Wydawnictwo: Świat Książki
Liczba stron: 303
Moja ocena : 5/6
Co widzicie na pierwszy rzut oka? Czyż to nie jest urocza, słodka książeczka, wspaniałe czytadło na jeden wieczór? "Bywają babeczki, na których rekiny łamią sobie zęby" - hasło z okładki tylko utwierdza w tym przekonaniu. Będzie lekko, łatwo i przyjemnie. Zakładamy cukiernię, będą kłopoty, ale czyż nie od tego są problemy, żeby w mig je rozwiązywać? Na pewno pojawi się jakiś przystojny Książę z Bajki, pomoże bohaterce i wszystko zakończy się happy endem.
Otóż nie. Ta książka jest doskonałym przykładem tego, że nie należy oceniać książki po okładce. Jeżeli oczekujcie przyjemnej i prostej historii, szukajcie gdzie indziej, bowiem w "Fanaberiach" na pewno tego nie znajdziecie. Ta lektura wymaga wysiłku. Nie mówię tu oczywiście o jakimś absolutnym skupieniu i analizie treści, ale nie da się jej przeczytać "po łebkach".
Początek jest trochę tendencyjny. Klara Werner, kobieta po czterdziestce, przechodzi kryzys. Nie tylko osobisty, chociaż ten może przede wszystkim. bowiem rozwodzi się z mężem, ale też zawodowy. Jej cukierni, która z małego biznesu przerodziła się w poważną firmę, grozi przejęcie przez znanego i wpływowego biznesmena Lejmana.
Dlaczego, spytacie? I tutaj zaczynają się schody. Fanaberie są spółką akcyjną, gdzie ważną rolę pełnią udziałowcy, mający odpowiednie ilości akcji firmy. Zamieszanie, jakie wywiązało się w spółce pod wpływem ryzykownej inwestycji Klary, popsuło nastoje współakcjonariuszy i dało pole do popisu dla Lejmana i jego wrogiego przejęcia. Nie będę zdradzała powodów, jakimi kieruje się biznesmen, ale jak można się domyślić, urażona duma będzie miała z tym wiele wspólnego.
W obliczu zagrożenia i utraty ukochanej firmy, Klara mobilizuje swoje wszystkie siły, przyjaciół i wspólników, mimo tego przyszłość nie wygląda za dobrze. Z pomocą jednak przyjdzie jej ktoś zupełnie nieoczekiwany - trójka dorastających dzieci, wykaże się niesamowitymi umiejętnościami i mądrością, której niejeden dorosły mógłby im pozazdrościć.
Powiem szczerze, czytałam "Fanaberie" kilka dni. Musiałam je "przetrawić", przeanalizować. Ogarnięcie wszelkich terminów związanych z przedsiębiorczością, giełdą, spółkami akcyjnymi, dla osób nie związanych z tematem (czyli dla mnie) było nie lada wyczynem. Jednak trzeba przyznać autorce, że potrafiła napisać świetną książkę, o trudnej treści i zawiłej tematyce, w sposób bardzo przystępny i logiczny. A dzięki temu, osoby będące zupełnymi ignorantami w dziedzinie giełdy, zrozumiały co nie co i może nauczyły się czegoś nowego.
Tak jak mówiłam, nie jest to banalna lektura na wieczór i na odstresowanie, przy której można wyłączyć myślenie. Wręcz przeciwnie, trzeba się skupić, co jednak nie wyklucza dobrej zabawy i czerpania przyjemności z lektury.
Jeżeli macie ochotę na inteligentną powieść, która poszerzy Wasze horyzonty, zajrzyjcie do "Fanaberii".
Sardegna
Z chęcią bym przeczytała ;)
OdpowiedzUsuńBrzmi niezwykle obiecująco ( ja w tym roku muszę zdać egzamin z prawa giełdowego, a nie kumam w ząb, to może zacznę od tej powieści? ;)) Ciekawy manewr z ta okładką, gdyby były zdjęcia związane z giełda, pewnie sporo ludzi by sobie darowało ta pozycję. Ale z drugiej strony ryzykowne - bo ktoś może mieć ochotę na czytadło i się rozczaruje.
OdpowiedzUsuńMam recenzje książki z basenu - http://krakowskieczytanie.blogspot.com/2012/11/cmentarzysko-zapomnianych-pomysow.html będzie wdzięczna za dodanie jej do podsumowania października :) Pozdrawiam
Link październikowy uzupełniony. Co do okładki "Fanaberii" to świetny przykład, żeby nie oceniać treści po okładce, chociaż oczywiście masz rację, może się na nią skusić ktoś nastawiony na coś zupełnie innego.
UsuńO kurcze, a ja właśnie spodziewałam się czegoś mega infantylnego... Wow, zaskoczyłaś mnie! Dziękuję :)
OdpowiedzUsuńCieszę się :) No tak, pozory mylą, a treść, mimo że napisana w przystępny sposób, na pewno nie jest infantylna :)
UsuńMnie kusi okładka, ale podobnie jak Tirindeth spodziewałam się słabego czytadła. Jednak to już druga pozytywna recenzja, przeczytam:)
OdpowiedzUsuńCiekawe jak ją ocenisz :)
UsuńTO faktycznie moze być trudna książka. Akurat temat spółek prawa handlowego dla laika nie jest taki oczywisty, wcale nie tak łatwo go ogarnąć... dlatego tym większy podziw, że przebrnęłaś i fajnie, ze dobrze się czytało :)
OdpowiedzUsuńCzytało się bardzo fajnie, jednak przyznaję, że nie obyło się bez trudu i ponownego czytania niektórych akapitów. Cieszę się jednak, że dowiedziałam się czegoś nowego i minimalnie zorientowałam w tym skomplikowanym temacie :)
UsuńNiestety, książka zupełnie nie w moim guście.
OdpowiedzUsuńDoceniam recenzję, która jest idealna :)
Dziękuję, bardzo mi miło :)
UsuńOd jakiegoś czasu mam ją w planach :)
OdpowiedzUsuńJa również spodziewałam się po tej książce czegoś innego. Okładki jednak często działają na naszą wyobraźnię :)
OdpowiedzUsuńJakoś polskie nazwiska pań autorek mnie odstraszają, nie mówię o nazwiskach znanych i uznanych, wolę jednak tkwić przy klasyce, bo nowości na rynku bez liku i często wątpliwego autoramentu, do "Fanaberii" mnie nie przekonałaś, ale w kwestii współczesnych damskich powieści wykazuję opór godny osła. Oczywiście nie odmawiam autorce bloga, jak poprzedniczka, umiejętności pisania recenzji. Chętnie tu zaglądam.
OdpowiedzUsuń:-))
Rozpieszczasz mnie normalnie! Dzięki :) skoro tak się opierasz polskiej literaturze współczesnej, nie będę Cię namawiać :)
UsuńNie wiem czemu, ale nie ciągnie mnie do tej książki. Widziałam sporo jej pozytywnych recenzji a i tak mam jakieś zastrzeżenia. Może w końcu powinnam się przemóc.
OdpowiedzUsuńCzasami lepiej sięgnąć po książkę bez nastawienia. Jakbym wiedziała o czym tak dokładnie są "Fanaberie", nie wiem czy bym zdecydowała się na lekturę
UsuńNigdy wcześniej nie ciągnęło mnie do tego, bo zainteresować się tą książką. Dziś kliknęłam przypadkiem w tytuł Twojego posta i wreszcie dowiedziałam się, o czym są te "Fanaberie" ze słodką babeczką na okładce. I tak jak pisałaś, spodziewałam się czegoś przesłodzonego, jak z naiwnej bajki, a tu niespodzianka. Jednakże wciąż nie ciągnie mnie do tej książki - nadmiar specjalistycznych terminów utwierdza mnie w tym przekonaniu. Jeśli jednak trafiłaby w moje ręce, pewnie nie wzbraniałabym się przed nią szczególnie, bo czasem warto dać szansę czemuś, co początkowo spisywało się na straty ;)
OdpowiedzUsuńTa słodziutka okładka krążyła już jakiś czas temu po blogach. Ja podobnie do Ciebie nie czytałam wcześniejszych opinii, żeby się nie nastawiać. Miłe rozczarowanie to jest to, co lubię :)
UsuńCiekawi mnie ta książka bardzo. Trochę przerażają mnie te wszystkie biznesowe terminy, ale mam nadzieję, że się w nie wgryzę i jakoś to będzie. "Fanaberia" kusi i to nie tylko babeczką na okładce. pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNie da się ukryć, że tych specjalistycznych wątków będzie sporo, ale całość czyta się naprawdę dobrze. Wątek trójki dzieciaków Klary Werner w całej akcji jest rewelacyjny
UsuńOstatnio w empiku rzuciła mi się w oko ta okładka. Jest taka urocza i apetyczna. Póki co pewnie Fanaberie nie trafią w moje ręce, bo mam niezłą kolejkę na półce. Ale zobaczymy, może kiedyś. Generalnie jednak to fajna sprawa, gdy książka potrafi pozytywnie zaskoczyć. Parę razy już tak miałam, że oceniałam po pozorach, a potem byłam nieźle zdziwiona i zaintrygowana. Miłe uczucie. :)
OdpowiedzUsuńOkładka jest charakterystyczna i bardzo apetyczna. Co do oceniania po pozorach, zawsze się daję nabrać na powieści Jennifer Weiner. Nie wiem czemu, ale zawsze nastawiam się na babskie czytadła, a otrzymuję konkretne powieści obyczajowe
UsuńOczywiście witam Cię serdecznie w Książkach Sardegny. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś wpadniesz :)
UsuńWitam! Na wstępie zaznaczę, że nie czytam literatury kobiecej. Książka ta wydaję się trochę tendencyjna, ale pewne elementy są ciekawe, chociażby rzekoma cukiernia. Myślę, że w pewien zimowy wieczór warto by się skusić i sięgnąć po tą książkę...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Alex:)
Zapraszam na coolturalny-tygodnik.blogspot.com
Witam w Książkach Sardegny :) A ja lubię literaturę kobiecą, świetnie przy niej odpoczywam i odreagowuję. "Fanaberie" to już ambitniejsza lektura, jak CI wpadnie w ręce, skorzystaj :)
UsuńJa bardzo miałam na nią ochotę, ale po przeczytaniu licznych recenzji i opinii, jakoś mi przeszło. Pozdrawia.
OdpowiedzUsuńCiągle ją odrzucam, bo ma taką cukierkową okładkę i wydaje się być banalna. Dopiero Ty inaczej mi ją przedstawiłaś. Na pewno rozważę jej ofertę przeczytania. hah ;)
OdpowiedzUsuńCzeka u mnie nadal na swoją kolej ;)
OdpowiedzUsuńCzytałam i też mi się bardzo podobała. Okładka urocza i dokładnie tak jak mówisz, nieco myląca. Można połączyć przyjemne z pożytecznym i dobrze bawić się podczas lektury oraz dowiedzieć się czegoś nowego :)
OdpowiedzUsuńJa czekam na ta ksiazke. pracuje w spokojnym miejscu i bede miala chwile na przerwie chociaz zaczac czytac. Jest to skup srebra. Gdańsk poki co nie rzucil sie do sprzedazy metalu. Spokoj, cisza i nowa ksiazka :)
OdpowiedzUsuńWidzę, że tobie książka dużo bardziej do gustu przypadła niż mnie.
OdpowiedzUsuń