"Solo" Krzysztof Wielicki


posted by Sardegna on , , , , ,

1 comment

 
Wydawnictwo: Agora
Liczba stron:  240
Moja ocena : 6/6

Kolejną książką górską, po którą sięgnęłam w tym roku było "Solo. Moje samotne wspinaczki" Krzysztofa Wielickiego, czyli nowość wydawnictwa Agora, mająca premierę dosłownie przed trzema miesiącami.
 
Krzysztofa Wielickiego nie muszę chyba nikomu przedstawiać. Wspaniały himalaista, który jako piąty człowiek na świecie zdobył Koronę Himalajów i Karakorum, a do tego, na pięć z czternastu ośmiotysięczników (Broad Peak, Lhotse, Dhaulagiri, Sziszapangma, Nanga Parbat) wszedł samotnie. O jego poczynaniach można przeczytać zarówno w książkach, których jest autorem, jak i współtwórcą ("Rozmowy o Evereście", "Jeden dzień z życia", "Krzysztof Wielicki. Mój wybór - wywiad rzeka", "Korona Himalajów 4x8000",  "Krzysztof Wielicki. Piekło mnie nie chciało"), ale także przy okazji czytania zapisków z wypraw innych wspinaczy, czy biografii znakomitych postaci polskiego himalaizmu. Wielicki bowiem od lat jest związany z największymi wyprawami wysokogórskimi. Już jako młody himalaista miał kontakt z Wandą Rutkiewicz, a później wspinał się w ekipach pod kierownictwem Andrzeja Zawady czy Janusza Meyera.
 
Powyższa książka to zapiski i rozważania wspinacza związane z samotnymi wyprawami, których się podjął. Jedną z nich jest pierwsze w historii, samotne zimowe zdobycie Lhotse w 1988, kolejno jednodniowe wejście i zejście z Broad Peak, szestastogodzinna wyprawa na Dhaulagiri, oraz samotne wyznaczenie nowej drogi na Sziszapangmę. Najwięcej miejsca w książce poświęcono samotnej wyprawie na Nanga Parbat w 1996 roku, na którą Wielicki zdecydował się po zakończeniu oficjalnej wyprawy, wiążącej się z zespołowym wejściem na K2.
 
"Solo" podzielone jest na 13 rozdziałów ("Nadzieja", "Spryt", "Strach", "Kalkulacja", "Pokora", "Zuchwałość", "Niepokój", "Stres", "Pewność", "Wyzwanie", "Nirwana", "Brawura", "Ulga"), w których opisane wydarzenia nie są przedstawione w sposób chronologiczny. Z jednej strony, na początku może się to wydawać męczące, zwłaszcza kiedy zdarzenia z różnych lat przeplatają się ze sobą, z drugiej jednak, nadaje to książce ciekawego charakteru i stwarza wrażenie, iż czytamy dziennik himalaisty, stworzony spontanicznie, bez planu, w którym autor na gorąco zapisuje wrażenia z poszczególnych wypraw. Do tego nacechowane emocjonalnie tytuły rozdziałów sugerują, z jakim rolercosterem emocji musiał mierzyć się Wielicki. Czytelnikowi, który interesuje się tematem to przeskakiwanie z tematu na temat nie będzie sprawiało większych trudności, tym bardziej, że rozdziały można czytać właściwie w dowolnej kolejności i zupełnie nie zmienia to wydźwięku książki. Jednak dla osób, które dopiero zaczynają swoją przygodę z literaturą górską, książka "Solo" nie będzie dobrą lekturą na początek, co postaram się jeszcze wytłumaczyć.
 
Decyzja samotnych wypraw w najwyższe góry świata, w warunkach ekstremalnych, kiedy czasami nawet wejście zespołowe nie jest możliwe, wydaje się być odrealnionym pomysłem, Krzysztof Wielicki podchodzi jednak do tematu bardzo poważnie, zna swoje granice i wie, w którym momencie trzeba powiedzieć stop, ale jednocześnie sprawdza siebie i to, jak daleko może się posunąć. Z jednej strony chce wziąć sprawy w swoje ręce i nie zostawiać ich przypadkowi, pragnie poczuć wolność swoich decyzji, moc sprawczości i własną niezależność, ale z drugiej strony obawia się trochę, czy pomysł samotnej wyprawy go nie przerośnie, zarówno fizycznie, jak i emocjonalnie. Wie jednak, że kluczową rolę odgrywa zdeterminowanie, wiara w siebie i stawianie sobie ambitnych celów. Paradoksalnie jednak zdaje sobie sprawę że równie ważne jest dla niego poddawanie się chwili i tzw. "zachłanność emocji". 
 
Stąd też pomysły na wejścia solo powstawały głównie spontanicznie, przy okazji odbywania planowanych wypraw wysokogórskich. Niektóre z nich kończyły się odwrotem, albo koniecznością wsparcia i wejścia z partnerem, jak na przykład próba wejścia na Annapurnę w 1991 roku, albo nagła decyzja o ponownym samotnym wejściu na Czo Oju, tuż po grupowym zdobyciu góry. Inne, choć narażone na niebezpieczeństwo, kończyły się sukcesem, jak choćby wyznaczenie nowej drogi na Sziszapangmę, samotne zdobycie Lhotse w gorsecie ortopedycznym po złamaniu trzonu kręgosłupa, czy będące testem na wytrzymałość i wydolność, rekordowo szybkie zdobycie Broad Peaku. 
 
Wejście na Nanga Parbat, jako jedyne było przez Wielickiego zaplanowanie, choć cała akcja wydawała się zupełnie szalona, tym bardziej, że wspinacz nie znał góry, było już po sezonie, a w dole nie czekałaby na niego baza, która ewentualnie służyłaby wsparciem w razie problemów. Jedynymi "pomocnikami" himalaisty byli pakistańscy szerpowie, którzy towarzyszyli mu w drodze, ale tylko do lodowca.

Wyprawa na Nanga Parbat była chyba najważniejszą w historii Krzysztofa Wielickiego. Stała się ukoronowaniem jego drogi do zdobycia wszystkich ośmiotysięczników w koronie Himalajów i Karakorum. Stała się też największym testem jego odporności psychicznej, wytrzymałości fizycznej oraz sprawdzenia, czy wiara poparta doświadczeniem może stać się motorem jego sukcesu.
 
Jednak "Solo" to nie tylko książka o szczegółach technicznych wyprawy. Pomiędzy opisami wędrówki, przygotowaniami, czy wydarzeniami, z którymi wspinacz musiał mierzyć się na bieżąco, znajdziemy rozważania Krzysztofa Wielickiego na temat tego, co daje mu wspinaczka, co ciągnie go do gór, przeczytamy o emocjach, które towarzyszyły mu w czasie samotnych wejść, a także o tym, co przyświecało mu, decydując się na tak niebezpieczne wyprawy.
 
Tak jak pisałam wcześniej, jeżeli ktoś nie miał do czynienia z literaturą wysokogórską i to jest jego pierwsza pozycja w tym temacie, może poczuć się nieco zagubiony. Łatwo bowiem poplątać się w niechronologicznych opisach wypraw i szczątkowych zapiskach wybranych wydarzeń. Jeśli jednak czytelnik jest obeznany z historiami zdobywania ośmiotysięczników, powyższa książka będzie świetnym uzupełnieniem wiedzy, którą już posiada. Do tego "Solo" zawiera piękne zdjęcia i daje możliwość poznania szczegółów, o których nie ma mowy w innych tego typu publikacjach. Bardzo polecam! 

Sardegna

1 komentarz:

  1. Muszę się przyznać, że góry lubię jedynie z daleka albo na obrazach. Ilekroć w nie idę to dzieje mi się coś złego... Raczej nie chwycę po tę pozycję, ale cieszę się, że C się podobała :)

    OdpowiedzUsuń