Wydawnictwo: fk Olesiejuk
Liczba stron: 300
Moja ocena : 4/6
Pisząc o trzynastej części serii Ulyssesa Moore'a "Statek czasu", byłam pod wrażeniem świeżości pomysłu Autora, który nową odsłoną jednocześnie zadowolił grupę wiernych fanów (czytających i zachwycających się wszystkimi częściami poprzednimi), a także zainteresował nowych czytelników, którzy mogli zacząć przygodę z Wrotami Czasu właśnie od tomu trzynastego i kontynuować sobie historię dalszymi tomami.
Osobiście uważam się za wierną czytelniczkę Ulyssesa Moore'a, bowiem przeczytałam wszystkie części serii, ale jednocześnie mam świadomość, że jest mi daleko do bycia ekspertem w tym temacie. W porównaniu z zapalonymi, nastoletnimi czytelnikami, którzy świetnie orientują się w nawet najmniejszych szczegółach i zawiłościach fabuły, jestem daleko w tyle.
Naturalnie sięgnęłam po czternasty tom, nie było bowiem innej opcji, żeby zaprzestać kontynuować znajomość owej historii. Po lekturze mam jednak bardzo mieszane uczucia. Jak nigdy do tej pory, przez wszystkie trzynaście tomów, nie byłam w swej opinii tak krytyczna.
Zanim zacznę jednak tłumaczyć, co mi się w opowieści nie podobało, kilka słów o samych wydarzeniach. Po powrocie z Kilmore Cove, Mina, Murray, Connor i Shane próbują wrócić do codzienności. Nie długo jednak dane im będzie cieszyć się spokojem, bowiem Mina dostaje tajemniczą pocztówkę z prośbą o pomoc. Do tego, znika szalony przyjaciel nastolatków, profesor Galppi oraz Kapitan Banner. Przejście przez Wrota Czasu okazuje się dla przyjaciół niemożliwe, a Murray zaczyna słyszeć jakieś dziwne głosy pod wodą.
Na szczęście dzieciakom uda się w końcu wyjść z Willi Argo przez magiczne wrota, ale miejsce, do którego trafią może okazać się ich największym koszmarem. Tropikalna wyspa zarządzana przez tajemniczego wroga staje się dla nich dramatycznym polem walki.
I tutaj pojawia się problem. Niby wszystko w opowieści jest tak, jak być powinno. Jest kontynuacja przygód bohaterów z tomu poprzedniego, więc nie można narzekać na to, że ktoś się nie orientuje w temacie. Jest akcja, nowe otoczenie, tradycyjne przejście przez Wrota i podróż Metis. Są tajemnice, mapy i zawiłe ścieżki. W końcu jest sama książka. Pięknie wydana (zresztą, jak wszystkie poprzednie), z cudnymi rycinami, wyglądająca jak stary dziennik. Wszystko jest tak, jak zwykle, a jednak czegoś mi w historii zabrakło. Powiem więcej, wynudziłam się (o matko! sama nie mogę uwierzyć w to, co piszę!)
Może to kwestia zmęczenia materiału, chociaż nie do końca, bowiem do tej pory, przez wszystkie trzynaście tomów, ani razu nie poczułam zniechęcenia czy znudzenia opowieścią, a może to kwestia samej fabuły. Po prostu nie odczułam większych emocji, czytając ten tom. Podróż przyjaciół do Mrocznych Portów to chyba najmniej ekscytujący wątek w całej serii. Niestety, przykro mi to pisać, ale zmęczyłam ten tom i to bardzo. Jako że mam porównanie, mogę pokusić się o stwierdzenie, że "Podróż do Mrocznych Portów" jest najsłabszą część ze wszystkich dotychczasowych opowieści Ulyssesa Moore'a.
Mam wrażenie, że nastoletnim fanom serii moja negatywna opinia nie zrobi większej różnicy, bowiem dla nich i tak przedzieranie się przez wszystkie meandry opowieści jest fascynującą przygodą. I dobrze. Moim celem nie jest krytykowanie całej serii na podstawie jednego tomu, gdyż wiadomo, jak to w wielotomowych kontynuacjach bywa, zdarzają się ciekawsze i mniej ciekawe części. Lojalnie jednak uprzedzam, zwłaszcza dorosłych czytelników, tom czternasty nie powala. Co nie zmienia oczywiście faktu, że cała seria Ulyssesa Moore'a godna jest polecenia młodym czytelnikom, którzy w jej odkrywaniu odnajdą prawdziwą przyjemność.
Sardegna
Kiedyś zabrałam się za pierwszą część serii, ale szczególnie mnie nie zachwyciła.
OdpowiedzUsuńDrugastronaksiazek.blogspot.com
Pierwsza część to akurat jest bajka! Najlepszy tom, kwintesencja serii! Jeśli nie spodobała Ci się, to inne również niekoniecznie przypadną do gustu. Chyba jesteś u mnie po raz pierwszy? Witam Cię więc zatem w Książkach Sardegny. Będzie mi miło, jeśli zagościsz na dłużej :)
UsuńCzytałam ten tom jakiś czas temu i było to moje pierwsze spotkanie z Ulyssesem Moorem. Pozytywnie wspominam, choć nie mam porównania z poprzednimi tomami :)
OdpowiedzUsuńCzytałam właśnie Twoją opinię. Nie mogę sobie wyobrazić, jak udało Ci się zorientować w temacie. O ile jeszcze tom 13 można czytać niezależnie, to ten już nie bardzo. Jak dałaś radę?
UsuńNie było najgorzej. Przez pierwsze kilka stron rzeczywiście musiałam się mocno zastanowić kto z kim i po co, ale potem już poszło łatwiej. Całe szczęście w cyklu pojawiają się nowi bohaterowie, więc przy 14 tomie miałam tylko jedną część "do tyłu", bo w 13 pojawiają się obecni.
UsuńTa seria mnie prześladuje ostatnio, ale nie wydaje się na tyle interesująca, bym wszystko dla niej rzuciła.
OdpowiedzUsuńCała seria jest świetna, zwłaszcza 12 pierwszych tomów, więc może jak znajdziesz trochę czasu, to się jednak przekonasz :)
UsuńJa kiedyś przeczytałam pierwszy tom tej serii, bo był w bibliotece. Niestety, kolejne ciągle były wypożyczone i na jednym się skończyło - ale może jeszcze kiedyś to zmienię.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie na www.maialis.pl
Powiem Ci, że też miałam problem ze zdobyciem pozostałych tomów. Kilka dokupiłam na targu staroci, kilka wypożyczyłam z działu dziecięcego. Pierwszych 12 tomów naprawdę jest wartych polecenia, więc jak będziesz miała okazję, nie zwlekaj
UsuńMam od dawna na liście. Teraz trochę o niej zapomniałam, ale kiedyś pewnie się skuszę :)
OdpowiedzUsuńMoje-ukochane-czytadelka
Też muszę przyznać, że ten tom byli najsłabszy :/ Najbardziej dobiło mnie to hasło rozpoznawcze. Każdy głupi by się domyślił, że używający go ludzie to buntownicy. Nic dziwnego, że rebeliantów było tak mało :P
OdpowiedzUsuńW sumie ta podróż do Mrocznego Portów była trochę taka nudna...
Najlepsze jednak były rozdziały, których akcja rozrywała się w Kilmore Cove. A rozdział poświęcony Penelopie mnie zachwycił <3
Pozdrawiam
Tutti