Dzień dobry! Kończą się wakacje, ale dla mnie kończy się inny etap, wracam bowiem do pracy po rocznej przerwie. Co czuję w związku z powrotem? Raczej pozytywne emocje. Ciężko pracowałam nad zmianą priorytetów w moim życiu, dystansowania się od niektórych spraw, wydaje mi się, że dam radę i nie zapomnę w tym wszystkim o sobie.Trzymajcie kciuki!
Lista przeczytanych:
1. "Gabinet osobliwości" Douglas Preston, Lincoln Child - 6
2. "Martwa natura z krukami" Douglas Preston, Lincoln Child -5
3. "Tajemnica szepczącej mumii" Alfred Hitchcock - 5
W sierpniu działo się całkiem sporo. Przede wszystkim wzięłam udział w 24 Letnim Ogrodzie Teatralnym w Katowicach, w ramach którego obejrzałam spektakl "Wstyd". Świetna inicjatywa, w które na pewno wezmę udział w kolejnym roku. Do tego udało mi się spotkać, wprawdzie przedpremierowo, z Anią Wojtkowską - Witala, autorką książki "Potknięcia miłości", której mam przyjemność patronować. Na koniec miesiąca wybrałam się na koncert Kwiatu Jabłoni w Hali Parkowej w Katowicach. Pierwszy raz byłam na koncercie tej grupy, ale było cudnie!
Nowości:
"Chata na Siwym Groniu" Maryla Bastak
"Wino z Malwiną" Magdalena Kordel
"Nieświęty Mikołaj" Magdalena Kordel
"Najlepsze amerykańskie opowiadania kryminalne" Lee Child
"Adres nieznany" Lee Child
"Bazyl i Licho" Marta Kisiel
"Krzysztof Wielicki. Piekło mnie nie chciało"Kortko Dariusz, Pietraszewski Marcin
"Ty też możesz uratować świat" Justyna Bednarek
i brakujący na zdjęciu "Fighter" Paulina Świst
Serialowo:
W sierpniu obejrzałam jedną krótką produkcję - "Najbardziej znienawidzony człowiek internetu" - trzyodcinkowy mini serial Netflixa ukazujący kulisy jednej z największych afer internetowych, związanych z założycielem strony internetowej, na której publikowane są nagie i ośmieszające zdjęcia przypadkowych ludzi bez ich zgody.
W sierpniu obejrzałam 16 filmów, co daje mi ostatecznie 111 filmów w
ciągu 8 miesięcy (styczeń 27 + luty 9 + marzec 16 + kwiecień 16 + maj 9 + czerwiec 9 + lipiec 9 + sierpień 16 = 111 )
1. "Purpurowe serca" reż. Elisabeth Allen Rosenbaum - bardzo przyjemny film, będący mieszanką obyczajówki, romansu i filmu muzycznego. Młody żołnierz z długami i dziewczyna chorująca na cukrzycę bez ubezpieczenia zdrowotnego postanawiają wziąć fikcyjny ślub, aby uzyskać pieniądze należące się młodemu małżeństwu. Sprawy się jednak komplikują, kiedy chłopak zostaje ranny na misji w Iraku i aby zachować wszelkie pozory zgodnego małżeństwa, musi zamieszkać ze swoją "małżonką". Kiedy młodzi zaczynają dzielić codzienne sprawy, okazuje się, że udawane uczucie przeradza się w prawdziwe.
2. "Pierwszy śnieg" reż. Tomas Alfredson - film na podstawie kryminału Jo Nesbo. Harry Hole, policjant z przeszłością zmagający się z problemem alkoholowym pracuje nad sprawą brutalnych morderstw. Wraz z pierwszym śniegiem w Oslo giną kobiety, a na miejscu zbrodni morderca pozostawia bałwany.
3. "Za duży na bajki" reż. Kristoffer Rus - bardzo fajny film familijny. Walduś uwielbia grać na komputerze i jest całkiem niezły w te klocki, startuje nawet w zawodach e-sportowych, oprócz tego ma jednego przyjaciela Staszka, ale też nadopiekuńczą mamę i sporą nadwagę. Kiedy mama ląduje w szpitalu, opiekę nad chłopakiem przejmuje przebojowa ciotka, która nie przyjmuje do wiadomości, że Walduś nie jeździ na rowerze, nie potrafi sam zrobić sobie śniadania i objada się słodyczami. Chłopak nie ma zamiaru poddać się rewolucjom ciotki, aż do momentu, kiedy odkrywa prawdę o zdrowiu mamy.
4. "Kolizja" reż. Fabien Martorell - sensacja rozgrywająca się w RPA, składająca się z dwóch głównych wątków. Pierwszy to porwanie córki bogatego i skorumpowanego przedsiębiorcy. Nastolatka spotyka się z czarnoskórym chłopakiem wbrew woli rodziców i zostaje przechwycona przez jednego jego podejrzanych znajomych. Drugim wątkiem są niesnaski panujące w dzielnicy miejscowej ludności Johannesburga i ich konflikty z imigrantami z Nigerii.
5. "Przypadek 39" reż.Christian Alvart - horror z Renée Zellweger w roli zaangażowanej opiekunki społecznej. Kobieta zajmuje się przypadkiem dziewczynki, wobec której istniej podejrzenie przemocy rodzinnej. Kiedy jednak sama zaczyna się nią zajmować, zauważa, że mała nie jest tym, za kogo się podaje.
6. "Sezon ślubów" reż. Tom Dey - Asha to pewna siebie singielka, która robi karierę w branży ekonomicznej. Jednak dla rodziny bohaterki, kobieta bez męża nie może być szczęśliwa, stąd też za swój cel obierają zeswatanie córki z inteligentnym i majętnym kawalerem. Ponieważ zbliża się sezon ślubny, Asha dla świętego spokoju zgadza się na randkę z Ravim, a ponieważ chłopak również jest zmuszany przez rodziców do szukania żony, wspólnie umawiają się, że będą udawać parę i razem wybiorą się na wesela znajomych.
7. "Dzienna zmiana" reż. JJ Perry - Bud, łowca wampirów, który przed swoimi bliskimi ukrywa swą prawdziwą profesję, musi szybko zarobić nieco gotówki, aby zapobiec przeprowadzce byłej żony i córki na drugi koniec kraju. Ni jest to jednak łatwe, kiedy jest ścigany przez mściwą wampirzycę alfa, szef firmy łowieckiej szuka na niego haka, a pomocnik, który został mu przydzielony jest żółtodziobem - teoretykiem.
8. "To nie wina karmy" reż. Elisa Miler - na skutek dawnej klątwy, wszystko o czym marzy Sara, przejmuje jej młodsza siostra. Czara goryczy przelewa się jednak w momencie, kiedy siostrunia po trzech tygodniach znajomości zaręcza się z jej licealną miłością.
9. "Love & Gelato" reż. Brandon Camp - amerykańska nastolatka Lina, po śmierci mamy, jedzie wypełnić jej ostatnią wolę prosto do Rzymu. Tam konfrontuje się ze swoim pochodzeniem, ale przeżywa tez pierwszą miłość i poznaje lepiej samą siebie.
10. "Nieuchwytny cel 2" reż. Roel Reiné - Wes Baylor, były zawodnik mma, po wypadku na ringu, w którym ginie jest najlepszy przyjaciel, postanawia walczyć w podejrzanych organizacjach w Bangkoku. W mieście znajduje go jednak pewien biznesmen, proponując walkę w centrum dżungli za pół miliona dolarów. Wes ni wie jednak, że to, co dla niego przygotowano, jest swoistymi igrzyskami śmierci.
11. "Kolejne 365 dni" reż. Barbara Białowąs, Tomasz Mandes - kolejna część miłosno - erotycznych przygód Laury, Massima i Nacho, bohaterów powieści Blanki Lipińskiej. Ta część jest według mnie najsłabsza i nawet wątek nowego ukochanego nie ratuje tego filmu.
12. "Death race 2" reż. Roel Reiné - sequel "Death race" opisujący początki więziennego wyścigu śmierci i wydarzeń, które doprowadziły do tego, że jego gwiazdą został Frankenstein. Carl Lucas osadzony po nieudanym skoku na bank, dokonanym na zlecenie tajemniczego mafioza, zostaje zaangażowany najpierw do więziennych walk transmitowanych na żywo, a potem do nowego projektu zwanego "death race". Kiedy Lucasowi zaczyna się powodzić, musi mieć się na jeszcze większej baczności, bowiem jego dawny szef wyznacza za jego życie niebotyczną cenę.
13. "Death race 3. Inferno" reż. Roel Reiné - Carl Lucas znany jako Frankenstein wygrał już cztery wyścigi śmierci i od zwycięstwa dzieli go ostatnia konkurencja. Więzienie zostaje przejęte przez nowe władze, które nie respektują układu o zwolnieniu Lucasa po ewentualnym zwycięstwie. Stawiają mu więc ultimatum, wzięcia udziału w morderczym wyścigu przez pustynię Kalahari
14. "Dwa życia" reż.Wanuri Kahiu - ambitna studentka, mająca plan na swoją przyszłą karierę, podejrzewa, ze jest w ciąży. Wynik testu ciążowego zadecyduje o jej dalszych losach, stąd też fabuła rozdziela się na dwie wersje jej życia. W jednym dostaje szansę na realizowania swojego planu, kariery i wyjazdu do L.A. W drugim zostaje młodą mamą, która musi znaleźć dla siebie nową drogę życiową.
15. "Miłość dla dorosłych" reż. Barbara Topsøe-Rothenborg - duński dramat pokazujący, że granica dzieląca miłość od nienawiści jest bardzo cienka. Para z wieloletnim stażem małżeńskim przechodzi kryzys, mąż ma młodszą kochankę i chce dla niej opuścić żonę, ta jednak za wszelką cenę chce zatrzymać męża przy sobie. W akcie desperacji posuwa się do okropnego szantażu sprawiając, że mąż postanawia zamordować upiorną małżonkę. Plan zabójstwa wymyka się jednak z pod kontroli. Bardzo interesujący film, oszczędny w wyrazie, a jednocześnie mocny.
16. "To jest miłość" reż. Shaun Paul Piccinino - przyjemna komedia romantyczna, Sofia w jeden dzień traci pracę, chłopaka i łamie nogę. Próbując dojść do siebie, ląduje u mamy, która postanawia umilić córce codzienność i zapisuje ją na kurs gotowania. Jednym z kucharzy na kursie jest przystojny Hiszpan, mama postanawia więc zeswatać z nim Sofię.
Muzycznie:
W sierpniu przypomniałam sobie stare kawałki, które kiedyś towarzyszyły mi niemal codziennie: Lenny Kravitz "Fly away"
Nie wiem jak Wy,
ale ja w dzieciństwie zaczytywałam się w przygodach Trzech Detektywów. Coś mi się wydaje, że już wtedy moja uwaga kierowała się w stronę kryminałów, thrillerów, horrorów i powieści z nutką tajemnicy, tylko jeszcze o tym nie wiedziałam. Wprawdzie seria, którą czytałam przed laty była pod "patronatem" Alfreda Hitchcocka, a powyższa, której okładkę widzicie, Andy'ego Chandlera, jednak poza zmianą nazwiska mentora, treść książki jest identyczna (w każdym razie mam taką nadzieję). Właściwie to sama nie wiem, skąd wzięła się ta zmiana w wydaniu serii (może ktoś wie i napisze mi to w komentarzu), w każdym razie, w naszej domowej biblioteczce mamy kilka starych tomów, podobnych do tych z czasów mojego dzieciństwa, w których pojawia się znany reżyser filmów grozy.
Zakończenie serii o Baśnioborze skłoniło mnie do poszukania jakiegoś fajnego czytelniczego przerywnika, dlatego też sięgnęłam po pierwszą z brzegu przygodę Trzech Detektywów, zakładając, że dynamiczna historia z nutką kryminalną przypadnie Młodemu do gustu.
Początki były trochę
ciężkie, ale to za sprawą tego, iż akcja Trzech Detektywów dzieje się w
latach dziewięćdziesiątych, najnowsze nowinki technologiczne, z jakich korzystają chłopaki
to magnetofon kasetowy, walkie-talkie czy domowej roboty peryskop, a dla współczesnych dzieciaków to zupełna abstrakcja. Później jednak, kiedy akcja zaczęła się rozkręcać, obcobrzmiące wątki nie były już takie istotne, bowiem myśli czytelnika zaprzątają już zupełnie inne sprawy.
Trzej młodzi detektywi z Kalifornii, Jupiter Jones, Pete Crenshaw i Bob Andrews znają samego Alfreda Hitchcocka, który
zleca im zbadanie pewnych tajemniczych spraw i prosi o to, aby o swoich rezultatach czy przemyśleniach informowali go niezwłocznie. Czytając "Tajemnicę szepczącej mumii" nie wiemy właściwie, jak zaczęła się znajomość chłopaków z reżyserem, być może opowiadają o tym poprzednie tomy, ale sięgając wyrywkowo po tę część, wiemy tylko, że to on jest ich mentorem i zleca im kolejne zadania.
W powyższej historii chłopaki pracują nad dwoma sprawami. Po pierwsze, próbują odnaleźć rasowego kota pewnej kobiety, który prawdopodobnie został skradziony, a po drugie, mają za zadanie pomóc profesorowi Yarboroughowi, znanemu egiptologowi rozwikłać zagadkę związaną z mumią Ra - Orhona, którą aktualnie bada. Gdy profesor jest sam na sam w pomieszczeniu z mumią, ta szepcze do niego jakieś dziwne słowa w języku staroarabskim, wyraźnie starając się coś przekazać.
Kiedy jednak egiptolog zaczyna szukać pomocy, dzieląc się swoim "problemem" z innymi badaczami, nie spotyka się ze zrozumieniem, a wręcz
przeciwnie, uważany jest za zbzikowanego, starszego pana, któremu troszkę odbija na tle pracy. Młodzi detektywi udają się więc do rezydencji profesora, jednak już na wstępie otrzymują elektryzującą informację, jakoby ktokolwiek, kto miał kontakt z mumią Ra-Orhona, objęty został pradawną klątwą, a ponieważ w domostwie profesora zaczynają dziać się różne, dziwne rzeczy, w tych słowach musi być ziarno prawdy.
Do tego, ktoś wyraźnie interesuje się mumią, wokół domu krążą dziwne cienie, mumia nadal szepcze, a w ogrodzie pojawia się kot, wcielenie dawnego pupila Ra-Orhona.
Zanim chłopaki rozwiążą zagadkę szepczącej mumii, sporo się jeszcze wydarzy. Detektywi podchodzą bardzo poważnie do obu spraw. Mózgiem operacji jest
oczywiście Jupiter Jones, ale nie dałby sobie rady ze śledztwem bez swoich dwóch
pomocników, każdy z chłopaków ma bowiem w klubie swoje
miejsce i określone zadania, z których świetnie się wywiązuje.
Cieszę się, że udało mi się namówić Młodego do lektury Przygód Trzech Detektywów. Ja przy okazji też skorzystałam, bo powrót do perypetii bohaterów sprzed lat, sprawił mi nie lada frajdę. Na półce mamy jeszcze dwie przygody Jupitera, Pete'a i Boba, sądzę więc, że mamy już kolejne tytuły w kolejce do wieczornego czytania.
Kolejna książka Pauliny Świst za mną i nie ukrywam, że to właśnie "Fightera" brakowało mi do kolekcji. No dobra. Może jeszcze powinnam rozejrzeć się za historią napisaną w duecie z Lilką Płonką ("Mała M") oraz najnowszymi "Sztauwajerami", ale zdecydowanie idę w dobrą stronę.
"Fighter" nieco różni się od poprzednich powieści autorki, po pierwsze tym, że główna bohaterka nie ma nic wspólnego ze światem prawniczym, po drugie, główny bohater to nie policjant, ani funkcjonariusz CBŚu, a po trzecie, żadna z dotychczasowych książek Śwista nie daje czytelnikowi wrażenia aż takiej incepcji!
Bohaterka "Fightera" jest pisarką piszącą pod pseudonimem, współpracuje z wydawnictwem Azum, cichaczem podpisuje swe książki na WTK w Warszawie, dla zmyłki nosi identyfikator wystawcy, a także incognito robi sobie fotę z Remigiuszem Mrozem i Joanną Opiat - Bojarską. Co do reszty wydarzeń opisanych w tej książce, czytelnik musi już sam ogarnąć, co jest prawdą, a co ewentualnym wymysłem bogatej wyobraźni Śwista, jednak, jak do tej pory, żadna kobieca postać z jej książek (choć mogę się oczywiście mylić), nie przypomina pisarki tak bardzo.
Nikogo nie zaskoczę pisząc, że jednym z głównych wątków książki jest ognisty romans pomiędzy bohaterami, jednak równie ważny jest element kryminalny, który tym razem nie wiąże się w żaden sposób ze światem palestry. Jak dla mnie "Fighter" jest najbardziej sensacyjną z powieści autorki, a fakt, iż bohater to zawodnik mma, daje fabule nowe możliwości i wkroczenie do świata sportu, który może być równie pociągający, jak i niebezpieczny.
Ksenia Wernerowska jest poczytną pisarką tworzącą pod pseudonimem Poli Werner, od pewnego czasu, na skutek problemów osobistych i zdrowotnych, cierpi jednak na niemoc pisarską. Pewnego dnia natrafia na wzmiankę o nie do końca czystych interesach firmy VeroMax, instytucji, która doprowadziła do przejęcia jej rodzinnej kamiennicy, stąd też postanawia zagłębić temat i opisać go w swej kolejnej książce. Zbierając materiały, zapoznaje się z młodym dziennikarzem śledczym, który również interesuje się VeroMaxem i jest w posiadaniu wielu ciekawych informacji na jego temat.
Sytuacja wymyka się jednak samozwańczym śledczym spod kontroli w momencie, kiedy Ksenia zaczyna otrzymywać listy z pogróżkami o coraz bardziej wulgarnej treści, a jej informator z dnia na dzień znika bez śladu. Swoimi obawami kobieta dzieli się z wydawcą, który w związku ze zbliżającymi się targami książki, mającymi odbyć się w stolicy na Stadionie Narodowym, postanawia wynająć dla niej ochronę. O pomoc w zorganizowaniu najlepszej agencji zwraca się do znajomego, który od razu poleca firmę Patryka "Cwibla" Cebulskiego, byłego zawodnika mma.
Cwibil dochodzący do siebie po urazie, nie zajmuje się aktualnie sportem i przechodzi rekonwalescencję, nie planuje jednak ochraniać zmanierowanej i przerysowanej, według niego, pisarki. Kiedy dowiaduje się, że niebezpieczeństwo, które grozi Poli Werner, w pewien sposób pochodzi od VeroMaxu, od razu przyjmuje zlecenie, ma bowiem z firmą niewyrównane rachunki.
Kiedy Patryk i Ksenia po raz pierwszy się spotykają, od razu zaczyna pomiędzy nimi iskrzyć. Ksenia
jest takim typem kobiety, która w pewien sposób imponuje Cwiblowi, ten natomiast ma wiele cech, których pisarka szuka u mężczyzn. Oczywiście ich obietnica, żeby nie wychodzić poza relacje zawodowe bardzo szybko zostaje zerwana, bo rodzącej się namiętności nie można w żaden sposób
powstrzymać.
Uczucia, uczuciami, ale korzenie afery, w jaką zostają wplątani bohaterowie, sięgają znacznie głębiej, niż bohaterom mogłoby się wydawać. Odkrycie matactw VeroMaxu nikomu nie są na rękę, stąd też Cwibel będzie miał pełne ręce przy ochronie bezkompromisowej pisarki, której grozi realne niebezpieczeństwo.
Bardzo podobał mi
się "Fighter", jak zresztą każda historia wykreowana przez Paulinę Świst. Choć jest to powieść nieco tendencyjna, bo charakterologiczne wszystkie bohaterki książek autorki są do siebie bardzo podobne, tak, jak zresztą ich partnerzy, to i tak ma swój urok i czyta się ją świetnie. Co tu dużo mówić, nie mam uwag, lubię wszystkie powieści Śwista, bo nie ma drugich takich książek, przy których tak idealnie się odpoczywa.
To już chyba moja mała tradycja, że na urlop co roku zabieram ze sobą, oprócz powieści świątecznej, jakąś książę Renaty Kosin. W zeszłym roku były to "Jedwabne rękawiczki", dwa lata temu "Tatarka" , a trzy - "Aleja Siódmego Anioła". W tym roku padło na "Dziecko z mgły" i jak do tej pory, nie zawiodłam się na żadnej z nich. Każda z powyższych to interesująca obyczajówka, zazwyczaj z wątkiem tajemnicy, czasami jakimś elementem paranormalnym lub kryminalnym, zapewniająca czytelnikowi wyjątkowe wrażenia czytelnicze. I nie inaczej jest w przypadku powyższej powieści, która na pierwszy rzut oka i po opisie okładkowym, wydaje się być wzruszającą historią, opierającą się na rodzącej się relacji pomiędzy samotną kobietą, a małą porzuconą dziewczynką. Jednak nic bardziej mylnego!
Choć faktycznie ważnym elementem fabuły jest pojawienie się w życiu singielki Alicji, małej Mii, to jednak cała opowieść jest zdecydowanie bardziej skomplikowana i co ważniejsze, nieszablonowa. Nie spotkałam jeszcze w książce obyczajowej, ani też kryminale, czy thrillerze takiego wątku, jaki zaproponowała dla swoich czytelników Renata Kosin. Zanim jednak napiszę coś więcej o tej niespotykanej fabule, muszę wspomnieć, że autorka, jak zwykle wykonała kawał dobrej roboty, przygotowując reaserch. To już chyba znak rozpoznawczy książek Renaty, że każda jej opowieść jest przemyślana, zawiera wiele nawiązań i ciekawych odnośników, często do autentycznych wydarzeń. Wszystko to jest rozbudowane, dopieszczone do najmniejszego szczegółu, że aż przyjemnie zagłębiać się w taką historię.
Do Alicji, singielki z wyboru, pewnego dnia zgłasza się tajemnicza kobieta trzymając za rękę sześcioletnią dziewczynkę oraz teczkę dokumentów, informując, że od tej pory bohaterka staje się oficjalną opiekunką małej Mii, gdyż jest jej jedyną krewną. Zanim Alicja zdąży wyjść z szoku, Mia jest już w jej mieszkaniu oczekując od swej nowej opiekunki dalszych instrukcji.
Kobieta próbuje dociec, jak to w ogóle możliwe, że to ona ma się zaopiekować dziewczynką. Przed laty straciła rodziców, wychowywana przez ciotkę, nie przypomina sobie, żeby miała jakiś krewnych, i to jeszcze zza oceanu, bowiem mała Mia przyjechała do Polski aż ze Stanów, do tego urodziła się w Singapurze. Nie wydaje się, aby Alicja mogłaby być z nią w jakikolwiek sposób spokrewniona, dziewczynka jednak bardzo szybko zjednuje sobie jej serce i uwagę, chociaż jest dzieckiem skrytym, nad wyraz dojrzałym i czasami zachowuje się nieadekwatnie do swojego wieku.
Alicja mocno angażuje się w opiekę nad małą, która prowadzi z nią bardzo inteligentne rozmowy, pięknie rysuje i ma doskonałą pamięć. Co ciekawe, Mia nie chcę opowiadać niczego o swojej przeszłości i rodzicach. Kobieta wie jedynie, że jej rodzice nie żyją, a adopcją zajmuje się pewna fundacja, której przedstawicielkę już poznała. Kiedy jednak pewnego dnia do jej drzwi puka Dawid, jej dawna, wielka miłość, przedstawiający się jako członek fundacji, wiedzący coś o przeszłości Mii, Alicja zaczyna nabierać podejrzeń, że wraz z dziewczynką biorą udział w podejrzanym projekcie, którego stawką jest ich bezpieczeństwo, a nawet życie.
Niepokój Alicji podsyca tylko dziwny tatuaż, znamię, który mała Mia ma na ramieniu. Kto zrobił takie znak na ciele dziecka? Czy osoby z takim znamieniem są w śmiertelnym niebezpieczeństwie? Z każdym kolejnym dniem kobieta robi się coraz bardziej zaniepokojona, a wręcz przerażona sytuacją, wydaje jej się też, że otaczają ją sami nieprzychylni ludzie i ktoś ją śledzi. Kiedy odkrywa, że faktycznie istnieje linia jej rodziny, z której mogłaby pochodzić Mia, mnogość pytań zaczyna ją przerastać, dlatego w odkryciu mrocznej przeszłości sześciolatki, a także zadbaniu o jej bezpieczeństwo, pomaga jej Bartek, przyjaciel z dzieciństwa, stanowiący dla niej olbrzymi oparcie, ale też trochę się w niej podkochuje, czego kobieta zdaje się nie zauważać.
Czy Alicja i Bartek odkryją, kim jest Mia i dlaczego musiał zająć się nią ktoś z Polski? Czy faktycznie dziewczynce i jej opiekunce grozi niebezpieczeństwo? A może to tylko wybujała wyobraźnia płata kobiecie figle, i tak naprawdę w życiu dziewczynki nie dzieje się nic nadzwyczajnego?
Kolejny raz autorka zaskakuje swoich czytelników, "Dziecko z mgły" odbiega bowiem od poprzednich jej powieści, ale też innych obyczajówek pojawiających się na rynku. Dlatego ode mnie Renata Kosin dostaje wielkie brawa za oryginalność! Napisanie nieszablonowej książki w czasach, kiedy jak grzyby po deszczu pojawiają się historie poruszające dosłownie każdy temat, naprawdę nie jest łatwe.
Zapraszam do wyboru wrześniowej Trójki e-pik. W komentarzach poniżej
lub na naszej grupie trójkowej zostawiajcie propozycje kategorii, które
chcielibyście przeczytać w nadchodzącym miesiącu. Przypominam, że nie powtarzamy
opcji, które już wcześniej był wykorzystane (dla pewności TUTAJ
znajdziecie zestawienie wszystkich Trójkowych kategorii, jakie do tej
pory się pojawiły). Biorę pod uwagę pierwszych 10 opcji, a później w
ankiecie na blogu i w grupie na Facebooku będziecie mogli wybrać
swojego faworyta. Przypominam, że każdy uczestnik może oddać w ankiecie maksymalnie
3 głosy. Zapraszam do zabawy i proponowania swoich kategorii.
***
AKTUALIZACJA
Poniżej znajdziecie dziesięć Waszych propozycji na to, co będziemy
czytać w sierpniowej Trójce e-pik. Wybieramy trzy najciekawsze, oddając
swoje głosy tutaj lub na grupie na FB. Opcja z największą liczbą głosów będzie czytana we wrześniu. Miłej zabawy!
Poczuj, że masz naście lat
Dwa, dwoje, podwójnie
Felietony, notatki, eseje - niech nudą nie wieje
Żona (nie)doceniona
Motoryzacyjnie - auta i inne pojazdy w tytule/główny wątek
Dzioby, ogonki i łapki
Dary lasu - wrzosy, grzyby, las, leśne rośliny w tytule
"Czary Staw. Wiła" Roberta Ziębińskiego to właściwie jedyna młodzieżówka, jaką udało mi się przeczytać w czasie
urlopu. Pierwotnie chciałam czytać ją moim dzieciakom na głos (zawsze zabieram na wakacje coś do wieczornego czytania), ale kiedy zaczęliśmy lekturę, nijak nie mogliśmy się wciągnąć. Choć początek jest bardzo obiecujący, tajemniczy i trochę straszny, z każdym kolejnym rozdziałem jest niestety słabiej. Może
to wynika z faktu, że jest to drugi tom
przygód bohaterów z miasteczka Czarny Staw, o czym nie wiedziałam
zabierając się za lekturę, i przez to kontekst poprzednich wydarzeń nie
był zbyt jasny. W każdym razie, czytanie na głos się nie sprawdziło, bo z
jednej strony brakowało nam znajomości tego, co działo się wcześniej, a
z drugiej strony, nużyły opisy mające wyjaśnić czytelnikowi taki, a nie
inny aspekt przygody. Dlatego też, skoro dzieci
nie wykazały większego zainteresowania, postanowiłam doczytać książkę
sama.
Bohaterowie "Wiły" to czwórka przyjaciół zamieszkujących małe miasteczko Czarny Staw. Ze wspomnień Kamila, Akiry, Długiego i Niedźwiedzia dowiadujemy się, że mierzyli się oni już wcześniej z pewnymi nadprzyrodzonymi siłami, które postanowiły zamieszać w codzienności mieszkańców Czarnego Stawu, i że udało im się je pokonać. Zjawiska te miały coś wspólnego z okolicznym stawem, z
którego słynie miasteczko, z zamieszkującym go demonem, a także wiązały się z rodzinną
historią Kamila, który niedawno przeprowadził się do tej mieściny.
Nie do końca wiem, z czym przyszło się skonfrontować przyjaciołom, było to jednak na tyle groźne, że dzieciaki czują si wprawione w paranormalnym boju i nie wykazują specjalnego zdziwienia, kiedy przychodzi zmierzyć im się z kolejną taką sprawą.
Nowy rok szkolny zaczyna się z przytupem. W szkole ktoś
nagminnie niszczy szafki, jednak na nagraniu z monitoringu nie widać nikogo, kto byłby za to odpowiedzialny. Bohaterowie podejrzewają, że za zniszczeniami może tajemnicza istota, która w ten sposób stara się porozumieć się z otoczeniem. Kiedy więc zaczynają przyglądać się tej sprawie bliżej, faktycznie odkrywają, że to duch jakiejś kobiety straszy w szkole. Do tego, może on mieć coś wspólnego z wydarzeniami, do których doszło przed trzydziestoma laty w okolicznym domku w lesie, cieszącym się złą sławą.
Więcej światła na sprawę może rzucić nauczycielka z pobliskiego liceum, pani Wiktoria Jasińska, problem polega jednak na tym, że kobieta zaginęła i nikt właściwie
nie wie, co się z nią stało.
Nowy rok szkolny rusza pełną parą, a problemy bohaterów się mnożą, dzieciaki jednak się nie poddają i próbują
odkryć, jaki to duch nawiedza ich miasteczko, co ma wspólnego z lokalna historią, jaki ma cel, kontaktując się z nastolatkami, i najważniejsze, jak można się go
pozbyć.
Przyjaciół, w ich walce wspiera ... kot babci Kamila, Pan Pulman, zwierzak, o którym można wiele powiedzieć, ale na pewno nie to, że jest zwyczajny. Jest to niesamowicie mądry i sprytny kot, który wie
chyba więcej o nadprzyrodzonych zjawiskach, niż sami bohaterowie. Jest dość wiekowy i schorowany, ale się nie poddaje, a swoim doświadczeniem, jakkolwiek by to brzmiało, wspiera
przyjaciół w ich poczynaniach.
Historia wydaje się całkiem ciekawa, niestety
moje wrażenia z lektury nie są do końca pozytywne. I to nie jest
tak, że pokonała mnie nieznajomość tomu pierwszego, bo kto mnie zna, ten
wie, że często czytam serię nie po kolei. Po prostu opowieść o
sprytnych dzieciakach, które muszą zmierzyć się z kilkoma zjawiskami
nadprzyrodzonymi, okazała się niepotrzebnie pogmatwana, zawierająca
zlepek przypadkowych (jak dla mnie) wątków, ale co najważniejsze, nie
była wciągająca, a to jednak jest kluczowa sprawa, kiedy po książkę mają
sięgać młodzi czytelnicy.
Na
pewno nie jest to polska odpowiedź na "Stranger things", jak informuje
nas opis okładkowy, choć mogłaby być, gdyby udało się autorowi skonstruować
podobne napięcie i tajemniczą, ale wiarygodną intrygę. Niestety to, co
nam proponuje, nie za bardzo porywa, mimo że zarys fabuły jest
naprawdę obiecujący.
"Siostra" to thriller z gatunku gatunku domestic noir, który w pewien sposób, głównie konstrukcją fabuły i formą, przypomina mi "Dziewczynę z pociągu", "Pacjentkę", "Czasami kłamię" czy"Zaginioną dziewczynę". W powieściach tego typu właściwie nie do końca wiadomo kto jest kim, co się dzieje, kto jest tym dobrym, kto złym, i nie inaczej jest w tym przypadku, jednak w porównaniu z powyższymi tytułami "Siostra" nie jest opowieścią aż tak bardzo skomplikowaną i zagmatwaną. Ma tajemnicę, zaskakujący element w finale, ale większość wątków wyjaśnia się w trakcie, więc książka nie niesie takiego zaskoczenia, jak czytelnik oczekiwałby od takiego thrillera.
Oczywiście nie zmienia to faktu, że z wielką chęcią zagłębiam się w opowieść o Charlie i Grace, czyli przyjaciółkach, które od najmłodszych lat, czyli momentu, kiedy ta pierwsza przenosi się do Greenfields z powodu pogmatwanych spraw rodzinnych, trzymają się razem. Grace wychowywana przez dziadków, próbuje poradzić sobie z osobistą traumą, stąd też w szkole czuje się zagubiona i niepewna siebie. Znajduje jednak oparcie w Charlie, jednej z najpopularniejszych dziewczynek w klasie, i mimo że początkowo spotyka się z niechęcią innych koleżanek, z czasem zostaje zaakceptowana i staje się ich nieodłączną towarzyszką.
Dziewczynki tworzą bardzo zgraną paczkę, a z czasem do ich grona dołącza Dan, w którym po latach Grace zakochuje się z wzajemnością. Lata nastoletnie mijają trójce bohaterów bardzo przyjemnie, coś jednak przełomowego dzieje się w ich życiu coś, co sprawia, że Charlie wyjeżdża z miasta i przez lata nie daje reszcie znaku życia. Kiedy niespodziewanie wraca, przekazuje Grace dziwną wiadomość. Dziewczyny nie zdążą jednak wyjaśnić sobie wszystkich tajemnic i niesnasek, bowiem Charlie nieoczekiwanie umiera.
Grace zrozpaczona po śmierci przyjaciółki nie może dojść do siebie, odsuwa się od Dana, z którym próbuje ułożyć sobie życie, pogrąża się w kilkumiesięcznej depresji obwiniając się za jej śmierć, a jej poczucie winy wzmaga tylko agresywna postawa matki Charlie i jej niechęć.
Grace nie może znaleźć sobie żadnego celu w życiu, postanawia więc spełnić marzenie Charlie i odnaleźć jej biologicznego ojca. W trakcie poszukiwań Paula Lawsona, trafia na Annę, dziewczynę twierdzącą, że jest przyrodnią siostrą Charlie. Sympatyczna Anna, poszukująca informacji o swej nigdy nie poznanej krewnej, od razu zaskarbia sobie sympatie Grace, która upatruje w niej namiastkę zmarłej przyjaciółki. Ich zażyłość zaczyna jednak denerwować Dana, osaczonego przez nową znajomą jego ukochanej.
Z czasem Anna rozgaszcza się w ich domu i zaczyna wtrącać do prywatnych spraw pary, przechodzącej wyraźny kryzys. Grace niepokoi się natomiast różnymi, niekoniecznie pozytywnymi sytuacjami, które w jej życiu zdarzają się niby przypadkowo. Dan wyraźnie nie ufa Annie, jednak Grace zapatrzona w nową przyjaciółkę nie da na nią powiedzieć złego słowa. Ciągle też ma w pamięci ostatnie słowa Charlie, jej myśli zaprząta więc tajemnica, którą przyjaciółka zabrała ze sobą do grobu.
Sporo się dzieje w życiu Grace, jednak problemy, które ją atakują z każdej strony, pretensje Dana, dziwne zachowanie Anny sprawia, że kobieta jest strzępkiem nerwów, boi się własnego cienia i ma poczucie, że ktoś ją śledzi. Czy faktycznie Charlie miała jakąś tajemnicę, która zagraża bezpieczeństwu jej przyjaciółki? Co takiego wydarzyło się przed laty, że Grace miała nigdy o tym się nie dowiedzieć? No i najważniejsze pytanie, co ukrywa Anna i czy naprawdę chce zaszkodzić Danowi i jego żonie?
Fabuła "Siostry" generuje wiele pytań, na szczęście daje też odpowiedzi, na które nie trzeba będzie długo czekać. Tak, jak napisałam na początku, powieść nie zaskakuje czytelnika jakoś spektakularnie, ale na pewno nie jest banalna i trzyma w napięciu do ostatniej strony, więc choćby dlatego warto po nią sięgnąć. Co ciekawe, "Siostrę" przeczytała w dwa wieczory moja czternastoletnia Córka, która ostatnio nie czyta niczego, a to dla mnie bardzo mocna polecanka.
"Listy pełna marzeń" to świąteczna powieść Magdaleny Witkiewicz, która, jako jedna z nielicznych, była brakującym elementem w mojej biblioteczce. Staram się być na bieżąco z nowymi powieściami, wychodzącymi spod pióra autorki, i w sumie mi się to udaje, jedynie powyższa książka jakoś mi umknęła. Kiedy więc niedawno "Listy..." trafiły do mojej biblioteczki, postanowiłam zabrać ją ze sobą na wakacje, tym bardziej, że moją małą tradycją stało się czytanie przynajmniej jednej książki świątecznej na letnim urlopie. W pięknych okolicznościach przyrody, zupełnie nieświąteczne historie wchodzą, jak złoto, i choć ich akcja rozgrywa się zimą, to fabuła jest na tyle uniwersalna, że można po nią sięgać właściwie o dowolnej porze roku.
Maryla Jędrzejewska ma już swoje lata, i choć nie posiada własnej rodziny, absolutnie nie jest samotna, ma bowiem wokół siebie wielu przychylnych, młodych ludzi. Jako że jest
osobą bardzo ciepłą, rodzinną i otwartą, swoim stylem bycia stara się
zarażać "podopiecznych", namawiając ich, aby również dzielili się
dobrem i pozytywną energią. Młodzi przyjaciele uwielbiają Marylę, są też gotowi uchylić jej nieba i być na każde zawołanie, kobieta wyraźnie jest dla nich ważna i mają wobec niej jakiś dług wdzięczności do spłacenia.
Na początku nie wiadomo, czym zajmuje się Maryla i dlaczego jest tak ważna dla swoich znajomych, jednak z każdym kolejnym rozdziałem odsłania przed czytelnikami swoją prawdziwą twarz. Maryla jest bowiem takim nieoficjalnym świętym Mikołajem i przy współpracy miejscowego listonosza, pana Janusza, przejmuje listy dzieciaków do świętego z Laponii i w miarę możliwości stara się spełniać marzenia tych najbardziej potrzebujących. Oczywiście największą uwagę skupia na dzieciakach, które z różnych powodów, wymarzonych prezentów nie otrzymują od swoich własnych rodziców. Nie skupia się też na prezentach materialnych, chociaż czasami robi wyjątki, w głównej mierze jednak, upominkami wskazuje dzieciom drogę, daje impuls do zmiany, zapoczątkowuje pasję i daje szansę na spełnianie marzeń.
W taki nieformalny, trochę zawoalowany sposób, przez ostatnie trzydzieści lat, Marylka pomaga bardzo wielu dzieciakom. Dzięki jej wsparciu mała dziewczynka marząca o grze na pianinie została słynną pianistką, inna, znaną w całym kraju artystką rękodzieła, ubogi chłopak z sąsiedztwa został słynnym kardiochirurgiem, a kolejny cenionym informatykiem.
Marylka nie zapomina o swoich podopiecznych, a oni pamiętają o swojej dobrodziejce. Stąd też kobieta nie może narzekać na samotność. Pomaga swoim przyjaciołom w pozbyciu się nieśmiałości, czasami jest dla nich swatką, czasami przyjaciółką której można się ze wszystkiego zwierzyć, coś podpowiada, coś organizuje, jest takim dobrym duchem dla bliższych i dalszych znajomych, poświęcając całą energię innym, zapominając trochę o sobie. W
ten sposób spłaca tez niejako dług wdzięczności pani Gertrudzie, swej dawnej opiekunce,
która kiedyś wsparła Marylkę, dając jej szansę na nową rzeczywistość.
Życie osobiste Marylki bowiem, nie jest do końca udane. Od lat spotyka się z listonoszem Januszem, jej dawną miłością, jednak traktuje go raczej jako przyjaciela, niż ukochanego. I mimo tego, że mężczyzna nieustannie prosi o szansę, Marylka nie potrafi zmienić swego nastawienia i zapomnieć, że Janusz kiedyś bardzo ją skrzywdził.
Każdy kolejny rozdział "Listów pełnych marzeń" odkrywa kawałeczek historii Marylki, i to zarówno tej z przeszłości młodej dziewczyny mającej głowę pełną ideałów, jak i współczesnej, pomocnicy świętego Mikołaja, skupionej na czynieniu dobra i wspierającej tych, którzy najbardziej tego potrzebują.
"Listy pełne marzeń" są nieco inne od książek, do których autorka ostatnio nas przyzwyczaiła, ale dzięki temu uważam też, że jest to wyjątkowa historia. Powiem więcej, jest to jedna z fajniejszych powieść Magdy, przede wszystkim niebanalna i fajnie rozbudowana (czego mocno brakowało mi w "Srebrnej łyżeczce" czy "Córce generała"). Pomieszanie chronologiczne sprawia, że czytelnik musi się troszkę nagłowić, aby ułożyć historię Maryli, Janusza i ich podopiecznych w jedną całość.
Jak to u Magdy bywa, każda jej powieść niesie mądre przesłanie, i nie inaczej jest tym razem. Warto sobie przypomnieć, że pomaganie i bycie otwartym na drugiego człowieka zawsze jest w cenie, a dobro wraca, i to podwójnie. Bardzo polecam tę świąteczną opowieść o nietypowym Mikołaju i gwarantuję, że można czytać ją nawet w środku upalnego lata.
Tym oto sposobem kończymy naszą przygodę czytelniczą z "Baśnioborem". Wspaniałe to było doświadczenie i nie mam na myśli tutaj tylko opinii mojego syna, ale także moją, bowiem i ja świetnie się bawiłam, czytając o perypetiach bohaterów, z którymi przez te pięć tomów nieźle się już zżyłam.
Poniższy tekst może zawierać SPOJLERY, poszczególne tomy ściśle się bowiem ze sobą łączą.
Powyższy tom, czyli "Klucze do więzienia demonów" zamyka pięcioczęściową serię przygód rodzeństwa Kendry i Setha Sorenssonów, którzy musieli przejść naprawdę długą drogę i zmierzyć się z wieloma przeciwnościami losu, aby uchronić nie tylko Baśniobór, czyli rezerwat zajmujący się ochroną magicznych stworzeń, ale także cały świat, przed zagładą. Zniszczenie ludzkości i współczesnego świata miało się dokonać wraz z otwarciem magicznego więzienia demonów, Zzyzyxu, który przetrzymywał przez setki tysięcy lat najgorsze istoty, jakie tylko można sobie wyobrazić. Więzienie, jak do tej pory, szczelnie zapieczętowane, na skutek działalności Stowarzyszenia Gwiazdy Wieczornej, zaczyna powoli łamać bariery zabezpieczające, a wizja jego otwarcia jeszcze nigdy nie była taka wyraźna.
Sfinks, przywódca Stowarzyszenia Gwiazdy Wieczornej, który początkowo wspierał Rycerzy Świtu, przeszedł na ciemną stronę mocy, skrupulatnie planując otwarcie Zzyzyxu, po to, aby trzymać największe demony w szachu i dzięki nim osiągnąć panowanie nad całym światem. Sukcesywnie realizuje swój plan zbierając klucze do otwarcia więzienia. Z poprzednich tomów wiadomo, że kluczami są artefakty o wyjątkowej mocy: Translokator, Piaski Świątyni, Krynica Nieśmiertelności, Chronometr i Okulus. Każdy z nich ma inną moc i może swojemu właścicielowi pomóc przenosić się w czasie, leczyć rany, widzieć każdy zakątek Ziemi, przetransportować się w dowolne miejsce czy zapewnić nieśmiertelność.
O tym, jak bohaterowie próbowali znaleźć artefakty przed Stowarzyszeniem, aby ukryć je w bezpiecznym miejscu i nie dopuścić do ich przejęcia przez wroga, można przeczytać w poprzednich tomach ("Baśniobór", "Gwiazda Wieczorna wschodzi" ,"Plaga cieni", "Tajemnica Smoczego Azylu"). I kiedy wydaje się już, że misja rodzeństwa Sorenssonów oraz ich sojuszników zakończy się sukcesem, pewna sytuacja doprowadza do tego, że wszystkie artefakty zostają przez nich utracone i trafiają w ręce wrogiej organizacji. Wszystko, nad czym bohaterowie pracowali, i co do tej pory udało im się osiągnąć, lega w gruzach. Jakby tego było mało, upada ostatnia bariera więzienia, czyli Wieczni. Piątka wyjątkowych osób, która przed laty dobrowolnie zgodziła się być nieśmiertelnymi, aby chronić podwoje Zzyzyxu, zostaje zgładzona, a to ułatwia tylko Sfinksowi i jego pomocnikom sforsować bramy więzienia.
I właśnie o tym opowiada pierwsza część książki, natomiast część druga to opis ostatecznej bitwy, jaka rozegra się u bram Zzyzyxu. Nie zdradzę, co wydarzy się, kiedy nastąpi konfrontacja garstki bohaterów z demonami, i jaki będzie finał ostatecznego starcia sił ciemności z siłami światła, dodam tylko, że zarówno Kendra, jak i Seth zostaną poddani jeszcze wielu próbom, będą musieli wykonać wiele niebezpiecznych zadań. Podążając
za wskazówkami przodka, Pattona Burgesa, Kendra będzie współpracować z
magicznym jednorożcem Paprotem, który jest postacią nietuzinkową i
odegra w całej historii bardzo ważną rolę. Seth natomiast będzie musiał znaleźć pradawny miecz Vassilis, a także przywołać magiczną łódź, mającą przewieźć ich na wyspę z ukrytym więzieniem.
Szansa
na ocalenie świata jest naprawdę nikła. Jednak bohaterowie się nie
poddają i nawet, kiedy nie ma nadziei i szansy na zwycięstwo, staną do
walki z całą hordą śmiertelnie niebezpiecznych demonów. A kiedy wszystkim wydawać się będzie, że ich losy są już przesądzone, pojawią się niespodziewane okoliczności, które zmienią perspektywę i doprowadzą wszystkich do zaskakującego finału.
Bardzo podobała mi się ta seria, choć czytając tom piąty miałam poważne wątpliwości, czy uda się ją zakończyć sensem, bowiem, mimo że ostania część jest dość opasła, to w połowie książki ciągle do finału było jeszcze bardzo daleko. Bałam się, że autor skróci wątek finałowy do paru stron i pozostawi czytelnika z niedosytem wrażeń. Na szczęście pomysł na zakończenie okazał się naprawdę ciekawy, i sprawił, że "Baśniobór" jest rozbudowaną, ale też przemyślaną, wielowątkową historią, na długo zapadającą w pamięć. Nie wiem, czy istnieje inna młodzieżowa seria, która tak działa
na wyobraźnię młodego czytelnika, jak powyższa. Bardzo polecam!
"Widziałem otchłań" Simone Moro to bardzo ciekawa propozycja czytelnicza dla miłośników literatury wysokogórskiej. W pierwszym odruchu myślałam, że są to zapiski wspinacza związane z jego wyprawami na ośmiotysięczniki, skupione głównie na próbie zimowego wejścia na Gaszerbrum I i II w 2020, kiedy to Simone Moro wpadł do głębokiej szczeliny na wysokości 5500 metrów. Na szczęście z pomocą przyszła mu wtedy jego partnerka Tamara Lunger, dlatego też wszystko kończy się dla himalaisty szczęśliwie. Tytuł sugeruje, że czytelnicy będą mogli dowiedzieć się, jak owa dramatyczna sytuacja wyglądała, więc to na taką treść nastawiałam się, sięgając po tę książkę. Jej formuła okazała się jednak zupełnie inna, niż się spodziewałam, ale szczerze powiem, sprawiła mi
niemałą przyjemność, więc lekturę uznaję za wyjątkowo trafioną.
Simone
Moro jest jednym z najbardziej znanych wspinaczy na świecie. Jako
pierwszy zdobył zimą Sziszapangmę i Makalu, oprócz tego może się
poszczycić wejście na Lhotse, Mont Everest, Czo Oju, Broad Peak i Nanga
Parbat.
W swojej książce przedstawia kilka otchłani, zaczynając od tej
dosłownej, czyli lodowej szczeliny, do której wpadł na wyprawie z Tamarą
Lunger, i z której udało mu się wydostać dzięki wsparciu partnerki
oraz wieloletniemu doświadczeniu i przygotowaniu do wyjść
wysokogórskich. Ta "przygoda" paradoksalnie pokazała mu też, że
jakiekolwiek przygotowanie, nawet najlepiej zaplanowane, nie daje
gwarancji sukcesu, a drobny błąd, jakieś zaniedbanie może sprawić, że
pieniądze włożone w wyprawę, ale też miesiące przygotowań i przede
wszystkim zdrowie i bezpieczeństwo może w parę sekund pójść w niepamięć.
Po tej feralnej wyprawie cały szum medialny odwróci się przeciwko
wspinaczowi, sprawiając, że coś, co miało być światowym sukcesem,
okazało się jedną wielką porażką.
Z
tą psychiczną "otchłanią" Moro również musiał sobie poradzić, dlatego też w dalszej
części książki prezentuje on czytelnikom ten, jak i kilka innych momentów w
swoim osobistym, jak i sportowym życiu, które sprawiły, że musiał stawić czoła takim wyzwaniom.
Te
problematyczne sytuacje, kryzysy, a nawet sytuacje zagrożenia życia,
pokazały mu jednak, że w tak trudnych momentach nie można załamywać się, tylko
paradoksalnie poczuć siłę i moc, aby te przeciwności pokonać. Jako
przykład podaje między innymi historię swoich krewnych, ojca i dziadka,
którzy mimo słabej sytuacji materialnej i konieczności utrzymywania
licznej rodziny, nie zaniedbywali żadnych innych obowiązków, byli pełni
pasji, dobrej energii i stali się najlepszymi autorytetami dla swoich
dzieci.
Kolejnym przykładem
niezłomności w sytuacji kryzysowej dla Simona Moro są także polscy
himalaiści z pokolenia Jerzego Kukuczki, którzy jako pierwsi wspinacze,
do tego pochodzący z ubogiego kraju, bez warunków ani sprzętu, pokazali
całemu światu, jak zdobywa się ośmiotysięczniki, uświadamiając, że aby stanąć na
szczycie świata nie trzeba mieć firmowych ubrań, najnowszego sprzętu ani ogromnego wsparcia finansowego.
Jako kolejny przykład wychodzenia z "otchłani" Moro przytacza historię swojego przyjaciela Anatolija Bukriejewa,
który został przez potępiony przez środowisko, po tragicznej wyprawie
komercyjnej na Mont Everest w 1996 roku. Jednak swoimi osiągnięciami i
postawą, non stop potwierdzał swoją wartość i umiejętności, a także
fakt, ze słowa, które padły pod jego adresem są nieprawdziwe.
Autor
sporo miejsca w swojej książce poświęca też pandemii koronawirusa, kiedy to
świat pogrążył się w otchłani strachu i choroby. Widać, że książka
powstała właśnie w tym trudnym okresie, kiedy Moro okres lockdownu
spędzał w Bergamo wraz ze swoim nastoletnim synem Jonasem. Wspinacz
przedstawia czytelnikom, w jaki sposób on wykorzystał ten trudny czas, i
co wyniósł z tego najtrudniejszego okresu ostatnich lat. Dzięki
przymusowemu zamknięciu pogłębiał więź z synem, dzielił się
przeróżnymi historiami ze swojego życia sportowego, jak i rodzinnego,
ale też budował formę fizyczną w sposób, na jaki nigdy nie miał czasu.
Swą postawą pokazuje, że kryzys, otchłań, z której pozornie nie ma
wyjścia, to nie jest koniec świata, a ból i strach
mogą być pozytywnymi elementami w naszym życiu. A jeśli tylko dobrze je
wykorzystamy, mogą kształtować nasz charakter i nauczyć nas czegoś o
sobie.
W
swej książce Simone Moro jawi się, jako człowiek o mocnym charakterze,
bardzo poukładany, z konkretnym celem. Kojarzyłam oczywiście jego
osiągnięcia wysokogórskie, ale nawet nie pomyślałam, że prywatnie może
być osobą, jaką bardzo sobie cenię, prezentując postawę
bardzo mi bliską. Przemyślenia
Simone Moro pokazują taką postawę życiową, jaką bardzo cenię, czyli
wytrwałość w dążeniu do celu, niepoddawanie się, a także robienie
wszystkiego na sto procent, pokazując otoczeniu, że wszystko czego się
podejmujemy powinniśmy robić, jak najlepiej potrafimy. Staram się podobnych wartości uczyć moje dzieci, że
nie ma sukcesu bez ciężkiej pracy, a porażka nie zawsze musi oznaczać
koniec. Dlatego też z wielką przyjemnością przeczytałam "Widziałam otchłań", do czego i Was zachęcam.
Książki Sardegny to moje miejsce w sieci, powstałe z połączenia dwóch największych pasji: czytania i dzielenia się opiniami. Wszystkie teksty na blogu są mojego autorstwa. Zdjęcia okładek pochodzą z Internetu, z ogólnodostępnych stron, pozostałe zdjęcia są mojego autorstwa. Zabrania się kopiowania i rozpowszechniania treści bloga bez zgody autora!