Wydawnictwo: Mando
Liczba stron: 410
Moja ocena : 6/6
Wakacje zaczęły się pełną parą, ale dla mnie ten moment w roku to przede wszystkim urlop w dziczy nad jeziorem, na który czekam z utęsknieniem cały rok. Urlop, urlopem, ale zanim do niego dojdzie, uwielbiam poczytać historię rozgrywającą się w takiej sielskiej atmosferze wakacyjnej, w miejscu podobnym do tego, do którego sama się wybieram.
Kiedy więc dostałam propozycję przeczytania "Najkrótszej nocy" autorstwa pani Mirosławy Karety, książki, którą nazwałabym mieszanką młodzieżówki, kryminału z powieścią obyczajową, od razu skusiłam się na lekturę ze względu na miejsce akcji. Przygoda bohaterów toczy się bowiem na spływie kajakowym rzekami Bukowiną i Łupawą na Kaszubach, terenie, który może bezpośrednio nie był przez nas odwiedzany, ale kaszubskie miejsca sąsiedzkie już tak. Stąd też klimat wielodniowego spływu kajakowego, czy odpoczynek w tych okolicach cudnie mi się kojarzy.
Cała akcja książki toczy się już na samym początku wakacji, w czerwcu, tuż po zakończeniu roku szkolnego, kiedy to grupa urlopowiczów spotyka się na spływie kajakowym, aby spędzić tydzień na łonie natury. Nowo przybyli kajakarze dzielą się na kilka podgrup, jedni bowiem płyną z całym dobytkiem "prywatnie", organizując spływ we własnym zakresie, inni tworzą grupę zorganizowaną, wspólnie biwakując, jeszcze innym w przeprawie pomaga organizator, dowożąc na miejsce odpoczynku bagaże i namioty.
Ekipą o największym doświadczeniu, płynącą bez wsparcia dodatkowych instytucji, jest rodzinna wyprawa Magdy i Tadeusza, którzy wraz z dziećmi i przyjaciółmi co roku organizują sobie spływy kajakowe. Najliczniejszą i najgłośniejszą grupę stanowi zorganizowana wyprawa studentów pod kierownictwem charyzmatycznego księdza zakonnika Jana. Kolejno, emeryci podróżujący z nastoletnimi wnukami, korzystający z pomocy organizatora dowożącego bagaże, dwie pary młodych ludzi spędzający na spływie romantyczne chwile oraz dwie licealistki, Irmina i Ada, które na kajaki wybrały się całkiem same. I choć początkowo nastolatki wydają się być przytłoczone tą przygodą, wbrew pozorom i bez niczyjej pomocy doskonale ogarniają wyprawę.
Każda grupa turystów ma w planie spędzić wspaniały urlop, jednak niektóre osobiste problemy i dylematy często wychodzą na światło dzienne w najmniej oczekiwanym momencie, psując wakacje. Kłótnia z partnerem, chamskie zachowanie, przeszłość, która nie pozwala o sobie zapomnieć, dawna i całkiem nowa miłość. Wszystko to nie pozwala kajakarzom cieszyć się w pełni odpoczynkiem. Ponieważ jednak spływ kajakowy rządzi się swoimi prawami, czasami trzeba odłożyć na bok wszystkie animozje i ramię w ramię wiosłować do celu, nie wszystkim odpowiada taki stan rzeczy. Stąd też wśród kajakarzy wyraźnie odczuwa się pewne napięcie.
Choć wszystkie grupy startują osobno, w trakcie przeprawy
spotykają się regularnie na miejscach postoju lub polach namiotowych. Siłą
rzeczy więc, ludzie z różnych ekip, z odmiennych środowisk, miast i w różnym
wieku, nawiązują pewną zażyłość i wspólnotę, w wyniku której spędzają coraz więcej czasu razem, udzielając sobie pomocy w
razie potrzeby. Mimo że wspólne postoje integrują, a ciężkie przeprawy może wynagrodzić tylko ciepły posiłek przy ognisku, cudowne wakacje (choć nie wszyscy mają o nich takie zdanie), w pewnym momencie stają się dla kajakarzy pewnego rodzaju koszmarem. Urlopowiczów śledzi bowiem jakiś tajemniczy mężczyzna, który dziwnym trafem zawsze znajduje się w pobliżu rozkładającego się obozowiska. Na początku wydaje się niegroźny, ale z czasem zaczyna zaczyna posuwać się do niepokojących czynów, czym wzbudza w turystach coraz większy niepokój i strach.
Kajakarze, mimo problemów osobistych i bagażu doświadczeń, w trakcie wyprawy stają się wspólną drużyną. Złączeni przeciwko wspólnemu wrogowi próbują cało dotrzeć do punktu docelowego. Kaszuby jednak rządzą się swoimi prawami. Miejscowi mówią o różnego rodzaju legendach i bóstwach, czających się w okolicznych lasach na przyjezdnych. Czy niepokojące sytuacje, które od jakiegoś czasu przytrafiają się kajakarzom mają coś wspólnego ze zbliżającą się najkrótszą nocą w roku, zwaną nocą Kupały?
Czy ta fabuła nie wydaje się Wam idealna na wakacje? Chyba nie czytałam drugiej takiej historii tak świetnie oddającej klimat Kaszub, ale też przybliżającej legendy, czy zwyczaje tamtego rejonu. Na początku nie umiałam tej powieści jakoś zaklasyfikować i określić, czy jest to bardziej młodzieżówka, kryminał, czy może powieść obyczajowa. Niemniej jednak nie zmienia to faktu, że "Najkrótszą noc" czytało mi się wyśmienicie (i to nie tylko ze względu na miejsce akcji, ale bardziej na koncept i to, co się dzieje między wierszami), a ponieważ udało mi się ją pochłonąć w ostatnim tygodniu czerwca, idealnie wpasowałam się w klimat sobótkowej nocy. Na koniec dodam jeszcze tylko, że powieść ta jest bardzo nieoczywista i sądzę, że będzie ona inaczej odebrana przez różnych czytelników, bo czai się w niej znaczniej więcej od tego, co powyżej z grubsza streściłam. Ale ja uwielbiam takie książki, nad którymi trzeba się trochę pogłowić. "Najkrótsza noc" świetnie sprawdzi się, jako lektura wakacyjna, ale nie tylko. Jednym słowem, to świetna książka, którą bardzo mocno polecam!
Sardegna
Nigdy nie byłam na Kaszubach i nie czytałam żadnej książki, która działaby się w tym regionie, ale myślę, że po Twojej recenzji mam ochotę zapoznać się z książką, która tam się dzieje :)
OdpowiedzUsuń