Wydawnictwo: Czarna Owca
Liczba stron: 464
Moja ocena : 5/6
Pozory jednak mylą. I dobrze! Bo w przeciwnym razie nie byłabym tak mile rozczarowana. Kiedy zabierałam się za "Miodowa pułapkę" z Wydawnictwa Czarna Owca, nie byłam świadoma, że to któraś z kolejnych części cyklu. Czytanie nie szło mi najlepiej, nie kojarzyłam faktów z życia głównego bohatera i strasznie przeszkadzało mi to w odbiorze książki.
Kiedy sięgnęłam po "Ostatnią zimę" i zorientowałam się, że i w tym przypadku książka jest kolejną częścią serii (dokładnie dziesiątą i być może ostatnią), momentalnie przeszła mi ochota na czytanie. Negatywne nastawienie psuje całą radość czytania, sami pewnie znacie to uczucie. Jednakże nie odkładam zaczętych książek bez doczytania do końca, więc kontynuowałam lekturę. I o dziwo, gdzieś po trzydziestu stronach... wciągnęło mnie na dobre!
Głównym bohaterem serii jest komisarz Erik Winter. Jego kreacja jest na tyle dobra, że nie znając części poprzednich, z samej tylko powyższej, jesteśmy w stanie wywnioskować, jakim jest człowiekiem, jaka jest jego sytuacja rodzinna i stosunek do pracy. Możemy zorientować się, że w poprzednich częściach historii wydarzyło się w jego życiu coś dramatycznego, co powoduje u niego nawracające migreny i sny na jawie. Niestety nie do końca zostało podane źródło tych przypadłości, oczywiście będzie to pewnie miało związek z poprzednimi sprawami kryminalnymi (to daje mi impuls do sięgnięcia po wcześniejsze części, ale o tym za moment).
Winter na początku kojarzył mi się trochę z Kurtem Wallanderem, bohaterem powieści Henninga Mankella. Na szczęście, to podobieństwo urwało się bardzo szybko, bowiem Winter nie jest tak ponury i "zniszczony" pracą i życiem, jak Wallander.
Najważniejszą sprawą, jaką przyjdzie komisarzowi rozwiązać w ostatniej części, będą zabójstwa dwóch młodych kobiet. Dziwne morderstwa, które wydają się pozornie nieskomplikowane, bowiem ofiary giną w swoich własnych łóżkach, uduszone prawdopodobnie poduszką, przez partnerów. Proste śledztwo przeobraża się jednak w bardziej skomplikowaną sprawę, kiedy to pewne szczegóły na miejscu zbrodni zwracają uwagę policji. Niezwykłe rekwizyty znalezione w pokojach denatek oraz ich przeszłość spędzona na wybrzeżu w Hiszpanii, sprawiają, że Winter zaczyna prowadzić śledztwo w innym kierunku, niż było na początku wyznaczone.
Sprawę komplikuje znalezienie zwłok topielca na prywatnej plaży Wintera oraz prowadząca na własna rękę śledztwo, policjantka Gerda. Winter będzie musiał być o krok przed nieznanym mordercą i przewidzieć jego następny ruch, tym bardziej, że zabójca daje o sobie znać w różny sposób. Winter będzie musiał zmagać się z poszukiwaniem motywu, poskromieniem demonów własnego umysłu oraz walką z czasem.
"Ostatnia zima" to tytuł bardzo znaczący. Zakończenie pozostawia czytelnika w wielkim szoku, kiedy jednak lepiej się zastanowić, taki finał bardzo dobrze zamyka całą historię. Nie wiem, jak ma się to do poprzednich części powieści, bo jednak nie do końca udało mi się poznać Erika Wintera, jednak gdyby książka była zamkniętą opowieścią (i tak w sumie ją traktuję), zakończenie wydaje się być idealne.
Żeby nie było, że powieść ma same superlatywy: mój główny zarzut dotyczy mnogości dialogów, z których nie wszystkie miały dla mnie sens, oraz nadużywanie zwrotu "nie wiem", który pojawiał się nad wyraz często.
Co do dialogów, czytałam, że i poprzednie części charakteryzowały się takim przegadaniem. W prawdzie, dla mnie nie miało to aż takiego znaczenia w odbiorze powieści, jednak natykanie się na każdej stronie na hasło "nie wiem", było już bardziej irytujące.
W końcowej ocenie dałam "Ostatniej zimie" 5/6. Podobał mi się wątek kryminalny, podobało zakończenie, całość (poza wyżej wymienionymi zgrzytami) czytało bardzo dobrze. Może nie zapałałam miłością do Wintera, tak jak do bohaterów powieści Camilli Lackberg, ale uważam go za bardziej interesującego, skandynawskiego policjanta. Szkoda, że dopiero teraz odkryłam Åke Edwardsona, chociaż, jak to mówią: "lepiej późno niż wcale".
Sardegna
Ja akurat nie dałabym rady wcisnąć się nagle w środek cyklu. Bardzo mnie ciekawi ta seria Czarnej Owcy, ale kiedy sobie myślę, że mogę czegoś nie wiedzieć lub czegoś nie załapać, łapię - jak wspominałaś - totalnie negatywne nastawienie.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą, mało kto narzeka na mnogość dialogów. Chyba ludzie rozkochali się w książkach, które mają jak najmniej opisów - łatwiej je wówczas przetrawić. Ale ja też tego nie lubię. Dla mnie wprowadzeniem w świat ma być właśnie dobry opis, a nie kolejny niepotrzebny dialog.
Zazwyczaj też unikam takich sytuacji, kiedy dana książka jest kolejną częścią cyklu, ale w tym przypadku nie miałam o tym pojęcia. Na szczęście historię można traktować odrębnie i nie potrzebna była nawet specjalna znajomość poprzednich tomów. Co do dialogów, czy mnie to irytuje, czy nie, to w sumie zależy od książki i stylu autora. W tym przypadku nawet mi to nie przeszkadzało
Usuńnie czytałem jeszcze, ale po twojej recenzji chętnie się tą książką zainteresuje ! :)
OdpowiedzUsuńWitam Cię w Książkach Sardegny :)
UsuńPo "Tańcu z aniołem" temu autorowi mówię nie.
OdpowiedzUsuńNo słyszałam właśnie, ze te poprzednie części nie powalają na kolana i są jeszcze bardziej "przegadane"...
UsuńPrzeczytałam dwie książki Edwardsona i stwierdziłam, że jestem na nie. Przegadane i chaotyczne. Może pod koniec serii o Winterze styl mu się nieco poprawił, ale ja już nie będę tego sprawdzać ;)
OdpowiedzUsuńDoskonale Cię rozumiem. może po prostu trafiła mi się jedna z lepszych części
UsuńA ja chętnie spróbuję :)
OdpowiedzUsuńPolecam :)
UsuńCzytałam pierwszą część serii i niestety raczej mi się nie podobała. Mało akcji, bohaterowie wciąż prowadzili ze sobą dysputy, z których moim zdaniem wiele nie wynikało i jakoś tak nie polubiłam Wintera. Ale nie zrażam się, może kolejne części są lepsze :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie natrafiam na sporo głosów, które krytykują poprzednie części. Może ta ostatnia jest po prostu najlepiej przyswajalna?
UsuńTak to jest ostatnia część cykl książek o Winterze i choć sama jeszcze jej nie czytałam (jestem 'dopiero' po siedmiu tomach) to uważam, że najlepiej te książki czytać jednak po kolei, bo sporo wątków to życie prywatne bohaterów. Edwardsona się albo kocha albo nie, pisze on dość specyficznie, próbuje przemycić sporo psychologii. Dla mnie akurat jest rewelacyjny, choć pisze nierówno, ma tytuły świetne jak i beznadziejne.
OdpowiedzUsuńWłaśnie się zastanawiałam, czy czytałaś całą serię ;) Tak jak napisałam, mnie specjalnie styl autora nie przeszkadzał. Chociaż nie zalicze go do jednego ze swoich ulubionych
UsuńZaczynając szwedzki thriller można mieć pewność, że ciężko będzie się oderwać! Obojętnie jaki.
OdpowiedzUsuńZ tymi Skandynawami to różnie bywa...;)
UsuńJednak jakby nie patrzeć to Skandynawia zawsze będzie mi się kojarzyć z dobrym kryminałem.
OdpowiedzUsuńSporo tych skandynawskich kryminałów się namnożyło. Nie wszyscy dla mnie są jednakowo interesujący. Edwardson jest tak po środku...
UsuńJa z Edwardsonem jestem kilka tomów do tyłu. Podoba mi się postać komisarza Wintera - ma ciekawą osobowość.
OdpowiedzUsuńtommy
Czytając wszystkie tomy po kolei na pewno postać Wintera ma więcej charakteru. W tym ostatnim tomie, jak dla mnie, nie miał szansy pokazać się jakoś więcej
UsuńCześć, niezmiernie interesujące miejsce, rewelacyjny wpis, oszałamiająco przedstawiony, pewnie od czasu do czasu odwiedze twój blog, dlatego że naprawde nadzwyczaj mi się tutaj u Ciebie podoba, salutuję Aluś :)
OdpowiedzUsuńWitam Cie w Książkach Sardegny i mam nadzieję, że zagościsz u mnie na dłużej, pozdrawiam serdecznie :)
Usuń