Wydawnictwo: Filia
Liczba stron: 360
Moja ocena : 4/6
"Biuro M" to druga po "Pudełku z marzeniami" wspólna powieść pisarskiego duetu Magdaleny Witkiewicz i Alka Rogozińskiego. Jako że przeczytałam już całkiem sporo książek z dorobku Magdy mogę ocenić, jak na tle innych wypadło owe "Biuro" (jeśli chodzi o powieści Alka to znam tylko jedną, więc nie mam porównania). Jednak dokonanie takiej analizy nie było chyba z mojej strony dobrym posunięciem, bowiem powyższa historia wypadła bardzo średnio na tle pozostałych, co też postaram się poniżej uzasadnić.
Jestem rozdarta, bo z jednej strony nie mam tej historii wiele do zarzucenia. "Biuro M" jest miłym, niezobowiązującym czytadłem, mającym za zadanie umilenie czasu. Zwłaszcza końcowa 1/3 część fabuły okazała się bardzo przyjemna
i czytało mi się ją znakomicie. Z drugiej jednak strony początek strasznie się dłużył, a tak nie powinno być, kiedy powieść z zasady ma być lekka, łatwa i przyjemna. Sami powiedzcie, kiedy czytanie zabawnej, miłej historyjki autentycznie się wlecze, to coś musi być nie tak. Patrząc jednak na to z drugiej strony, Magda przyzwyczaiła swoich czytelników do tworzenia konkretnych powieści obyczajowych, z przesłaniem, rozbudowaną fabułą, czy pięknie łączących przeszłość z teraźniejszością, jak choćby w "Czereśniach..." (ta świetna powieść została wyróżniona Książką Roku 2017 w plebiscycie Lubimy Czytać), dlatego poczułam się autentycznie rozczarowana, kiedy okazało się, że w tym wypadku Autorka pokusiła się o stworzenie tak banalnej historii. Ja to wszystko rozumiem, że nie zawsze trzeba pisać o poważnych sprawach i czasami można pokusić się o coś lajtowego, ale w takim wypadku historia musi czytelnika czymś innym do siebie przekonać, albo humorem, albo ciekawą intrygą, albo niebanalnymi bohaterami. A w "Biurze M" niestety tego wszystkiego mi zabrakło.
Sam pomysł na historię "Biura M" nie jest zły. Akcja toczy się z dwóch perspektyw: zagubionej, porzuconej przez narzeczonego, szarej myszki Basi, oraz Jacka, życiowego pechowca, który nie potrafi zagrać miejsca w żadnej pracy na dłużej. Oboje spotykają się w biurze matrymonialnym "Minerva" w małym Miasteczku (tak dobrze znanym czytelnikom Magdy Witkiewicz z "Pracowni Dobrych Myśli" oraz wspólnej książki z Alkiem "Pudełka z marzeniami"), ale nie w roli klientów zainteresowanych poznaniem drugiej połówki, tylko jako pracownicy tegoż przybytku. Basia "przypadkowo" otrzymuje posadę sekretarki, natomiast Jacek równie bezproblemowo i trochę też bez zastanowienia, zatrudnia się jako konsultant do spraw klientów. Oboje zupełnie nie pasują do specyfiki pracy w takim miejscu, jednak, o dziwo, nieźle się w niej sprawdzają. Rzuceni na głęboką wodę muszą zmierzyć się z różnorakimi, nierzadko ekscentrycznymi klientami biura, ale przede wszystkim z piekielną szefową, której styl bycia jest bardziej, niż niepokojący.
Do biura przychodzi cała gama barwnych postaci, różnej płci i w
różnym wieku, szukając dla siebie partnera na dobre i złe. Z tych poszukiwań wynikają
czasami zabawne akcje, innym razem całkiem poważne niedomówienia, a nierzadko także sytuacje mrożące krew w żyłach. Basia i Jacek zaprzyjaźniają się, wspólnie
stawiając czoła rozemocjonowanym klientom biura i całkiem dobrze im to wychodzi.
I niby wszystko jest ok. Jest pomysł na fabułę, są bohaterowie, których można w fajny sposób pokazać, z założenia ma być zabawnie, w praktyce jednak wyszło nudnawo i przewidywalnie. Postacie nie są szczególnie interesujące, ani Basia, ani Jacek nie są bohaterami, których można polubić, czy powiedzieć coś więcej na ich temat. Wiemy, że ona została porzucona przed ołtarzem, i to 3 razy, za każdym razem przez mężczyznę o imieniu Michał. Jacek natomiast jest pechowcem, ale o co chodzi z tym pechem nie do końca jest jasne, bo poza początkową wzmianką nic więcej na ten temat nie wiadomo. Klienci matrymonialni, choć z założenia mają być interesujący, też jakoś nie zapadają na dłużej w pamięć, podobnie, jak znajomi, pracujący po sąsiedzku z biurem.
Z całej tej historii najbardziej zostanie mi w pamięci nawiązanie do Miasteczka i historii, które miały swój początek w "Pudełku z marzeniami" i "Pracowni Dobrych Myśli". Bohaterowie "Biura" odwiedzają restauracje Malwiny i Michała "Pod świętym Ekspedytem", natomiast Basia spotyka się z panią Wiesią, korzystając z jej tak dobrze znanej i lubianej nalewki dla zdrowotności. Jest to na pewno miły akcent, dający też czytelnikom wyobrażenie, że Miasteczko nie jest tylko jednorazowym miejscem akcji, ale żywą społecznością, z którą nie raz przyjdzie jeszcze się spotkać.
Podsumowując, "Biuro M" nie do końca trafiło w mój gust, zarówno jeśli chodzi o fabułę, jak i o prezentowane poczucie humoru. Uważam, że jest to jedna ze słabszych książek Magdy (nie wiem, jak wypada ona na tle innych powieści Alka, bo nie mam porównania), niemniej jednak, jeśli ktoś potrzebuje lekkiej książki, bo na taką ma akurat ochotę, nie będę odradzać, tylko namówię do sprawdzenia osobiście, jakie wrażenie wywrze na nim ta historia.
Sardegna
Dobra, wyczerpująca recenzja. Ale ja się jeszcze nad tą książką zastanowię. Pozdrawiam z burzowego południa Polski, znad filiżanki kawy !
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa. Trudno mi krytykować powieść ulubionej Autorki, ale czasami nie można inaczej.
UsuńSłyszałam dużo dobrego na temat książek tych autorów. O "Biuro M." słyszę po raz pierwszy i raczej nie sięgnę. Jakoś opis fabuły i wizja ciągnącego się początku niezbyt mnie zachęca.
OdpowiedzUsuńPowiem tak, jeśli nie czytałaś jeszcze żadnej książki Magdy Witkiewicz, to nie będzie dobrym pomysłem zaczynać od "Biura M". Zdecydowanie lepiej sięgnąć po "Czereśnie", albo "Cześć, co słychać?". Biuro jest bardzo "duetowe" i więcej jest w nim chyba Alka niż Magdy
UsuńO, zgadzam się z Tobą, mam bardzo podobne odczucia, tylko ja myślałam, że nie zaklikało, bo nie bardzo się lubię z obyczajówkami (które tworzy Magda), ale skoro Ty, mając porównanie z wieloma tytułami jej autorstwa mówisz, że książka jest przeciętna... Ja mam odwrotną atriaxje, czytałam jedną książkę Magdy i kilka Alka - znam też Pudełko i moim zdaniem jest o wiele lepsze. Wydawało mi się, że tam "czułam" więcej Alka ;) A jednak zdecydowanie wolę jego komedie kryminalne :)
OdpowiedzUsuńOdwrotną sytuację* oczywiście
UsuńJa chyba po prostu wolę Magdę w wydaniu "indywidualnym" niż w duecie i zdecydowanie bardziej wolę poważniejsze historie, niż te banalne. Prezentowane poczucie humoru wydało mi się bardziej "Alkowe", takie, jak w "Do trzech razy śmierć", a to zupełnie nie jest mój klimat żartów. Co do poziomu książki, jak to w życiu bywa, raz jest lepiej, raz gorzej. Co nie znaczy oczywiście, że nie będę ju czytała Magdy. Czekam na kolejne historie, które mam nadzieję, mnie nie zawiodą :)
Usuń"Biuro M" to faktycznie lekka książka, która idealnie sprawdzi się na kilka wakacyjnych wieczorów. Jeśli jednak nie spełniła w 100% Twoich oczekiwań, polecamy sięgnąć po "Pudełko z marzeniami" autorstwa tego duetu. :)
OdpowiedzUsuń"Pudełko z marzeniami" też czytałam. Pisałam o nim nawet tutaj: http://ksiazki-sardegny.blogspot.com/2018/02/pudeko-z-marzeniami-magdalena.html Na pewno ta historia bardziej mi się podobała, ale zdecydowanie wolę Magdę w wydaniu solo.
UsuńSłyszałam, że fajnie to wyszło temu duetowi :) Tylko u mnie w książkowych planach jeszcze "Dzień w którym lwy zaczną jeść sałatę" :)
OdpowiedzUsuńI jak te "Lwy..."? Zaintrygowałaś mnie tym tytułem :)
UsuńPanią Magdalenę pokochałam po "Czereśniach", Pana Alka polubiłam po "Do trzech razy śmierć", więc teraz czas poznać ich wspólne dzieło...
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że Autorzy lepiej wypadają indywidualnie, ale to oczywiście kwestia gustu :)
UsuńFajnie napisane. Pozdrawiam i gratuluję.
OdpowiedzUsuń