"W szponach" Izabela Janiszewska


posted by Sardegna on , , , , ,

No comments


Wydawnictwo: Czwarta Strona
Liczba stron:  384
Moja ocena : 6/6 

Takie książki to ja chcę czytać codziennie! Po dość nietrafionej lekturze "Nieznajomej z Sekwany" Musso, o której pisałam w tym poście, miałam autentyczny kryzys czytelniczy i niechęć do książek wszelakich. Na szczęście z ratunkiem przyszło "W szponach", czyli najnowsza powieść Izabeli Janiszewskiej, książka, którą otrzymałam w prezencie na październikowych Ksiązkonaliach organizowanych przez Beatę z Opowiem Ci. Na wydarzeniu była obecna sama autorka, która wraz z wydawnictwem przygotowała dla uczestników niespodziankę w postaci egzemplarza przedpremierowego swej książki.

Izabela Janiszewska okazała się przemiłą, otwartą osobą, a ponieważ najbardziej lubię sytuacje, kiedy uda się poznać autora osobiście, wtedy mam zupełnie inne podejście do jego książek, postanowiłam jak najszybciej zabrać się za lekturę.

I choć kryzys czytelniczy po "Nieznajomej..." jeszcze działał, zabranie "W szponach" "na drogę" na Krakowskie Targi Książki, było najlepszą decyzją, jaką mogłam podjąć. Dawno bowiem nie czytałam tak wciągającej, tak emocjonującej i trzymającej w napięciu, historii. Opowieści, która wciąga czytelnika właściwie od pierwszej strony, od pierwszego rozdziału i sprawia, że jedyne co człowiek chce robić, to porzucić wszelkie inne obowiązki, na rzecz czytania. Na dowód tego mogę też przedstawić fakt, iż wracając z Targów Książki z torbą nowości, wybrałam dalsze czytanie "W szponach". Co więcej, doczytałam tę książkę wieczorem, mimo zmęczenia po całym dniu targowym. Nie mogło jednak być inaczej, kiedy autorka zostawia czytelnika z takim finałem!

Grodzisk Mazowiecki, czasy współczesne, rok 2019. Młoda wdowa, Julia, po tragicznej śmierci swego męża Adama, wraz z sześcioletnim synkiem Benem, przeprowadza się do rodzinnego miasta męża, aby zacząć życie od nowa. Przeprowadzka do starego domu absorbuje kobiecie sporo czasu, dlatego też dziwne rzeczy, które zaczynają dziać się w jej otoczeniu, na początku nie budzą jej obaw.

Julia odkrywa, że jej synek Beniamin wymyślił sobie niewidzialnego przyjaciela, który cały czas mu towarzyszy. Kobieta jednak nie traktuje tego poważnie, przeświadczona, że w ten sposób chłopiec po swojemu, radzi sobie ze śmiercią taty. Jednak pewne niebezpieczne sytuacje, w których bierze udział malec, zaczynają być dla Julii sygnałem, że coś niedobrego dzieje się z jej synem. Chłopiec utrzymuje, że jest niewinny, a do wszystkiego namówił go jego przyjaciel, jednakże ślady wokół domu, sąsiedztwa, czy przedszkola nie potwierdzają obecności jakiś osób postronnych.

Ben twierdzi, że jego kolega nie chce, aby jego tożsamość została ujawniona, nie chce też pokazać się mamie i innym dorosłym, dlatego też Julia zaczyna się mocno niepokoić, nie wiedząc do końca, czy ów przyjaciel jest wyimaginowany, czy faktycznie istnieje.

Oprócz problemów z synem, kobieta ma jeszcze inne sprawy na głowie. Jej powrót do Grodziska Mazowieckiego nie jest bowiem przypadkowy. Chce ona wyjaśnić pewną sytuację z przeszłości i raz na zawsze zamknąć trudny rozdział w swoim życiu. Czytelnik nie wie w sumie, o jaką tajemnicę z przeszłości chodzi, choć w trakcie lektury nasuwają mu się pewne podejrzenia. Na szczęście, w tej książce, sporo rzeczy nie jest takich, na jakie się zapowiada, więc nie trzeba bać się przewidywalności.

Druga perspektywa opisuje wydarzenia toczące się 20 lat wcześniej w 1996 roku. Tutaj kluczową rolę odgrywa 14 letnia Hela i jej ojciec Jakub Czaja. Nastolatka została zgwałcona przez grupę nieznanych sprawców, a jej ojciec, samotnie ją wychowujący, postanawia zrobić wszystko, aby winni tej zbrodni dokonanej na jego córce, zostali ukarani.

Jakub Czaja w swej krucjacie podejmie wiele decyzji. Niektóre z nich będą podjęte pod wpływem wielkich emocji, inne na chłodno, ale wszystkie przyniosą dramatyczne konsekwencje. W każdym razie, zanim gwałciciele zostaną ujęci, wydarzy się bardzo wiele, i to niekoniecznie dobrego.

Obie historie oczywiście będą miały ze sobą wiele wspólnego, natomiast ich wspólny mianownik nie okaże się wcale taki oczywisty. I to jest w tej książce najlepsze. Dlatego też na początku wspomniałam, że takie powieści mogłabym czytać codziennie. Autorka bowiem od pierwszego rozdziału wciąga czytelnika w swoją grę, a kiedy odbiorcy wydaje się, że zna większość, albo przynajmniej część odpowiedzi na stawiane pytania, a historia niczym go już nie zaskoczy, wtedy dzieje się magia. Wydarzenia toczą się nowym torem, a nic, co zdarzyło się wcześniej, a było raczej wątkiem epizodycznym, nie jest przypadkowe.

Bardzo podobała mi się ta historia. Uważam, że jest to jedna z fajniejszych opowieści kryminalnych, z którymi miałam ostatnio do czynienia. Brakowało mi tego bardzo! Takiej książki, która będzie trzymała poziom, zaskakiwała, nie proponowała łatwych rozwiązań, takiej, którą będę chciała doczytać za wszelką cenę, zarywając noc.

Nie mam pojęcia, jak ta powieść wypada na tle innych książek Izabeli Janiszewskiej, bo nie miałam okazji tego sprawdzić (choć to się może wkrótce zmieni, bo z wymiany targowej przywiozłam sobie "Wrzask"). Wiem natomiast, że jako historia jednotomowa i indywidualna, sprawdziła się znakomicie. Bardzo polecam, zwłaszcza, jeśli macie ochotę na wciągającą i nieodkładalną lekturę.

Sardegna

Leave a Reply