Wydawnictwo: Filia
Liczba stron: 578
Moja ocena : 6/6
Dzisiejszy wpis jest o świetnej książce, która pojawiła się niedawno na rynku wydawniczym i z tego co widzę, nieźle namieszała (ale w pozytywny sposób) w głowach czytelników.
"Fracht" pojawił się na świecie za sprawą pana Grzegorza Brudnika, nowego nazwiska w świecie pisarskim, Autora, który zaproponował czytelnikom spektakularną i wielowątkową, iście hollywoodzką opowieść w wielkim stylu. Powieść ma ponad 500 stron i dzieje się w niej naprawdę wiele, ale gwarantuję, że nie ma tu chaosu ani bezsensownych wątków. Akcja toczy się dynamicznie i ma tyle zwrotów, że człowiek nawet nie zauważa, kiedy jest w połowie książki i podąża do finału. Faktycznie, bohater jest takim trochę Jamesem Bondem, ale kurczę no! O jego przygodach czyta się świetnie!
"Fracht" pojawił się na świecie za sprawą pana Grzegorza Brudnika, nowego nazwiska w świecie pisarskim, Autora, który zaproponował czytelnikom spektakularną i wielowątkową, iście hollywoodzką opowieść w wielkim stylu. Powieść ma ponad 500 stron i dzieje się w niej naprawdę wiele, ale gwarantuję, że nie ma tu chaosu ani bezsensownych wątków. Akcja toczy się dynamicznie i ma tyle zwrotów, że człowiek nawet nie zauważa, kiedy jest w połowie książki i podąża do finału. Faktycznie, bohater jest takim trochę Jamesem Bondem, ale kurczę no! O jego przygodach czyta się świetnie!
Bardzo bym chciała, aby o Autorze zrobiło się naprawdę głośno, bowiem książki napisane w takim stylu nie mogą zostać niezauważone przez szerokie grono odbiorców. Choć, nie powiem, do "Frachtu" trzeba podejść poważnie, czytać w skupieniu, żeby nie przegapić żadnego z ważnych wątków, których Autor podsuwa mnóstwo. Lepiej też zacząć przygodę z jego książkami od "Mayday", która jest pierwszą częścią przygód Aleksandra Galla, bohatera "Frachtu", utrzymana w podobnym, katastroficznym klimacie.
Dlaczego więc nie sięgnęłam na początku po tom pierwszy tylko skupiłam się na drugim, spytacie? Otóż wydawało mi się, że obie książki są zupełnie odrębnymi historiami i niczym się nie łączą, nie zaszkodzi więc, jeśli zacznę sobie od nowości. W rzeczywistości jednak, choć sprawy, nad którymi pracuje Gall są odrębne, to jednak wątek osobisty bohatera jest kontynuacją. Gdybym więc faktycznie lepiej zorientowała się w sytuacji, przeczytałabym najpierw "Mayday", mimo wszystko można jednak czytać obie książki oddzielnie i zorientować się w temacie, czego jestem najlepszym przykładem.
Przechodząc jednak do sedna sprawy, bardzo lubię powieści z wątkiem katastroficznym, filmy zresztą też, ale bardzo rzadko się zdarza, zwłaszcza w książkach, aby ów wątek był dobrze zaplanowany. Często bywa tak, iż po emocjonującym początku jest średnie rozwinięcie i bardzo słabe zakończenie. Mimo to ciągle szukam książki idealnej w tym zakresie, i powiem Wam, że "Fracht" bardzo podniósł poprzeczkę. Mam może małą uwagę, żeby samej katastrofy i jej opisu było w książce jeszcze więcej, ale naprawdę nie mam zastrzeżeń, co do rozwinięcia tej historii i jej zakończenia.
Głównym bohaterem "Frachtu" jest Aleksander Gall, człowiek mega inteligenty, obdarzony fotograficzną pamięcią, specjalizujący się w wyjaśnianiu przyczyn największych katastrof samolotów, statków czy wypadków kolejowych. Kiedy więc na Bałtyku podczas sztormu, dochodzi do zatonięcia wielkiego statku kolejowo - samochodowego "Raginis", który ma na swoim pokładzie olbrzymi ładunek, Gall zostaje zwerbowany przez dawnego znajomego, będącego aktualnie armatorem stojącym na skraju bankructwa, do wyjaśnienia tej sprawy. Zatonięcie "Raginisa", które przebiegło niemal błyskawicznie, z jednej strony wydaje się spowodowane sztormem, przechyłem i nagłym wlewem wody przez niedomknięte śluzy. Z drugiej jednak strony, pewne ślady sugerują, że statek mógł zderzyć się z inną jednostką pływającą, choć teoretycznie do takiej sytuacji nie miało prawa dojść.
Gall z pomocą swojego przyjaciela Baldura Eysturvinda, nazywanego po prostu Baldim, człowieka niezwykłego, niebywale inteligentnego, świetnie
znajdującego się na technologii, komputerach, mającego masę znajomości i kontaktów na całym świecie, a do tego wysportowanego, o nieco mrocznym charakterze, postanawiają przyjrzeć się tej sprawie
bliżej. Tylko że wraz z odkrywaniem kolejnych tropów, wychodzi na jaw, że u podstaw katastrofy leży prawdopodobnie coś zupełnie innego, niż początkowo mogło się wydawać. Statkiem i jego ładunkiem zaczyna interesować się cała grupa ludzi, którym katastrofa była bardzo na rękę. Ktoś za wszelką cenę nie chce, aby prawda wyszła na jaw, jednak dla Galla i Baldiego przyczyny zatonięcia statku stają się coraz bardziej jasne. Cała sprawa robi się niesamowicie nieprawdopodobna, a realne niebezpieczeństwo, na które narażeni są bohaterowie, wyraźnie
rośnie.
Faktycznie, patrząc realnie, to Gall jest trochę takim nadczłowiekiem, podobnie, jak jego
przyjaciel, ale ja lubię takich charyzmatycznych mężczyzn, dla
których nie ma rzeczy niemożliwych! Osobiście mam jeszcze jedno
pozytywne skojarzenie: Aleksander i Baldi wyraźnie kojarzyli mi się z
Myronem Bolitarem i Winem, moimi ulubionymi bohaterami z serii
kryminałów Harlana Cobena. Głównie za sprawą relacji ich łączącej, niemego porozumienia, oddania, ale także czarnego humoru i
sarkazmu, który nieustannie towarzyszy ich rozmowom. Poza tym, obaj są
mega inteligentni (to moja ukochana cecha u mężczyzn i tych książkowych,
i tych prawdziwych), sprytni, dostrzegają to, co innym umyka i potrafią
znaleźć wyjście z każdej, nawet najbardziej dramatycznej sytuacji.
Nie będę zdradzała, co tak naprawdę wydarzyło się na "Raginisie", bo to muszą czytelnicy odkryć sami. Powiem tylko, że w tej historii nic nie jest takie, jak na początku się wydaje i nawet zmierzając do końca, kiedy wydaje się, że rozwiązanie mamy już na tacy, ostatnie strony przynoszą prawdziwą petardę. Nic też w tej historii nie jest przypadkowe i nawet wątki pozornie nieistotne, wydające się dodatkiem do treści, mają znaczenie. Jest rozmach, szybkie tempo akcji, wiele postaci, w tym drugo i trzecioplanowych, wspaniale wykreowanych, równie ważnych, co najważniejsze osoby w tym dramacie. Jest wielka dbałość o szczegóły, każdy wątek (a jest ich naprawdę wiele) rzetelnie skonstruowany, a to wszystko świadczy o fakcie, iż Autor do napisania swych książek naprawdę świetnie się przygotowuje. Brawo! Jestem pod bardzo wielkim wrażeniem i na pewno zaopatrzę się w "Mayday"!
Sardegna
Wpisuję na listę do zdobycia i przeczytania.
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło, choć zachęcam najpierw sięgnąć po "Mayday", tam cała historia Aleksandra Galla się zaczyna
Usuń