ŚBK: Kulinarnie


posted by Sardegna on

13 comments


Ostatni post tematyczny naszej grupy ominęłam ze względu na ograniczoną działalność blogową. Źle mi z tym było, bowiem od początku naszej działalności nie odpuściłam ani jednego wpisu. Czasami jednak siła wyższa decyduje, więc postanowiłam przeczekać. Kiedy usłyszałam temat kwietniowej odsłony, pomyślałam, że ten miesiąc chyba też odpuszczę, bo niestety z kulinariami to jest mi wysoce nie po drodze.
Po przeanalizowaniu tematu, stwierdziłam jednak, że przecież mogę ugryźć te fascynacje kulinarne od zupełnie niekuchennej strony. I tak powstał mój wpis o książkach z motywem kulinarnym.

Czytać o gotowaniu, smakować się w przepisach, wyobrażać sobie zapach i wygląd potraw, o tak! To mogę robić codziennie! Podobnie zresztą, jak oglądać programy kulinarne. Niestety uległam modzie na reality show typu MasterChef, Top Chef czy inne Hell's Kitchen. Bardziej oczywiście interesuje mnie opcja pożywienia tam prezentowanego, niźli samych bohaterów, co jednak nie zmienia faktu, że się programem nakręcam.

Wracając jednak do moich książek z wątkiem kulinarnym, nie mam na myśli zbioru książek kucharskich. Broń mnie Boże od tego typu tomów! Mam ich sporo, większość odziedziczyłam po Mamie (która ma do nich takie samo podejście jak i ja) oraz Teściowej (która korzystała za to bardzo często). Stoją sobie swawolnie w dużym pokoju na regale, dumnie prezentują prawie nowiutkie grzbiety, bowiem nie zaglądałam (i nie planuję zaglądać) do nich w najbliższym czasie.


Na regale stoi sobie: "Kuchnia polska" w trzech wydaniach, "Kuchnie świata", "Kuchnia śląska", "Pieczenie jest łatwe", "Pyszne ciasta domowe", "123 sałatki Siostry Anastazji" i książka o wysoce zaskakującym, ale jakże przerażającym, tytule "Śląska kucharka doskonała".

Kilka książek o pieczeniu i gotowaniu dostałam w prezencie (o zgrozo!). Nie wiem, co kierowało ludźmi, wręczającymi mi takowe prezenty? Czy wyobrażali sobie, że ja po wyjściu za mąż, zostanę opętana nagle manią gotowania mężowi z książki kucharskiej? Skoro wcześniej tego nie praktykowałam i gotowałam "na czuja", czyżbym nagle miała zmienić swoje nawyki i zagłębić się w tajniki "Kuchni Polskiej"? Otóż nie. W moim przypadku to bardzo nietrafione prezenty...

Należę chyba do tego grona kobiet, które gotują by żyć, a nie żyją by gotować. Blogerka kulinarna byłaby ze mnie żadna. Umiem gotować, robię to codziennie, ale super przyjemności mi to nie sprawia. Moja rodzina nie narzeka, na święta czy imprezy też jestem zawsze kulinarnie przygotowana, ale szaleństwa w moich oczach nie zauważycie z tej okazji. 

Uwielbiam za to czytać o gotowaniu w powieściach obyczajowych czy literaturze kobiecej. Lubię zaczytywać się w historii bohaterki, która to odkrywa swe powołanie i wyżywa się w kuchni, tworząc przysmaki, przy opisach których aż ślinka cieknie. Lubię czytać przepisy, lubię wyobrażać sobie wygląd opisywanych potraw, nigdy jednak nie kusiło mnie, żeby rzucić książkę, pobiec do kuchni i stworzyć kulinarne dzieło, na podobieństwo książkowego. 

W swej biblioteczce mam sporo książek z takim smakowitym wątkiem. Już w samym 2014 roku przeczytałam: "Smaczne życie Charlotty Lavigne" Nathalie Roy, "Sekrety uczuć" Barbary O,Neal i "Smaki kamiennicy" Marii Kordykiewicz.

Z wcześniejszych książek kojarzę rewelacyjny "Bluszcz prowincjonalny" Renata Kosin, "Prowincję pełną smaków" Katarzyny Enerlich czy"Śmierć za cukiernią" Joanne Fluke.
Pewnie znalazło by się  jeszcze więcej książek z takim motywem w mojej biblioteczce, na chwilę obecną, te zapadły mi najbardziej w pamięć.


Tak więc wygląda mój książkowy zbiór kulinarny. Nietypowy, ale nic na to nie poradzę, że książki kucharskie mnie nie kręcą. A jak to wygląda u Was? Pozdrawiam świątecznie! 

Sardegna

13 komentarzy:

  1. Świetny wpis :) Przypomniałaś mi o Kasi Enerlich i jej wszędobylskie przepisy zgrabnie wplecione w treść książek :)

    Też lubię wymienione przez Ciebie programy kulinarne, głównie w wersji amerykańskiej, ale teraz przepadłam w polskich na Polsacie :p

    Jedynie co do książek kulinarnych mamy odmienne zdanie. Ja doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że talentu kulinarnego po znakomitej mamie i babci w żadnej mierze nie odziedziczyłam :( a szkoda, bo są kucharkami genialnymi - babcia specjalizowała się też w pieczeniu (mama mniej). Jednak cięgle marzy mi się, że dzięki tym wszystkim książkom kulinarnym, które mam nabędę odpowiednie umiejętności, nawet bez talentu :) Tak czy inaczej póki co z moich książek z dobrym rezultatem korzystają koleżanki w pracy :) Mi wyszło kilka ciast i kilka dań obiadowych z piekarnika lub jednogarnkowych. Wierzę, że mam jeszcze czas na zmiany hehe :)

    Z książek beletrystycznych przepisy traktuję raczej jako ciekawostkę o regionie, kulturze, tradycjach. To głównie dzięki zapachu kuchni i niezwykłemu smaku "Bluszcz prowincjonalny" zapadł mi tak dobrze w pamięci i niemal czułam swoją obecność w Bujanach. To też urzekło mnie w trylogii o Rozlewisku, co na dobrą sprawę przyczyniło się się do jeszcze większej mojej miłości do książek :) No i wspomniane przepisy Kasi Enerlich, która jest niezwykle ciepłą osobą. Od razu widać, że swoje książki pisze z pasją i miłością :) a na spotkaniu autorskim zamiast promować swoje książki mówiła, że rosół należy doprawiać lubczykiem i zasmażką z cebulką :)

    P.S. Pozwolisz, że ściągnę od Ciebie pomysł na posta??? Bardziej chodzi mi o schemat, bo treść będzie inna...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie jakoś nigdy nie ciągnęło do wykorzystywania przepisów z książek kucharskich. Żadna ze mnie perfekcyjna pani domu w tym temacie. Wolę gotować na czuja i w miarę mi to wychodzi. A co do K. Enerlich to chyba jej znak rozpoznawczy, takie przepisy przemycane w książkach. Pomysł ściągaj do woli!

      Usuń
  2. Omg nie wiedziałam, że aż tyle napisałam!

    OdpowiedzUsuń
  3. "Należę chyba do tego grona kobiet, które gotują by żyć, a nie żyją by gotować." - boskie zdanie, kocham Cię za niego! :) też tak mam

    I też czytując książki z przepisami nie sprawdzam ich... a nawet więcej, do tej pory mam ochotę sprawdzić kilka przepisów tylko jakoś...wolę czytać :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uff...to dobrze, że nie jestem osamotniona w tym temacie :)

      Usuń
  4. Bazylow świetny wśród książek kucharskich :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stoi sobie w sąsiedztwie, nie miałam serca usuwać go do zdjęć :)

      Usuń
  5. "Należę chyba do tego grona kobiet, które gotują by żyć, a nie żyją by gotować." - od razu mi się skojarzyło z tekstem OSTREgo "Czy masz plan żeby żyć czy żyjesz by mieć plan?" z piosenki nagranej z Nosowską / https://www.youtube.com/watch?v=nWPx1Fl7RrY

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajny utwór :) dzięki, że mi go tutaj przypomniałeś :)

      Usuń
  6. Całkiem sporo tego nagromadziłaś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No jest tego trochę, ale tak jak napisałam, większość to spadek :)

      Usuń
  7. A ja "Śląską kucharkę" chętnie bym przytuliła do innych moich książek kulinarnych. A tych trochę mam, bo nie dość, że gotować lubię, to oprócz bloga książkowego, prowadzę też kulinarny ;)

    Kulinarnych powieści jest całą masa. Popełniłam nawet o tym post na blogu.
    Ja ostatnio czytałam "Tost" Nigela Slatera, "Receptę na miłość" (o piekarni) Barbary O'Neal i "Białe trufle".

    OdpowiedzUsuń