Archive for kwietnia 2014

# 4 Nowości w mojej biblioteczce - kwiecień


posted by Sardegna on

24 comments

Wydawało mi się, że w kwietniu nie przybyło mi za wiele nowości. Oczywiście tak mi się tylko wydawało, bowiem kiedy zerknęłam na zrobione wcześniej zdjęcia stosów, uświadomiłam sobie, że w tym miesiącu znowu zaszalałam. Pocieszające jest jednak to, że kilka z tych książek już przeczytałam i wszystkie były świetne. Kilka z nich jest napoczęte, jedna już skończona tylko nie opisana. reszta (ta niespieszna) wędruje na półkę.


"Smak kamiennicy" Maria Kordykiewicz - od NovaeRes
"Dziecko dla odważnych. Szkoła przetrwania" Leszek K. Talko - od Znaku
"Wszechświat kontra Alex Woods" Gavin Extence - od Wydawnictwa Literackiego
"Mofongo" Cecilia Samartin - zakup własny w "Victorii"
"Człowiek Nietoperz" Jo Nesbo i "Stąd do wieczności" James Jones - z targu staroci


"Mordercza gra" Heather Graham - od Miry
"Tajemnica Luizy Bein" Renata Kosin oraz "Trzy panie w samochodzie" Małgorzata Thiele - od Naszej Księgarni
"Tam gdzie spadają anioły" oraz "Córka czarownic" Dorota Terakowska - od Wydawnictwa Literackiego
"Kuszące wołanie ciszy" B.L. Hunte, "Czarny rynek" J. Patterson, "Historynka" Lucy Maud Montgomery - z biblioteki po 1 zł
Za wszystkie otrzymane książki serdecznie dziękuję.

Kwiecień kończę z 14 nowymi książkami na koncie. Szaleństwo!
Sardegna

ŚBK - dwa wydarzenia w jednym poście


posted by Sardegna on

7 comments

Mijający kwiecień uważam za bardzo dobry miesiąc, jeśli chodzi o działalność Śląskich Blogerów Książkowych. Udało się nam wziąć udział w dwóch genialnych imprezach. Pierwsza z nich była już na początku miesiąca, ja jednak do tej pory nic o niej nie napisałam, więc dzisiaj nadrobię zaległości. Druga z nich działa się wczoraj i dziś do wieczora. W prawdzie nasza grupa uczestniczyła w większości wczoraj, ale i dzisiaj nasi godni przedstawiciele na miejsce dotarli.

5 kwietnia, w Kinie ROMA w Zabrzu, odbyło się spotkanie z Magdaleną Witkiewicz, zorganizowane przez ŚBK. Jedna z moich ulubionych polskich autorek, z pod której ręki wyszła "Lilka i spółka", "Ballada o ciotce Matyldzie" czy "Szkoła żon", przyjęła zaproszenie i przyjechała aż z Gdańska, żeby wziąć udział w naszym spotkaniu.


Trwająca ponad godzinę rozmowa Magdy Witkiewicz z naszą przedstawicielką, Martą Kurczyk, trwała zdecydowanie za krótko. Panie poruszyły wiele tematów, dosięgających zarówno życia zawodowego, jak i prywatnego autorki. Było o nowej książce, było o planach pisania kolejnych powieści, o wenie, warsztacie pisarza, o rodzinie, wolnym czasie, filmach, a wszystko to w przesympatycznej atmosferze, przeplatane anegdotami i osobistymi przemyśleniami. 


Czas upłynął zdecydowanie za szybko. Mam wrażenie, że obecni w Kinie ROMA, czytelnicy i fani Magdy, chętnie posłuchaliby jej jeszcze przez kolejne godziny.  


Niestety, to co miłe szybko się kończy. Po spotkaniu był jeszcze czas na autografy, wspólne zdjęcia i krótką rozmowę.
Na zdjęciu, od lewej stoją: Magdalenardo, Magda Witkiewicz, Sardegna, Agnes, Ktrya, Aneczka

Mamy nadzieję, że Magda Witkiewicz będzie nas mile wspominać, pamiętając, że na Śląsku ma wielu wiernych fanów, skłoni się ku temu, żeby kiedyś nas jeszcze odwiedzić.

***

Druga z imprez, ta bardziej aktualna, to BookFest, czyli kiermasz rękodzieła, związanego z szeroko rozumiana literaturą, odbywający się w Galerii Zabrze. Śląscy Blogerzy Książkowi patronowali temu wydarzeniu, więc nie było opcji, abyśmy się nie pojawili. 

W holu galerii rozłożyli swe prace wystawcy rękodzieła. Między innymi:
Pracownia Rękodzieła Nieprofesjonalnego
Filcanka
Pracownia Twórcza ArtKo
Scrap.com.pl  
Belart
Hej-Ho
www.zimnal.com
Pinezka
"Twórczo po mojemu – pozytywny handicraft"
"Appolinar"
Pracownia Rękodziła Dekoracyjnego Eco-Art
"MiśOlki" 
"Pracownia Bambetle"
www.lila-art.blogspot.com
www.tomasarte.com

Zobaczcie, jakie cuda można było na kiermaszu nabyć:




Gościem specjalnym Book Fest był Pan Dariusz Rekosz



Oczywiście nasza grupa nie byłaby sobą, gdybyśmy nie spotkali się na małej "burzy mózgów", która zaowocowała nowymi planami, o których poinformujemy niedługo. 


Okrojony skład ŚBK: od lewej - Aneczka, Sardegna, Magdalenardo, Archer, Isadora, Agnes.

Brakuje Krzysztofa, drugiego faceta w naszej grupie, Oli, która musiała wyjść wcześniej i Małgosi, która panowała nad całą sytuacją kiermaszową w galerii.

Wspaniała inicjatywa, miłe urozmaicenie weekendu, nowe znajomości (pozdrawiam Panią Zimnal :) Mamy nadzieję, że nie raz jeszcze będziemy mieli okazję zaproponować Wam udział w podobnych wydarzeniach okołoksiążkowych. Z tego co wiem, Księgarnia "Victoria" myśli już o kolejnym BookFest, a i my nie próżnujemy!

Sardegna

"Czas tęsknoty" Adrian Grzegorzewski


posted by Sardegna on , , , , ,

23 comments

Wydawnictwo: Znak
Liczba stron: 411
Moja ocena : 6/6

Szanowny Autorze. Takich rzeczy się nie robi. Nie pisze się TAKIEJ książki. To tytułem wstępu.

Ale tak na poważnie, to nie jest historia dla ludzi o słabych nerwach. Na okładce powinno być ostrzeżenie: "lektura gwarantuje rozsypkę emocjonalną i godziny rozmyślań, a jeżeli czyta się ją przed snem, to można już noc uważać za nieprzespaną". Kto nie ma na to siły, niech się nawet za nią nie zabiera. 

Nie pamiętam, kiedy ostatnio, zdarzyła mi się taka sytuacja, żeby podczas lektury musiałam odłożyć książkę i dać sobie trochę wytchnienia. Oczekiwałam romansu, który w tle ma historię II Wojny Światowej. Nie spodziewałam się w prawdzie, lekkiej, łatwej i przyjemnej lektury, bo już samo osadzenie historii w latach 1939 - 1943 o czymś świadczy, ale jednak, mimo wszystko, nie przygotowałam się na to, co zaserwował Autor - takiego rozbicia emocjonalnego, takiego zakończenia i tak tragicznego tła historycznego, jaką była Rzeź Wołyńska. 

"Czas tęsknoty" jest w sumie historią miłosną, bowiem dwójka młodych ludzi, on Polak, ona Ukrainka, spotykają się latem 1939 roku w małej wiosce na Kresach Wschodnich - Bedryczanach. Zakochują się w sobie bez pamięci, jednak ich młodzieńcze, ale jednocześnie bardzo dojrzałe uczucie, nie ma szansy rozkwitnąć, młodzi bowiem należą do zupełnie innych światów, a ich uczucie w niespokojnych czasach wojny jest zakazane. Chłopak - Piotr Ochocki, ponaglany wizją ataków zbrojnych ze strony Niemiec, wraca do Warszawy. Dziewczyna  - Swieta, to córka miejscowego szefa ukraińskiej, nacjonalistycznej organizacji OUN, przeznaczona jest innemu mężczyźnie, członkowi tejże struktury.
W Bedryczanach i bez ujawnienia związku tych dwojga panuje nerwowa atmosfera. Zarówno strona polska, jak i ukraińska wyczekują z niepokojem oznak wojny, a pierwsze sygnały o rozpoczęciu najazdu niemieckiego, są tylko pretekstem do zainicjowania sąsiedzkiej walki.

Wojna rozdziela młodych kochanków, którzy mimowolnie stają się świadkami przerażających działań, jakie miały miejsce na Kresach. Swieta wraz z polską sąsiadką Martą, uciekają się na północ kraju, nie mając pojęcia, że bojówki OUN szykują się do masowej rzezi na ludności polskiej. To, czego będą naocznymi świadkami, zmieni ich życie na zawsze.
Piotr przyłączy się do polskiej armii i będzie walczył z wrogiem w inny sposób. Czy zakochanym będzie dane spotkać się w zawierusze wojennej? Czy będą potrafili odnaleźć w sobie dawne uczucie?

Kolejna książka uświadomiła mi, ileż to faktów historycznych jest mi bliżej nieznanych. Oczywiście orientowałam się mniej więcej, czym była Zbrodnia Wołyńska, jednak dopiero lektura "Czasu tęsknoty" skierowała moje myślenie na inne tory. Kolejny tez raz doceniam i dziękuję Bogu, że przyszło mi i mojej rodzinie, żyć w takich a nie innych czasach.

Nie da się czytać tej książki bez emocji. Dla mnie, jako matki, lektura fragmentów dotyczących masakry dokonywanej na dzieciach, była najstraszniejsza. Najbardziej przeraził mnie jednak dopisek końcowy Autora, który oświadcza, że opisy rzezi i tak przedstawił w łagodniejszej formie.

Tak jak napisałam powyżej, "Czas tęsknoty" to właściwie opowieść o miłości, bowiem wątek Piotra i Swiety jest równoważny z wątkiem historycznym. Nie umiem powiedzieć, o czym ta książka była "bardziej", wiem jednak, co zrobiło na mnie największe wrażenie.
Jednym słowem, mocna to lektura, pewnie nie wolna od historycznych potknięć (których ja, jako laik nie zauważyłam), jednak wyjątkowa w swej szczerości i wrażeniu, jakie na czytelniku wywołuje.
Sprawdźcie sami, czy Wam "Czas tęsknoty" też nie da zasnąć. Polecam!
  
Sardegna

ŚBK: Kulinarnie


posted by Sardegna on

13 comments


Ostatni post tematyczny naszej grupy ominęłam ze względu na ograniczoną działalność blogową. Źle mi z tym było, bowiem od początku naszej działalności nie odpuściłam ani jednego wpisu. Czasami jednak siła wyższa decyduje, więc postanowiłam przeczekać. Kiedy usłyszałam temat kwietniowej odsłony, pomyślałam, że ten miesiąc chyba też odpuszczę, bo niestety z kulinariami to jest mi wysoce nie po drodze.
Po przeanalizowaniu tematu, stwierdziłam jednak, że przecież mogę ugryźć te fascynacje kulinarne od zupełnie niekuchennej strony. I tak powstał mój wpis o książkach z motywem kulinarnym.

Czytać o gotowaniu, smakować się w przepisach, wyobrażać sobie zapach i wygląd potraw, o tak! To mogę robić codziennie! Podobnie zresztą, jak oglądać programy kulinarne. Niestety uległam modzie na reality show typu MasterChef, Top Chef czy inne Hell's Kitchen. Bardziej oczywiście interesuje mnie opcja pożywienia tam prezentowanego, niźli samych bohaterów, co jednak nie zmienia faktu, że się programem nakręcam.

Wracając jednak do moich książek z wątkiem kulinarnym, nie mam na myśli zbioru książek kucharskich. Broń mnie Boże od tego typu tomów! Mam ich sporo, większość odziedziczyłam po Mamie (która ma do nich takie samo podejście jak i ja) oraz Teściowej (która korzystała za to bardzo często). Stoją sobie swawolnie w dużym pokoju na regale, dumnie prezentują prawie nowiutkie grzbiety, bowiem nie zaglądałam (i nie planuję zaglądać) do nich w najbliższym czasie.


Na regale stoi sobie: "Kuchnia polska" w trzech wydaniach, "Kuchnie świata", "Kuchnia śląska", "Pieczenie jest łatwe", "Pyszne ciasta domowe", "123 sałatki Siostry Anastazji" i książka o wysoce zaskakującym, ale jakże przerażającym, tytule "Śląska kucharka doskonała".

Kilka książek o pieczeniu i gotowaniu dostałam w prezencie (o zgrozo!). Nie wiem, co kierowało ludźmi, wręczającymi mi takowe prezenty? Czy wyobrażali sobie, że ja po wyjściu za mąż, zostanę opętana nagle manią gotowania mężowi z książki kucharskiej? Skoro wcześniej tego nie praktykowałam i gotowałam "na czuja", czyżbym nagle miała zmienić swoje nawyki i zagłębić się w tajniki "Kuchni Polskiej"? Otóż nie. W moim przypadku to bardzo nietrafione prezenty...

Należę chyba do tego grona kobiet, które gotują by żyć, a nie żyją by gotować. Blogerka kulinarna byłaby ze mnie żadna. Umiem gotować, robię to codziennie, ale super przyjemności mi to nie sprawia. Moja rodzina nie narzeka, na święta czy imprezy też jestem zawsze kulinarnie przygotowana, ale szaleństwa w moich oczach nie zauważycie z tej okazji. 

Uwielbiam za to czytać o gotowaniu w powieściach obyczajowych czy literaturze kobiecej. Lubię zaczytywać się w historii bohaterki, która to odkrywa swe powołanie i wyżywa się w kuchni, tworząc przysmaki, przy opisach których aż ślinka cieknie. Lubię czytać przepisy, lubię wyobrażać sobie wygląd opisywanych potraw, nigdy jednak nie kusiło mnie, żeby rzucić książkę, pobiec do kuchni i stworzyć kulinarne dzieło, na podobieństwo książkowego. 

W swej biblioteczce mam sporo książek z takim smakowitym wątkiem. Już w samym 2014 roku przeczytałam: "Smaczne życie Charlotty Lavigne" Nathalie Roy, "Sekrety uczuć" Barbary O,Neal i "Smaki kamiennicy" Marii Kordykiewicz.

Z wcześniejszych książek kojarzę rewelacyjny "Bluszcz prowincjonalny" Renata Kosin, "Prowincję pełną smaków" Katarzyny Enerlich czy"Śmierć za cukiernią" Joanne Fluke.
Pewnie znalazło by się  jeszcze więcej książek z takim motywem w mojej biblioteczce, na chwilę obecną, te zapadły mi najbardziej w pamięć.


Tak więc wygląda mój książkowy zbiór kulinarny. Nietypowy, ale nic na to nie poradzę, że książki kucharskie mnie nie kręcą. A jak to wygląda u Was? Pozdrawiam świątecznie! 

Sardegna

"Smak kamienicy" Maria Kordykiewicz


posted by Sardegna on , , , , ,

4 comments

Wydawnictwo: Novae Res
Liczba stron: 116
Moja ocena : 5/6

Lubię powieści w klimacie wielowątkowej sagi rodzinnej, przepełnionej wspomnieniami, radościami, smutkami, zapachami i smakami. Książki, które przenoszą czytelnika do rzeczywistości, w jakiej przyszło żyć naszym pradziadkom, w szczęśliwe czasy przedwojenne i późniejsze, niełatwe, wojenne. Kiedyś stwierdziłam, że gdyby dano mi jedną szansę na chwilowe przeniesienie się w czasie, wybrałabym właśnie okres, kiedy moi dziadkowie byli piękni i młodzi. Chciałabym podejrzeć ich codzienne życie, rodząca się miłość, a może udało by się podejrzeć własnych, malutkich rodziców. To by było coś!

"Smak kamienicy" przenosi właśnie w takie czasy. Autorka wraca wspomnieniami do swojego rodzinnego domu w Chojnicach, opisując najpierw młodość rodziców, Bronki i Pawła, ich małżeństwo, rozstanie w czasie wojny, a później dalsze, niełatwe powojenne życie. Wielopokoleniowa rodzina przeżywa swoje radości i smutki. Rozstanie Bronki z mężem w zawierusze wojennej, śmierć dwóch malutkich synków, bieda, głód, wieczny strach. Ale są też momenty szczęśliwe: cudowny powrót Pawła z frontu, narodziny kolejnych dzieci, gospodarzenie i gotowanie babci Wiktorii, domowe przysmaki, zwyczaje, kultywowanie tradycji, dziecięce zabawy. 

Autorka - Maria, urodziła się jako czwarte dziecko Bronki i Pawła. Pierwsza córka, pierwsze dziecko urodzone po wojnie, rozpieszczane i hołubione przez wszystkich domowników. Wspomina swój rodzinny dom z wielkim sentymentem, przekonana o wyjątkowości tego miejsca i niepowtarzalności jego klimatu. I ma rację oczywiście, bowiem dla każdego z nas wspomnienia z dzieciństwa o domu są bezcenne.
Maria wraca myślami do najbliższej rodziny, swojego rodzeństwa, wujostwa. O każdym ma do powiedzenia parę ciepłych słów. Z każdym ma związane jakieś wspomnienia, bądź anegdoty.

"Smak kamienicy" nie jest pisany w formie pamiętnika czy biografii. Jest raczej zaczątkiem bardzo przyjemnej powieści. Napisałam zaczątkiem, bowiem 116 stron to zdecydowanie za mało, żeby książka miała szansę rozkwitnąć. A szkoda, bo potencjał jest, a i tematyka jest na tyle obszerna, że materiału starczyłoby na zdecydowanie większą ilość stron.
Dodatkowo, pozytywnym aspektem książki jest miejsce wydarzeń - Chojnice. Przez to podeszłam do tej historii bardzo osobiście. Byłam bowiem w tym mieście dwa razy i obie wizyty bardzo miło wspominam, zresztą podobnie, jak i cały region Borów Tucholskich.
Miło spędziłam wieczór w kamienicy na Dworcowej, szkoda tylko, że tak szybko musiałam ją opuścić, z myślą jednak, że może kiedyś, autorka pozwoli do niej powrócić.
Sardegna

"Dziecko dla odważnych. Szkoła przetrwania" Leszek K. Talko


posted by Sardegna on , , , ,

4 comments

Wydawnictwo: Znak
Liczba stron: 400
Moja ocena : 6/6

Leszka Talko czytam już od bardzo dawna. Nie przesadzę, jeśli powiem, że od prawie piętnastu lat, bowiem jeszcze w liceum, zaczytywałam się w jego felietonach, publikowanych w Gazecie Wyborczej. Cześć z nich, pisanych razem z żoną, Moniką Piątkowską, dotyczyła życia prywatnego, część o tematyce dziecięcej, pojawiła się trochę później w miesięczniku "Dziecko".

Zawsze z wielką przyjemnością czekałam na sobotnie wydanie GW, gdzie to w dodatku bodajże "Wysokie Obcasy" pojawiał się nowiutki felieton pana Talko. Był to mój czytelniczy, obowiązkowy numer jeden. Już wtedy artykuły pisane przez autora, charakteryzowały się wielkim poczuciem humoru oraz dystansem do otaczającej rzeczywistości i narzucanych ról społecznych. A do tego były (i są do dzisiaj) szczere i prawdziwe, więc czytałam je z prawdziwą przyjemnością.  

Felietony dziecięce stały mi się bliskie po urodzeniu własnych dzieciaków. Ale tak naprawdę poczułam klimat, po przeczytaniu "Dziecka dla profesjonalistów". Wiedziałam już, że to jest moja bajka, moja historia spisana w genialny sposób, opisująca wszystkie moje i męża rodzicielskie rozterki, bez lukru, ale jednocześnie w sposób tak zabawny i zwyczajny, że lepiej już nie można. Wiadomo, jak jest. Choćby nie wiadomo jak się człowiek bezdzietny starał, nigdy nie zrozumie rodzica.
Za to drugi rodzic, zwłaszcza dwójki dzieci, bez słów zrozumie drugiego. Bo cóż może takich ludzi zdziwić bądź zaskoczyć? Chyba już nic. Wiadomo nie od dziś, że dzieci to prawdziwe wyzwanie i prawdziwa harówka 24 h na dobę. Oczywiście nie jest tak źle, a jak się już człowiek wprawi, to staje się prawdziwym profesjonalistą. I o tym właśnie pisze Talko. 

Rodzice jednego dziecka to początkujący. Uczą się dopiero życia, metodą prób i błędów dochodzą do słusznych wniosków, oceniają przydatność podręczników o wychowaniu i pielęgnowaniu malucha na własnej skórze. Sporo muszą się jeszcze nauczyć, ale zmierzają w dobrą stronę, aby stać się specjalistami w swym fachu.
Rodzice dwójki są już średniozaawansowani. Nauczeni doświadczeniem, wiedzą czego unikać. Nie zawsze im się taki system sprawdza, bowiem jak powszechnie wiadomo, nie ma dwójki takich samych dzieci, więc te same metody wychowawcze nie działają na obie pociechy. Muszą więc modyfikować swoje działania i być ciągle przygotowani na nowe wyzwania.
Rodzice dwójki małoletnich, ale już nieco odchowanych dzieci, to profesjonaliści! Gotowi na każdą ewentualność, dosłownie na wszystko. Nie ma dla nich rzeczy niemożliwych i nie do ogarnięcia. Zawsze w gotowości, skupiają się raczej na roli mediatora pomiędzy rodzeństwem, co wcale nie jest łatwym zdaniem.

Czytając więc "Dziecko dla odważnych" od Znaku, czytałam o sobie i swojej rodzinie. Ileż to sytuacji opisanych przeżyłam na własnej skórze? Nie umiem zliczyć, chyba większość. Ileż to razy wydawało mi się, że daleko mi do idealnej mamy? Na szczęście inni rodzice (państwo Talko na przykład), też są dalecy od takiego wizerunku, więc nie czuję się osamotniona. Ileż to razy zdawało mi się, że żyję w jakieś alternatywnej rzeczywistości, gdzie dzieci nigdy się nie męczą i budzą się o 5.45, dzień w dzień, przez cały rok? Okazuje się, że nie ja jedyna, a Pitu i Kudłata mają podobne zwyczaje, jak moja Pięciolatka i Trzylatek.

Felietony Leszka Talko są trochę wyolbrzymione, ale przez to zabawne i wyjątkowo dobrze przyswajalne.  Oczywiście na książkę trzeba popatrzeć ze swoistym dystansem i przymrużeniem oka, nie może być aż tak źle, inaczej ludzie nie decydowaliby się na dzieci. Jednakże trzeba przyznać, że bliżej jej do rzeczywistości niż wyidealizowanym obrazom rodziny z reklam czy seriali.

"Dziecko dla odważnych" będzie idealne dla rodziców, którzy będąc w temacie, świetnie wkręcą się w klimat felietonów i podążą za tokiem myślenia autora. Gwarantuję, że momentami będą kiwać głową i powtarzać: "Niewiarygodne, to tak jak u nas...". Nie mam pojęcia, czy książka przypadnie do gustu osobom bezdzietnym. Może niech sami zainteresowani się wypowiedzą, bo ja nie gwarantuję, że książka będzie dla nich zabawną. Ja za to, mogę być głosem rodziców Dwójki. Jestem pewna, że wszyscy się ze mną zgodzą.

Sardegna

"Mordercza gra" Heather Graham


posted by Sardegna on , , , ,

10 comments

Wydawnictwo: Harlequin/Mira
Liczba stron: 320
Moja ocena : 4/6

Pamiętacie "Dziesięciu Murzynków", książkę Agathy Christie, znaną też pod tytułem  "I nie było już nikogo"? Czyż Królowa Kryminałów nie wymyśliła genialnej intrygi? Grupa osób odcięta od świata na wyspie,  rozprasza się, a ludzie zaczynają ginąć w tajemniczych okolicznościach. Z dziesięciu osób, pozostaje dziewięć, potem osiem, siedem i tak aż do jednego... Napięcie rośnie, czytelnik gubi się w domysłach, a gęsta atmosfera strachu sięga zenitu (aż zachciało mi się przeczytać książkę ponownie!). 

I właśnie "Mordercza gra" opiera się na bardzo podobnym pomyśle. Od razu opis z okładki skojarzył mi się z kultową powieścią Christie. Wydawało mi się, że Heather Graham wprowadzi nieco świeżości do takiego motywu. Niestety, nie dość że autorka nie udźwignęła tematu, to jeszcze strasznie przegadała treść, a to chyba największy grzech w thrillerach. Szkoda wielka, ale do pierwowzoru bardzo dużo brakuje....
Ale o tym napiszę jeszcze za moment, najpierw parę słów o fabule:

Grupa pisarzy tworzących kryminały i thrillery, zostaje zaproszona do domostwa jednego z nich, na trochę przerażającą imprezę - Tydzień Tajemnic. Zamknięci w szkockiej posiadłości, oddzieleni od świata przez śnieżycę, prowadzą grę według zasad ustalonych przez gospodarza - Johna Stuarta. Niestety jeden z uczestników wyłamuje się z konwencji zabawy i zaczyna toczyć swoją własną, śmiercionośną grę. 
Niepokój uczestników wzmaga się z godziny na godzinę. Zaczynają oni podejrzewać, że dziwne sytuacje, mające miejsce na terenie posiadłości, mogą łączyć się z ubiegłorocznym wypadkiem, podczas Tygodnia Tajemnic, kiedy to samobójstwo popełniła żona gospodarza. 
Czy dziwne wypadki, które dzieją się podczas tegorocznej i zeszłorocznej imprezy mają rzeczywiście ze sobą związek? Czy śmierć Cassandry, żony Stuarta, była samobójstwem, czy zbrodnią w afekcie? Kim jest osoba odpowiedzialna za niebezpieczną grę, skoro wszyscy gromadzą sie praktycznie w jednym miejscu i nie spuszczają siebie z oczu?

Zamknięci na małej przestrzeni, pisarze, zaczynają rzucać oskarżenia pod swoim adresem, ujawniają tez niewygodne dla niektórych tajemnice. Atmosfera niebezpiecznie gęstnieje, a apogeum sytuacji następuje w podziemiach, gdzie gospodarz umieszcza przerażającą w swej realności, kolekcję rzeźb. 

Czyż pomysł na powieść nie wydaje się Wam znajomy, ale też jednocześnie bardzo interesujący? Niestety prawda jest taka, że motyw zbrodni jest podobny do "Dziesięciu Murzynków" tylko w teorii. W praktyce niewiele ma z nią wspólnego. Heather Graham zaprzepaściła świetny pomysł i przegadała powieść, nawiązując do zupełnie niepotrzebnych, w tak mało objętościowej książce, relacji miłosnych, uczestników wydarzeń.

Być może oczekiwałam od książki zbyt wiele. Czytałam już kiedyś inną powieść autorki "Zatokę huraganów" - kryminał, o rozbudowanym wątku miłosnym. Może nauczona doświadczeniem nie powinnam nastawiać się na powalający z nóg thriller.  Teraz jest już jednak za późno i czuję wielki niedosyt. 

Mówiąc o pozytywnych stronach książki, czyta się ją naprawdę szybko. Jeżeli czytelnik nastawi się na miłą i niezobowiązującą lekturę, "Mordercza gra" będzie w sam raz. Ja jednak oczekiwałam od niej czegoś więcej...
Sardegna

"Biała Królowa" Philippa Gregory


posted by Sardegna on , , , ,

15 comments

Wydawnictwo: Wydawnictwo Książnica
Liczba stron: 480
Moja ocena : 6/6

Nie sądziłam, że kiedykolwiek to powiem: zakochałam się w powieści historycznej! Ja, która od dzieciństwa omijałam z daleka lekcje historii, z bólem serca przedzierałam się przez wszystkie zaliczenia z tegoż przedmiotu i natychmiast po zdaniu materiału, zapominałam wszystko, czego się nauczyłam, zakochałam się w książce historycznej! Świat się kończy!

Nie mam pojęcia, co takiego ma w sobie Philippa Gregory, że potrafi swoją opowieścią uwieść czytelnika, takiego jak ja - zupełnego, historycznego ignoranta, znudzonego wszelkimi wątkami i tłem historycznym.

Nie wiem, jak to się dzieje, że ja, mająca problemy z zapamiętaniem podstawowych, historycznych faktów, nagle, ni stąd, ni zowąd, a do tego z wielką przyjemnością, świetnie orientuję się w tematyce Wojny Kuzynów, relacjach małżeńskich i krewniaczych rodu Yorków i Lancasterów, w XV wiecznej Anglii.
Nawet nie wyobrażacie sobie, ile to dla mnie znaczy, kiedy czytałam "Białą Królową", z wielką przyjemnością, bez przymusu, świetnie orientując się w temacie, czerpiąc przy okazji nową wiedzę. To dla mnie coś zupełnie nowego. Zachłystuję się na razie tym stanem, stąd mój entuzjazm i przydługawy wstęp.

"Biała Królowa" to historia Elżbiety Woodvill, córki charyzmatycznej Jakobiny Luksemburskiej, bohaterki "Królowej rzek". O ile matka jest postacią nietuzinkową, posiadającą wyjątkowe umiejętności z pogranicza magii, córka przewyższa ją jeszcze wyjątkową osobowością. Elżbieta, dziecko miłości, poczęta przy wsparciu magii, od dzieciństwa przeznaczona jest do wyższych celów. Jakobinie córka kojarzy się z władzą, choć nie do końca potrafi określić, w jaki sposób miałaby się z koroną związać. 
Przyszłość Elżbiety zmienia się diametralnie, kiedy po przegranej Lancasterów w wojnie z Yorkami, traci w walce męża, a wraz z nim przywileje i majątek.
Dla swoich synów, postanawia ukorzyć się przed nowym królem - Edwardem IV i prosić go o łaskę. Między Elżbietą a nowym władcą, niespodziewanie rodzi się uczucie, które owocuje szybkim małżeństwem.
Nikt nie wierzy w czyste intencje króla, ten jednak szczerze pała uczuciem do młodej wdowy i czyni ją królową.

Tak zaczyna się wyjątkowy czas panowania Edwarda IV Yorka i Elżbiety w Anglii. Okres obfitujący w radość, odbudowanie państwa po Wojnie Dwu Róż, narodziny kolejnych potomków rodziny królewskiej i umacnianie wpływów rodziny Woodvillów. Jednocześnie jest to też czas niepokoju, zwłaszcza ze strony przeciwników Edwarda - braci króla, którzy nie potrafią pogodzić się utratą korony, a także pierwotnego sojusznika, późniejszego zdrajcy - Ryszarda Neville.

Elżbieta, której rodzina powiększa się z roku na rok, żyje w nieustannym lęku o los swoich najbliższych. Obawia się utraty władzy, a także spisku na królewskim dworze. Niestety los bywa przewrotny i czas świetności Yorków mija tak niespodziewanie, jak niespodziewanie nadszedł. Wrogowie Edwarda IV czyhają na jego najmniejsze potknięcie, do którego niestety w pewnym momencie dochodzi.
Kwestia objęcia korony wydaje się oczywista, bowiem Edward spłodził dwóch synów, niestety przeciwnicy króla tylko czekają na sprzyjający moment przejęcia władzy. Przesądzają o losie książąt, zamykając ich w Twierdzy Tower, z której ci w tajemniczych okolicznościach znikają. 

Jedna z największych, historycznych tajemnic, przypada niestety w udziale Białej Królowej. Utrata dzieci, rozpad rodziny, upadek władzy, nie załamuje Elżbiety, daje impuls do kreowania rzeczywistości na nowo i reaktywowania rodziny królewskiej, tym razem z ramienia córki Elżbietki.

Od razu zapałałam sympatią do Elżbiety, jest ona wyjątkową osobowością, bardzo charyzmatyczną, a jednocześnie rodzinną i ciepłą. Początkowo wydawała mi się trochę wyrachowana i nieszczera, podobnie zresztą jak postać Edwarda IV, ale z czasem okazało się, że para królewska darzy się szczerym uczuciem i ich działania są jak najbardziej spójne.
Myślałam, że po  "Królowej rzek", żadna powieść historyczna nie zrobi na mnie podobnego wrażenia. "Biała Królowa" zrobiła wrażenie stokrotnie większe i zaostrzyła apetyt na kolejne powieści Philippy Gregory. Wspaniałe uczucie!

Sardegna

"Płotki giną pierwsze" Aleksandra Marinia


posted by Sardegna on , , , , , , ,

4 comments

Wydawnictwo: Biblioteka Akustyczna
audiobook: czas trwania 10 h 24 minuty
Moja ocena : 4/6
lektor: Roch Siemianowski

Kolejna historia z Anastazją Kamieńską w roli głównej, w postaci audiobooka, trafiła do mojego samochodu.
Jakoś nie mam szczęścia do tej Marininy. Ani jedna z powieści, jaką udało mi się odsłuchać, nie była kontynuacją serii. Obie historie ("Kolacja z zabójcą"oraz "Za wszystko trzeba płacić") zostały wyrwane przeze mnie z ciągu wydarzeń. Niby są niezależnymi opowieściami, które spokojnie można poznawać osobno, jednakże wiele wątków, zwłaszcza tych z życia osobistego głównej bohaterki może wydawać się czytelnikom pogmatwane.
 
Nie inaczej było w powyższym przypadku. Mimo że "Płotki giną pierwsze" to kolejna część po rewelacyjnym "Za wszystko trzeba płacić", moja nieznajomość "środka" serii i chyba zbyt wysokie oczekiwania, dały mi się we znaki. Po cichu liczyłam na to, że ta część najbardziej przypadnie mi do gustu i przebije oceną swego poprzednika.

Niestety, powtórzyła się sytuacja, jaka miała miejsce w "Kolacji z zabójcą". Niby wszystko jest w porządku, intryga interesująca, inteligentnie prowadzone śledztwo, ciekawe zakończenie, jednak coś nie do końca zagrało.

Tym razem Anastazja Kamieńską będzie musiała zmierzyć się ze sprawą zabójstw młodych mężczyzn, do których dochodzi na peryferiach Moskwy. Przypadkowi ludzie, pozornie nie mający ze sobą nic wspólnego, okazują się ofiarami płatnego zabójcy, jednego z najlepszych w swym fachu, jako że nikomu jeszcze nie udało się zlokalizować jego osoby, ani nawet określić jego profilu, czy płci.

Anastazja mocno angażuję się w sprawę, gdyż wszelkie poszlaki mówią o tym, że z zabójstwem związany jest jeden z pracowników MSW, Dymitrij Płatonow, do tego, prawdopodobnie wrobiony w aferę. Okazuje się, że z całą sytuacją wiążą się przekręty finansowe w jednym z zakładów MSW - Uralsku-18.
Podejrzany znika na jakiś czas i postanawia na własną rękę znaleźć rozwiązanie. Do swej sprawy, jako łącznika, wykorzystuje spotkaną przypadkowo, piękną kobietę. Kirę Lewczenko.

Kamieńska prowadzi śledztwo swoim torem, wysnuwając, jak to ma w zwyczaju, najbardziej nieprawdopodobne hipotezy i powiązania. Wpada na trop Uralska i tajemniczego snajpera. Sprawę komplikuje dodatkowo śmierć kolejnej, przypadkowej - nieprzypadkowej ofiary, wnuka jednego z czołowych, rosyjskich  mafiosów.
Coraz więcej osób angażuję się w sprawę, a Płatonowowi grunt zaczyna się palić pod nogami, bowiem snajper i jego obrał sobie za cel.

Jak widać, fabuła całkiem interesująca, wielowątkowa i wielopostaciowa. To chyba znak rozpoznawczy Marininy, podobnie jak mnogość nazwisk i bohaterów drugo oraz trzecio planowych. Od rosyjskich imion, drugich imion i kilkuczłonowych nazwisk, może się pomieszać w głowie najwierniejszemu czytelnikowi. Mniej więcej orientuję się w rosyjskim nazewnictwie, ale momentami traciłam wątek, kto jest kim, kto "dobry", kto "zły" i kto, jaką ma role w sprawie.

Co do samego audiobooka, Biblioteka Akustyczna, jak zwykle stanęła na wysokości zadania. Obecność pana Rocha Siemianowskiego, jako lektora powieści Marininy, staje się już tradycją. Jak zwykle świetnie interpretuje i wprowadza w klimat prowadzonej sprawy.

Całość powieści oceniam na czwórkę. "Za wszystko trzeba płacić" zdecydowanie bardziej mi się podobało. W "Płotkach..." mniej jest napięcia, więcej polityki, łapówkarstwa i powiązań przestępczych, a taka proporcja w kryminałach, nie do końca mi odpowiada.

Jako że powieść mam też w wersji papierowej, która czeka nieskończenie długo w biblioteczce, zaliczam ją do wyzwania Z półki (3/12)
Sardegna

Kalendarz Książkowych Wydarzeń - # 3


posted by Sardegna on

9 comments

Marcowego Kalendarza z przyczyn wiadomych nie było. Kwietniowy pojawia się z małym opóźnieniem, ale lepiej późno niż wcale!


KWIECIEŃ 2014
Spotkanie autorskie z Magdaleną Witkiewicz, autorką rewelacyjnych powieści dla kobiet "Ballada o ciotce Matyldzie", "Lilka i spółka", "Szkoła żon". Organizatorami spotkania są Śląscy Blogerzy Książkowi i Księgarnia Victoria Zabrze. Zapraszam do udziału w wydarzeniu na FB
Wstęp wolny.
Spotkanie autorskie z Krzysztofem Spadło, autorem książki "Skazaniec" i "Marzyciele i pokutnicy" 
Wstęp wolny

Spotkanie autorskie z Olgą Rudnicką, autorką powieści "Natalii 5"

Spotkanie z Katarzyną Enerlich, autorką serii "Prowincja", "Studnia bez dnia" 

Obchody Światowego Dnia Książki i Praw Autorskich "Głośno o książkach" – happening

MBP organizuje na terenie Ronda im. Generała Jerzego Ziętka w Katowicach (przy fontannie) happening, podczas którego wszyscy chętni będą mogli wziąć udział w głośnym czytaniu fragmentów wybranych przez siebie książek, które otrzymają w prezencie. Zgodnie z tradycją, przechodniom wręczane będą czerwone róże. Będzie to okazja do porozmawiania o książkach, ale nie tylko. [źródło]

 Spotkanie w ramach DKK z Marcinem Pałasz, autorem książek dla dzieci i młodzieży: "Sposób na Elfa", "Elfie gdzie jesteś?" oraz "Elf Wszechmogący".
Spotkanie z autorką "Miłość w kasztanie zaklęta" Moniką Oleksą 
  • 26 - 27 kwietnia, Galeria Zabrze, cały dzień
Book Fest - W tych dniach planowane jest otwarcie kilkunastu stoisk na terenie Galerii Zabrzańskiej, na których zaprezentują się twórcy zajmujący się rękodziełem ze Śląska i okolic. Wystawcy obiecali przygotować specjalnie z tej okazji wyroby ściśle związane z książką. Chcemy, aby z okazji BookFestu 2014 spotkali się wszyscy pasjonaci książki, osoby, dla których w dobie cyfryzacji mediów, książka w swojej tradycyjnej formie w dalszym ciągu jest najważniejszym przejawem współczesnej kultury.
Serdecznie zapraszamy zatem wszystkich miłośników książek i rękodzieła oraz osoby poszukujące oryginalnych prezentów [źródło]

Impreza będzie połączona ze spotkaniem autorskim z Dariuszem Rekosz, autorem książek dla dzieci

Jako że 23 kwietnia obchodzimy nasze Książkowe Święto, imprez książkowych będzie na pewno więcej. Jeżeli macie zatem namiary na jakieś fajne, śląskie wydarzenia książkowe, śmiało piszcie w komentarzach. Uzupełnię.
                                                                                                                                                                                                 Sardegna

"Charlotte Brontë i jej Siostry Śpiące" Eryk Ostrowski


posted by Sardegna on , , , , ,

11 comments


Wydawnictwo: mg
Liczba stron: 620
Moja ocena : 5/6

Świat się kończy! Przeczytałam biografię! Ale tak na poważnie, to zawsze powtarzam, że biografie to nie jest moja bajka. W przypadku Sióstr Brontë zrobiłam jednak wyjątek, bowiem książka napisana z taką pieczołowitością i skrupulatnością przez pana Eryka Ostrowskiego, jest naprawdę godna uwagi.
Nie mogę sobie nawet wyobrazić, ileż to pracy wykonał Autor, aby zebrać potrzebne materiały do swej publikacji. Ileż czasu musiał poświęcić na analizę powieści Sióstr, tłumaczeń, listów, notatek czy innych materiałów źródłowych. Dlatego mam wielki szacunek do pana Ostrowskiego, bowiem zebranie, usystematyzowanie i opisanie w jednej książce wszystkich danych o rodzinie Brontë, ich przeszłości, wzajemnych relacjach, historii powstawania pierwszych książek, wierszy, notatek czy późniejszych kontaktach Charlotte z wydawcami, wydaje się być tytaniczną pracą.

Na wstępie zaznaczam: lektura nie jest łatwa. Być może dla osób, które zaczytują się w książkach historycznych czy biografiach właśnie, 600 stron będzie jak bułka z masłem, dla mnie jednak lektura była prawdziwym wyzwaniem. Książkę zaczęłam gdzieś w okolicach listopada zeszłego roku i bez pośpiechu przedzierałam się przez kolejne rozdziały. Momentami miałam wyrzuty sumienia, że tak długo zwlekam, ale szybsze czytanie zaowocowałoby w moim wypadku przeczytaniem "po łebkach", a tego staram się zawsze unikać. Gdzieś w głowie majaczyło mi też świetne zdanie, usłyszane kiedyś zresztą od samej szefowej Wydawnictwa mg, że "książki muszą żyć własnym życiem".
Także moja przygoda z Siostrami Śpiącymi żyła własnym życiem bardzo długo, ale warta była każdej poświęconej jej minuty.

Pokusiłabym się o stwierdzenie, że biografia Sióstr jest trochę nietypowa, bowiem język i styl autora, powoduje, że po kilkudziesięciu stronach, ma się wrażenie, że czyta się powieść obyczajową. Trudno na początku wczuć się w klimat, ale z każdym kolejnym rozdziałem, czytanie idzie sprawniej. Autor unika suchych opisów, często przeplata opisywaną treść fragmentami listów, cytatami z powieści, zdjęciami, rycinami, a nawet dialogami, pochodzącymi z przetłumaczonych materiałów źródłowych.

I tak, strona po stronie, wyłania się czytelnikowi obraz Sióstr Brontë, a szczególnie postać najstarszej z nich, Charlotte, bowiem Emily i Anne są jakby postaciami drugoplanowymi. Autor w ogóle wysnuwa tezę, że autorką wszystkich powieści sygnowanych nazwiskami trzech sióstr, była jedna z nich - Charlotte. Na poparcie swojej teorii przedstawia odręczne zapiski, notatki, informacje z wydawnictwa, jakoby wszystkie rękopisy pochodziły od jednej osoby. Nie przekonuje go też do końca analiza dzieł Sióstr i różnice w wyrażaniu w powieściach emocji, poruszanych wątków czy światopoglądu. Uważa on, że to właśnie Charlotte, pisząca od początku, najpierw pod pseudonimami, a później "rozdzielająca" swoje powieści pomiędzy młodsze siostry, jest sprawczynią całego zamieszania.
Autor przytacza też konkretne fragmenty wszystkich powieści Sióstr, w których znajduje odniesienie do rzeczywistych momentów w życiu Charlotte, czy jej wyrażanego światopoglądu (wątek niespełnionej miłości, częste pobyty w Londynie, - "Villette", stosunek do śmierci, samotność - "Profesor", skrytość charakteru, dystans nawet wobec przyjaciół, stosunek do małżeństwa - "Shirley", poglądy, smutek po utracie bliskich - "Agnes Grey", tęsknota, rozgoryczenie, niespełnienie w związku "Wichrowe wzgórza").

Pomiędzy analizę twórczości Sióstr i próbę odkrycia prawdy, Autor wplata wątki z życiorysu całej rodziny Brontë,. Relacje rodzeństwa z ojcem, relacje sióstr z bratem, znajomość z początkującą pisarka Elisabeth Gaskell, chorobę i śmierć Emily i Anne, nieszczęśliwą miłość Charlotte, jej samotność i trochę "zdziwaczałe" życie na plebani oraz w końcu nieudane małżeństwo.

Interesującą postacią jest Charlotte Brontë. Introwertyczką, o bogatym wnętrzu, której poglądy mogły znaleźć ujście przynajmniej w wydawanych powieściach. Myślę, że była ona postacią znacznie wykraczająca poza swoją epokę, pełną konwenansów i nakazów względem kobiet. Przez to Charlotte nie była osobą szczęśliwą, na szczęście, mogącą wyrazić się przez tworzone dzieła literackie.

Czytając powieść autorstwa Charlotte ("Profesor"), a także Anne  ("Agnes Grey"), nie zastanawiałam się za bardzo nad historią ich rodziny. Po prostu przyjęłam fakt piszących Sióstr za oczywisty. Po lekturze książki Eryka Ostrowskiego, nie patrzę już tak obojętnie na ten temat. Mam w zanadrzu jeszcze "Shirley" i "Jane Eyre". Myślę, że teraz lektura obu powieści będzie miała dla mnie już inne, bardziej istotne znaczenie.

Książkę przeczytałam w ramach lutowej Trójki e-pik
Sardegna

Coś dla moich dzieciaków, czyli Międzynarodowy Dzień Książki dla Dzieci


posted by Sardegna on , , , ,

1 comment

Z okazji dzisiejszego święta książkowego, nie będę oryginalna i zaprezentuję coś w temacie. Nawet dobrze się składa, bowiem stosik lektur dziecięcych czeka już dłuższy czas na opisanie, a Mama zawsze wynajdzie coś innego do przedstawienia na blogu. 

Jako że nasza dziecięca biblioteczka jest dość dobrze zaopatrzona (faktem jest, że sporo książek należy raczej do starszej kategorii wiekowej, więc na razie czeka), co wieczór coś sobie wybieramy.
Ostatnio moja Pięciolatka miała fazę na książki o Zuźce D. Zołzik, żeby nie popaść w stagnację, przeplataliśmy ją Nudzimisiami (ostatni, brakujący tom też już przeczytaliśmy, czeka tylko na opisanie).
Po zakończeniu obu serii, niespodziankę zrobiło nam Wydawnictwo Skrzat i zaskoczyło świetnie wydanymi książeczkami, dużego formatu, autorstwa pań Nelle Most i Annet Rudolp. Szczerze powiem, seria "Mały Kruk" była mi nieznana, ale po zorientowaniu się w temacie, okazało się, że książki są nowościami, jeszcze pachnącymi farbą drukarską.
Na serię "Mały Kruk" składają się cztery książeczki:
"Wszystko dobrze! Czyli o tym, jak Kruk dostał swoje imię"
"Nic nie szkodzi! Czyli to się może zdarzyć każdemu"
"Wszystko moje! Czyli o tym, jak kruk zrozumiał, że przyjaźń jest najważniejsza"
"Co wolno, a czego nie? Czyli bycie grzecznym nie jest łatwe"

Kolorowe, pięknie wydane historyjek, na dobrym papierze, cieszy oko małych czytelników. Moje dzieciaki najpierw książki przejrzały od początku do końca. Pięciolatka podeszła do tematu ze spokojem, natomiast mój Trzylatek się rozentuzjazmował i wskazując na ilustracje uaktywnił swój standardowy zestaw pytań: po co, na co i dlaczego. Potem przyszedł czas na głośne czytanie.
Szkoda tylko, że książeczki nie są dłuższe. 32 strony opowieści to zdecydowanie za mało. Na szczęście cztery egzemplarze zapewniły nam dwa czytelnicze wieczory. 

Historie o małym Kruku okazały się być bardzo pouczające. Edukacyjne treści zostały tak sprytnie przemycone do tych wesołych i barwnych historyjek, że mały czytelnik, ani się obejrzy, a już wie, czego nie wypada robić, jak trzeba pomóc przyjacielowi w potrzebie, co zrobić, żeby nie odstraszyć przyjaciół od siebie.
Mały Kruk to niezły urwis. Zdarza mu się popełniać niecne uczynki, na szczęście przyjaciele: Misio, Owieczka, Pani Borsukowa, Sowa, Zając i inni, zawsze pomogą mu wybrnąć z trudnej sytuacji.

Kruk będzie miał nieco problemów z wyborem swojego nowego imienia ("Wszystko dobrze!"). Skończy się to dla niego niemiłą "chorobą rozmyśleniową", na szczęście przyjaciele nie zostawią go w potrzebie i znajdą rozwiązanie na jego smutki.
Mały Kruk dostanie też nauczkę od swoich przyjaciół, kiedy to jego nieprzyjemne zachowanie wobec nich,  przekroczy wszelkie granice ("Wszystko moje!"). Lekcja przyjaźni będzie dla naszego bohatera dość trudna, ale za to skuteczna.
Również Miso będzie miał nieco kłopotów ("Nic nie szkodzi!"), kiedy będzie chciał przyłączyć się do wspólnej zabawy w teatr. I w tym wypadku pomoc przyjaciół będzie niezbędna. Żeby uratować zabawę, trzeba będzie połączyć siły wszystkich zainteresowanych.
Kruk będzie też uczył się zasad dobrego wychowania i starał się być grzecznym ("Co wolno, a czego nie?"). Nie wszyscy przyjaciele będą umieli w temacie się wypowiedzieć, ale zawsze będą mogli nadrobić zaległości.

Pisałam już wielokrotnie, ze lubię takie dziecięce książeczki, które poza ładnymi ilustracjami i interesującą treścią, mają też walory edukacyjne. Każda okazja jest dobra, żeby poćwiczyć z dziećmi zasady dobrego wychowania oraz kulturalnego zachowania wobec innych. A jeżeli do tego książka przypada do gustu najmłodszym zainteresowanym, to ja, jako Mama jestem spokojna i mam wszystko, czego mi potrzeba.

Seria "Mały Kruk" przeznaczona jest dla dzieci 4-7 letnich (informacja ze strony Wydawnictwa), ja mogę jednak zaświadczyć, że i Trzylatek jest z książeczek zadowolony. Po szczegóły odsyłam na stronę Skrzata.
Sardegna

"Wiatr" Marcin Ciszewski


posted by Sardegna on , , , ,

12 comments

Wydawnictwo: Znak
Liczba stron: 394
Moja ocena : 6/6

Kiedy czytacie do 2.00 w nocy, mimo że trzeba przestawić czas na letni, a perspektywa wstania o godzinę wcześniej majaczy niemiło na horyzoncie, kiedy udaje się Wam w końcu z trudem zasnąć, ale treść książki śni się jak na zawołanie, kiedy budzicie się rano i pierwszą myślą jest opisywana historia, to znak, że czytacie "Wiatr" Marcina Ciszewskiego.
No po prostu szacunek drogi Autorze! Ależ to świetna książka!

A tak na poważnie, to już wcześniej byłam fanką Marcina Ciszewskiego. Zachwycałam się serią www (1939, 1944, 2012), "Upał" wyróżniłam, jako jedną z najlepszych powieści przeczytanych w zeszłym roku. Podobnie jak "Gliniarza". Najmniej może podobał mi się "Major", co nie znaczy, że nie oceniłam go wysoko.
Jednak najnowszy "Wiatr" wysuwa się na pierwsze miejsce, z wszystkich przeze mnie przeczytanych. Genialna powieść sensacyjna, dziejąca się w moich ukochanych Tatrach. I to chyba właśnie miejsce akcji spowodowało, iż poczułam od pierwszych linijek, że to "moja" książka.

Postać komisarza Komendy Stołecznej, oficera Wydziału do Walki z Terrorem, Jakuba Tyszkiewicza była mi już znana z "Upału". Tyszkiewicz od razu wzbudza w czytelnikach sympatię. To taki "dobry glina": honorowy, konkretny, szalenie inteligentny, stanowczy, waleczny. Bohater z krwi i kości, ma swoje słabości i wady. Ot zwykły człowiek, nie żadna tam wyidealizowana postać. 
W nowej powieści Tyszkiewiczowi nie przyjdzie rozwiązywać własnej sprawy kryminalnej i prowadzić ją od początku do końca. Przypadkowo znajdzie się on, wraz ze swoją żoną Heleną i przyjacielem - współpracownikiem, Stanisławem Krzeptowskim, w samym centrum tragicznych i niebezpiecznych wydarzeń, których finał będzie miał olbrzymie znaczenie dla całego kraju.

Krzeptowski namawia Tyszkiewiczów na spędzenie Sylwestra w schronisku na Kasprowym Wierchu. Ma tam się odbywać szalona impreza, której organizatorem jest znajomy Krzeptowskiego, Atom - dawny mistrz świata w boksie, obecnie właściciel ekskluzywnego klubu fitness. Złożona z przypadkowych osób ekipa sylwestrowych gości, wyrusza kolejką na szczyt, gdzie ma spędzić kilka dni, oddając się narciarskim szaleństwom. 
Pierwsze problemy pojawiają się już w trasie, bowiem pogoda w Zakopanem pozostawia wiele do życzenia. Silny wiatr, mgła i śnieżyca nie sprzyjają podróżowaniu na Kasprowy. Chęć przeżycia przygody powoduje jednak, że po dotarciu na miejsce goście odzyskują humor, a impreza ma szansę się udać. Wszystko do czasu, kiedy ... jeden z uczestników zabawy zostaje zaatakowany.
Tajemniczy napastnik grasuje wśród sylwestrowych gości. W schronisku gaśnie prąd, a na Kasprowy podąża rozhuśtany wagonik kolejki z tajemniczymi pasażerami.

Goście zamknięci w pułapce, z ranną osobą na pokładzie, próbują, wbrew ekstremalnym warunkom pogodowym, przetransportować się w dół. Ktoś jednak będzie im w tym bardzo przeszkadzał.

Kim jest tajemniczy napastnik? Czego szuka na szczycie Kasprowego Wierchu? Co z całą sprawą łączy Służby Wywiadu Wojskowego i tajemnicze zniknięcie najbardziej znanego inżyniera w kraju?
Tyszkiewicz i Krzeptowski będą musieli ogarnąć sytuację i stanąć na wysokości zadania, mimo że warunki, nie tylko pogodowe, do działania, będą ograniczone.

Jak to u Ciszewskiego bywa, będzie dużo polityki i działań służb specjalnych. Będzie niepokojąco, nerwowo i niebezpiecznie. Wróg czaić się będzie we mgle, a góry będą dawały nauczkę tym, którzy nie będą chcieli się z nimi liczyć (ach! te moje Tatry!)

Nie będziecie umieli przerwać lektury. "Wiatr" zawładnie Wami całkowicie i porwie z olbrzymią siłą na Kasprowy Wierch, gdzie będziecie musieli zmagać się z niebezpieczeństwem, ramię w ramię z Tyszkiewiczem i Krzeptowskim. Uwierzcie mi, warto!

Sardegna