Archive for października 2015

# Nowości w mojej biblioteczce - październik


posted by Sardegna on

35 comments

Dzisiaj nabytki. Ale wbrew pozorom, wcale nie targowe. Wpis o tegorocznych TK w Krakowie jest w fazie tworzenia, a uwierzcie mi, to wcale nie jest łatwe, kiedy nawał codziennych obowiązków przytłoczył mnie na tyle, że nie ma nawet czasu przygotować zdjęć. 

Nie wiem, jak to wygląda u Was, ale mi październik przeleciał w oka mgnieniu. Przeczytałam bardzo mało książek, sporo za to do mnie przywędrowało, burząc bilans przeczytanych do oczekujących. Jako że książkom nie odmawiam nigdy (na targach z blogerami ustaliliśmy, że nie ma czegoś takiego, jak "za dużo książek"), cieszę się z każdego nabytku i formułuję nowy stos przyłóżkowy, do przeczytania na wczoraj:


"Odmieniec" Philippy Gregory - to prezent od Karoliny - Tanayah. Miał wylądować na stosie poprzednim, jednakże zaginął mi do zdjęcia. Poprawiam się więc, a Tobie Karola, serdecznie dziękuję! 
"Powiedz panno, gdzie ty śpisz" od Czwartej Strony 
"Stuhrmówka" od Znaku. Mówiłam już, że uwielbiam pana Maćka Stuhra? Policzyłam i wychodzi mi, że lubię go już 18 lat. Pierwszy jego występ obejrzałam w 8 klasie i od tamtej pory jest moim numerem jeden.



"Pippi Pończoszanka" i "Pierwsze przygody Mikołajka" od Naszej Księgarni - moje dzieciaki oszalały na punkcie Pippi (ja w sumie trochę też, bowiem w dzieciństwie nie czytałam jej historii i nie miałam pojęcia, ze jest tak zabawna).
"Zatrute ciasteczko" Alan Bradley - od Wydawnictwa Vesper - pierwszy tom przygód Flawii De Luce
"Na tabliczkę sposób nowy, sama wchodzi do głowy" - od Pruszyńskiego - o tej książce napiszę niedługo, bo wiąże się z nią fajna akcja.


Targi, targami, a ja poszłam do Biedronki ... Za 8 zł kupiłam "Żonę lotnika" i"Easylog". Pozostałe cztery książki też są wynikiem promocji, tym razem jednak Merlinowej, a za wszystkie zapłaciłam 10 zł, więc... sami rozumiecie: "Ręka" Mankella, "Długi kamienny sen" Russell'a, "Wybrana" P.C.Cast oraz dla dzieci "Agata z Placu Słonecznego".


Pakiet, który czekał na mnie praktycznie pod drzwiami, kiedy wróciłam z targów:
"Zapach ciemności" i "Garść pierników, szczypta miłości" - od Czwarta Strona
"Prowincja pełna złudzeń" Katarzyny Enerlich - od Wydawnictwa mg
Tabliczka mnożenia przez przypadek trafiła na zdjęcie, bowiem zupełnie zapomniałam, że już ją sfotografowałam.

I ostatnie już zdjęcie: świetny komiks od Egmontu "Niezła draka! Drapak!" - dla Pięciolatka, który ostatnimi czasy jest wielkim fanem komiksu.


Za wszystkie książki bardzo dziękuję i życzę sobie wiele wolnego czasu na lekturę. Jedną z powyższych książek zaczęłam i od razu pochłonęłam sto stron. Kto zgadnie, jaka to książka? (Podpowiem, że nie jest to Pippi ani Tabliczka mnożenia).

Sardegna

"Ezotero. Córka Wiatru" Agnieszka Tomczyszyn


posted by Sardegna on , , , ,

6 comments


Wydawnictwo: mg
Liczba stron: 274
Moja ocena : 6/6

"Ezotero" to wspaniała książka! Doskonały, mądry i przemyślany debiut Pani Agnieszki Tomczyszyn, którą być może będę miała okazję poznać już w sobotę na Krakowskich TK (na co już dziś się cieszę).

Bardzo lubię takie historie, jak "Córka wiatru", które poza tym, że świetnie się czyta, dostarczają niemałych emocji. Powieść ta ma jeszcze jeden olbrzymi plus: jest mieszanką wielu gatunków, z których wszystkie stanowią idealną całość. Niczego nie ma w książce w nadmiarze, a wszystkie motywy i nawiązania gatunkowe są w idealnej równowadze, ale też taka jest ta powieść. Absolutnie wyważona. Nie jestem w stanie oddać jej charakteru, trudno mi bowiem opisać tak rzeczywistą, a jednocześnie nierealną i ulotną historię opowiedzianą przez Latte - bohaterkę "Ezotero". Po lekturze pozostają jednak wrażenia, które są bardzo pozytywne, a do tego przeświadczenie, że ta opowieść jest wyjątkowa, choć nie do końca wiadomo, jak tę wyjątkowość opisać.

"Ezotero" z założenia jest obyczajówką, opowiadającej o silnej więzi matki z córką. Ma jednak interesujący (ale nie dominujący) wątek kryminalny, bardzo wyraźny i ważny dla całości, motyw mistyczny oraz cały szereg rozważań filozoficzno - egzystencjalnych. Ale nie martwcie się, nic Was w tej książce nie znuży, jeśli obawiacie się przydługawych rozważań. Są one tak idealnie wpasowane w całą opowieść, że czytelnik praktycznie przyswaja je "przy okazji", zaczynając zastanawiać się nad ich sensem dopiero po zamknięciu ostatniej strony. 

Latte - dziewczyna o wyjątkowym imieniu, rzeczywiście jest oryginalna, a to głównie za sprawą swej równie oryginalnej matki. Fi wychowuje dziewczynkę samotnie, trochę pod kloszem, z dala od rówieśników, wpływu mediów i nowoczesności, ale jednocześnie z wielką swobodą, obdarzając ją bezgranicznym wręcz zaufaniem. Interesująca jest ta relacja córki z matką, oparta trochę na partnerstwie, trochę na rodzicielstwie. Latte w każdym razie wyrasta na inteligentną, wrażliwą kobietę, szukającą jednak przyjaźni i wspólnoty z innymi ludźmi. Jej najbliższym przyjacielem jest Janek, sąsiad równolatek, który jest artystyczną duszą i pokazuje dziewczynie świat, o jakim nie ma pojęcia. Czasy szkolne owocują nowymi przyjaciółmi, z którymi Latte wyjątkowo łatwo znajduje wspólny język.

Na szczęście dziewczyny cień kładzie Fi, która od lat skrywa przed córką jakiś sekret. Dziewczyna zaczyna domyślać się, że jej mama dźwiga jakieś wielkie brzemię, prawdopodobnie związane ze śmiercią jej ojca, i postanawia dowiedzieć się, co wydarzyło się przed laty. Jednakże prawdę odkryje dopiero po tragicznych wydarzeniach, jakie przydarzą się Fi. Lawina zdarzeń, jaka wyniknie z odkrycia prawdy, zmieni całe dotychczasowe życie Latte, która odkryje swoje nowe powołanie i ... umiejętności.

"Ezotero. Córka wiatru" to książka z gatunku tych, które czyta się ze "świadomością" (mam nadzieję, że wiecie o co mi chodzi), i to wrażenie pozostaje na długo po lekturze. A głowie tkwią określenia: wyjątkowa, ulotna, subtelna, oryginalna, wzruszająca... Osobiście przeczytałam "Ezotero" w czasie urlopu, a wczoraj, kiedy zabrałam się za tworzenie wpisu, przeczytałam sobie dla przypomnienia parę zdań i zakończenie. I wiecie co? Znowu to poczułam. Że to jest coś! Że to jest książka, o której powinno być głośno. Nie będę na wyrost mówiła, że przeczytam ją ponownie, bo nie mam zwyczaju tego robić, ale na pewno będę pilnie obserwować Autorkę i przeczytam jej kolejną powieść w ciemno.

Sardegna

"450 stron" Patrycja Gryciuk


posted by Sardegna on , , , ,

16 comments


Wydawnictwo: Czwarta Strona
Liczba stron: 416
Moja ocena : 5/6

Ach ta Czwarta Strona! Serwuje czytelnikom coraz to ciekawsze powieści. Praktycznie każda nowość to strzał w dziesiątkę, a najlepsze jest to, że tych świeżynek jest tak wiele, że gdyby człowiek chciał wszystkie poznać, to wątpię, żeby ogarnął. W każdym razie, "450 stron" to powieść, która zdobywa sobie całe rzesze fanów, i mimo że premierę miała w sierpniu, nadal jest o niej głośno, i na blogach i na fb.

"450 stron" to druga powieść Autorki, pani Patrycji Gryciuk, której debiutancka książka "Plan" zdobyła całkiem sporą rzeszę zwolenników. Osobiście miałam szansę przeczytać "Plan", ale z powodu innych zobowiązań, odmówiłam. I teraz trochę żałuję, bowiem po "450 stronach" czuję, że styl Autorki bardzo mi pasuje i jej debiutancka powieść mogła również bardzo mi się spodobać.

Wracając jednak do dzisiejszego tytułu, pojawia się w nim jeden z moich ulubionych wątków - a mianowicie, i tutaj zaskoczenie - książka! "450 stron" to po prostu książka o książce, a do tego określiłabym ją, jako kobiecy kryminał, ma więc w sobie to, co bardzo lubię w literaturze.

Bohaterka, Wiktoria Moreau to kobieta z bogatą przeszłością i mimo trzydziestu lat zdążyła przeżyć już całkiem sporo. Zagmatwane życie osobiste, nieudane małżeństwo, podejmowanie się różnych prac, zaowocowało chęcią tworzenia i napisania własnej książki. I tak, trochę z przypadku, trochę dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności, Wiktoria została pisarką. Na jej szczęście, powieści wychodzące spod jej pióra okazują się bestsellerami, a ona sama zostaje mianowana Królową Kryminału. Na fali popularności Moreau pisze nową książkę, która już w przedsprzedaży staje się numerem jeden, jednakże cała machina promocji nowego tytułu zostaje zatrzymana w momencie, kiedy w mieście zaczynają ginąć ludzie, zgodnie z fabułą jej niewydanej jeszcze powieści.

Zamieszanie potęguje jeszcze fakt, że bliźniaczą historię opisuje inny autor poczytnych kryminałów, który niespodziewanie ginie w dziwnych okolicznościach. Opinię publiczną zaczynają zalewać informacje o plagiacie i pomówieniach, bowiem kiedy fikcja literacka zaczyna mieszać się z rzeczywistością, nikt już nie wie, co jest prawdą a co wytworem wyobraźni autora.

Wiktoria, mimo że należy do kobiet odważnych, niezależnych i broniących swoich racji, szuka wsparcia i nieoczekiwanie znajduje je w osobie młodego aktora Mackenzie'go Stanforda. Kiedy pomiędzy tym dwojgiem romans wydaje się nieunikniony, na horyzoncie pojawiają się przeszkody i to nie tylko takie, związane z aspektami prawnymi, śledztwem i problemami wydawnictwa. Przeszłość Wiktorii wraca, jak bumerang i utrudnia (o ile to w ogóle możliwe), i tak niełatwą rzeczywistość.

"450 stron" jest przykładem lekkiego, kobiecego kryminału, gdzie na równi z śledztwem, istotną rolę odgrywa życie osobiste bohaterki. Poza tym, interesującym wątkiem jest ukazanie procesu wydawniczego i wszelkich manipulacji, które mogą przy okazji tego wyniknąć. To dość rzadki motyw książkowy, dlatego powieść czytałam z wielkim zainteresowaniem, chłonąc nawet bardziej sprawę wydawniczą niż kryminalną. Poza tym, zawsze ciekawią mnie książki o książkach, więc i w tym przypadku lektura sprawiła mi wielką przyjemność.

Powieść bardzo mi się podobała, choć może akcja nie toczyła się w zawrotnym tempie, na pewno nie można określić jej, jako "leniwej". W ogóle, w trakcie czytania nasunęła mi się pewna myśl: gdybym nie wiedziała o tym, że powieść jest napisana przez polską Autorkę, powiedziałabym, że mam do czynienia z kryminałem zagranicznym, w którym wykorzystano postać Wiktorii Moreau - Polki z francuskim nazwiskiem - pozostałością po byłym mężu, mieszkającej na stale w USA. Fabuła też przypominała mi coś na kształt powieści Tess Gerritsen, więc to świadczy chyba tylko na korzyść pani Patrycji Gryciuk.

Jestem pewna, że tytuł i okładka książki przyciągnęła już Waszą uwagę. Dlatego, jeżeli tylko będziecie mieli okazję sięgnąć po "450 stron", zróbcie to bez wahania.

Sardegna

Mój plan na idealny weekend - Krakowskie Targi Książki


posted by Sardegna on

11 comments

O ile jeszcze trzy lata temu mój udział w Krakowskich Targach Książki stał pod wielkim znakiem zapytania, dwa lata temu i rok temu, liczyłam na to, że być może uda mi się dotrzeć, tak w tym roku nasz wyjazd do Krakowa był już czymś tak oczywistym, że aż martwię się, czy przez nadchodzący tydzień, nic bron boże się nie wydarzy. Plan targowy zrobiłam, książki do podpisania odłożyłam, jeszcze tylko wydrukować muszę wizytówki, wejściówki, mapę hali i gotowe! Tradycyjnie nastawiam się na genialne spotkania i rozmowy w gronie znajomych i nieznajomych blogerów, spotkania autorskie i zakupy książkowe. Mam nadzieję, że wydawnictwa nie pogardzą promocjami i uda mi się kupić fajne tytuły w jeszcze lepszych cenach.

Jak co roku, przeanalizowałam plan wydarzeń targowych i znalazłam w nim zdecydowanie za dużo atrakcji, trudno bowiem będzie mi znaleźć się w kilku miejscach na raz. Poza tym, Śląscy Blogerzy Książkowi są współorganizatorami części poświęconej blogerom, więc będę miała nieco mniej czasu na swobodne przechadzanie się po hali, ze względu na czekające mnie obowiązki.

W każdym razie plan wydarzeń jest, a czy uda mi się go zrealizować, to okaże się na miejscu.

Sobota:

11:00 Wydawnictwo Literackie - Małgorzata Gutowska-Adamczyk
11:30-12:30 Czwarta Strona - Karolina Wilczyńska
12:00 Wydawnictwo Filia - Magdalena Witkiewicz 
12:00 Gandalf Księgarnia Internetowa - Magdalena Kordel
12:00-13:00 Od deski do deski - Łukasz Orbitowski
12:30 - 14:00 Nasza Księgarnia - Małgorzata Gutowska-Adamczyk

13.00-15.00 Zjazd blogerów, ogłoszenie wyników konkursów Literacki Blogu Roku oraz Złota Zakładka sala Wiedeń B

14:00 Wydawnictwo MG - Katarzyna Zyskowska-Ignaciak
15:00 Wydawnictwo MG - Agnieszka Tomczyszyn
15:00 Wydawnictwo Filia - Spotkanie z Magdaleną Witkiewicz, Lilianą Fabisińską i Nataszą Sochą.
15:00-17:00 Czwarta Strona - Remigiusz Mróz

16:00-17:00 Czy blog może zmienić życie? Dyskusja blogerów książkowych, którzy odnieśli sukces. sala Praga A

6:00-17:30 Wielka Litera - Janusz Leon Wiśniewski
17:00-18:30 Grupa Wydawnicza Foksal, EMPiK - Panel fantastyczny serii Uroboros z udziałem autorów: Anny Kańtoch, Marty Kisiel, Jacka Inglota.

Niedziela prezentuje się następująco:

11:00-13:00 Czwarta Strona - Remigiusz Mróz
12.00- 13.00 Panel dyskusyjny dla blogerów: Współpraca z wydawcami - czy tylko książka za recenzję? sala Praga A
12:00:00 Od deski do deski - Janusz Leon Wiśniewski
12:00-13:00 Media Rodzina - Małgorzata Warda
12:30-13:20 Księgarnie Świat Książki - Manuela Gretkowska
13:00 Wydawnictwo MG - Katarzyna Zyskowska-Ignaciak
13:00-14:00 Prószyński Media - Maria Nurowska 
14:00 Wydawnictwo Literackie - Janusz Leon Wiśniewski
14:00-15:00 Replika - Lucyna Olejniczak 

Jak widzicie, niektóre nazwiska Autorów się powtarzają, ale ja po prostu zostawiam sobie wariant spotkania, na które łatwiej będzie mi się dostać. Kilka Autorów ma też swój czas na stoiskach właśnie wtedy, kiedy planuję być w salach seminaryjnych. Pozostaje mi więc liczyć na to, że uda mi się spotkać tych właśnie Autorów na stoiskach nieco wcześniej, bądź podsunąć mężowi, aby poprosił w moim imieniu o wpis. Zobaczę już na miejscu, co okaże się lepszym rozwiązaniem.

Stos książek do zabrania na TK jest jeszcze niekompletny. Brakuje "Ezotero" Agnieszki Tomczyszyn (leży na kupce do opisania, może jeszcze zdążę przed weekendem), oraz dwóch książek, które jeszcze w ogóle do mnie nie dojechały. Niby skromnie, ale jednak nie do końca.

Dokładny plan spotkań dla blogerów znajduje się na stronie Granic. Zainteresowani mogli zapisywać się na poszczególne warsztaty oraz część oficjalną i tą mniej oficjalną, tam więc się spotkamy, bo ja będę się kręcić tu i ówdzie w pobliżu sal seminaryjnych. Dokładny plan spotkań na stoiskach i w salach seminaryjnych, z rozpisaniem na cztery dni targowe, znajdziecie na stronie organizatora.

Po szaleństwach targowych planuję szaleć dalej na spotkaniach potargowych, gdzie w restauracji Smakołyki planowane jest mega spotkanie blogerów, które wspierać będą zaprzyjaźnione wydawnictwa, a zapisać się na to wydarzenie można TUTAJ.

Każdy czegoś innego oczekuje po TK. Jedni jadą dla spotkań autorskich, inni dla promocyjnych cen, jeszcze inni dla nowości wydawniczych. Dla mnie jednak najważniejsi są ludzie, i to im poświęcę cały nadchodzący weekend. Mam nadzieję spotkać się ze wszystkimi znajomymi, poznać wiele nowych ludzi i świętować książkowy weekend najlepiej, jak się da! Do zobaczenia w Krakowie!

Sardegna

"Warkocze" Laura i Marie


posted by Sardegna on , , , ,

8 comments


 Wydawnictwo: Między Słowami
Liczba stron: 106
Moja ocena : 5/6

Tę książkę, od pierwszego wejrzenia, pokochała moja Siedmiolatka! Zabrała ją już do szkoły, żeby pokazać koleżankom, i od tego momentu praktycznie się z nią nie rozstaje. Co rusz przegląda zdjęcia i zachwyca się nimi wciąż od nowa, zerkając na mnie z nadzieją. A ja? No cóż... Mój entuzjazm jest nieco mniejszy, a wszystko za sprawą mojego beztalencia do zaplatania warkoczy. No niestety, trafiła się Siedmiolatce Matka - antytalent fryzjerski. Nie potrafię upleść nawet francuza, więc moje tworzenie fryzur na głowie długowłosej córki ogranicza się do zrobienia wysoko upiętego koka, ewentualnie kucyka czy zwykłej plecionki na trzy. Ambitnie, wiem...

Próbowałam, żeby nie było, nawet kilkakrotnie, nauczyć się pleść francuza. Moja osobista Mama przez lata starała się nauczyć mnie tej sztuki, niestety nie wyszło. Kiedy jednak książka do mnie przywędrowała, a Siedmiolatka oszalała, postanowiłam spróbować uskutecznić, według instrukcji zaplatania, najprostszy (ponoć) wzór.

Myślicie, że mi się udało? Pudło, choć instrukcja rzeczywiście jest bardzo czytelna i zilustrowana zdjęciami, krok po kroku. Nie dla mnie jednak takie atrakcje. Moje palce ni w ząb nie chcą ze mną współpracować, nie ma więc mowy o stworzeniu choć jednej, pięknej plecionki, o misternych konstrukcjach na głowie nie wspominając. Przykrość... Na szczęście moje dziecko dość wyrozumiale podeszło do tematu i postanowiło pokazać Babci książeczkę. I to jest świetny pomysł!  

Ale tak na poważnie, ten poradnik jest doskonałą propozycją dla osób, które talent upinania włosów posiadają i lubią eksperymentować w tym temacie. Z dokładną instrukcją będą w stanie upleść nawet najbardziej fantazyjne fryzury, które wyglądają przepięknie i nadają się na każdą okazję. Poza tym, wykonanie każdego warkocza jest dokładnie opisane, łącznie z tym, ile i jakiego rodzaju gumki/spinki jest potrzebne.  


Młode autorki tego poradnika, jak same mówią, przetestowały na sobie przeróżne warkocze i fryzury, a propozycje zawarte w książce są tymi najbardziej sprawdzonymi, na bazie których można budować jeszcze bardziej skomplikowane wariacje. Poniżej przedstawiam kilka wariantów, które zostały zakwalifikowane do tych "łatwiejszych":


Teraz poziom "średni":


I przykład najtrudniejszego cuda:


W książce znajdziecie też przykłady fryzur w wersji bardzo zaawansowanej. tak bardzo, że zostaje mi tylko zerkać z zazdrością:


Fajnie, że na rynku książki pojawiła się taka propozycja. Myślę, że niejedna nastolatka bądź utalentowana Mama wykorzysta w pełni możliwości tego poradnika. Ostatnio widziałam na mieście dziewczynę, która miała piękny warkocz typu holender. Być może skorzystała z książkowej podpowiedzi, bowiem wcześniej, jakoś ten typ warkocza nie był zbyt widoczny na dziewczęcych głowach (albo ja go po prostu nie zauważałam).

Laura i Marie, młode autorki wszystkich wymyślnych fryzur, odniosły internetowy sukces, bowiem ich konto na Instagramie, ze zdjęciami własnoręcznie wykonanych warkoczy cieszy się wielką popularnością (swoją drogą, niepojęta jest dla mnie umiejętność zaplatania SOBIE samemu, jakichkolwiek warkoczy). I to jest świetna sprawa, że takie utalentowane dziewczyny stają się inspiracją dla innych nastolatek, a klasyczne warkocze nadal są popularną fryzurą.

Sardegna

"Tajemnica Domu Helclów" Maryla Szymiczkowa


posted by Sardegna on , , , ,

14 comments


Wydawnictwo: Znak
Liczba stron: 288
Moja ocena : 4/6

"Tajemnica Domu Helclów" biła rekordy popularności w okresie przedwakacyjnym i wtedy też udało mi się ją przeczytać, ale jak to ze mną bywa, po lekturze odłożyłam na półkę, żeby nadać myślom odpowiedni tor. Skończyło się, jak zwykle, cztery miesiące później.

Zaintrygowana Marylą Szymiczkową, a właściwie duetem Jacka Dehnela i Piotra Tarczyńskiego, zabierałam się za krakowski kryminał retro, z wielkimi oczekiwaniami. Moją ciekawość potęgowały też bardzo pozytywne opinie na temat książki. Niestety, powiem Wam szczerze, u mnie entuzjastycznej opinii nie znajdziecie, mimo że książka ogólnie mi się podobała, ale... no właśnie. 

Przede wszystkim kryminał ten zaliczyć można do leniwych, czyli takich, w których akcja toczy się niespiesznie, zahaczając po drodze o wszystkie możliwe wątki poboczne. Właściwie motyw zabójstwa jest jakby dodatkiem do opisu miejsca akcji, czyli dziewiętnastowiecznego Krakowa. I w sumie to pierwszy zarzut z mojej strony, bo mimo wszystko nastawiałam się na "Literacką zagadkę roku", mając nadzieję na coś więcej, niż tylko odkrycie tajemnicy związanej z nazwiskami Autorów. 

Określiłabym "Tajemnicę Domu Helclów", jako retro powieść obyczajową z wątkiem kryminalnym. I wtedy takie "rozłożenie sił" byłoby jak najbardziej wskazane. Nie mam uwag co do faktu, iż dziewiętnastowiecznemu Krakowowi poświęcono w książce tak dużo miejsca. Żeby dobrze temat zaprezentować, trzeba rozwinąć opisy wszelkich zwyczajów, rozrywek, prac, mentalności ówczesnego społeczeństwa, tylko dlaczego wśród tej charakterystyki tak mało kryminału? No właśnie. 

Wątek obyczajowy też jest dla mnie trudny. Pokuszę się o stwierdzenie, że o ile ten fragment fabuły bardzo podobał się czytelnikom złączonym w jakiś sposób z Krakowem, to mnie, osobie zupełnie z miastem nie związanej, ten motyw nie zainteresował aż tak bardzo. Być może czytelnicy "krakowscy" odnajdywali w książce znane, czy bliskie im sytuacje bądź analogie, zachwycając się specyficznym klimatem i humorem. Dla mnie osobiście, ten obraz Krakowa wydał się na pewno dobrze sportretowany, ale jakiś taki ... smutny. Miejsce tak wspaniałe do życia, a nakładające na mieszkańców pewne schematy zachowań, bardzo zmęczyło mnie czytelniczo.

Nastawiłam się na wątek kryminalny (nieważne, że leniwy) i jemu poświęciłam praktycznie całą swą uwagę. Zofia Szczupaczyńska, profesorowa i ówczesna perfekcyjna pani domu, nudzi się nieco codziennymi obowiązkami i ciągłym przebywaniem w swoich czterech ścianach. Angażuje się więc w działalność charytatywną w Domu Helclów, który jest domem opieki, skupiającym dość majętnych pensjonariuszy i znane, miejskie persony, w podeszłym wieku. Będąc w tej instytucji, przy okazji załatwiania własnych spraw, Zofia jest świadkiem zamieszania, jakie następuje w momencie odkrycia zwłok jednej z mieszkanek domu. Kobieta zaczyna interesować się sprawą, ujawniając swoje skrywane zapędy detektywistyczne.

Jako że szukanie śladów i przeprowadzanie rozmów z pensjonariuszami, którzy mogą mieć coś wspólnego z zabójstwem staruszki, jest dobrym powodem do wyjścia z domu, Zofia nader chętnie z tego korzysta i wyjątkowo często pojawia się w Domu Helclów. Dzięki temu czytelnicy mogą bardzo wnikliwie poznać to miejsce, prowadzone przez siostry Szarytki (swoją drogą, do dziś istniejące i funkcjonujące, jako dom pomocy społecznej).

Samo rozwiązanie zagadki kryminalnej jest dość interesujące i dynamiczne, jednak nie na tyle, żebym zmieniła zdanie, co do całej powieści. Na pewno plusem książki jest możliwość nabycia nowej wiedzy, dotyczącej XIX wiecznych mieszczańskich zwyczajów Krakowa, a widać, że Autorzy poświęcili masę energii na doskonałe przygotowanie się do tematu, więc wiedza ta będzie wnikliwa i szczegółowa.  Jednakże, jeżeli czytelnik, tak jak ja, nastawia się na kryminał retro a otrzymuje go w minimalnych ilościach, satysfakcja z lektury nie jest taka, jak być powinna. Stąd moja czwórkowa ocena.
.
Sardegna

"Po prostu bądź" Magdalena Witkiewicz


posted by Sardegna on , , , ,

12 comments


Wydawnictwo: Filia
Liczba stron: 336
Moja ocena : 6/6

O książkach Magdaleny Witkiewicz pisałam już nie raz. O wszystkich bardzo pozytywnie, bo praktycznie każda jest mi bliska na swój sposób. Nie szkodzi, że jedna dotyka poważniejszej, a inna bardziej luźniejszej tematyki, czytanie każdej z nich sprawiło mi ogromną przyjemność. 

Nie inaczej było z ostatnią świeżynką, powieścią, która datę premiery miała dokładnie w moje urodziny. "Po prostu bądź" idealnie wpasowała się w moje tu i teraz. I mimo że historia nie jest typową opowieścią o miłości, mimo że dotyka kwestii śmierci, która zawsze jest trudnym tematem, mimo że więcej w książce dramatu niż szczęśliwych momentów, po jej zakończeniu uśmiechnęłam się do siebie. Tak po prostu. Z myślą, jak dobrze, że moje życie wygląda tak, a nie inaczej. Z przeświadczeniem, że niczego nie przegapiłam i jestem w takim miejscu w życiu, z taką osobą, że nie wyobrażam sobie innego wariantu. 

Choć problemy bohaterki są mi na szczęście odległe, rozumiem, że wiele czytelniczek utożsamia się z tą postacią. I to jest bardzo pozytywne, bowiem obserwowanie historii, bardzo podobnej do swojej, widzianej z perspektywy osoby trzeciej, może otworzyć oczy na niektóre sprawy. I nie dotyczy to tylko kwestii utraconej na zawsze, kochanej osoby, ale przede wszystkim sytuacji, w której z różnych powodów dochodzi do przegapienia szansy na wyjątkowe uczucie. Sama mam w swym otoczeniu co najmniej dwie kobiety, które zignorowały towarzyszącą im, bliską osobę. Przegapiły swój moment, a teraz cierpią w nieudanym związku, bądź są samotne. W życiu nie chciałabym być na ich miejscu, dlatego tym bardziej doceniam swoje szczęście i święty spokój.

I dla mnie właśnie o tym jest ta powieść. O uczuciu, które nie zostało zignorowane, mimo bardzo wielu przeszkód i tragedii, które praktycznie zniszczyły życie głównej bohaterki. Bardzo wielkie znaczenie ma dla mnie także wątek jej sióstr. Historia każdej z nich jest dla mnie praktycznie tak ważna, jak historia samej Poli. Ich wybory i postawa życiowa dają do myślenia, nie są tylko epizodem czy tłem do głównej opowieści.

Ale może od początku: Pola wyrywa się z rodzinnej wsi, marzy bowiem o ciekawszym życiu niż te, które zaplanowali jej rodzice. Niestety sprzeciwienie się ich woli powoduje, że dziewczyna staje się czarną owcą, a rodzice praktycznie się od niej odcinają. Na szczęście, jej wymarzone studia na architekturze nie okazują się totalną klapą, a dodatkowo owocują poznaniem wspaniałego faceta. Uczucie pomiędzy tych dwojgiem rozkwita, a na drodze do ich szczęścia nie staje nawet fakt, że Aleksander Dembski jest wykładowcą Poli, a ta jest biedną, bez grosza przy duszy, studentką. Bajkową historię miłosną kończy tragedia, a po niej, nic już nie będzie takie samo...

Strasznie czytać o czyjejkolwiek śmierci, a jeżeli ta dotyka ludzi, których łączy wielkie uczucie, to tym bardziej lektura jest trudna. A Magda Witkiewicz potrafi świetnie przelać na papier to, co tkwi w kobiecej duszy, wzruszenie więc jest nieuniknione. "Po prostu bądź" to jednak nie tylko książka o stracie, ale też o odbudowywaniu życia na nowo z nowym partnerem. Czy to w ogóle jest możliwe? Zapewne tak (choć osobiście nie potrafię sobie tego wyobrazić), ale na pewno nie będzie to łatwe...

Nowa książka Magdaleny Witkiewicz, ponownie jak poprzednie, zawładnęła sercami czytelniczek, które odnajdują siebie gdzieś pomiędzy kartami tej historii. I o to chodzi, bo prawdziwość i szczerość przekazu w kobiecej powieści obyczajowej, jest bardzo ważna. Polecam, jak zwykle, choć mogę się wydać nieobiektywna, bowiem każda powieść Autorki jest dla mnie wyjątkowa i godna pochwały.

Sardegna

"Kulminacje" Janusz L. Wiśniewski


posted by Sardegna on , , , ,

4 comments


Wydawnictwo: Wielka Litera
Liczba stron: 266
Moja ocena : 5/6

Mam ostatnio fazę na opowiadania pana Wiśniewskiego. Najpierw "Łóżko", a teraz "Kulminacje". Chociaż te drugie nie są typowym przykładem twórczości Pisarza, gdyż poza tradycyjnymi opowieściami Jego autorstwa, w książce znajdują się także historie napisane przez osiem wyjątkowych pań.

Struktura książki to szesnaście opowiadań J.L. Wiśniewskiego, a do każdego z nich dołączona jest historia alternatywna, stworzona przez jedną z Autorek. Dzięki temu, jedna opowieść ukazana jest z dwóch punktów widzenia, bądź zaprezentowane są dwie wariacje jednej historii. Lubię takie urozmaicenia, poza tym, w spisie polskich Autorek znajdują się nazwiska pań, których twórczość bliska jest memu sercu. Tym większa moja radość, bowiem w jednej książce znalazłam bardzo wiele interesujących mnie aspektów.

Nie martwcie się, "Kulminacje" to nie jest kolejna, zwyczajna antologia opowiadań o miłości. Książka stanowi fajną odmianę w momencie, kiedy rynek czytelniczy proponuje wiele podobnych tytułów. Poza tym, zebranie próbek twórczości ośmiu polskich Autorek (niektórych nieznanych mi zupełnie), daje szansę na zupełnie nowe wrażenia czytelnicze.

Jeśli chodzi o same opowiadania pana Wiśniewskiego, to powtórzyła się niestety sytuacja, jaka miała miejsce z "Łóżkiem": dwie z ośmiu historii czytałam już wcześniej ("Arytmie" i "Noc poślubna"). Jednakże fakt, iż Autorki dopisały alternatywną wersję owej historii, rekompensował mi tę powtarzalność i znajomość tekstu. Uprzedzam też lojalnie, że czytelniczki, które czytały "Zespoły napięć" mogą czuć się rozczarowane, bowiem w "Kulminacjach" potarza się wszystkie sześć opowiadań je tworzących ("Noc poślubna", "Kochanka", "Syndrom przekleństwa Undine", "Menopauza", "Anorexia nervosa", "Cykle zamknięte")

Pierwszy duet to "Arytmie"/"In - wersje", napisany wraz z panią Manulą Kalicką, który jest doskonałym przykładem tego, że nowe opowiadanie nadało staremu zupełnie nowe znaczenie. Podobała mi się wersja kobieca, kiedy to opisane wydarzenia nie są już takie czyste i wzniosłe, a kochankowie bez skazy.
"Syndrom przekleństwa Undine"/"Nie umrzesz we śnie", stworzony z Magdaleną Witkiewicz, pokazuje nowy punkt widzenia kobiety cierpiącej na przedziwne schorzenie, związane ze śmiertelnym bezdechem, następującym we śnie. W walce z chorobą bohaterce pomaga przyjaciel, którego postać, w każdym z opowiadań wygląda nieco inaczej.
Kolejny duet: J.L. Wiśniewskiego i Agnieszki Niezgody (pani, która, nie była mi bliżej znana) w opowiadaniach "Anorexia nervosa"/"Anorexia sclerosis" jest jednym z moich dwóch ulubionych zestawów. Autor przedstawia przejmującą historię związku, który kończy śmierć bliskiej osoby, Autora natomiast daje czytelnikom kontynuację tej wzruszającej opowieści. Świetna autorska para!

"Kochanka"/"Róża" Pauliny Holtz to dwie wariacje na temat przypadkowych spotkań, które mogą zaowocować głębszą relacją. Wersja "męska" zahacza o zdradę, wersja "kobieca" opiera się tylko (i na szczęście) na porozumieniu dusz.

"Noc poślubna"/"Klaustrofobia" Mariki Krajniewskiej to pozornie nie związane ze sobą opowieści, zupełnie od siebie różne i dotykające innych tematów. Jednakże po zastanowieniu, analogię odnajduje się w sytuacji, w jakiej postawiono bohaterki opowiadania. Ramy, w jakie wtłoczono kobiety, niemożność zmiany swego losu, o której ciężko czytać (zwłaszcza w przypadku "Nocy poślubnej"). Zresztą powyższe opowiadanie J.L. Wiśniewskiego jest chyba jednym z najbardziej drastycznych i emocjonalnych, jakie w Jego wykonaniu czytałam (w każdym razie dla mnie).

"Cykle zamknięte"/"Łabędzi śpiew" Izabeli Sowy to dwie wersje tego samej historii, widziane z męskiego punktu widzenia. Tęsknoty mężczyzn przebywających na morzu, za swoimi kobietami, mają różne oblicza, ale powiem szczerze, że bardziej podobało mi się spojrzenie kobiece na tę historię. Wszystko to za sprawą wyjątkowego zakończenia, niemalże fantastycznego, ale nadającego opowieści nowego charakteru.

Najlepszym duetem "Kulminacji" jest dla mnie zestaw opowiadań "Krew"/"Plac zabaw" autorstwa pana Wiśniewskiego i pani Małgorzaty Warda. Dramatyczna historia, przedstawiona w dwóch odsłonach "przed" i "po" tragedii, robi chyba największe wrażenie na czytelniczkach - matkach. Natomiast nadanie części drugiej elementu kryminalnego, powoduje, że ten duet pamięta się najlepiej i najwyżej go ocenia.

"Menopauza"/"Andropauza" Joanny Jodełki to dwa punkty widzenia na nieudany związek kobiety dojrzałej.  Jej żale i rozterki, związane z nieudanym małżeństwem i niezadowalającym kochankiem. Opowieści, które zrobiły na mnie najmniejsze wrażenie, jednakże rozumiem celowość umieszczenia ich w zbiorze i zakończenia nimi całego cyklu.

Podsumowując, opowiadania pana Wiśniewskiego mają swój charakterystyczny klimat, w którym czytelniczki się rozkochują, albo wręcz przeciwnie. Ja należę do tej pierwszej grupy, i mimo że czytałam już bardzo wiele historii Autora, niektóre z nich kilkakrotnie, zapoznałam się z "Kulminacjami" z wielką przyjemnością. Dawkowałam sobie duety, świadomie odwlekając w czasie przeczytanie całej książki. Obecność ośmiu Pań w tej antologii, dodaje charakteru, ale stanowi też miłą odmianę dla czytelnika. Myślę więc, że książka spodoba się zarówno miłośniczkom prozy Autora, jak i zaproszonych do współtworzenia, Autorek.
Sardegna

Wieczornego czytania ciąg dalszy...


posted by Sardegna on , , , , , , , , ,

2 comments

Niezmiernie mnie cieszy, że moja Siedmiolatka odkrywa uroki samodzielnego czytania. Na razie jest to na niewielką skalę, bowiem co wieczór czyta po dwie, trzy strony danej książeczki, ale liczy się, że w ogóle chce to robić. Została też pierwszą ze swojej klasy, użytkowniczką biblioteki szkolnej. A emocji z tym związanych było co niemiara! W każdym razie, czyta sobie samodzielnie i mam nadzieję, że za niedługo stanie się to jej najlepszym sposobem spędzania wolnego czasu. Poza tym, ja oczywiście czytam niezależnie dzieciakom inne lektury do poduszki. Ostatnio idziemy, jak burza z kolejnymi tytułami, więc dziś do opisania mam pięć książeczek. Wszystkie pochodzą z naszej dziecięcej biblioteczki. Cztery są dość nowe i pochodzą z wakacyjnego kiermaszu tyskiego, "Lenka i Bobik" to książka z dzieciństwa mojego męża.

Jeśli interesują Was nasze poprzednie lektury, albo szukacie tytułów do czytania własnym pociechom, zajrzycie do tych wpisów: tu i tu
A jeśli ciekawią Was wrażenia z najnowszych lektur, zapraszam poniżej:


Tak oto prezentuje się komplet naszych zróżnicowanych lektur, choć uprzedzam, tylko cztery z książeczek nadają do czytania wieczornego. "Wielki skok Zosi" to taki starter dla początkujących i czytających samodzielnie dzieci (wielka czcionka, mało tekstu, króciutka opowiastka zajmuje dosłownie dwie minuty), została jednak przeze mnie przeczytana na wyraźną prośbę Pięciolatka. A jako że jest on dość oszczędny w tej kwestii, jego przejaw zainteresowania wyborem lektury został przyjęty przez mnie z skrywanym entuzjazmem.

"Lenka i Bobik" Helena Smahelova

Wydawnictwo: Albatros Praga
Liczba stron: 30
Moja ocena : 6/6

"Lenka i Bobik" to jest mój faworyt! To książka z gatunku tych sentymentalnych, w twardej, solidnej oprawie, z oszczędną, trochę toporną grafiką, ale jakże urocza! Ta książeczka z roku 1983 wzbudziła autentyczny zachwyt moich dzieci. Szalone (a może po prostu szalenie zwyczajne) przygody ośmiolatki Lenki i jej pupila Bobika, tak bardzo podobały się moim dzieciom, że śmiały się do rozpuku! Faktycznie, z Bobika to niezły urwis: firankę pociągnie, siusiu na dywan zrobi, mamie pantofle pogryzie, ale żeby te ekscesy były aż tak ekscytujące? Niezbadane są gusta małoletnich czytelników. A może po prostu wśród współczesnych opowiastek o zwierzętach brakuje właśnie takich zupełnie zwyczajnych?

"Herkules" Walt Dinsey/tekst polski Małgorzata Fabianowska
Wydawnictwo: Egmont
Liczba stron: 112
Moja ocena : 3/6
Z "Herkulesem" to ja mam poważny problem. Niby wszystko jest ok, bowiem książka jest z serii Disney'owskich opowiastek, z której czytałam już "Pocahontas", więc ma przyjemną grafikę i fajnie się ją ogląda, reszta pozostawia jednak wiele do życzenia. I nie chodzi mi tutaj o aspekt ubogiej treści w stosunku do ilustracji, jak miało to miejsce w przypadku "Pocahontas". Głównym problemem w "Herkulesie" jest przerobienie mitu we współczesną historyjkę. Jeżeli byłoby to zrobione dobrze, to nie miałabym żadnych zastrzeżeń. Niestety w książeczce współczesne wstawki językowe, zupełnie nie pasują do sytuacji. Miało być śmiesznie, wyszło tak sobie. W trakcie czytania powstrzymałam się od komentarza, kiedy jednak widziałam nieco zdegustowaną minę Siedmiolatki i wzrok pytający: "ale tak właściwie, to o co chodzi z tymi fankami Herkulesa?", wiedziałam już wszystko...
Dlatego tego tomu serii nie polecam, a zainteresowanych odsyłam do Disney'owskiej bajki o tym samym tytule, którą zdecydowanie lepiej się przyswaja.

"Skrzydlatek i inne opowiadania" Joanna Papuzińska

Wydawnictwo: Literatura
Liczba stron: 52
Moja ocena : 5/6

Książeczka składa się z czterech niezależnych opowiadań, które łączy jedna cech: olbrzymia wrażliwość. Niby zwyczajne historyjki, jednakże napisane pięknym językiem, pokazują dzieciom, że świat można opisywać w zupełnie wyjątkowy sposób.
"Skrzydlatek" - to skrzydlaty chłopczyk, mieszkający w swoim skrzydlatym świecie. Pewnego dnia przedostaje się do naszej rzeczywistości, w której uznawany jest za wielkie dziwadło. Czy ktoś mu pomoże wrócić do domu?
"Agnieszka opowiada bajkę" to opowieść o malutkim kotku, a te jak wiadomo, zawsze są wyjątkowe
"Placek Zgody i Pogody" to jest dopiero mądra historia! Rodzice się kłócą, a mała Agnieszka przeżywa ten rodzinny problem po swojemu. Wspaniałe, dające do myślenia (zwłaszcza rodzicom) opowiadanie.
"Gawęda o Macierzanku" to bajka o tytułowym krasnalu i piesku Włóczypięcie. Uroczy tekst, napisany pięknym językiem.

"Winx. Magia przyjaźni" 
Wydawnictwo: Rainbow
Liczba stron: 63
Moja ocena : 5/6

Seria o wróżkach Winx to nie tylko książeczki, ale też komiksy, czasopisma, kreskówki i cała gama gadżetów. Osobiście nie byłam zwolenniczką tej serii, ale dałam się przekonać Siedmiolatce do zaopatrzenia się w książeczkę o przygodach skrzydlatych przyjaciółek. Na szczęście jest to całkiem fajna opowieść o przyjaźni. W wersji bardzo okrojonej, bowiem wszystko co dzieje się w tej historii przebiega w ekspresowym tempie i spokojnie można byłoby poświęcić jej nieco więcej stron. Ale rozumiem ideę tworzenia krótkich historyjek w odcinkach. Nic tak nie działa na dzieciaki, jak perspektywa kompletowania kolejnych, kolorowych tomów. Dla rodziców jest to jednak spory wydatek, bowiem cena 9,9 zł za mini książeczkę, jest nieco wygórowana, dlatego my dokupimy kolejne tomy tylko przy okazji wyprzedaży.
***

Czytaliście dzieciakom któreś z tych książeczek? Znacie? A może wykorzystacie, któryś z moich czytelniczych pomysłów? 29 września miał miejsce Dzień Głośnego Czytania dzieciom.Uczciliście ten dzień w jakiś szczególny sposób?

Sardegna

"Zbrodnia w szkarłacie" Katarzyna Kwiatkowska


posted by Sardegna on , , , ,

14 comments


Wydawnictwo: Znak
Liczba stron: 400
Moja ocena : 6/6

Ależ ja lubię takie powieści! Przypomniałam sobie właśnie, za co tak kochałam przez wiele lat Agathę Christie. Chociaż może nie powinnam porównywać pani Kwiatkowskiej do nikogo, bo po lekturze jednej jej powieści, wiem już, że Autorka styl ma niepowtarzalny, a  do tego bardzo lekkie pióro, przez co poznawanie historii w jej wykonaniu, staje się prawdziwą przyjemnością.

Ogólnie jestem podekscytowana, bo wczoraj w nocy skończyłam czytać "Zbrodnię..." i nie mogłam się nadziwić kunsztowi całej tej intrygi i szczegółom, które gdzieś umknęły mi po drodze, a powinny dać mi do myślenia w kwestii odnalezienia winnego zbrodni.

Uwielbiam ten moment, kiedy akcja zmierza do wskazania mordercy, a ja ni w ząb nie wiem, kto to jest. Do tego, jeśli główny bohater jest inteligentnym, sprytnym i do tego przystojnym (a jestem pewna, że jest) detektywem, to nic nie jest mi już do szczęścia potrzebne. 
Szukając informacji o Autorce i jej poprzednich książkach, natrafiłam na szokującą dla mnie wiadomość: "Zbrodnia w szkarłacie" to czwarty tom przygód Jana Morawskiego! No szok! Jak to możliwe, że ja nigdy wcześniej nie słyszałam o pani Kwiatkowskiej i jej Janku? "Zbrodnia w błękicie", "Abel i Kain", "Zobaczyć Sorrento i umrzeć", to tytuły, które teraz koniecznie muszę doczytać, żeby poznać inne przygody samozwańczego detektywa Morawskiego.

W każdym razie, wracając do fabuły powieści, w dworze w Jezioranach, koło Poznania, trwają przygotowania do ślubu dziedziczki Heleny. Właściciele majątku, Jerzy i Jerzowa Jeziorscy to wujostwo Jana, którzy poprosili swego krewnego, aby ten, jeszcze przed weselem, pomógł im znaleźć rodzinny skarb, ukryty przez dziadka.
Potencjalny skarb jest dla gospodarzy bardzo ważny, bowiem posiadłość jest bardzo zadłużona, a czas spłaty nieubłaganie się zbliża. We dworze panuje przedślubna gorączka, sprowadzane są najlepsze smakołyki i towary, mające zamaskować problemy finansowe gospodarzy, a nerwową atmosferę zagęszcza jeszcze obecność nielubianej szwagierki Jeziorskiego, Eweliny i jej chorowitej pasierbicy, Laury.
Kiedy wierzyciel - Niemiec Józef Szulc, nachodzi Jeziorskich żądając natychmiastowego uregulowania długu, wszystkim puszczają nerwy. A kiedy, do tego, w nocy ktoś strzela do Szulca, który jakimś dziwnym trafem kręci się we dworze, podejrzenia padają na domowników. Każdy z nich ma bowiem motyw i skrywa jakiś sekret, który próbuje zataić, składając fałszywe zeznania.
Jan zbiera wszystkie informacje, demaskuje niezgodności i stara się odkryć, kto stoi za morderstwem, jednocześnie jednak pragnie chronić swoją rodzinę i nie doprowadzić do skandalu na ślubie kuzynki. Kto jest winien zbrodni? Czemu wszyscy domownicy kłamią? Czy z zabójstwem Szulca wiąże się w jakiś sposób pożar spichlerza, który miał miejsce, jakiś czas temu w gospodarstwie Jeziorskich? Jan dwoi się i troi, jednocześnie nie chcąc wyrwać się przed głównego śledczego, Niemca Joachima Engela.

Atmosfera Jezioran jest genialna! Właściwie każda z postaci jest wyjątkowa na swój sposób. Opisy weselnego jedzenia, ziemskich zwyczajów, wynalazków gospodarza, po prostu cud, miód! Bardzo, ale to bardzo mi się "Zbrodnia w szkarłacie" podobała. Nie spodziewałam się nawet, że kryminał w stylu retro, polskiej Autorki, będzie na takim wysokim poziomie. Jeśli szukacie fajnej książki, polecam gorąco "Zbrodnię..."! Będziecie zachwyceni!
 
Sardegna

"Misjonarze z Dywanowa" Władysław Zdanowicz


posted by Sardegna on , , , , ,

8 comments



Wydawnictwo: Księgarnia Zdanowicz
Liczba stron: 454
Moja ocena : 5/6

Moja dzisiejsza propozycja to prawdziwa petarda! Książka raczej "męska", której wielkim fanem został mój mąż, pochłonąwszy ją w parę dni, ale jak widać i mnie przypadła do gustu, choć jej przeczytanie zajęło mi nieco więcej czasu.

Małżonek mój porównał perypetie szeregowego Leńczyka z przygodami Wojaka Szwejka, a bawił się podczas czytania, równie dobrze, jak ze Szwejkiem. Świadczyć mógł o tym niekontrolowany śmiech, jaki pojawiał się raz po raz, w trackie jego lektury. Jako że mi czytanie szło bardziej opornie (głównie za sprawą wydania i maleńkiego druku, który męczył mnie nieziemsko), musiałam potem referować mężowi, jaki rozdział przeczytałam i co o nim myślę. Przy niektórych momentach śmialiśmy się razem, inne fragmenty były faworytami męża, inne zaś - bardziej mi przypadły do gustu. Jeden motyw jest jednak naszym wspólnym numerem jeden - a kto czytał, ten pewnie się domyśla - rover rozwalił system! Ale o tym może za chwilę...

"Misjonarze z Dywanowa" to historia pełna czarnego, trochę nieokrzesanego humoru, nieco rubaszna i nieszczędząca wulgaryzmów. Przez to nazwałam ją "męską", bowiem taki typ literatury nie jest chyba ulubionym kobiecym wyborem. W każdym razie, mnie nie przeszkadzał męski świat, wręcz przeciwnie, zainteresował i to bardzo. Nie miałam w prawdzie nigdy do czynienia z wojskiem, w jakiejkolwiek postaci, ale tak właśnie je sobie wyobrażałam. Oczywiście trochę z przymrużeniem oka, wiedząc że obraz sytuacji został nieco przerysowany.

Historia "Misjonarzy..." to zapis perypetii jednego z szeregowych żołnierzy Wojska Polskiego, Piotra Leńczyka, który (w sumie przez przypadek) udaje się wraz ze swoją kompanią na misję do Iraku. To przypadek w takiej sytuacji jest możliwy? Zapytacie. No więc jeśli w grę wchodzą koneksje na wysokim szczeblu, to jak najbardziej. Leńczyk, zupełnie "zielony" trafia w sam środek misji, nie do końca wiedząc, co, i w jakim celu robi. Jako że bohater jest prostym, bezkompromisowym chłopakiem, często zupełnie nieświadomie, pakuje się w kłopoty, bądź staje się przyczyną konfliktów w bazie. Oczywiście w ogóle mu to nie przeszkadza, bo dla Leńczyka nie ma sprawy nie do wyjaśnienia i przeszkody nie do pokonania.

Beztroskie podejście do życia, nieświadomość pewnych spraw i zupełne podejście na luzie szeregowego, drażni niejednego dowódcę, ale staje się też przyczyną kłopotów, w które wpada cała kompania. Ot takie Leńczykowe, zupełnie przypadkowe "rozpętanie wojny światowej". A kiedy w grę wchodzi jedzenie, szeregowy zupełnie traci rozum, podążając tylko za zapachem lokalnych i nie tylko, specjałów.


Każdy z trzynastu rozdziałów opisuje inne perypetie Leńczyka. Jedne są bardziej, inne nieco mniej zabawne, ale oczywiście wszystkie stanowią obraz pobytu bohatera na misji. Stanowią też dopiero pierwszy tom jego przygód. Autor bowiem wydal już dwa kolejne tomy (w nowej, pięknej szacie graficznej), w których to szeregowy, o ile to możliwe, rozkręci się pewnie jeszcze bardziej.

Nie będę opisywała poszczególnych, zabawnych sytuacji, jakie przytrafiły się bohaterowi "Misjonarzy...", bo nie chciałabym odbierać Wam przyjemności płynącej z lektury. Poza tym, lepiej samemu wczuć się w klimat historii i szukać w niej smaczków i nawiązań do innych tytułów czy postaci. Osobiście, moim ulubionym fragmentem w książce jest historia z wyżej przytoczonym roverem, przesłuchanie szeregowego, scenki w szpitalu czy motyw z obstrzelaniem bazy i Lenczykiem w ... no właśnie...


Na pewno atutem książki jest język - prosty, potoczny, czasem wulgarny (nie brzmiący jednak tak nieprzyjemnie, jak osiedlowa mowa), ale przez to jest bardzo prawdziwy. A kiedy do tego dochodzi zabawna gra słowem, wojskowe specyficzne powiedzonka i żarty sytuacyjne, tworzy się ciekawy obraz żołnierskiej społeczności, która oczywiście jest ukazana trochę w krzywym zwierciadle, ale przez to staje się czytelnikom bliższa i bardziej "ludzka".

Jak widać, "Misjonarze z Dywanowa" mogą podobać się nie tylko czytelnikom, ale także czytelniczkom, ale nie od dziś wiadomo, że "za mundurem, panny sznurem", prawda?

Sardegna

"Upalne lato Gabrieli" Katarzyna Zyskowska - Ignaciak


posted by Sardegna on , , , ,

15 comments


Wydawnictwo: mg
Liczba stron: 266
Moja ocena : 6/6

Ech... bo tak trudno mi pisać o genialnych książkach...

"Upalne lato Gabrieli" przeczytałam w maju, chciałam bowiem, zdążyć przed Warszawskimi Targami Książki i spotkaniem z Autorką. A najlepiej się przecież dyskutuje, kiedy całą serię się zna. I zdążyłam, przeczytałam, zachwyciłam się, porozmawiałam i ... utknęłam. Nie potrafiłam nic konstruktywnego napisać, co by mogło podsumować tę wspaniałą, bliską memu sercu, serię, ale jako że obowiązek trzeba wypełnić, więc nie ma co już dłużej zwlekać. Choć nie spodziewajcie się, że moja opinia odda wspaniałość "Upalnego lata...". Tę serię trzeba przeżyć po swojemu i po swojemu ją zinterpretować. Tak będzie najlepiej.

Gabriela to córka Kaliny i wnuczka Marianny ("Upalne lato Kaliny" , "Upalne lato Marianny"). Prowadzi ustabilizowane życie, jest znaną pisarką i matką wspaniałego syna, Janka. Mieszka w pięknym siedlisku na Mazurach i właściwie niczego więcej jej do szczęścia nie potrzeba, nawet mężczyzny na stałe. Jednak pod przykrywką spokoju i opanowania, Gaba kryje całą gamę emocji, związanych z rodzinnymi dramatami i powiązanymi z nimi, niedokończonymi sprawami.

Gabriela nie czuje potrzeby zmierzenia się z przeszłością, ale zbieranie materiałów do nowej książki, której głównym bohaterem jest jej ojciec - opozycjonista w latach 80tych, niejako ją do tego zmusza. Wspomnienia dzieciństwa spędzonego na wsi, z dawno zapomnianą opiekunką, młodość przeżyta wraz z ojcem, wiecznie pracującym naukowcem, i postać matki - dziwnej, zupełnie obcej kobiety, która porzuciła córkę i wyjechała za granicę, wracają do Gaby, jak bumerang. I trudne to będzie doświadczenie, bo niektóre ze wspomnień są wyjątkowo bolesne, a inne wzbudzają w kobiecie poczucie winy i wstyd.

Do powrotu do przeszłości przyczynia się także niespodziewany telefon z Francji, od osoby, od której Gaba nigdy nie spodziewałaby się kontaktu, a także nieoczekiwany spadek w postaci dóbr ziemskich, z którymi kobieta nie chce mieć nic wspólnego.

W uporządkowane życie Gabrieli wkraczają osoby, które ta pragnie tylko wymazać z pamięci. Jednak, czy postawa, jaką przyjmie bohaterka zapewni jej spokój ducha? Wycieczka w przeszłość będzie najtrudniejszym z jej doświadczeń, ale też najbardziej oczyszczającym i skrycie wyczekiwanym. Bo niezałatwione sprawy zawsze wracają, ale na szczęście, na naprawienie błędów też nigdy nie jest za późno.

"Upalne lato Gabrieli" zamyka sagę rodzinną trzech pokoleń kobiet. Wyjaśnia wszystkie niedomówienia i odkrywa sekrety poprzednich tomów. Powieść napisana jest równie pięknym językiem, co poprzednie i podobnie, jak tamte, nasycona jest emocjami. Odcina się jednak na ich tle dojrzałością bohaterki, co stanowi wspaniałe zakończenie cyklu i podsumowanie tej niełatwej historii.
Każda z kobiet "Upalnego lata..." jest wyjątkową postacią. Historia każdej z nich jest ważna i warta opowiedzenia. Historię każdej trzeba poznać z jej własnego punktu widzenia. Nie można inaczej...

Tak jak napisałam na początku, nie potrafię pisać o genialnych książkach. Moje słowa brzmią banalnie, a nie tak chciałabym, żebyście odebrali tę opowieść. Z historią bohaterek jest tak, jak w życiu: niewiele wiemy o dojrzewaniu naszych rodziców czy dziadków, ich emocjach i przeżywanych w młodości dramatach. Opowieści te bagatelizujemy, bądź traktujemy z przymrużeniem oka, a przecież ich przeszłość jest równie ciekawa, co teraźniejszość. I równie ważna. Poza tym stanowi część naszej osobistej historii, więc należy ją dobrze poznać i szanować.

Do dziś nie mogę się nadziwić, jak z pomysłu na sagę rodzinną, Autorka przeszła do stworzenia tak genialnych książek. Bo istotą tej trylogii nie jest sama opowieść, tylko to, co dzieje się głowach bohaterek, a my odnajdujemy to pomiędzy wierszami.

Strasznie mi przykro, że to już koniec, ale z drugiej strony, wiem, że nie możne być inaczej. Opowieść o Mariannie, Kalinie i Gabrieli, dobiegła końca, a ja rozmyślam teraz nad moją własną historią, w której główną rolę grają: moja Prababcia M. Babcia A. Mama G. moja Córka A. i ja ...
 
Sardegna

"31.10. Księga Cieni" antologia


posted by Sardegna on , , , , , ,

6 comments


Wydawnictwo: WRCW
Liczba stron: 597
Moja ocena : 4/6
e-book 

Mówiłam Wam, jak bardzo lubię swój nowy telefon? A to tylko dlatego, że odkryłam na nim możliwość czytania e-booków. Wiem, wiem... nie jestem odkrywcza w tym temacie, ale ta aplikacja daje mi szansę na przeczytanie tytułów, które od lat leżą nietknięte na moim twardym dysku. Nie mam czytnika e-booków, a na komputerze nie czytam, mam więc teraz opcję nadrobienia zaległości, których trochę mi się nazbierało.

Na pierwszy ogień poszedł "Gej w wielkim mieście". Na drugi - antologia Halloween po polsku "31.10. Księga Cieni"

To już trzeci zbiór opowiadań wydawnictwa WRCW, wydany jako projekt self-publishingowy. E-booka można do dzisiaj pobrać za darmo ze strony Virtualo, mimo że od premiery minęły już niemalże dwa lata. Osobiście miałam okazję obserwować projekt od samego początku, kiedy to w okresie Halloween w 2011 roku, polscy autorzy, wydali najpierw w formie elektronicznej, a później w papierowej, swoje opowiadania grozy.

Pierwszy "31.10. Halloween po polsku" przeczytałam z wypiekami na twarzy i oceniłam dość wysoko. Teraz z perspektywy czasu widzę, że podobały mi się opowiadania autorów, których lubię i czytam do dziś, mimo iż wtedy były to dla mnie nazwiska zupełnie nieznane ("Confessio" Marek Ścieszek, "Equnculus" oraz "Stwórca cieni, mistrz przemian" Romuald Pawlak, "Matczyna miłość" Karolina Wilczyńska).
"31.10. Wioska przeklętych" to antologia wydana w roku 2012, a wspólnym mianownikiem wszystkich historii jest Strzyżewo - mroczna wioska położona gdzieś w bliżej nieokreślonym miejscu, na południu Polski. I podobnie, jak miało to miejsce wcześniej, zwróciłam uwagę na kilka opowiadań, których autorów do dziś bardzo cenię ("A co, jeśli zło wygląda jak ja?" Sylwia Skorstad, "Wioska przeklętych" Michał Stonawski, "Pielgrzymka" Ewa Bauer, "Kwestia smaku" Daniel Koziarski, "Voodoo" Magdalena Witkiewicz)

A jak sprawa wygląda z "31.10. Księga Cieni"? Antologia zawiera aż 27 opowiadań, które łączy tym razem motyw czarownic i magicznej księgi zaklęć. Nazwiska niektórych autorów są mi doskonale znane, inne są mi zupełnie obce. Jedne z opowiadań są bardzo długie, inne króciutkie, dosłownie na dwie strony. Niektóre są klimatyczne i mroczne, inne - straszne, jeszcze inne - wyjątkowo brutalne. Jedne są świetne, inne niestety mnie zmęczyły i znudziły, tak, że praktycznie nie jestem w stanie napisać, o czym właściwie mówią.

Takk już w antologiach bywa, że nie wszystkie historie podobają mi się jednakowo. Mam oczywiście swoich faworytów, o których postaram się napisać parę słów. 
Na początek lista autorów i tytułów opowiadań:

1. Kinga Ochendowska "Księga Cieni"
2. Paweł Mateja "Wielkie potwory mistrza Gottentota"
3. Paweł "DarkAraghel" Rejdak "Łowcy"
4. Grzegorz Gajek "Ode złego"
5. Marek Rosowski "Mgła"
6. Marcin Podlewski "Serce i wahadło"
7. Anna Klejzerowicz "Książka ze szkła"
8. Marek Ścieszek "Będzina"
9. T. J Krzywik "Groza zza muru"
10. Anna Rybkowska "Mistrz lalek"
11. Maciej Kaźmierczak "Jedność"
12. Magdalena Witkiewicz "Czarownice"
13. Ewa Bauer "Narodziny Bogini"
14. Kornelia Romanowska "Broń mnie od pokuty"
15. Robert Rusik "Po drugiej stronie księgi"
16. Maciej Lewandowki "Siedlisko"
17. Tomasz Czarny "Potrzeby"
18. Szymon Adamus "Spójrz w moje oczy"
19. Krzysztof Dąbrowski "I co ja robię tu"
20. Chepcher Jones "Ta księga"
21. Marek Grzywacz "Pierwsza strona"
22. Karolina Wilczyńska "Tam chciałbym się zestarzeć"
23. Andrzej F. Paczkowski "Oko czarownicy"
24. Michał Stonawski "Cienie"
25. Kamil Czepiel "O tym jak ciemność straciła kobietę"
26. Antonina Kostrzewa "Powroty"
27. Krzysztof Maciejewski "Ścieżka bez nazwy"

Jeżeli miałabym wybrać opowiadania, które najbardziej mi się podobały, to byłyby to (w kolejności, w jakiej ukazane są w antologii): "Będzina" Marka Ścieszek - historia mężczyzny, który został posądzony o zabójstwo żony. Okazuje się jednak, że za jej śmiercią stoi ktoś lub coś innego. "Jedność" Macieja Kaźmierczak, czyli opowieść o połączeniu dwóch dusz w jedno ciało, "Siedlisko" Macieja Lewandowskiego - zapis wspomnień bohatera, związanych z jego nowym, pozornie sielskim, miejscem zamieszkania, "Potrzeby" Tomasza Czarny - makabryczna przygoda pewnego zagubionego wędrowca, bardzo realistyczne opowiadanie, związane z przypadkiem w komunikacji miejskiej - "Spójrz w moje oczy" Szymona Adamus oraz przerażające "Powroty" Antoniny Kostrzewa. Gdybym miała wybrać jedno, najlepsze według mnie opowiadanie, byłaby to jednak "Będzina" Marka Ścieszek.

W zbiorze jest kilka opowiadań nieźle się zapowiadających. Historii, jak dla mnie, zdecydowanie za krótkich, bądź takich, które stwarzają wrażenie fragmentu czegoś większego. Do takich "zwiastunów" należą:  "Księga Cieni" Kingi Ochendowskiej - czyli opowieść rozpoczynająca antologię, wprowadzająca niejako w jej klimat, "Mgła" Marka Rosowskiego - majaki chorego Romualda Traugutta, "Książka ze szkła" Anny Klejzerowicz, opowiadająca o postaciach widmo, w domostwie pewnego małżeństwa oraz "Czarownice" Magdy Witkiewicz - czyli o magicznej więzi, łączącej matkę i córkę.

Pierwszy raz antologia "31.10" jest tak obszerna. Plusem tego na pewno jest możliwość poznania próbki twórczości wielu polskich autorów. Minusem jednak jest "zmęczenie" antologią, zwłaszcza przy opowiadaniach mniej interesujących. Dlatego moją ostateczną notą jest 4/6, za całokształt. Żałuję, że idea "Halloweenu po polsku" nie jest kontynuowana, chętnie bowiem przeczytałabym, jakie nowe opowiadania grozy, polscy autorzy są w stanie wymyślić. Zainteresowanych tematem odsyłam do poprzednich e-booków, których lekturę najlepiej zacząć w okresie Halloween, w październiku właśnie.

Sardegna