miejscówka, którą na skutek szczęśliwego zbiegu okoliczności, udało się kupić Maryli po okazyjnej cenie. Bohaterka spędza w chacie całkiem sporo czasu. Przyjeżdża na weekendy, w dni wolne, czasami na święta, urlop lub po prostu, kiedy czuje taką potrzebę.
Codzienność na Siwym Groniu jest wyjątkowa w swej prostocie. Zwyczajne obowiązki, porządki w chacie i w jej obejściu, przygotowanie opału, rozpalenie w kominku, przyniesienie zakupów z doliny. Nic nadzwyczajnego, ot, proste, banalne czynności. Ale pobyt w domku to nie tylko obowiązki, ale też proste przyjemności. Czas spędzony z synem i krewnymi, wspólne gry planszowe, górskie wycieczki, niespieszne spacery, miłe rozmowy z bliższymi i dalszymi sąsiadami, pogawędka z listonoszem, ekspedientką z osiedlowego sklepu, dobra kawa lub gorąca herbata wypita niespiesznie na drewnianym tarasie, wciągająca książka czytana przy kominku, ciekawe konwersacje z turystami, nocne rozmowy z przyjaciółmi przy ognisku, gitara, wspólne śpiewanie, wymyślanie wierszy lub tekstów piosenek.
Codzienność w chacie na Siwym Groniu nie jest w żaden sposób spektakularna. Można powiedzieć, że jest zupełnie zwyczajna, a nawet trochę nudna. Co w takim razie jest w niej wyjątkowego?
Gdybym miała opisać powyższą książkę jednym zdaniem, powiedziałabym, że jest to opowieść celebrują codzienność i małe radości prostego życia. Pokazująca, jak niewiele człowiekowi potrzebne jest do szczęścia, kiedy wie się, w którą stronę patrzeć.
Na początku nie mogłam się przekonać do krótkich rozdziałów napisanych w formie notki blogowej, albo przypominających kartę z pamiętnika. Trochę wbrew sobie nastawiłam się na powieść, której bohaterka przenosi się do chatki w górach i opisuje perypetie, jakie jej tam się przytrafiają. W trakcie czytania doszłam jednak do wniosku, że świetnie jest wyjść poza formę, do której przyzwyczaiły mnie historie obyczajowe. "Chata na Siwym Groniu" bardzo pozytywnie wyróżnia się na tle tego typu opowieści i dobrze robi "na głowę".
Nie wiem na ile wydarzenia opisane w powyższej książce są prawdziwymi wspomnieniami autorki, a na ile są wytworem wyobraźni, ale zakładam, że większość z nich zdarzyła się naprawdę. Z ich treści wyłania się obraz bohaterki/narratorki (autorki?), kobiety bardzo sympatycznej, ciepłej, rodzinnej, lubianej w środowisku swoich przyjaciół i znajomych, osoby, dla której ważniejsze są relacje, rozmowy, bliskość emocjonalna, celebrowanie małych radości, niż dobra materialne. I taki styl bycia jest zaraźliwy, bowiem wiele osób pragnie spotykać się z Marylą w chacie na Siwym Groniu, a odwiedziny te często są spontaniczne lub niezapowiedziane. Goście są jednak zawsze bardzo mile widziani, dlatego też przyjaciele, ale i obce osoby tłumnie przybywają na Siwy Groń szukając wytchnienia, a czasem ucieczki od codzienności.
Bardzo podoba mi się to celebrowanie małych radości. Chciałabym podążać w tę stronę w moim życiu. Mniej przejmować się drobiazgami, bardziej skupić się na pozytywach, nawet, jeśli dotyczą one takich drobnostek, jak czas z najbliższymi, pyszna kawa, spotkanie ze znajomymi, ciepły wieczór czy leśny spacer. Dlatego też serdecznie polecam lekturę "Chaty na Siwym Groniu", gwarantuję, że będzie ona wspaniałą czytelniczą odmianą.
Sardegna
Coś dla mnie :) Fabuła przypomina mi trochę "Siedlisko" :)
OdpowiedzUsuńW sumie powinniśmy się cieszyć z małych rzeczy.
OdpowiedzUsuń