Wydawnictwo: Mova
Liczba stron: 245
Liczba stron: 245
Moja ocena : 5/6
"Widziałem otchłań" Simone Moro to bardzo ciekawa propozycja czytelnicza dla miłośników literatury wysokogórskiej. W pierwszym odruchu myślałam, że są to zapiski wspinacza związane z jego wyprawami na ośmiotysięczniki, skupione głównie na próbie zimowego wejścia na Gaszerbrum I i II w 2020, kiedy to Simone Moro wpadł do głębokiej szczeliny na wysokości 5500 metrów. Na szczęście z pomocą przyszła mu wtedy jego partnerka Tamara Lunger, dlatego też wszystko kończy się dla himalaisty szczęśliwie. Tytuł sugeruje, że czytelnicy będą mogli dowiedzieć się, jak owa dramatyczna sytuacja wyglądała, więc to na taką treść nastawiałam się, sięgając po tę książkę. Jej formuła okazała się jednak zupełnie inna, niż się spodziewałam, ale szczerze powiem, sprawiła mi
niemałą przyjemność, więc lekturę uznaję za wyjątkowo trafioną.
Simone
Moro jest jednym z najbardziej znanych wspinaczy na świecie. Jako
pierwszy zdobył zimą Sziszapangmę i Makalu, oprócz tego może się
poszczycić wejście na Lhotse, Mont Everest, Czo Oju, Broad Peak i Nanga
Parbat.
W swojej książce przedstawia kilka otchłani, zaczynając od tej
dosłownej, czyli lodowej szczeliny, do której wpadł na wyprawie z Tamarą
Lunger, i z której udało mu się wydostać dzięki wsparciu partnerki
oraz wieloletniemu doświadczeniu i przygotowaniu do wyjść
wysokogórskich. Ta "przygoda" paradoksalnie pokazała mu też, że
jakiekolwiek przygotowanie, nawet najlepiej zaplanowane, nie daje
gwarancji sukcesu, a drobny błąd, jakieś zaniedbanie może sprawić, że
pieniądze włożone w wyprawę, ale też miesiące przygotowań i przede
wszystkim zdrowie i bezpieczeństwo może w parę sekund pójść w niepamięć.
Po tej feralnej wyprawie cały szum medialny odwróci się przeciwko
wspinaczowi, sprawiając, że coś, co miało być światowym sukcesem,
okazało się jedną wielką porażką.
Z
tą psychiczną "otchłanią" Moro również musiał sobie poradzić, dlatego też w dalszej
części książki prezentuje on czytelnikom ten, jak i kilka innych momentów w
swoim osobistym, jak i sportowym życiu, które sprawiły, że musiał stawić czoła takim wyzwaniom.
Te
problematyczne sytuacje, kryzysy, a nawet sytuacje zagrożenia życia,
pokazały mu jednak, że w tak trudnych momentach nie można załamywać się, tylko
paradoksalnie poczuć siłę i moc, aby te przeciwności pokonać. Jako
przykład podaje między innymi historię swoich krewnych, ojca i dziadka,
którzy mimo słabej sytuacji materialnej i konieczności utrzymywania
licznej rodziny, nie zaniedbywali żadnych innych obowiązków, byli pełni
pasji, dobrej energii i stali się najlepszymi autorytetami dla swoich
dzieci.
Kolejnym przykładem
niezłomności w sytuacji kryzysowej dla Simona Moro są także polscy
himalaiści z pokolenia Jerzego Kukuczki, którzy jako pierwsi wspinacze,
do tego pochodzący z ubogiego kraju, bez warunków ani sprzętu, pokazali
całemu światu, jak zdobywa się ośmiotysięczniki, uświadamiając, że aby stanąć na
szczycie świata nie trzeba mieć firmowych ubrań, najnowszego sprzętu ani ogromnego wsparcia finansowego.
Jako kolejny przykład wychodzenia z "otchłani" Moro przytacza historię swojego przyjaciela Anatolija Bukriejewa,
który został przez potępiony przez środowisko, po tragicznej wyprawie
komercyjnej na Mont Everest w 1996 roku. Jednak swoimi osiągnięciami i
postawą, non stop potwierdzał swoją wartość i umiejętności, a także
fakt, ze słowa, które padły pod jego adresem są nieprawdziwe.
Autor
sporo miejsca w swojej książce poświęca też pandemii koronawirusa, kiedy to
świat pogrążył się w otchłani strachu i choroby. Widać, że książka
powstała właśnie w tym trudnym okresie, kiedy Moro okres lockdownu
spędzał w Bergamo wraz ze swoim nastoletnim synem Jonasem. Wspinacz
przedstawia czytelnikom, w jaki sposób on wykorzystał ten trudny czas, i
co wyniósł z tego najtrudniejszego okresu ostatnich lat. Dzięki
przymusowemu zamknięciu pogłębiał więź z synem, dzielił się
przeróżnymi historiami ze swojego życia sportowego, jak i rodzinnego,
ale też budował formę fizyczną w sposób, na jaki nigdy nie miał czasu.
Swą postawą pokazuje, że kryzys, otchłań, z której pozornie nie ma
wyjścia, to nie jest koniec świata, a ból i strach
mogą być pozytywnymi elementami w naszym życiu. A jeśli tylko dobrze je
wykorzystamy, mogą kształtować nasz charakter i nauczyć nas czegoś o
sobie.
W
swej książce Simone Moro jawi się, jako człowiek o mocnym charakterze,
bardzo poukładany, z konkretnym celem. Kojarzyłam oczywiście jego
osiągnięcia wysokogórskie, ale nawet nie pomyślałam, że prywatnie może
być osobą, jaką bardzo sobie cenię, prezentując postawę
bardzo mi bliską. Przemyślenia
Simone Moro pokazują taką postawę życiową, jaką bardzo cenię, czyli
wytrwałość w dążeniu do celu, niepoddawanie się, a także robienie
wszystkiego na sto procent, pokazując otoczeniu, że wszystko czego się
podejmujemy powinniśmy robić, jak najlepiej potrafimy. Staram się podobnych wartości uczyć moje dzieci, że
nie ma sukcesu bez ciężkiej pracy, a porażka nie zawsze musi oznaczać
koniec. Dlatego też z wielką przyjemnością przeczytałam "Widziałam otchłań", do czego i Was zachęcam.
Sardegna
Lubię książki tego typu, mogłaby mi się spodobać:)
OdpowiedzUsuńZachęcam, zawłaszcza jeśli lubisz klimaty książek o ośmiotysięcznikach, albo nienachalne książki motywacyjne
Usuńto wydawnictwo wydaje naprawdę wartościowe książki
OdpowiedzUsuńTo w sumie moja pierwsza książka z tego wydawnictwa, więc nie wiedziałam... a polecisz coś?
Usuń