Wydawnictwo: Fabryka Słów
Liczba stron: 406
Moja ocena : 4/6
Jestem wielką fanką Andrzeja Pilipiuka, i to na pewno nie będzie zaskoczeniem dla kogoś, kto choć czasami zerka na mojego bloga. Choć faktycznie przyznaję, ostatnimi czasy trochę mi było nie po drodze z powieściami czy zbiorami opowiadań Autora, bo od ostatniej lektury, czyli "Konana Destylatora minęły dokładnie trzy lata.
Z dziewięciu tomów przygód Jakuba Wędrowycza czytałam siedem, jednak im dalej, tym zaczynam odczuwać jakieś znużenie tematem. Żałuję bardzo, bo pierwsze cztery tomy: "Kroniki Jakuba Wędrowycza", "Czarownik Iwanow", "Weźmisz czarno kurę" i "Zagadkę Kuby Rozpruwacza"ogromnie mi się podobały. Przeczytałam je praktycznie jeden za drugim i nie mogłam się zdecydować, który podoba mi się bardziej. Potem miałam przerwę ("Wieszać każdy może"), aż do czasu wydania kolejnego tomu "Homo Bimbrownikusa" - tutaj niestety nie zaiskrzyło. Później znowu przerwa (na "Truciznę") i w roku 2017 przyszedł czas na "Konana Destylatora", który na szczęście przypadł mi do gustu nieco bardziej, niż poprzednik. Natomiast najnowsza część "Karpie bijem", mająca premierę w lipcu 2019, niestety, w moim odczuciu, znowu zaliczyła spadek formy.
Jakuba
albo się kocha, albo nienawidzi i ja zdecydowanie należę do tej
pierwszej grupy, dlatego trochę mi smutno, że kolejne jego przygody nie
robią na mnie już takiego wrażenia, jak kiedyś. Nie twierdzę, że wszystkie opowiadania w zbiorze mi się nie podobały, bo było kilka, zwłaszcza tych krótkich z mocną puentą, które mnie rozbawiły i przypomniały, dlaczego tak bardzo lubię Kubę Wędrowycza, jednak większość bawiła mnie zdecydowanie mniej. Stąd też myślę, że "Karpie bijem" z nowymi przygodami wojsławickiego egzorcysty, zasługuje na nie więcej, niż czwórkę.
Jakub nadal jest sobą, nadal lubi skorzystać z domowej aparatury i łyknąć troszkę bimberku, upolować leśną, nieleśną zwierzynę, spędzać czas ze swoim wieloletnim przyjacielem, kozakiem Semenem, czy zwrócić się dla rozrywki, przeciwko odwiecznemu wrogowi, Bardakowi i jego potomkom. Dzięki swoim nadprzeciętnym zdolnościom lubi też dać nauczkę wszelkiego rodzaju demonom, kosmitom, opętanym zwierzętom, czy komunistom. Choć tradycjonalista, nie stroni od przeżywania nowych przygód, zdobywania nowych doświadczeń, odwiedzin w równoległych wymiarach i konsumowania w nich lokalnych, choć może nieco kontrowersyjnych specjałów.
I tak na przykład możemy poczytać o tym, jak JW nie boi się usunięcia obcego chipa z mózgu przyjaciela (choć sposób przeprowadzenia zabiegu może się wydać niektórym nieco mroczny, ważne, że działa!), jak próbuje oszukać Kostuchę, co by móc dłużej hasać po świecie i korzystać z jego uroków, a także, jak podróżuje w czasie i przestrzeni, aby dać nauczkę podłemu ormowcowi. Jakub ze względu na swoją profesję zmuszony jest czasami odwiedzić świat alternatywny i porozmawiać ze swoim ichniejszym alter ego. Jednak, co Wędrowycz, to Wedrowycz, taka współpraca zawsze daje gwarancję sukcesu i będzie przykładem wspaniałej, międzywymiarowej kolaboracji. Takie podróże zachęcą do skosztowania bekonu z jednorożca i sprawdzenia, czy nada się on, jako zagrycha do samogonu, oraz
czy pożyczką pewnych przekąsek z równoległego wymiaru, pomoże rozwiązać egzorcyście pewną trudną sprawę z męczącymi miasto, gołębiami.
JW wykurzy także demona, który wysysa energię z ludzi stojących w kolejkach, odkopie i obudzi swoją żonę, od lat spoczywającą w szklanej trumnie pod oborą, wszystko to oczywiście na potrzeby sytuacji, odszuka złotą kaczkę, stacjonującą w jeziorku ukrytym w podziemiach muzeum Fryderyka Chopina, aby pomóc spłacić dług znajomemu, zrobi też porządek z pewną Babą Jagą, atakującą ludzi z powietrza. Zawalczy też z Bardakami o dobre imię Wojsławic, niszcząc wątpliwej jakości interesy swoich wrogów. Jakub i Semen dostaną też interesujące zlecenie na odnalezienie seryjnego mordercy, który z pewną regularnością od osiemnastu lat, porywa i morduje ludzi, kręcących się nad jeziorem, ale najpierw opowiedzą, jak to brali udział w alternatywnej wersji bitwy pod Grunwaldem.
W trzech opowiadaniach występuje również wnuk Wędrowycza, Piotruś, który raz z dziadkiem wydobywa keczup spod ziemi, raz analizuje kolejki na poczcie, a także pisze wypracowanie zadane, jako pracę domową o tym, co jest w życiu najważniejsze, i jaką cenną lekcję odebrał od swego dziadka.
Podsumowując, Jaki Wędrowycz jest, każdy widzi. Wiem, że nie wszystkim ta postać odpowiada, ja go w każdym razie nadal uwielbiam. Może "Karpie bijem" nie wywróciły mojego czytania do góry nogami, ale i tak pewnie za jakiś czas sięgnę po kolejne przygody najsłynniejszego w kraju, egzorcysty, bimbrownika i wiejskiego filozofa!
Podsumowując, Jaki Wędrowycz jest, każdy widzi. Wiem, że nie wszystkim ta postać odpowiada, ja go w każdym razie nadal uwielbiam. Może "Karpie bijem" nie wywróciły mojego czytania do góry nogami, ale i tak pewnie za jakiś czas sięgnę po kolejne przygody najsłynniejszego w kraju, egzorcysty, bimbrownika i wiejskiego filozofa!
Sardegna
Kiedyś czytałam coś... ale było przepełnione alkoholizmem na wskroś.
OdpowiedzUsuńZaraz alkoholizmem. Jakub po prostu lubi sobie troszkę popić, zwłaszcza domowego bimberku ;)
UsuńJestem po lekturze pierwszej części i mam mieszane uczucia:)))Nie wiem czy sięgnę po kolejne:)
OdpowiedzUsuńPierwsza część jest moim zdaniem najlepsza, ale rozumiem JW jest specyficzny i może nie każdemu przypaść do gustu
UsuńNo,autor się chyba trochę zmęczył postacią,ale kawałkami ciągle fajne.
OdpowiedzUsuńChomik
Mam nadzieję, że to chwilowy spadek formy, bo uwielbiam JW i nie chciałabym, aby jego przygody się skończyły
Usuń