Dzień dobry w ostatnim tygodniu września. Jak minął mi pierwszy miesiąc szkoły, a co za tym idzie, pierwszy miesiąc powrotu do pracy? Całkiem w porządku. Wiadomo, że wrzesień zawsze generuje nowe obowiązki i zmniejsza ilość wolnego czasu, ale tym razem był to dla mnie moment powrotu do pracy po rocznej przerwie, stąd też miałam poważne obawy, jak się w tym wszystkim odnajdę. Okazało się, że nie było tak źle. Grunt to pozytywne nastawienie, ale sporą robotę w moim przypadku zrobiła też zmiana priorytetów, nad którą ciężko pracowałam w czasie urlopu, i którą starałam się, i nadal staram, wprowadzać w życie. Nie da się jednak ukryć, że powrót do obowiązków sprawił, że miałam mniej czasu, ale też weny na czytanie. Na szczęście coś oglądałam na Netflixie, wzięłam udział w dwóch ciekawych spotkania autorskich, działałam dalej z aktywnością fizyczną, starając się znaleźć czas na wszystkie te przyjemności. Mam nadzieję, że w październiku pójdzie mi równie dobrze, zarówno w pracy, jak i w innych aktywnościach.
We wrześniu odkryłam MBP w Żorach, a to wszystko przy okazji organizowanego po raz pierwszy Festiwalu "Żar Literatury". Wybrałam się do Żor na spotkanie z Dominiką Słowik, a przy okazji odebrałam wygrane w bibliotece gadżety. MBP okazało się wspaniałą miejscówką, a ja na pewno nie raz jeszcze tam zawitam.
W tym miesiącu odbyła się także premiera mojego pierwszego patronatu medialnego, czyli książki Anny Wojtkowskiej - Witala "Potknięcia miłości". W związku z tym w MBP w Mikołowie miało miejsce spotkanie z autorką, na którym pojawiły się także inne patronki: Czytelniczka Gosia, oraz Andżelika z Czytam dla przyjemności. Po spotkaniu udało się wybrać na kawę i poplotkować z Anią o szczegółach pisania powieści, a z dziewczynami o blogosferze, książkach i socjal mediach.
Nowości:
"Dziecko piątku" Małgorzata Musierowicz
"Drzewko szczęścia" Magdalena Witkiewicz
"Agata na tropie. Skarb Majów"Steve Stevenson
"Upiorna szkoła" Anthony Horowitz
"Harrow Lake" Kat Ellis
"GOPR" Wojciech Fusek, Jerzy Porębski
"Deman" Artur Urbanowicz
"Sztauwajery" Paulina Świst
"Potknięcia miłości" Anna Wojtkowska - Witala
"W blasku słońca" Magdalena Kordel
"Okno z widokiem" Magdalena Kordel
"Nerve" Jeanne Ryan
"Anatomia góry" Rafał Fronia
"Martwa góra. Historia tragedii na Przełęczy Diatłowa" Eichar Donnie
"Kurtyka" Bernadette McDonald
Serialowo:
We wrześniu obejrzałam długo wyczekiwany 5 sezon "Cobra Cai". Szkoda, że ma on tylko 7 odcinków, bo uwielbiam tę historię, podobnie zresztą, jak mój Młody. Ekipa z dojo Daniela Laruso oraz Johny'ego Lorenza łączy siły, aby przeciwstawić się nowej formule Cobra Cai. Wspomaga ich przyjaciel Daniela, sensei z Okinawy, z którym dawny konflikt i walkę na macie można zobaczyć bodajże w drugiej części filmu. Trójka senseiów i grupa nastolatków stawia czoła niszczącej machinie Cobra Cai. Czy tym razem sprawiedliwość, dobro i prawość zatriumfują?
We wrześniu obejrzałam 13 filmów, co daje mi ostatecznie 124 filmy w
ciągu 9 miesięcy (styczeń 27 + luty 9 + marzec 16 + kwiecień 16 + maj 9 + czerwiec 9 + lipiec 9 + sierpień 16 + wrzesień 13 = 124 )
1. "Osaczony" reż. Florent Emilio Siri - film, na obejrzenie którego namówił mnie mój syn (swoją drogą, to ciekawe doświadczenie oglądać sensacje albo thrillery w towarzystwie własnych dzieci). Bruce Willis w roli policjanta - mediatora, który od lat ogarnia najbardziej niebezpieczne akcje, rozmawiając na gorąco z porywaczami. Kiedy jednak kolejna jego akcja kończy się fiaskiem, wycofuje się z funkcji i przenosi na prowincję. Na jego nieszczęście, tam również dochodzi do dziwnego porwania dwójki dzieciaków i zamknięcie ich wraz z porywaczami w domowej twierdzy.
2. "Przypadkowy przechodzień" reż. Babak Anvari - thriller, w którym dość dużo się dzieje, a do tego ma ciekawą konstrukcję, jakiej nie zauważyłam w tego typu filmach. Para graficiarzy wkrada się do domu bogatych i wpływowych ludzi, malując im ściany, w ten sposób walcząc z systemem. Wizyta w domu wpływowego sędziego kończy się tym, że jeden z chłopaków zauważa w piwnicy coś niepokojącego, a kiedy następnego dnia postanawia to sprawdzić, znika bez śladu. Co ukrywa w swym domostwie sędzia i czy mama zaginionego nastolatka odkryje prawdę o tym, co dzieje się w podziemiach rezydencji?
3. "Wstrząsy" reż. Ron Underwood - horror z roku 1990, który oglądałam w dzieciństwie niezliczoną ilość razy, za każdym razem niesamowicie się bojąc. Teraz po trzydziestu latach film pojawił się na Netflixie, stąd też postanowiłam go sobie obejrzeć ponownie. Kilku mieszkańców opustoszałego miasteczka w Teksasie musi zmierzyć się z ogromnymi potworami, które reagują na wszelki hałas i wstrząsy, wyskakują z pod ziemi. Młody Kevin Bacon i horror z lat 90 tych umilili mi dzień!
4. "Willa miłości" reż. Mark Steven Johnson - komedia romantyczna rozgrywająca się w Weronie, tuż pod balkonem Romea i Julii. Świeżo upieczona singielka Julie, zakochana z historii kochanków z Werony, wyrusza w swoją podróż marzeń, aby zobaczyć z bliska miejsca wszystkie miejsca, o których pisał Szekspir. Na miejscu okazuje się, że jej wymarzoną Villę Romantica ktoś już wynajął i wcale nie chce opuścić lokalu, dlatego też Julie postanawia pozbyć się niechcianego współlokatora.
5. "Rzut życia" reż. Jeremiah Zagar - obyczajowy film z Adamem Sandlerem, który wypadł w swej roli wyjątkowo poważnie, ale też przejmująco i emocjonalnie. Sandler gra łowcę talentów, który sprzeciwiając się woli członków drużyny koszykarskiej, zaprasza do współpracy genialnego gracza - amatora, chłopaka z biednej dzielnicy, Bo Cruza. Kiedy za niesubordynację zostaje usunięty z drużyny, postanawia zrobić wszystko, aby udowodnić środowisku, że wie, co robi, a Cruz ma przed sobą wspaniałą karierę.
6. "Strach" reż. James Foley - thriller z 1996 roku z Markiem Wahlbergiem i Reese Witherspoon w rolach głównych. Młoda dziewczyna z dobrego domu zakochuje się w starszym od siebie chłopakiem o nieznanej przeszłości. Kiedy wybuch jego agresji sprawia, że nastolatka nie chce się już dalej spotykać, mężczyzna postanawia zemścić się na jej rodzinie.
7. "Nagła śmierć" reż. Peter Hyams - sensacyjny film z Jean-Claude Van Damme z 1995 roku. McCord, były strażak próbuje zapobiec atakowi terrorystycznemu na olbrzymim meczu hokeja w centrum miasta. Musi działać szybko, bo zakładnikami morderców gotowych na wszystko jest jego mała córka i wice prezydent.
8. "Czas dla siebie" reż. John Hamburg - zabawna komedia z Markem Wahlbergiem (lubię tego aktora!). Sonny i Huck przyjaźnią się od lat, z tym że jeden z nich jest lekkoduchem, który mimo 44 lat nie ma stałej pracy, ciągle imprezuje i wydaje olbrzymie ilości pieniędzy na przyjemności. Drugi natomiast jest statecznym ojcem, prowadzi dom i pomaga żonie robiącej karierę architekta. W ramach wolnego weekendu przyjaciele postanawiają się zabawić i spędzić trochę czasu razem. Impreza wymyka się jednak spod kontroli, co może skończyć się fatalnie dla ustabilizowanego i spokojnego życia Sonny'ego.
9. "Antebellum" reż. Gerard Bush, Christopher Renz - wyjątkowy film, który z założenia jest horrorem, ale ja bardziej określiłabym go jako thriller psychologiczny. Na plantacji bawełny prowadzonej przez konfederatów katorżniczo pracuje grupa czarnoskórych niewolników. Kilka z nich próbowało uciec z tego piekła, jednak wszystkie próby buntu kończą się natychmiastową egzekucją. Jedną z niewolnic jest Eiden, dziewczyna, która kiedyś również próbowała się uwolnić, teraz jednak poniżona i ubezwłasnowolniona, pokornie przyjmuje swój los. Tak naprawdę jednak Eiden jest kimś zupełnie innym, niż czarną niewolnicą. Prawda okaże się dla widza szokująca!
10. "Cybernatural" reż. Levan Gabriadze - horror, który widz ogląda z perspektywy ekranu laptopa jednego z bohaterów. Piątka licealistów odpowiedzialna za doprowadzenie swej koleżanki z klasy do samobójstwa, zostaje wciągnięta przez nieznanego uczestnika forum w makabryczną grę. Podobny film już kiedyś oglądałam, co nie zmienia faktu, że i na ten patrzy się całkiem dobrze.
11. "Broad Peak" reż. Leszek Dawid - polska produkcja, na którą długo czekałam. Historia Macieja Berbeki i jego porachunków z ośmiotysięcznikiem. Film nie jest biografią, skupia się raczej na dwóch wybranych wątkach, co sprawia, że widz nieobeznany z historią Macieja Berbeki może nie być usatysfakcjonowany z wybiórczości scen. Dla mnie film okazał się wspaniałym uzupełnieniem wiedzy, jaką posiadam na temat polskiego himalaizmu i feralnej wyprawy z 2013 roku.
12. "Królewskie wakacje" reż. Ernie Barbarash -sympatyczna komedia romantyczna opierająca się na schemacie: nowojorska dziewczyna jedzie na ferie zimowe do małego europejskiego państwa i na miejscu poznaje miłego chłopaka, którym okazuje się być sam książę. Przewidywalnie i bez większych emocji.
13. "Lou" reż. Anna Foerster - samotniczka Lou żyje na wyspie odciętej od świata. Na terenie jej posiadłości mieszka także Hana, samotnie wychowująca córeczkę Vee, uciekając przed mężem tyranem. Kiedy nadciąga sztorm, a wyspę ogarnia wielka burza, okazuje się, że Vee zniknęła porwana przez swojego ojca. Hana rusza do Lou po pomoc, nie wiedząc, że staruszka ma za sobą bogatą przeszłość, potrafi świetnie posługiwać się bronią i tropić zwierzynę. Lou ma też wielką tajemnicę, którą nie podzieliła się z nikim przez lata. Ciekawy thriller, choć początkowo zupełnie się na to nie zapowiadało.
We wrześniu w duszy grał mi przede wszystkim "Peron" Jamala, a w bardziej rockowym wykonaniu Dawida Podsiadło, Korteza i Krzysztofa Zalewskiego w Męskim Graniu. Nie mam pojęcia, dlaczego wcześniej nie wpadłam na ten kawałek, ale ostatnio słucham go codziennie:
Drugim utworem jest rockowy remix grupy atb "Let you go".
"Zaginiona wyspa" to trzecia część tetralogii Prestona i Childa związana z przygodami niesamowicie inteligentnego, wszechstronnie wykształconego pracownika
instytutu broni jądrowej Gideona Crew. Gideon zna się na nowoczesnych technologiach, jest oczytany, wygadany, a do
tego jest genialnym złodziejem dzieł sztuki. Gdybym znała tego bohatera przed napisaniem tekstu "ŚBK: Mężczyzna idealny, czyli o moich ulubionych bohaterach literackich", jak nic umieściłabym go w pierwszej trójce ulubieńców.
Z poprzednich tomów wiemy już, że Crew został wmanewrowany do współpracy z tajemniczą organizacją kierowaną przez Eliego Glina, zajmującą się ogarnianiem rzeczy niemożliwych, i wykonał dla niej dwa niezwykle niebezpieczne, praktycznie niewykonalne zlecenia, które ostatecznie ocaliły ludzkość i cały świat.
Część pierwsza, czyli "Miecz Gideona" jest historią typowo sensacyjną, druga - "Trup Gideona" to odjechana, wielowątkowa opowieść, w której dzieje się wszystko, czego byśmy chcieli, ale też to, o czym byśmy nawet nie śnili, przez to stając się mieszanką thrillera, powieści grozy i s-f. Część trzecia, czyli "Zaginiona wyspa" to historia przygodowa, ale jednocześnie najbardziej fantastyczna z całej serii, opiera się bowiem na motywie, który bardzo lubię w książkach i filmach, czyli na poszukiwaniu wyspy skarbów.
Gideon Crew dostaje od swojego zleceniodawcy kolejne prawie niemożliwe zadanie do wykonania. Tym razem ma skorzystać ze swojego złodziejskiego doświadczenia i wykraść z Muzeum Nowojorskiego stronicę z bezcennego manuskryptu Księgi z Kells. Dokument ten ma wielkie znaczenie dla Irlandczyków, jest ich świętą księgą, stąd też system zabezpieczający manuskrypt w czasie tournée po Stanach, jest praktycznie nie do sforsowania. Gideon musi jednak wykraść jedną ze stron księgi, na niej bowiem rzekomo ma znajdować się mapa prowadząca do tajemniczej wyspy, miejsca skrywającego przedziwne lekarstwo, będące remedium na wszystkie choroby świata.
Zadanie wydaje się Gideonowi najłatwiejsze ze wszystkich do tej pory mu zleconych. Rejs po Morzu Karaibskim, w świetnie wyposażonej łodzi, w towarzystwie specjalistki od języków klasycznych, ale też żeglugi morskiej, Amy, zdaje się nie być tak ekstremalnym zadaniem, jak poprzednie. Jednak poszukiwanie zaginionej przez wieki, wyspy, zgodnie ze wskazówkami zawartymi w pradawnej księdze okaże się niebezpieczną, ale też najdziwniejszą podróżą w życiu bohatera. Trasa, którą Gideon i Amy płyną oraz podpowiedzi, jakimi się kierują, coraz bardziej przypominają im ... mityczną drogę Odyseusza do Itaki.
Bohaterowie, podobnie jak żeglarze z homerowskiej epopei, będą musieli zmierzyć się z niebezpieczeństwami, których nawet sobie nie wyobrażali, pakując się na wyprawę. Zanim trafią na wyspę skarbów, walczyć będą z niedostępnym i wzburzonymi wodami Morza Karaibskiego, nie na darmo nazywanymi Trójkątem Bermudzkim, piratami krążącymi po okolicy w poszukiwaniu nowych łupów, ale przede wszystkim z zagrożeniami, na które narażony był także sam Odyseusz. Natomiast to, co czeka bohaterów na samej wyspie, mogłoby właściwie stanowić fabułę kolejnej książki, także będzie się działo!
"Zaginiona wyspa" bardzo przypadła mi do gustu. Lubię taką przygodową odsłonę powieści, którą autorzy pokazali już przy okazji "Zabójczej fali". Niezwykle pomysłowe okazało się wprowadzenie elementu mitologicznego, poszukiwanie magicznego lekarstwa oraz nawiązanie do zaginionych cywilizacji, a później sprytne połączenie tego z wątkiem współczesnego zlecenia dla tajemniczej organizacji. Takie rzeczy tylko u Prestona i Childa!
Zapraszam do wyboru październikowej Trójki e-pik. W komentarzach poniżej
lub na naszej grupie trójkowej zostawiajcie propozycje kategorii, które
chcielibyście przeczytać w nadchodzącym miesiącu. Przypominam, że nie powtarzamy
opcji, które już wcześniej był wykorzystane (dla pewności TUTAJ
znajdziecie zestawienie wszystkich Trójkowych kategorii, jakie do tej
pory się pojawiły). Biorę pod uwagę pierwszych 10 opcji, a później w
ankiecie na blogu i w grupie na Facebooku będziecie mogli wybrać
swojego faworyta. Przypominam, że każdy uczestnik może oddać w ankiecie maksymalnie
3 głosy. Zapraszam do zabawy i proponowania swoich kategorii.
AKTUALIZACJA
Poniżej znajdziecie dziesięć Waszych propozycji na to, co będziemy czytać w październikowej Trójce e-pik. Wybieramy trzy najciekawsze, oddając swoje głosy tutaj lub na grupie na FB. Opcja z największą liczbą głosów będzie czytana w październiku. Miłej zabawy!
Poczuj, że masz naście lat
Na Wyspach Bergamutach
Wszystkie trzy
Jesienna herbatka
Tytuł kończący się na tę samą literę, co twoje nazwisko
"Berbeka. Życie w cieniu Broad Peak" to kolejna książka z mojej ulubionej serii Agory, opowiadająca o osiągnięciach, ale też życiu osobistym największych światowych himalaistów. Na książkę o Macieju Berbece skusiłam się na zeszłorocznych Targach Książki w Krakowie, chciałam bowiem uzupełnić sobie informacje o wszystkich czterech zimowych zdobywcach Broad Peaku. Czytałam już książkę Adama Bieleckiego ("Spod
zamarzniętych powiek")oraz Tomka Kowalskiego ("magisterkowalski.blog"), teraz przyszedł czas na opowieść o Macieju Berbece.
W marcu 2013 roku na szczycie dwunastego co do wielkości, ośmiotysięcznika, stanęło czterech polskich wspinaczy. Maciej Berbeka, Artur Małek, Adam Bielecki i Tomek Kowalski. Niestety dwójce z nich nie udało się szczęśliwie wrócić do bazy. O szczegółach tamtej wyprawy wspominano już w wielu książkach, dlatego nie chciałabym kolejny raz pisać na ten temat. Poza tym, w powyższej książce Broad Peak jest tylko jednym z elementów rozbudowanej układanki. Ważną jej częścią, ale nie mniej ciekawą, niż pozostałe.
Maciej Berbeka oprócz tego, iż był światowej sławy himalaistą, pierwszym zdobywcą zimowego Broad Peaku, Manaslu i Czo Oju, wyznaczył nową drogę na Annapurnę, zdobył Everest od strony chińskiej, był kierownikiem kilku wypraw zimowych w Himalaje, przede wszystkim był wspaniałym mężem i ojcem. Wątkowi rodzinnemu poświęcono w tej książce sporo miejsca, zaczynając od opowieści o rodzicach himalaisty, jego ojcu, przewodniku górskim, alpiniście i taterniku, po którym synowie Maciej i Jacek odziedziczyli miłość do gór, poprzez początki znajomości z żoną Ewą Dyjakowską, historię ich miłości, narodziny czwórki synów, na scenkach ze zwyczajnego - niezwyczajnego życia rodzinnego, kończąc.
O związku Macieja z Ewą z perspektywy żony himalaisty można przeczytać w książce "Jak wysoko sięga miłość" Beaty Sabały Zielińskiej. Jest to przepiękna historia o miłości, w której na równi ważne są góry i
wyprawy, jak relacje z bliskimi, codzienne sprawy, bliskość i wspólne spędzanie czasie.
Jednak powyższa książka daje nowy obraz Macieja Berbeki, który do tej pory jawił się tylko, albo aż, jako wybitny himalaista, ale także mąż i ojciec. "Życie w cieniu Broad Peak" pozwala ujrzeć jego inną twarz, człowieka pełnego pasji, i to nie tylko tej związanej z górami, który poświęca się temu, co robi w stu procentach. Każda praca, czy zadanie, jakiego podejmował się Maciej, była wykonywana z wielkim zaangażowaniem i w sposób odpowiedzialny. Doskonałym przykładem takiej postawy okazała się funkcja przewodnika górskiego, ratownika TOPRu, czy kierownika wycieczek komercyjnych, ale też pomoc żonie w jej projektach, czy współpraca z instytucjami kultury w Zakopanem.
Przed czytelnikiem odkrywa się postać Macieja Berbeki, jako człowieka rodzinnego, pełnego pasji, odpowiedzialnego,
honorowego, starającego się dotrzymywać
danego słowa. Mamy szansę poznać po prostu dobrą, lubianą i szanowaną, w szerokim gronie bliższych i dalszych znajomych, osobę.
Tytuł książki nie jest jednak przypadkowy, stąd też wątek Broad Peaku, czyli ostatnia wyprawa Berbeki, ale też ta wcześniejsza, z roku 1988, która zakończyła się dla wspinacza na przedwierzchołku, stanowi istotny element jego historii. Od lat mówiono, że himalaista ma niewyrównane porachunki z górą, stąd też propozycja, jaka napłynęła do Berbeki w roku 2012, związana z projektem Polski Himalaizm Zimowy i zimową wyprawą na Broad Peak pod kierownictwem Krzysztofa Wielickiego z ekipą młodych wspinaczy, wydawała się strzałem w dziesiątkę.
Perspektywa pierwszego wejścia na niezdobyty do tej pory zimą ośmiotysięcznik, wydawała się kusząca z wielu powodów. Po pierwsze, w razie powodzenia misji, Berbeka zapisałby się na zawsze na kartach historii, jako pierwszy zimowy zdobywca góry. Po drugie, byłaby to dobra szansa, aby rozliczyć się z raz na zawsze z Broad Peakiem, a po trzecie, stanowiłaby okazję do powrotu po latach w Himalaje. Współtowarzyszami wyprawy była trójka młodych, gotowych na wszystko wspinaczy, cały projekt wspierany kierownictwem świetnego organizatora, Krzysztofa Wielickiego, co mogło więc pójść nie tak?
Z historii wiemy już, że na szczycie, a także przy wejściu, jak i zejściu z ośmiotysięcznika może stać się wszystko, i tak też niestety stało się w przypadku tej wyprawy. Maciej Berbeka i Tomek Kowalski nie wrócili z Broad Peaku, a w mediach rozpętała się burza. W powyższej książce nie przeczytamy jednak o ówczesnych doniesieniach medialnych, tylko o tym, co działo się wśród najbliższych Macieja, kiedy dowiedzieli się o tragicznym finale wyprawy.
Na koniec mojego wpisu chciałam wspomnieć jeszcze o kilku szczegółach technicznych książki. "Berbeka. Życie w cieniu Broad Peaku" jest cudownie wydana, wzbogacona zdjęciami z prywatnego archiwum rodziny himalaisty, w twardej oprawie idealnie pasuje do pozostałych biografii słynnych wspinaczy wydanych przez wydawnictwo Agora. Nie ukrywam, że seria ta jest bardzo bliska memu sercu, a lektura kolejnej biografii wyjątkowego himalaisty dostarczyła mi niesamowitych emocji. Książkę przeczytałam w sierpniu, ale tak się akurat złożyło, że napisanie powyższego tekstu zbiegło się z premierą Netflixowskiego filmu "Broad Peak". Dlatego bardzo polecam powyższą lekturę i to zdecydowanie przed obejrzeniem filmu. Pozwoli Wam to zrozumieć szerszy kontekst wyprawy Macieja Berbeki na Broad Peak i poznanie bliżej przeszłości himalaisty.
W natłoku nowości, które co miesiąc pojawiają się na rynku książki, często
zdarza mi się odkładać kupione egzemplarze na nieokreślone później. Mimo
że w danym momencie bardzo chcę przeczytać konkretny tytuł, to jednak
zarzucona nowościami wkładam te najważniejsze do biblioteczki, i zupełnie ... o nich zapominam. Na
szczęście są jeszcze porządki na regale, które raz na jakiś czas
uskuteczniam i to właśnie one przynoszą mi odgruzowanie stosów i ujawniają
stare - nowe książki czekające od lat na swoją kolej.
Powieści pani
Małgorzaty Wardy od dawna były na mojej liście must read. Już właściwie od momentu, kiedy przeczytałam pierwszą z nich, czyli "Nikt nie
widział, nikt nie słyszał", a potem młodzieżówkę "5 sekund do IO", wiedziałam,
że z chęcią poznam jeszcze inne książki autorki. Tym oto sposobem
zaopatrzyłam się w "Jak oddech", musiało jednak minąć kilka lat, abym sięgnęła po tę emocjonalną historię.
Jasmin i Staszek znają się
praktycznie od urodzenia, bowiem ich matki wychowywały się w jednej rodzinie
zastępczej i do dziś mocno się przyjaźnią. O ile matka Jasminy ułożyła
sobie życie osobiste, ma kochającego męża i stabilną sytuację
rodzinną, tak matka Staszka samotnie go wychowuje, od lat zmagając się z brakiem czasu,
problemami finansowymi, lokalowymi, ale też emocjonalnymi. Stąd też dzieciaki praktycznie wychowują się wspólnie, spędzając dużo czasu w domu dziewczyny. Naturalnym krokiem w ich znajomości wydaje się być więc wielka przyjaźń i zażyłość, a w okresie dorastania, pierwsza miłość.
Budowanie młodzieńczej relacji damsko-męskiej, pierwsze emocje związane z nastoletnim uczuciem, zajmują cały czas dzieciaków, jednak wbrew pozorom nie spotyka się to ze zrozumieniem i akceptacją ich rodzin. Mijają
lata. Relacja Staszka i Jasmin przechodzi swoje wzloty i upadki, będąc stałym i niezmiennym elementem ich życia.
Pewnego dnia jednak dziewczynę elektryzuje wiadomość, że Staszek zniknął bez śladu po
tym, jak wyszedł rano z domu nie zabierając ze sobą praktycznie żadnych
rzeczy. Telefon chłopaka loguje się wprawdzie jeszcze parę godzin po zniknięciu do
sieci, ale później zostaje na stałe wyłączony. Jasmin wraz ze swoją rodziną,
ale przede wszystkim z matką ukochanego, szaleją z niepokoju. Pierwszym krokiem jest zgłoszenie zaginięcia chłopaka na policję, funkcjonariusze nie traktują jednak tego
zgłoszenia priorytetowo, bowiem Staszek jest już dorosłym mężczyzną. Dni mijają
Lena i bliscy zaczynają szukać pomocy nie tylko na policji, ale także w
organizacjach zajmujących się poszukiwaniem osób zaginionych. Przełom w śledztwie przychodzi dopiero w momencie, kiedy ktoś podrzuca na próg domu mamy
Staszka kopertę z tajemniczymi zdjęciami.
Poszukiwania chłopaka nabierają na sile. Jasmin oprócz działań fizycznych stara się także nawiązać więź telepatyczną ze Staszkiem, kiedyś
bowiem obiecali sobie, że w razie gdyby któreś z nich umarło da znak
drugiemu z zaświatów. Dziewczyna próbuje porozumieć się z ukochanym. Raz ma
przeczucie, że chłopak żyje, innym razem zdaje jej się, że kontaktuje się z
duchem. Jasmin próbuje też dociec, co tak naprawdę mogło doprowadzić do zniknięcia Staszka. Odpowiedzi szuka w przeszłości, nie tylko swojej, ale też najbliższych. Czy dziewczyna faktycznie jest w stanie dzięki swej podświadomość odkryć prawdę.
"Jak oddech" to przejmująca powieść o sile miłości, wielkiej przyjaźni, ale dotyka też dwóch ważnych kwestii. Po pierwsze, jest to książka o stracie
bliskiej osoby, i to tej najgorszej ze wszystkich, czyli sytuacji, kiedy nie wiemy,
co się z nią stało. Emocje towarzyszące matce Staszka i Jasmin, bezsilność, bezradność, frustracja, łapanie się każdej
możliwej opcji i deski ratunku, huśtawka nastrojów, od pełnej optymizmu postawy, do
poczucia utraty sensu i całkowitej depresji, są dla czytelnika naprawdę przytłaczające. Ciężko o tym czytać widząc, że takie sytuacje zdarzają się na świecie
właściwie codziennie. Dodatkowo, w swej książce Małgorzata Warda wykorzystuje autentyczny wątek związany z podrzuceniem rodzinie zaginionego dziecka koperty z jego zdjęciami zrobionymi w czasie po porwaniu. Podobny motyw pojawia się w powyższej powieści, co nadaje historii dodatkowego wydźwięku emocjonalnego.
Drugim ważnym tematem poruszanym w
książce jest więź pomiędzy ludźmi znajdującymi się w zażyłej relacji. Czy
na pewno znamy swojego partnera tak dobrze, że jesteśmy w stanie na 100%
mu zaufać? Czy wieloletnia znajomość gwarantuje szczerość i
prawdomówność w związku? No i najważniejsze, czy faktycznie istnieje coś takiego, jak porozumienie
dusz?
"Jak oddech" to wyjątkowa powieść, która dotyka najczulszych strun w duszy czytelnika i stanowi miłą odmianę fabularną wśród podobnych do siebie historii obyczajowych.
Dobra passa na czytanie Prestona i Childa ciągle trwa. Jestem już naprawdę blisko, by móc się pochwalić znajomością wszystkich książek autorów. Tym razem wzięłam się za opisanie powieści indywidualnej, czyli "Laboratorium", ale szczerze powiem, ta książka podobała mi się chyba najmniej ze wszystkich dotychczas przeczytanych, a to głównie za sprawą tego, że poczułam się mocno oszukana. Pierwszy raz bowiem, w trakcie lektury powieści Prestona i Childa zdarzyła się sytuacja, jakoby opis okładkowy nie pokrywał się z treścią książki. Chociaż w przypadku "Laboratorium" jest to połowiczna prawda, to jednak nie podobała mi się sytuacja, gdy interesujący wątek główny kończy się w połowie książki, a dalsza akcja skupia się już na zupełnie innej, wręcz pobocznej, kwestii.
Mount Dragon to tajny instytut badawczy złożony z nowoczesnych, ale też ściśle strzeżonych laboratoriów, ulokowany w samym sercu pustyni Nowego Meksyku, w którym pracują wybitni naukowcy z całego kraju. Zaproszenie do współpracy nad nowym szczepem wirusa otrzymuje także Guy Carson, młody, obiecujący biolog, który w tej ofercie upatruje dla siebie szansę na awans i prestiż.
Mężczyzna zachwycony perspektywą pracy w ekskluzywnym ośrodku badawczym, w prężnym zespole w otoczeniu nowoczesnej technologii, początkowo nie wie właściwie, czym miałby się zajmować, tym bardziej, że nawet po przyjęciu posady wiele informacji jest przed nim utajone. Okazuje się, że ściśle tajny projekt, którym ma się zajmować wraz ze swoją ambitną asystentką Susan Cabeza de Vacanie, polega na zneutralizowaniu niebezpiecznego szczepu wirusa grypy XFLU, pierwotnie będącego szczepionką, jednak pod wpływem nieznanych czynników i wielokrotnych badań zamienionego w śmiercionośną odmianę.
Eksperymenty prowadzone z XFLU na zwierzętach kończą się w 100% śmiercią, do tego kolejne mutacje wirusa przyspieszają tylko zabójczy proces, w związku z tym pracowników obowiązuje cała masa obostrzeń i środków bezpieczeństwa, aby nie dopuścić do zakażenia. Do tego, naukowcy nie mogą wykonywać żadnych odręcznych notatek, a cała dokumentacja musi być elektroniczna, pod ścisłą kontrolą szefa projektu.
Guy Carson początkowo bardzo entuzjastycznie nastawiony jest do swej pracy, z czasem zaczyna zauważać coraz więcej jej mankamentów. Po pierwsze, nie dogaduje się z charakterną asystentką, która nie daje sobie w kaszę dmuchać, po drugie, modyfikacji wirusa, w taki sposób, aby przestał on być śmiertelną bronią, nie jest tylko formalnością, na co początkowo się zapowiadało. Po trzecie, szef projektu nieustannie wszystko kontroluje, oczekując natychmiastowych rezultatów, przez co wzbudza w ośrodku nerwową atmosferę, co z kolei frustruje Carsona.
Kiedy w laboratorium dochodzi do tragicznego wypadku, a jeden z pracowników zaraża się wirusem, zaczyna się prawdziwe pandemonium! Na szczęście akcja nie idzie w stronę światowej pandemii, bowiem pracownikom udaje się zdusić problem w zarodku, to jednak problem nie znika, a w otoczeniu Carsona dzieją się rzeczy, które sprawiają, że bohater zaczyna mieć wątpliwości i zastanawia się, czy praca, jaką do tej pory wykonywał i idea firmy, na pewno ma sens i jest bezpieczna dla ludzkości.
W ten oto sposób dochodzi do nagłego zwrotu akcji, w którym naukowiec i jego asystentka muszą podjąć decyzję ważącą nie tylko o ich losach, ale także o przyszłości całego świata.
Ta część książki, jak wspominałam powyżej, była naprawdę emocjonująca i bardzo w stylu Prestona i Childa, wątek kończy się jednak zdecydowanie za szybko, przechodząc do wydarzeń, kiedy to bohaterowie próbują ukryć się na pustyni przed pościgiem. No i niestety, w tej części emocje zdecydowanie opadają, chociaż jest parę interesujących momentów, to jednak nie ma ich na tyle, aby "Laboratorium" zapisało się w mej pamięci, jako jedna z lepszych książek autorów.
Gdybym
przeczytała "Laboratorium" przed pandemią koronawirusa, historia byłaby
dla mnie abstrakcyjną powieścią s-f, w której szaleni naukowcy pracują
nad stworzeniem śmiercionośnego wirusa. W aktualnej sytuacji nie
podchodzę już tak sceptycznie do tematu, świadoma, że takie rzeczy mogą
się zdarzyć, i w różnych zakamarkach świata mogą znajdować się
laboratoria, pracujące nad odmianami śmiercionośnej broni biologicznej. Dlatego też nie
da się odebrać powyższej historii tego, że jest wciągająca i przerażająca, ale wolałabym, żeby
główny motyw był zdecydowanie bardziej rozbudowany, i aby bohaterowie
poświęcili tyle energii na rozwiązanie zagadki, co na ucieczkę, która
zajmuje w książce dosłownie połowę treści.
Nie
przypadła mi do gustu konstrukcja "Laboratorium", ale zdaję sobie sprawę, że
powyższa powieść stanowi wyjątek potwierdzający regułę. Gdyby wszystkie
książki tego duetu były równie wyśmienite, jak na przykład seria o
Gideonie Crew, byłabym autentycznie zdziwiona.
W tym roku świetnie
mi idzie wyczytywanie zasobów własnej biblioteczki. Sądzę, że pod koniec roku będę mogła się pochwalić całkiem niezła liczbą książek zaliczonych do kategorii Z półki. Bardzo mnie to cieszy, bowiem od lat gromadzę w swojej biblioteczce wiele książek, które kiedyś chciałam przeczytać, a potem odkładałam je na nieokreślone później. Dlatego też, moim celem w roku 2022 jest rozprawienie się z nimi.
Na swoją kolejną lekturę z zalegających stosów wybrałam kryminał Eweliny Dydy "Przychodzę nie w porę", i choć ostatecznie książka nie spełniła moich czytelniczych oczekiwań, powiem więcej, jest jedną ze słabszych powieści, jakie ostatnio przeczytałam, to i tak się cieszę, że ją przeczytałam, bo, po pierwsze, sięgnęłam po kolejny tytuł z własnej biblioteczki, a po drugie, poznałam twórczość nieznanej mi wcześniej autorki.
Powyższa powieść jest drugim tomem przygód detektywa Jakuba Rau, i choć obie części można czytać niezależnie, poruszają bowiem odrębne sprawy kryminalne, to wiadomo, że lepiej sięgnąć najpierw po tom pierwszy, czyli "Złą walutę", żeby uzyskać lepszy obraz życia prywatnego głównego bohatera i poznać bliżej relację z ludźmi, którymi się otacza.
Jakub Rau mieszka w Tarnobrzegu i pracuje jako prywatny detektyw. Jego życie osobiste jest dość skomplikowane. Mężczyzna boryka się z problemami finansowymi, zajmuje jakimiś drobnymi zleceniami, walczy z uczuciem do przyjaciółki Danusi, u której mieszka, jako współlokator. Sfrustrowany obserwowaniem, jak kobieta męczy się w kolejnym nieudanym związku z niewłaściwym chłopakiem, pocieszenia szuka w przypadkowych spotkaniach z dziewczynami. Ogólnie jest człowiekiem mocno zagubionym i miotającym się po mieście w poszukiwaniu życiowego celu.
Kiedy w okolicy dochodzi do brutalnych morderstw młodych kobiet, Jakub zostaje poproszony przez swojego kolegę, funkcjonariusza lokalnej policji, o wsparcie oficjalnego śledztwa. Sprawa jest dość tajemnicza, bowiem Tarnobrzeg nie jest aż tak dużym miastem, żeby mógł grasować w nim, niezauważony przez nikogo, seryjny zabójca. Jedyne, co wiadomo o dokonanych morderstwach, to fakt, iż ofiary, choć różne, jedna była bowiem spokojną uczennicą, inna spędzała czas imprezując, coś łączy. Wspólnym mianownikiem może być informacja, że dziewczyny prawdopodobnie umawiały się z kimś przez internet, a także ... czytały powieść Kinga, "Lśnienie".
Jakub podąża właśnie za tym nikłym, książkowym tropem, znajdując na kartach powieści interesujące dane, które być może naprowadzą go na ślad mordercy.
Na podstawie powyższego opisu mogłoby się wydawać, że "Przychodzę nie w porę" to intrygujący kryminał z ciekawym bohaterem w roli głównej. I w sumie mogło by tak być, tym bardziej, że historia zawiera interesujący wątek związany z literaturą. Niestety, książka nie spełniła moich oczekiwań. Po pierwsze, nie udało mi się polubić, ani nawet poznać bliżej, Jakuba Rau, co być może wynika z faktu, że nie czytałam pierwszego tomu jego przygód. Jednakże to, co zdążyłam zauważyć, to fakt, iż detektyw jest postacią nijaką, znudzoną życiem i sfrustrowaną, a takie beznadziejne egzystowanie sprawia, że i czytanie o perypetiach bohatera staje się niezwykle męczące.
Po drugie, w
powieści znajduje się tyle wątków pobocznych, że główny schodzi
właściwie na dalszy plan i staje się tłem innych, zupełnie niepotrzebnych wydarzeń, a jeśli dodamy do tego fakt, że intryga w ogóle nie trzyma w
napięciu, i czytelnika nie ciekawi już, kto i dlaczego zabił, to chyba coś wyraźnie poszło nie tak. Sprawy nie ratuje także fakt umieszczenia w powieści wątku literackiego, który akurat bardzo mi się podobał i uważam go za jej największy atut.
No cóż, nie porwało mnie, a Jakub Rau nie zostanie moim ulubionym książkowym detektywem. Być może inne zdanie na temat książki mają osoby, które przeczytały "Złą walutę", ja jednak nie planuję nadrabiać tej zaległości, kiedy w kolejce czeka cała masa interesujących mnie tytułów.
Dzień dobry w pierwszym dniu września! Dla mnie to wyjątkowa data, wracam bowiem po rocznej przerwie do pracy, więc czuję się trochę, jak dzieciaki powracające do szkół po wakacjach. U mnie zmiany, ale nie na tyle, żeby robić jakąś rewolucję w naszej Trójce e-pik. Także tradycyjnie, jak co miesiąc, zapraszam Was do zabawy, ale najpierw podsumowanie sierpnia.
W sierpniu w wyzwaniu wzięło udział 24 uczestników, z czego 13 wykonało całe zadanie, 9 osóbzrobiło 2/3 zadania, a2zrealizowały 1/3. W tym miesiącu na podium ulokowały się Natasza, Karolina Sosnowska i Maryla Lentowicz, które ukończyły wyzwanie kolejno 15, 22, i 23 sierpnia. Gratuluję
Dziewczyny!
Natasza - nie prowadzi bloga
ubierz się w kostium - Halina Popławska - "Klawikord i róża"
małe szczęścia - Katarzyna Janus - "Błękitny dom nad jeziorem"
wsiąść do pociągu - Alistair MacLean - "Przełęcz Złamanego Serca"
ubierz się w kostium - "Miłosne tajemnice. Brigertonowie" Julia Quinn
Anna Sych - nie prowadzi bloga
wsiąść do pociągu - C. J. Farrington "Śmierć w transsyberyjskim ekspresie"
Mnie natomiast w sierpniu nie poszło mi za dobrze, bo nie przeczytałam książki z żadnej z kategorii.
ubierz się w kostium ---
małe szczęścia ---
wsiąść do pociągu ---
Zapraszam do wrześniowej Trójki e-pik
Cel:
Celem wyzwania będzie zapoznanie się z nieznanymi lub omijanymi przez nas szerokim łukiem, gatunkami powieści.
Zasady:
* wyzwanie trwa miesiąc kalendarzowy
* w zabawie wziąć udział może każdy bloger oraz każda osoba nie
posiadająca bloga, która ma ochotę przyłączyć się do zabawy. Przyłączyć
się można w dowolnym momencie
* wyzwanie będzie polegało na przeczytaniu trzech książek z trzech wybranych gatunków.
* jeden z tych gatunków zostanie zaproponowany przeze mnie, wybór drugiego i trzeciego będzie zależał od Was
* w trzecim tygodniu miesiąca umieszczę post, pod którym będziecie
mogli zaproponować dowolne gatunki czy kategorie lektur. O wyborze zadecyduje ankieta.
* wybór książki, kwalifikującej się do podanego gatunku, jest zupełnie dowolny i zależeć będzie tylko od Was
* osoby posiadające bloga, po napisaniu opinii, na temat wybranej
książki, proszone są o wpisanie informacji, że książka została
przeczytana w ramach wyzwania "Trójka e-pik" i podanie linka do TEGO posta.
* w podsumowaniu, które nastąpi pod koniec miesiąca wystarczy, aby
osoby które wzięły udział w wyzwaniu, w komentarzach pod postem
tematycznym, podały trzy linki do swoich opinii.
* miło będzie, jeśli podlinkujecie poniższy plakat moim blogiem, jako organizatora wyzwania
***
W labiryncie kłamstw
Podejmij wyzwanie
Dwa
Pierwsza kategoria września to W labiryncie kłamstw. Tutaj czytamy książki ze słowami "labirynt" i "kłamstwo" w różnych odmianach, w tytule, oraz powieści z nurtu domestic noir, czyli kryminały, których akcja określana jest jako "piekło za zamkniętymi drzwiami".
Wrzesień sprzyja nowym zmianom i nowym wyzwaniom, stąd też druga kategoria została przeze mnie tak nazwana. Książki w ramach Podejmij wyzwanie to wszystkie te, które z jakiś przyczyn stanowią dla nas to wyzwanie. Od lat odkładamy je na później, leżakują w biblioteczce w ostatnim rzędzie, nie potrafimy ich skończyć, są z gatunku, którego zazwyczaj nie czytamy, poruszają jakąś niełatwą dla nas tematykę.
Kategoria o króciutkiej nazwie Dwa, to Wasz wybór z ankiety Tutaj czytamy książki, które: mają dwa słowa w tytule, ich autor ma podwójne nazwisko, mają dwóch autorów, są drugim tomem serii, mają słowo "dwa, dwoje, dwóch, dwójka, podwójne" w tytule. Dość szeroki wachlarz, więc nie powinno być trudno.
Tradycyjnie, TUTAJ
znajduje się nasza Trójkowa grupa na FB, do której można w każdej
chwili dołączyć. Do czego zachęcam. Proszę o podmienienie banera na
aktualny i zapraszania znajomych do zabawy. Nie trzeba mieć bloga, nie
trzeba pisać notek na temat przeczytanych
książek, wystarczy czytać, podzielić się opiniami i dobrze bawić!
Książki Sardegny to moje miejsce w sieci, powstałe z połączenia dwóch największych pasji: czytania i dzielenia się opiniami. Wszystkie teksty na blogu są mojego autorstwa. Zdjęcia okładek pochodzą z Internetu, z ogólnodostępnych stron, pozostałe zdjęcia są mojego autorstwa. Zabrania się kopiowania i rozpowszechniania treści bloga bez zgody autora!