Archive for stycznia 2019

Blogowe podsumowanie miesiąca - styczeń


posted by Sardegna on

12 comments

Tak, jak już pisałam w TYM poście tematycznym, styczeń minął mi ekspresowo, głównie z powodu wielu obowiązków zawodowych, z którymi musiałam uporać się po nowym roku. Faktycznie zdarzało mi się odliczać czas do ferii, które na Śląsku zaczynają się dopiero 11 lutego i marzyć o tym, żeby nic nie musieć. Stąd też miesiąc ten nie był zbyt udany czytelniczo. Udało mi się przeczytać tylko 6 książek, a to, że blog nie umarł śmiercią naturalną, sprawił fakt, iż jeszcze w grudniu udało mi się zaplanować kilka postów, które pojawiały się na blogu, kiedy nie byłam w stanie nic konstruktywnego napisać.

Co dziwnego jednak, mimo dość napiętego terminarza, styczeń okazał się wyjątkowym miesiącem, jeśli chodzi o różnego rodzaju wydarzenia kulturalne, obejrzane filmy i seriale. Tak sobie myślę, że czas ten obfitował w więcej atrakcji i wydarzeń, niż jakikolwiek miesiąc zeszłego roku. Z jednej strony bardzo mnie to zaskoczyło, ale z drugiej potwierdziło regułę, że im mniej mam wolnego czasu, tym lepiej potrafię wykorzystać ten, który jest mi dany.

Lista lektur:


1. "Ten dzień" Blanka Lipińska - ?
2. "Igrzyska śmierci" Suzanne Collins - 5
3. "Jak wytresować kota?" Dawid Ratajczak - 5
4. "Morderstwo w Hotelu Kattowitz" Marta Matyszczak - 6
5. "Papierowe duchy" Julia Heaberlin - 4
6. "Everest, Góra Gór" Monika Witkowska - 6

Imprezy kulturalne:

W styczniu działo się naprawdę wiele:

11 stycznia miała miejsce Noc Biologów, czy wieczorne wydarzenie rozpoczynające w Katowicach Śląski Festiwal Nauki. Akcja organizowana przez Wydział Biologii i Ochrony Środowiska (swoją drogą, mój wydział!), skierowana dla uczniów szkół podstawowych i średnich, cieszyła się olbrzymim zainteresowaniem. I choć wypadała w piątek, udało mi się zabrać na nią dzieci i spędzić fantastyczne godziny w towarzystwie biologów i ich pracy.


 ***

13 stycznia w katowickim MCKu, czyli miejscu, gdzie organizowane są co rocznie Śląskie Targi Książki, miała miejsce wyżej wymieniona, wielka impreza, skierowana zarówno dla dzieci i młodzieży, jak i dorosłych. Śląski Festiwal Nauki prezentował się świetnie. Zorganizowany na bardzo dużą skalę, z wieloma wystawcami, stoiskami, warsztatami, wykładami, podzielony na strefy (sztuka, nauki humanistyczne, medycyna, technika, przyroda i kosmos), w których każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Dzieci mogły wziąć udział w niezliczonych atrakcjach, jakie Festiwal oferował. Moje skorzystały z warsztatów malowania na tkaninie, obserwowały eksperymenty chemiczne, w strefie przyrody wykonywały obserwacje mikroskopowe, rośliny owadożerne, stoisko z bezkręgowcami, śledziły drukowanie elementów Lego w 3D. Każde dziecko mogło też zbadać swój refleks, wziąć udział w grze opartej na wirtualnej rzeczywistości, warsztatach językowych, a na stoisku prezentującym chińską kulturę zagrać w Mahjong, zjeść pałeczkami i degustować chińskie słodycze. Oprócz tego w strefie humanistycznej odbywały się zabawy językowe, a w sportowej - można wziąć było udział w grze w hokeja, poboksować się na ringu, postrzelać na bramkę oraz poskakać na dmuchańcach.


Uwierzcie mi, to tylko ułamek wszystkich atrakcji, które można było znaleźć na Festiwalu. Oprócz tego można było posłuchać rozmów z zaproszonymi gośćmi lub zapisać się na warsztaty. Osobiście spędziłam najwięcej czasu w strefie humanistycznej, gdzie na stoisku biblioteki wygrałam książkę Liliany Fabisińskiej oraz wzięłam udział w krótkim konkursie językowym. 

Moje dzieci wycisnęły z tego festiwalu maksimum atrakcji, więc wyszliśmy, jako jedni z ostatnich, a to tylko dlatego, że z głośników padała informacja, aby opuszczać teren MCKu. 

 ***

Oprócz Nocy Biologów i Śląskiego Festiwalu Nauki w styczniu odbyła się też pierwsza w tym roku, wymiana książkowa organizowana przez Śląskich Blogerów Książkowych. Przy wsparciu gliwickiej księgarni Tak Czytam 19 stycznia to wydarzenie mogło dojść do skutku. Mimo iż księgarnia jest nowym miejscem na mapie Gliwic, nasza wymiana cieszyła się sporym zainteresowaniem, a w sumie wymieniliśmy aż 309 książek!


Poniżej znajdują się książki, które udało mi się zdobyć. Tym razem bardzo się ograniczałam i właściwie skupiłam tylko na młodzieżówkach. Dla siebie wybrałam "Nieznajomego" Harlana Cobena, którego akurat brakowało mi w kolekcji.


***

26 stycznia wraz z Dziesięciolatką byłyśmy w gliwickim Teatrze Miejskim na spektaklu "Dzieci z Bullerbyn". Dzisiaj tylko wspomnę o tym wydarzeniu, bowiem pojawi się o nim osobna notka, na chwile obecną mogę jednak powiedzieć, że przedstawienie naprawdę warte jest uwagi i bardzo podoba się, nie tylko dzieciom. Po szczegóły zapraszam na stronę organizatora TUTAJ i już dziś zapraszam na relację ze spektaklu.
 ***

Gdy to czytacie, w środę po południu, w katowickiej księgarni Tak Czytam, odbywać się spotkanie autorskie z Martą Matyszczak, połączone z promocją jej najnowszej książki "Morderstwo w Hotelu Kattowitz". Powieść jest już piątym tomem serii przygód detektywa Szymona Solańskiego, jego przyjaciółki, dziennikarki Róży Kwiatkowskiej oraz uroczego psa Gucia. O tym wydarzeniu napiszę coś więcej w osobnym poście, więc dzisiaj zostawiam tutaj tylko małą wzmiankę.


Nowości:


"Jak wytresować kota?" Dawid Ratajczak
"Szajka bez końca" Joanna Chmielewska
"Mamo, co by było, gdyby?" Monika Janiszewska, Małgorzata Bajko
"Papierowe duchy" Julia Heaberlin
"Morderstwo w Hotelu Kattowitz" Marta Matyszczak
"Kto by się spodziewał?" Agata Przybyłek
"Sprawa Saltzmanna" Monika Kassner
"Everest, Góra Gór" Monika Witkowska
"Weranda na Czarcim Cyplu" Lilianna Fabisińska
"Sól morza" Ruta Sepetys
"Inkub" Artur Urbanowicz


Antologia "Pierwsza miłość", a także:


"Amelka Kieł i bal barbarzyńców" oraz "Amelka Kieł i władcy jednorożców" Laura Ellen Anderson

Filmowo:

W styczniu udało mi się obejrzeć aż 8 filmów, z tego 6 na Netflixie, na 1 byłam z dziećmi w kinie ("Mary Poppins powraca"), 1 obejrzałam w telewizji ("Przychodzi facet do lekarza"):

   
 [zdjęcia okładek pochodzą ze strony Filmweb]

1."Gniew oceanu"  reż.Wolfgang Petersen - to dość stara produkcja, bo z 2001roku i pewnie była emitowana kilka razy w telewizji, ale ja miałam okazję dopiero pierwszy raz obejrzeć ją od początku do końca. Podczas oglądania rzuca się w oczy, że film ma już swoje lata, nie można jednak odebrać mu pięknych zdjęć wzburzonego oceanu i świetnej roli George'a Clooneya, jako kapitana kutra rybackiego. Wśród załogi znajduje się też Mark Wahlberg, co również zasługuje na uwagę. Potęga sztormowego oceanu jest naprawdę spektakularna, a i cała fabuła, oparta na autentycznych wydarzeniach, robi na odbiorcy wrażenie.

2. "Przychodzi facet do lekarza" reż. Dany Boon -  to zabawna, francuska komedia, którą udało mi się obejrzeć w telewizji przez zupełny przypadek. Hipochondryk Romain Faubert  zbliża się do 40. Jest spragniony miłości i na różne sposoby szuka kobiety swojego życia , wie jednak, że ze swoimi fobiami i przypadłościami nie będzie to wcale łatwe. Dochodzi więc do wniosku, że tylko udawanie kogoś, kim nie jest, przyniesie mu szczęście. Śmieszna komedia pomyłek, ale w bardzo nienachalnym i inteligentnym stylu. 

3. "Mary Poppins powraca" reż. Rob Marshall - tę produkcję miałam okazję obejrzeć w kinie z moimi dziećmi, i choć nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać po historii Mary Poppins (nie czytałam książki, nie kojarzyłam też wcześniejszych filmów na ten temat) to wyszłam zupełnie oczarowana, podobnie, jak i moje dzieci. Jest to musical mocno pokręcony, łączący w sobie elementy animowane z rzeczywistymi, może trochę nierówny, ale czy to ważne, kiedy dzieci patrzą, jak urzeczone, śmiejąc się i wzruszając? I choć od seansu minęło już sporo czasu, często  przytaczają w rozmowie, że coś jest, jak u Mary Poppins. Albo parasolka, albo latarnia, albo baloniki, zegar lub płyn do kąpieli. Mogę więc na własnym przykładzie potwierdzić, że nie trzeba znać historii Mary, żeby dać się wciągnąć w tę niesamowita przygodę.


   
 [zdjęcia okładek pochodzą ze strony Filmweb]

4. "Nie otwieraj oczu" reż. Susanne Bier  - to nowa produkcja na Netflixie utrzymana w niepokojącym klimacie, trochę thrillera, trochę horroru. Ludzkość staje na skraju zagłady, gdy zostaje zaatakaowana przez tajemniczego wirusa, który zmusza ich do samobójstwa. Zarazić się nim można przez samo patrzenie, stąd też epidemia w mig rozprzestrzenia się po świecie. Pierwszy atak udaję się przetrwać garstka szczęśliwców, którzy chronią się w zabudowanej willi. Niestety ich ocalenie przestaje mieć znaczenie, bowiem niebezpieczeństwo wraca ze zdwojoną siłą. Ratunkiem wydaje się być przeniesienie w inne miejsce, jak to jednak zrobić, kiedy nie można patrzeć? Fajny, klimatyczny film z niezłą rolą Sandry Bullock, które jdość dawno nie widziałam na dużym ekranie.

5."Polar" reż.  Jonas Åkerlund - świeżutka, pachnąca nowością produkcja na Netflixie, będąca trochę mroczna sensacja, w której celem zabójców na zlecenie staje się inny egzekutor, wybierający się na emeryturę. Jeśli nie wiadomo o co chodzi, to zapewne chodzi o kasę. I faktycznie, Black Kaiser, wyjątkowo sprawny i skuteczny pracownik firmy parającej się zabójstwami na zlecenie, szykuje się do zasłużonego odpoczynku, a w związku z tym macierzysta firma wypłacić ma mu sporo kasy. Szefostwo nie planuje jednak tego robić, stad nasyła na niego wyszkoloną "młodzież". Film na początku przypominał mi nieco kolorową wersję "Sin City", potem jednak poszedł w swoim kierunku. Godna uwagi jest tutaj także rola Vanessy Hudgens, której początkowo zupełnie nie poznałam w tak "nietypowej" odsłonie.

6. "Godzilla" reż. Gareth Edwards - chciałam potwora miażdżącego miasto, grozę, panikę i walkę ludzkości z wrogiem. Dostałam walczące olbrzymy, z czego jeden przypomina przerośniętą jaszczurkę, a drugi mechanicznego konika polnego. Niestety nie polecam. Mocno słaba historia, której nie ratują nawet sceny wynurzania się Godzilli z oceanu, ani walki jaszczura z pasikonikiem.


 [zdjęcia okładek pochodzą ze strony Filmweb]

7. "Mroczne cienie"  reż. Tim Burton - zachęcona nazwiskiem reżysera i odtwórcą głównej roli, postanowiłam obejrzeć film, którego brakowało mi do filmografii Johny'ego Deepa. Barnabas Collins, dziedzic wielkiej fortuny, na skutek pechowego uczucia, jakie lokuje w nim pewna czarownica, staje się wampirem, uwięzionym pod ziemią na dwieście lat. Jego więzienie zostaje przypadkowo odkryte przez budowlańców, którzy uwalniają Barnabasa płacąc za to najwyższą cenę. Wampir trafia w sam środek lat 70-tych XX wieku, na szczęście jego rodzinna posiadłość zamieszkiwana jest nadal przez Collinsów, a co rodzina, to rodzina! Nie będzie to na pewno mój ulubiony film, ale warto go obejrzeć choćby ze względu na Deepa i specyficzny czarny humor Burtona. 

8. "Cloverfield Lane" reż. Dan Trachtenberg - to kolejna część serii Cloverfield, o której czytałam, że jest najlepszą ze wszystkich i właściwie tylko się na niej powinno się skupić. Pozwolę sobie nie zgodzić się z tym faktem. Dla mnie najlepszą częścią jest jednak pierwsza, w której poznajemy wroga i sam początek tej historii. Akcja "Cloverfield Lane" nawiązuje do wcześniejszych /aktualnych wydarzeń, aczkolwiek w większości dzieje się  pod ziemią w atomowym schronie wybudowaniem na terenie farmy. Atak nieznajomego wroga obserwujemy z perspektywy trzech osób znajdujących się w schronie: właściciela i jego dwóch "gości", z czego kobieta, która nie pamięta, jak znalazła się w tym miejscu, ma przeświadczenie, że została porwana a całe niebezpieczeństwo jest wymyśloną bujdą. Właściciel schronu utrzymuje, że uratował ją przed atakiem chemicznym niezidentyfikowanego wroga, kobieta odkrywa jednak coraz więcej śladów na to, że jej "opiekun" kłamie. Warto obejrzeć, ale tak jak mówię, bardziej jako uzupełnienie serii, niż istotę Cloverfield. 
Serialowo:

Oprócz 8 filmów, w styczniu obejrzałam 3 pełne sezony 3 seriali. Ależ jestem dzielna!

1. "Sex education" - cieszący się olbrzymią popularnością na Netflixie serial, opowiadający o problemach z seksualnością brytyjskich nastolatków. Nieśmiały Otis, wychowany w dość liberalnej atmosferze, przez mamę, która jest bardzo wziętym seksuologiem, postanawia udzielać porad swoim kolegom ze szkoły. Pomaga mu w tym koleżanka Maeve, w której się podkochuje, buntowniczka o nie najlepszej reputacji, zmagająca się ze swoimi problemami rodzinnymi i uczuciowymi. Temat serialu, choć mocno kontrowersyjny, nie jest przedstawiony w jakiś wulgarny sposób. O różnych aspektach seksualności mówi się w nim raczej naturalnie, choć dobitnie. Poza całkiem poważnymi kwestiami, serial jest też zabawny i przewrotny, a Gillian Anderson, w roli mamy Otisa - rewelacyjna!

 2. "Nawiedzony dom na wzgórzu" -  do tego serialu robiłam dwa podejścia. Zaczęłam oglądać go dużo wcześniej, ale pierwszy odcinek jakoś mnie nie przekonał do siebie. Postanowiłam dać mu jeszcze jedną szansę i ... przepadłam na dobre. Siedmioosobowa rodzina wprowadza się do wiekowego Hill House, postanawia go wyremontować, a potem z zyskiem sprzedać. Początkowo rodzice z piątką dzieci mają spędzić w nim tylko kilka tygodni, jednak prace remontowe się przedłużają, więc i pobyt w domu zahacza o całe wakacje. Jednak każdy kolejny dzień i noc spędzona w domu na wzgórzu, miesza w głowach mieszkańców, wszyscy bowiem zaczynają odczuwać skutki tego, że dom jest nawiedzony przez jakieś nieznane siły.

Serial składa się z dwóch części: z przeszłości, w której poznajemy powoli to, co działo się w domu oraz współczesnej, kiedy to pięcioro rodzeństwa dorosło, założyło swoje rodziny i zmaga się ze swoimi problemami. To, że są teraz dojrzałymi ludźmi nie znaczy wcale, że zapomnieli o tym, co przydarzyło im się w Hill House. Wracają więc wspomnieniami do swych najmroczniejszych lęków, a ten przerażający obraz nie pozwala widzowi oderwać się aż do ostatniego odcinka, kiedy to wszystkie tajemnice domu wyjdą na jaw.

3. "You"  -  historia pewnego księgarza stalkera , który upatrzył sobie za cel młodą pisarkę. Dzięki powszechnej dostępności do mediów społecznościowych, dowiaduje się wszystkiego o swojej ofierze i wkracza w jej życie, pojawiając się w odpowiednich miejscach i we właściwym czasie. Joe zyskuje zaufanie Beck, która aspiruje do zajmowania się literaturą na poważnie, kontroluje jej życie i zaczyna czuć do niej coś na kształt obsesyjnej miłości. Fajny, lekki thriller, trzyma w napięciu, zwłaszcza w końcowych odcinkach, ale przede wszystkim rozgrywa się w otoczeniu książek i uroczej, klimatycznej scenerii Nowego Jorku, z fajną obsadą i emocjonującym zakończeniem. Aż żałuję, że miał tak mało odcinków!  


Muzycznie:

Styczeń, a zwłaszcza jego początek, to kolejny miesiąc, kiedy emocjonowałam się twórczością Dawida Podsiadło. Oprócz płyty "Małomiasteczkowy", której słuchałam niemal bez przerwy, podobają mi się także kawałki nagranych wraz z ekipą Męskiego Grania, z czego "Początek" wykonany z Zalewskim i Kortezem, wydaje się być najlepszy:


Drugim utworem, który rozbrzmiewał mi na słuchawkach w styczniu był "The Sound Of Silence", w przeróbce zespołu Disturbed. Dramatyczne wydarzenia z 14.01 brzmią właśnie tak: 


A jak Wam minął styczeń?
Sardegna

Planszówkowo #9 "Ryzyk - fizyk"


posted by Sardegna on ,

No comments

Dzisiejsze #Planszówkowo podobnie, jak #5 (link) będzie dotyczyło gry dla dorosłych. Po przetestowaniu "Ryzyka - fizyka" na imprezie rodzinnej, mogę jednak potwierdzić, że dzieci bezproblemowo również mogą włączyć się w rozgrywkę i świetnie się bawić, choć może nie jako indywidualni gracze, ale jako członkowie jednego zespołu. "Ryzyk fizyk" to gra towarzyska, przeznaczona dla minimum czterech osób. Oczywiście graczy może być więcej, tylko wtedy będą oni łączeni w grupy, których może być maksymalnie siedem. Taka ilość uczestników/grup jest optymalna i zapewnia najwięcej emocji w rozgrywce.

W naszej rodzinnej grze brało udział 6 dorosłych i 2 dzieci, z czego dzieciaki dołączyły się do dorosłych, tworząc z nimi dwa zespoły, mięliśmy więc ostatecznie sześć drużyn.

Główna rozgrywka polega w skrócie na szacowaniu i obstawianiu (trochę, jak w kasynie), gdzie trzeba określić, mniej więcej, liczbową odpowiedź na zadane pytanie. Powiem Wam, że z tymi pytaniami nie jest łatwo, bo są one przeróżne, a odpowiedzi na nie, są w większości zupełnie nieznane przeciętnemu, dorosłemu graczowi (np. ile okien ma Pałac Kultury i Nauki, ile wysp ma Indonezja, ile procent dorosłych Polaków codziennie korzysta z Internetu). Dlatego pisałam powyżej, że dzieci, zwłaszcza te młodsze nie mogą być odrębnymi graczami, bo ich przedziały liczbowe mogą być bardzo oddalone od rzeczywistości. Lepiej dołączyć je do drużyny z dorosłym uczestnikiem.

Gra zawiera:
  • 7 kolorowych tabliczek, na których będziemy zapisywać odpowiedzi 
  • 7 markerów suchościeralnych 
  • żetony plastikowe - po 2 w siedmiu kolorach, o wartości 100 $ 
  • żetony tekturowe o wartości 200 $ 500 $ 2500 $ 
  • plansza, która przypomina stół krupierski w kasynie 
  • klepsydra 
  • kartoniki z pytaniami, po 2 pytania z przodu, 2 odpowiedzi z tyłu

Gra rozpoczyna się od podzielenia uczestników na drużyny, rozdzielenia kolorowych tabliczek, markerów i dwóch żetonów plastikowych w odpowiednim kolorze tabliczki. Kolejno jeden z graczy odczytuje pytanie, a reszta uczestników pisze na swoich tabliczkach oszacowane według nich, odpowiedzi. Początkowo są one zasłonięte przed pozostałymi graczami, później dopiero odkrywane i układane na planszy krupierskiej, według kolejności: na środku umieszczamy odpowiedź najbardziej uśrednioną, po jej lewej i prawej stronie, odpowiedzi o mniejszej i większej wartości. Każda część planszy zawiera odpowiedni kurs. Na przykład: odpowiedź uśredniona ma kurs 2:1. Im bliżej odpowiedzi skrajnych, tym kursy rośnie 3:1, 4:1 a nawet 5:1. To według tego przelicznika będziemy potem przydzielać zwycięzcom żetony. 

Po ustawieniu  kartoników na planszy, gracze obstawiają prawidłową odpowiedź. Mogą postawić żetony na swoją odpowiedź, albo na propozycję innego gracza. Mogą postawić dwa plastikowe żetony na jedno pole, lub po jednym na dwie odpowiedzi. Po upływie czasu na klepsydrze, gracz prowadzący odczytuje właściwą odpowiedź na zadane pytanie, wskazując ten kartonik, który zawiera liczbę najbliższą prawdy (z zastrzeżeniem, że odpowiedź musi być mniejsza od prawidłowej, a nie większa). Gracz, którego propozycja była najbliżej prawidłowego wyniku otrzymuje premię 300 $, gracz/gracze, którzy dobrze obstawili, otrzymują tyle żetonów, ile pokaże kurs. 

Uwagi:

Można nie korzystać z klepsydry i samemu ustalić tempo obstawiania. My wypróbowaliśmy właśnie tę opcję i sprawdziła się ona znacznie lepiej, niż nerwowe patrzenie na upływający czas. Kolejna rada dotyczy osoby czytającej pytania i późniejsze odpowiedzi. Gracz ten musi ostrożnie odwracać kartonik i najlepiej od razu zasłonić resztę napisów, żeby nie zdradzić sobie wyniku kolejnego pytania (w związku z tym, że na kartoniku są zawsze dwie odpowiedzi).
Najgorzej jest też w momencie, kiedy któryś z graczy zna odpowiedź i zdradzi się z tym, wtedy pozostali mogą bezkarnie podłapać jego obstawianie i zgarnąć kasę. Najlepiej więc przez cały czas gry zachowywać kamienną twarz.

"Ryzyk - fizyk" dostarcza wiele emocji i śmiechu, jest bardzo fajną grą towarzyską dla większego grona osób. Serdecznie polecam.

Sardegna

"Kontratyp" Remigiusz Mróz


posted by Sardegna on , , , ,

4 comments


  Wydawnictwo: Czwarta Strona
Liczba stron: 530
Moja ocena : ?/6

Uwaga! Tekst może zawierać SPOJLERY dotyczące treści tomów poprzednich.

Po zakończeniu "Testamentu" praktycznie od razu wzięłam się za lekturę "Kontratypu" Remigiusza Mroza, a to głównie dzięki temu, iż bardzo zachęcił mnie opis, mówiący, że kolejna sprawa, którą będzie zajmowała się Chyłka, dotyczy tematu gór, a właściwie pewnej himalaistki, podejrzanej o zabójstwo swoich dwóch towarzyszy wyprawy.

Jak wiadomo, książki o ośmiotysięcznikach są mi bardzo bliskie. Lubię czytać na ten temat i to nie tylko literaturę faktu, ale też beletrystykę z wątkami wspinaczki, himalaizmu czy ogólnie gór wysokich, z tym, że kiedy po takie książki sięgam, jestem w stosunku do nich bardzo krytyczna. Reportaże, biografie, pamiętniki traktuję, jako źródła informacji, jeśli natomiast jest to beletrystyka, oczekuję, aby temat przedstawiony szerszemu gronu czytelników, niekoniecznie na co dzień z nim obcujących, został w jak najwłaściwszy sposób zaprezentowany. Wiadomo, że nie będzie to tak rzetelne, jak w literaturze faktu, ale fajnie by było, jeśli całość wypadłaby przynajmniej poprawnie. Jak zatem ma się do tego "Kontratyp"?

Ponieważ "Testament" zakończył się w dość emocjonującym momencie (jak zresztą każdy tom przygód Chyłki), prawniczka już od pierwszych stron powieści narażona jest na poważne niebezpieczeństwo, ale tym razem związane bezpośrednio z jej zdrowiem. Relacja Chyłki z Zordonem trochę się już zacieśniła, powiem więcej, bohaterom udało się nawet ze sobą zamieszkać, a impulsem do tego jakże poważnego kroku okazała się choroba, która wkracza podstępnie w życie bohaterów. 

Zawirowania zdrowotne przewartościowują nieco Chyłkę (niewiele, ale jednak), stąd też staje się ona nieco bardziej rodzinna i spędza więcej czasu ze swoją siostrą Magdaleną, jej mężem oraz sześcioletnią siostrzenicą Darią. Sielanka nie trwa jednak długo, bowiem wśród wielu wrogów Chyłki trafia się jeden szczególny, który aby ją zniszczyć, obiera sobie za cel jej małą siostrzenicę. Porywają więc Darię i w ten sposób szantażuje aby prawniczka wykonywała zadania według określonego planu szaleńca. Okazuje się, że porwanie dziewczynki ma skłonić Chyłkę do obrony Klary Kabelis, wschodzącej gwiazdy polskiego himalaizmu, która niedawno zdobyła szczyt Annapurny. Ponieważ jednak na dół z trzyosobowej ekipy schodzi sama himalaistka, istnieją poważne podejrzenia, że Klara nie tyle porzuciła swoich towarzyszy na pewną śmierć, co po prostu zabiła ich z premedytacją.

Chyłka początkowo nie ma zamiaru robić niczego pod dyktando porywacza, jednak z czasem mięknie i faktycznie, dla dobra Darii podejmuje się obrony himalaistki. Po drodze odkrywa pewne niepokojące powiązania sprawy z Annapurny z wydarzeniami z lat 90-tych i przypadkową śmiercią niewinnego człowieka. Do tego dochodzi wiele dziwnych poszlak, które świadczyć mogą o niewinności Klary, ale zero - jedynkowa Chyłka nie wierzy w przypadki, nikogo więc nie dziwi fakt, że postanawia sprawdzić wszystko osobiście, wybrać się na Annapurnę (tak, dobrze czytacie - na Annapurnę) i na miejscu zbadać przyczynę śmierci dwóch himalaistów.

Oczywiście, jak można się domyślić, prawniczka działać będzie bardzo intensywnie, nie przejmując się faktem, że w życiu nie  była w Himalajach, nie jest zaaklimatyzowana i kompletnie nie zna się na wspinaczce. Idzie i już. Na zboczach Annapurny wydarzy się wiele, co w ostateczności doprowadzi do rozwiązania sprawy Kabelis, a nawet do czegoś więcej. Będzie naprawdę emocjonująco, bo gwarantuję, że ta część toczy się najbardziej dynamicznie ze wszystkich tomów o Chyłce.

A teraz moje wrażenia: wątek prawniczy, sprawa obrony himalaistki, wartkość akcji, delikatna metamorfoza Chyłki i zawirowania w jej życiu osobistym, to wszystko jest jak najbardziej na plus. Absolutnie nie czepiam się prawniczych szczegółów, bo się zwyczajnie na tym nie znam. Wątek wysokogórski, choć totalnie absurdalny, też nie stanowił dla mnie problemu, bo wiadomo, historia jest fikcją. Skoro Forst mógł być Jamesem Bondem i superbohaterem w jednym, to czemu Chyłka nie może wejść bez przygotowania na Annapurnę, przehasać się do pierwszego i drugiego obozu, jak na Zawrat, a potem zejść z lawiną, w nienaruszonym stanie. 

Problemem w "Kontratypie" okazał się inny motyw, który, jak dla mnie - osoby mocno związanej z górami - jest absolutnie niedopuszczalny. Mam tutaj na myśli umieszczenie w fikcyjnej fabule, gdzie temat gór potraktowany został bardzo swobodnie, autentycznych postaci himalaistów i wspinaczy. Przytaczanie w tej powieści nazwisk prawdziwych osób, które na ośmiotysięcznikach zginęły i porównywanie ich historii do sprawy Kabelis jest co najmniej niestosowne. Zastanawiam się w ogóle, czy osoby wymienione w tej książce, bądź ich bliscy (nie będę ich tutaj wymieniać, bo nie chciałabym dodatkowo jeszcze przyczyniać się do kojarzenia ich z tą powieścią), wiedzą o tym, że są niejako "bohaterami" książki Remigiusza Mroza.
  
Uważam po prostu, że porównywanie sytuacji, w jakiej znaleźli się prawdziwi wspinacze, z przygodą Chyłki i fikcyjną wyprawa Kabelis, w ogóle nie powinno mieć miejsca. Jeżeli już Autor wziął sobie na warsztat historię górską i wymyślił taki, a nie inny przebieg akcji oraz nadał swojej himalaistce i jej towarzyszom fikcyjne nazwiska, to równie dobrze mógł przytoczyć "wymyślone" wydarzenia, które "kiedyś tam" w przeszłości miały miejsce na zboczach ośmiotysięczników. Wówczas nawet jeśli byłyby inspirowane prawdziwymi wydarzeniami, to miałoby to dla mnie logiczne uzasadnienie.
 
Niestety takie, a nie inne postawienie sprawy okazało się dla mnie nie do przyjęcia. Stąd też nie oceniam tej książki żadną notą, bo nie jestem w stanie. Mimo tego, iż "Kontratyp" okazał się ciekawszy fabularnie od większości poprzednich tomów, motyw, o którym napisałam powyżej, po prostu zdyskwalifikował tę powieść w moich oczach.

Sardegna

"Szeptane" Paweł Beręsewicz


posted by Sardegna on , , , ,

No comments

 Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Liczba stron: 277
Moja ocena : 5/6

Już wielokrotnie pisałam, że wydawnictwo Nasza Księgarnia proponuję bardzo fajne książki, które poruszają trudną tematykę, związaną z problemami współczesnych nastolatków. To już kolejna powieść, która może nie jest aż tak drastyczna, jak poprzednie (czyli te o próbie samobójczej, gwałcie dokonanym przez pijanego studenta na licealistce, hejcie wśród rówieśników, odrzuceniu szkolnym, ze względu na specjalne potrzeby edukacyjne), ale równie aktualna i ważna. 

"Szeptane" opowiada historię kilku licealistów, która praktycznie mogłaby przydarzyć się każdemu. Problem, z jakim stykają się bohaterowie, jest bliski sporej grupie współczesnych dzieciaków, a ci może nawet nie zdają sobie z tego sprawy. Świat wirtualny jest bowiem nieodzowną częścią ich życia, stanowi ważny element codzienności, a jednocześnie jego obecność jest tak naturalna, że młodzież praktycznie nie zwraca na niego szczególnej uwagi.

Istnienie technologii, mediów społecznościowych, wirtualnych znajomości jest zjawiskiem tak powszechnym i ogólnodostępnym, że nie stanowi dla nastolatków większego wyzwania. Cyberprzestrzeń nie ma dla nich tajemnic, zresztą nie od dziś wiadomo, że orientują się w tej rzeczywistości lepiej, niż niejeden dorosły. Z tą dziedziną życia wiąże się oczywiści wiele niebezpieczeństw i zagrożeń, stąd też "Szeptane" porusza dotyka jednego z takich problemów. Nie skupia się jednak na zjawisku hejtowania rówieśników w sieci, czy publikowania ośmieszających treści, choć poniekąd historia ta nawiązuje i do tego,  bardziej jednak opisuje inne zagrożenie, a mianowicie marketing szeptany, czyli zorganizowaną, bardzo dobrze opłacaną działalność, gromadzącą wokół siebie, specjalnie wyszkolonych ludzi, "szepczących" w sieci, na forach, w mediach społecznościowych, o danym produkcie. 

Pozornie zwyczajni użytkownicy serwisów, rozmawiają o konkretnej usłudze bądź produkcie, a robią to w sposób tak naturalny i nienachalny, że przypadkowi czytelnicy po prostu wierzą im na słowo i dają się nabrać na ten typ promocji, uważając, że to jest zwyczajna polecanka, a nie opłacona reklama. 

Każdy z nas daje się czasami omamić takim chwytom marketingowym, choć w większości nie robimy tego nawet świadomie. Mnie samej czasami wydaje się, że żyję w jakiejś innej rzeczywistości, bańce mydlanej, innej blogosferze, gdzie tak naprawdę nie ma marketingu szeptanego, ale niestety muszę raz na jakiś czas przypomnieć sobie, jakie są prawa rynku i uświadomić, że takie zjawisko istnieje i nie jest wcale rzadkie. Na tzw. "buzz" wrażliwe jest zwłaszcza starsze pokolenie, dla którego technologia jest ciągle zagadką, nie będąc świadomi skali tego zjawiska, przyjmują wszystko, co znajdą w sieci, jako prawdę. Niestety taki punkt widzenia dotyczy również najmłodszych, którzy również muszą z pomocą i wsparciem dorosłych, nauczyć się, iż nie wszystko, co znajduje się w Internecie jest mądre i prawdziwe.

I to właśnie ten problem został opisany w książce Pawła Beręsewicza "Szeptane". Licealista Filip wraz z kolegami marzy o tym, aby wziąć udział w finale Ligi Mistrzów, który rozgrywać się będzie na Stadionie Narodowym w Warszawie. Ponieważ chłopaki nie mają kasy na bilety, postanawiają z odpowiednim wyprzedzeniem poszukać jakiejś dorywczej pracy i zarobić na wymarzone wejściówki, zatrudniają się więc, jako roznosiciele ulotek. I faktycznie, robota całkiem nieźle im idzie, nie przykładają jednak większej uwagi na produkt, jaki reklamują, chodzi im przecież tylko o kasę. 

Robota pali im się w rękach, aż do czasu, kiedy chłopaki uświadamiają sobie, że z ulotek kokosów nie będzie. Koledzy Filipa rezygnują z dalszej pracy, ten jednak, będąc bardzo zdeterminowanym, postanawia działać dalej, co spotyka się z wielkim zainteresowaniem szefa.

Składa on chłopakowi pewną propozycję, a ten skłoniony wizją szybkiego zarobku angażuje się w nowy projekt, oparty na marketingu szeptanym. Mocno wkręca się w pracę, tym bardziej, że zaczyna przynosić mu ona realne zyski. Jakby tego było mało, Filip poznaje świetną dziewczynę, która również zaangażowana jest w "buzz", ma dzięki niej jeszcze więcej motywacji do pracy i osiągania świetnych wyników, poza tym, traktuje to, jako dobrą zabawę. Wszystko jednak do czasu...

Tak, jak pisałam na początku, historia Filipa mogłaby zdarzyć się tuż obok nas. Jest ona jak najbardziej prawdopodobna, a my pewnie codziennie stykamy się z przejawami marketingu szeptanego, nie mając nawet o tym pojęcia. Bardzo fajnie, że powstała taka książka dla młodzieży, uświadamiająca istnienie problemu, ale w sposób bardzo naturalny i niewymuszony. Oprócz kwestii "buzzu" w książce poruszono jeszcze inne tematy i wartości, o których zawsze warto młodym ludziom mówić: trwałość przyjaźni, pierwszą miłość, wartość pieniędzy, relacje z rodzicami, moralność, uczciwość, lojalność. W ogóle uważam, że Nasza Księgarnia robi w tym zakresie super robotę! Bardzo polecam "Szeptane" i to nie tylko nastolatkom, ale także ich rodzicom, nauczycielom oraz wszystkim osobom, dla których młodzi ludzie są naprawdę ważni.
Sardegna

ŚBK: "Książka papierowa, e-book, audiobook, czyli o tym, co i jak czytamy"


posted by Sardegna on

8 comments

Zapraszam na pierwszy post tematyczny Śląskich Blogerów Książkowych w tym roku. Zanim przejdę do rzeczy, muszę zapytać, czy Wam też tak szybko mija styczeń? Przecież dopiero co cieszyliśmy się świętami, a już mamy 21 dzień nowego miesiąca, a po świątecznej atmosferze nie zostało ani śladu. Styczeń zawsze kojarzył mi się z leniwo wlokącym się czasem, długim miesiącem, który nie chciał się skończyć, a w tym roku minął błyskawicznie. Nie żebym narzekała, ale tak sobie myślę, że natłok codziennych spraw tak momentami przytłacza, że nie ma czasu nawet zastanowić się nad tym, jak szybko życie przepływa nam przez palce. Dlatego w tym roku postanowiłam nie martwić się drobiazgami i czerpać z życia pełnymi garściami, choć to naprawdę niełatwa postawa.

Wracając jednak do sedna sprawy, czyli do tematu dzisiejszego wpisu: książki papierowe, e-booki, audiobooki. Jak to wygląda u mnie? Z trzech wymienionych form lubię dwie: papier i dźwięk. Z e-booków nie korzystam i sądzę, iż miałoby się to zmienić w najbliższym czasie. Poniżej przygotowałam listę pokazującą, za co lubię książki papierowe i audiobooki, a czemu nie akceptuję e-booków. Jeśli ktoś ma ochotę przyłączyć się do mojego postu, albo wyrazić swoją opinię na ten temat, zachęcam!

 KSIĄŻKI PAPIEROWE - TAK
  • lubię mieć w rękach książkę, którą czytam
  • książki mają dla mnie wartość samą w sobie, lubię je mieć na własność
  • jestem miłośniczką dużych biblioteczek, w swojej mam masę książek już przeczytanych, bądź takich, które czekają na swoją kolej i na chwilę obecną nie mam zamiaru się ich pozbywać
  • lubię kupować, wymieniać, dostawać, polować na książki 
  • książki są ważnym elementem mojego domu, nie wyobrażam sobie, że ich nie ma wokół mnie
  • ważna jest dla mnie sama faktura książki: okładka, papier, czcionka, format 
  • jestem wzrokowcem, lubię zerkać na okładkę w trakcie czytania, patrzeć na zdjęcia książek, fotografować je
  • lubię mieć na stoliku obok łóżka stos książek, nigdy bowiem nie wiem, na jaką będę miała ochotę
  • księgarnie, biblioteki, targi książki to miejsca, w których lubię przebywać właśnie dzięki fizycznej obecności książek 
  • lubię zakładki, mam ich całkiem sporo, często się zdarza, że książka ma swoją osobista zakładkę 

AUDIOBOOKI - TAK
  • lubię dobrze wykorzystywać czas, a audiobooków można słuchać w trakcie wykonywania innych czynności (sprzątanie, gotowanie, jazda samochodem)  
  • mam podzielność uwagi, odsłuchiwanie audiobooków nie stanowi dla mnie problemu 
  • audiobookiem można sobie umilić długą trasę na wakacje lub poranną drogę do pracy
  • dzięki audiobookom mam szansę przesłuchać książki, których nie posiadam w swej biblioteczce
  • audiobooki dają mi możliwość poznania książek, których tradycyjne bym nie przeczytała z powodu braku czasu, albo małej czcionki (dla mnie to poważny argument!)
  • ciekawym doświadczeniem podczas słuchania jest interpretacja tekstu książki przez lektora. Zazwyczaj wzmacnia to pozytywne wrażenia z odbioru książki.
  • lubię pożyczać i dzielić się audiobookami (a już książkami tradycyjnymi niekoniecznie...)
  • często zdarzają się promocje, w których można pobrać darmowego audiobooka i w ten sposób zdobyć interesujący tytuł

E - BOOKI - NIE
  • nie mam czytnika, a czytanie na komórce, bądź komputerze jest dla mnie niewygodne i robię to tylko w ostateczności
  • posiadanie książki w postaci pliku nie ma dla mnie takiego znaczenia, jak posiadanie wersji papierowej i nie przekona mnie nawet kwestia ceny, ani wolnej przestrzeni, którą e-booki zapewniają
  • jestem tradycjonalistką, wyznaję zasadę: co papier, to papier 
  • wokół mnie i tak jest już sporo urządzeń elektronicznych, które trzeba regularnie ładować, żebym musiała dokładać sobie kolejne, w momencie chęci poczytania książki

A jakie jest Wasze zdanie na ten temat? Macie swoje ulubione formy czytania? Czy może jest Wam wszystko jedno? A może zupełnie przeciwnie i jesteście fanami tylko jednej opcji? Chętnie podyskutuję.


Sardegna

Co będziemy czytać w lutowej Trójce e-pik?


posted by Sardegna on

8 comments

Pierwszy miesiąc wyzwania już prawie za nami i powiem Wam, że przyłączyło się tak wiele osób, że nawet nie przypuszczałam, że powrót wyzwania będzie cieszył się aż takim zainteresowaniem! Mam nadzieję, że zapisane osoby podeślą przed końcem miesiąca choć po jednym linku, żebym mogła uwzględnić ich w zestawieniu (które już powoli tworzę). W każdym razie, czas przygotować się do lutowej Trójki e-pik, stąd też zapraszam do wyboru trzeciej kategorii. 

Zasady te, co zwykle: w komentarzu pod tym postem lub na fb podajecie propozycje, a ja umieszczam je w ankiecie. Branych pod uwagę będzie pierwszych 10 opcji. Każda osoba może podać JEDNĄ kategorię. Zapraszam do zabawy!

***

AKTUALIZACJA Poniżej znajduje się 10 kategorii. W komentarzu można zagłosować na maksymalnie trzy opcje. Taka sama ankieta znajduje się na FB TUTAJ  i w grupie Trójkowej TU

  1. Literatura faktu
  2. Reportaż dotyczący Azji
  3. Zimowy tytuł
  4. Biografia kobiecej postaci historycznej
  5. Książka z gotowaniem w tle
  6. Biografia miasta lub miejsca
  7. Literatura rosyjska
  8. Książka z polityką w tle
  9. Japonia z przeszłości.
  10. Książka z imieniem w tytule.

Sardegna

"O pisaniu na chłodno" Remigiusz Mróz


posted by Sardegna on , , , ,

6 comments

  
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Liczba stron: 300
Moja ocena : 5/6

Kiedy w listopadzie okazało się że Czwarta Strona wydaje kolejną książkę Remigiusza Mroza, ale jej tytuł, jak i tematyka owiana jest nutką tajemnicy, zaczęło robić się naprawdę ciekawie. Na FB pytano czytelników, o czym może być nowa książka Autora, przy czym może padały różne propozycje i skojarzenia: od historii dla dzieci, po zbiór opowiadań napisanych pod pseudonimami. Jednak tytuł, który pojawił się w zapowiedziach zaskoczył wszystkich, okazał się bowiem poradnikiem, mówiącym o tym, jak pisać.

Czy ta zapowiedź mnie zaciekawiła? A i owszem. Pomyślałam że taki poradnik, napisany przez Autora o tak bogatym dorobku pisarskim, pomysłowości, pracowitości oraz posiadanych w zanadrzu, nieopublikowanych jeszcze historiach, może inspirować. I to nie tylko osoby, które zajmują się pisarstwem na poważnie i na co dzień, ale także tych, którzy tak, jak ja piszą bloga, czy tworzą jakieś swoje teksty w różnej postaci.

Żeby było jasne, nie mam ambicji zostać pisarką, bo nie czuję się na siłach (pisałam o tym zresztą w TYM poście tematycznym Śląskich Blogerów Książkowych), jednak powyższa książka powoduje coś takiego w człowieku, a w każdym razie we mnie, że ma się ochotę rzucić wszystko i zabrać za taką właśnie robotę!

"O pisaniu na chłodno" podzielone jest na dwie części: w pierwszej, Autor pokazuje się czytelnikom od bardzo osobistej strony, możemy dowiedzieć się czegoś więcej o Jego prywatnym życiu, które do tej pory było dość skrzętnie skrywane przed odbiorcami. Opowiada więc o swoim dzieciństwie, okresie dorastania, studiowaniu i tym, co skłoniło go do wybrania takiej, a nie innej drogi życiowej. Tłumaczy, skąd narodził się pomysł pisania, jak zaczęła się jego miłość do książek, oraz w jaki sposób doszło do tego, że człowiek robiący doktorat z prawa, po otrzymaniu intratnej propozycji pracy naukowej na uczelni, postanowił z niej zrezygnować na rzecz niepewnego losu pisarza, którego pierwsza powieść ledwo co, została pozytywnie przyjęta przez wydawnictwo.

Remigiusz Mróz, jako jeden z nielicznych pisarzy, nie afiszował się wcześniej ze swoją prywatnością w sieci i mediach społecznościowych. Odsłaniając przed czytelnikami fragment przeszłości, dał czytelnikom więcej, niż niejeden pisarz, odkrywający się na co dzień na FB czy IG. Taką formę szczerości się ceni, na mnie w każdym razie zrobiło to bardzo pozytywne wrażenie, choć spotkałam się z opiniami, że rozdziały o życiu osobistym Autora są nudne i wręcz zbędne. Ja tak nie uważam. Po prostu wydaje mi się, że ta książka nie przemówi do każdego. Fanom Mroza na pewno spodoba się uchylenie rąbka tajemnicy i wejście w prywatną przestrzeń ulubionego Autora, osoby, które nie przepadają za Jego powieściami, będą pewnie miały sporo uwag na ten temat. 

Podobnie sprawa może wyglądać w przypadku osób, które sięgnęły po poradnik z zamiarem poznania tajemnicy "jak pisać". Owszem, spora część książki poświęcona jest właśnie temu zagadnieniu - "mini kursowi pisarskiemu", który Autor prowadził kiedyś na portalu Lubimy Czytać. Osobiście nie miałam okazji przyjrzeć się temu kursowych z bliska, co więcej, nawet nie wiedziałam że taki istnieje, stąd też dla mnie informacje o samym procesie pisarskim okazały się interesujące i inspirujące. Myślę jednak, że osoby, które z tego kursu już korzystały, mogą czuć się zawiedzione powtarzalnością informacji.

Wszystko zależy więc od tego, czego się od książki oczekuje. Jeśli ktoś ma ochotę poznać lepiej Remigiusza Mroza, przyjrzeć się Jego codzienności, poczytać o doświadczeniach wydawniczych, będzie z lektury zadowolony. Ja na przykład znalazłam w niej wiele praktycznych porad i podpowiedzi, co do samego pisania, ale nie tyle powieści, co innych, własnych tekstów. Przemyślenia wymagały głównie fragmenty o konstruowaniu zdań i stosowaniu niewłaściwej formy wyrazów. W przytoczonych przez Autora błędach znalazłam kilka takich, które sama popełniam, jest to więc na pewno coś, nad czym muszę popracować. 

Oprócz "porad" pisarskich w książce znajdziemy też zapis doświadczeń pisarsko - wydawniczych Remigiusza Mroza. Pokazuje nam, jak wygląda proces od napisania książki, do jej wydania, opis samego tworzenia (Autorowi nie można odebrać wielkiej pracowitości, ale jak sam mówi, taki styl pisarski wymaga wielu poświęceń, jeżeli więc chce się osiągnąć podobne efekty, trzeba być skłonnym do odrzucenia wszystkich innych pasji i obowiązków na rzecz regularnego pisania), opowie też o trudnych początkach promowania pierwszej książki i roli blogów, dzięki którym niejako udało mu się wypłynąć na szerokie wody. 

Bardzo przyjemnie czytało mi się o pisaniu Mroza i faktycznie coś w tym jest, że nawet poradnik w Jego wydaniu zdaje się być ciekawą i wciągającą lekturą. Przeczytałam "O pisaniu na chłodno" w parę wieczorów, i choć nie czuję może naglącej potrzeby napisania własnej książki, mam motywację do pracy nad sobą. Zawsze bowiem warto starać się być, jak najlepszą wersją samej siebie. Również w takiej dziedzinie życia.

Sardegna

"Dziennik Cwaniaczka. Jak po lodzie" Jeff Kinney


posted by Sardegna on , , , ,

2 comments

  
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
  Liczba stron: 221
Moja ocena : 5/6

"Jak po lodzie" to najnowszy tom kultowej serii, autorstwa Jeffa Kinneya. "Dziennik Cwanaczka" cieszy się olbrzymią popularnością wśród dzieci i młodzieży, i to nie tylko w naszym kraju, a ja nie będę się powtarzać mówiąc, jak mocno serię lubi moja Córka, bo pisałam o tym wielokrotnie. Poniżej zresztą możecie znaleźć tekst Młodej, w którym wyraża swoją opinię na temat powyższej książki. 

W każdym razie, "Jak po lodzie" miało premierę pod koniec ubiegłego roku, zainteresowani mieli więc możliwość zapoznania się z najnowszą częścią przygód swojego ulubionego bohatera w okresie świątecznym (jeśli Mikołaj i Dzieciątko dobrze się sprawili). Nie inaczej było w przypadku mojej Córki, która spędziła w towarzystwie Grega jeden wieczór, pytając później: "Mamo, dlaczego przygody Cwaniaczka są takie krótkie?!" No właśnie, drogi Autorze, dlaczego?

Dla osób, które nie orientują się w tej serii, albo dla porządku, zostawiam poniżej listę wszystkich dotychczasowych tomów, łącznie z linkami do tych opisanych (bo przeczytane przez Dziesięciolatkę są wszystkie):


2. "Rodrick rządzi!"
3. "Szczyt wszystkiego"
4. "Ubaw po pachy"
5. "Przykra prawda"
6. "Biała gorączka"
7. "Trzeci do pary"
8. "Zezowate szczęście"
9. "Droga przez mękę"
10. "Stara bieda"
13. "Jak po lodzie"

Tradycyjnie, poniższy tekst w 100% napisany jest przez moją 10 - letnią Córkę. Poza moją drobną korektą znaków interpunkcyjnych, reszta jest jej autorstwa:

Dzisiaj mam przyjemność opisać Wam bardzo wciągającą i interesującą książkę pod tytułem "Dziennik Cwaniaczka. Jak po lodzie". Jeśli czytaliście więcej książek z tej serii, wiecie, że głównym bohaterem jest Greg Haffley i jego przyjaciel Rowley. W tym tomie chłopcy będą przeżywać zimowe przygody, ale zanim spadnie śnieg i do tego dojdzie, uważają, że zima jest stracona, a to głównie przez upały, które nastąpiły. Wszystko jest wtedy takie nudne, a kiedy upały trwają cały rok, nie można porzucać się śnieżkami, ani zbudować igloo. Chłopaki myślą też, że fajnie byłoby, gdyby Greg był "dolniakiem". Dzieci z dolnej części wzgórza, oprócz tego, że mają świetne miejsce do zabawy, jazdy na rowerze czy deskorolce, nie męczą się wracając ze szkoły. Kiedy "dolniaki" idą po prostej drodze, Greg i jego sąsiedzi zasuwają pod górkę. 

Mama Grega chce, aby zakolegował się z rówieśnikami mieszkającymi w dolnej części wzgórza, ale to nie takie proste, kiedy przechodząc koło "dolniaków", ci wyskakują z kijami hokejowymi i przeganiają ze swojego terenu. Dorośli w odróżnieniu do dzieci nie mają tego problemu i bezpośrednio wchodzą tam i z powrotem, bez żadnych sporów. 

Gdy wreszcie nadchodzą mrozy, to właśnie "górniacy"  – w tym Greg i Rowley przejmują władzę nad Surrey Street. Teraz to ich grupa odwdzięcza się "dolniakom" za miesiące wchodzenia pod górę i nie pozwala im zjeżdżać na sankach. Kiedy pada śnieg, wszystko jest inne. Szkołą jest zamknięta z powodu mrozów, dzieci budują fortece, zamki, jaskinie i urządzają sobie wielką bitwę na śnieżki. Kto zwycięży? "Dolniaki" czy "górniacy"? Czy wśród członków ekipy znajdą się zdrajcy?

Gdyby tego było mało, świnia - domowy pupilek Grega, uciekła z hotelu dla zwierząt, a rodzina Haffleyów robi wszystko by ją odnaleźć. Nie mogę Wam powiedzieć, jak skończy się ta historia, ale powiem jedno: będzie super!

Ania 10 lat
***
 
Ja ze swej strony nie mam chyba nic do dodania. Moja Córka sama dobiera sobie lektury, sama potem je komentuje. I fajnie, bo przestaję nad tym panować. Nie będę się kolejny raz rozpisywać nad zaletami serii o Cwaniaczku, bo klikając w odpowiednie linki znajdziecie mój komentarz na ten temat. Napiszę tylko na koniec, że przygody Grega spodobają się wszystkim tym dzieciakom, które lubią słowny i rysunkowy humor oraz są miłośnikami komiksów, ale także tym, niekoniecznie lubiącym czytać. Niewielka ilość tekstu, poprzeplatana rysunkami naprawdę dobrze działa na motywację czytelniczą nawet tych najbardziej odpornych.


  Sardegna

"Bezcenny" Zygmunt Miłoszewski


posted by Sardegna on , , , , ,

2 comments


Wydawnictwo: Biblioteka Akustyczna
audiobook: czas trwania 17 godzin i 24 minut
Moja ocena : 3/6
lektor: Andrzej Chyra

Pamiętacie, jaka książka została moim numerem 1 w ubiegłym roku? Było to "Jak zawsze" Zygmunta Miłoszewskiego, wyjątkowa, wielowymiarowa historia alternatywnych losów Polski, w realia której zostaje wrzucona para bohaterów, zmuszona do przeżycia swoich lat młodości na nowo. Nie dziwi więc fakt, że ledwo co skończyłam czytać tą niesamowitą historię, zabrałam się za  kolejną powieść Autora, ale tym razem w formie audiobooka. Nie chciałam zaczynać nowej serii, stąd też skłoniłam się ku jednotomowej historii "Bezcennego"

Niestety, moje wrażenia z przesłuchania tej książki nie są specjalnie pozytywne. Nie dość, że całość strasznie się dłuży (i to naprawdę niemiłosiernie), to akcja mnie zupełnie nie wciągnęła. Może trochę padłam ofiarą samej siebie i zbyt wysokich oczekiwań po lekturze "Jak zawsze", ale na swoje usprawiedliwienie mam fakt, iż zdawałam sobie sprawę, że to sensacja z wątkiem dzieł sztuki/historii sztuki, nie spodziewałam się więc, jakiejś oszałamiająco galopującej akcji, a raczej zagmatwanej zagadki i poszukiwania skarbów. Lubię takie przygodowe historie, a w formie audiobooków to już wyjątkowo dobrze mi się przyswajają, w tym przypadku jednak nie wyszło. Historia okazała się dla mnie bardzo, ale to bardzo przegadana. W całej sytuacji nie pomógł ani super pomysł na fabułę, ani bardzo obiecujący początek, ani szereg ciekawych informacji o światowych dziełach sztuki, ani nawet lektor, którego interpretacja nie wprowadzała jakiegoś większego dynamizmu sytuacyjnego w momentach, kiedy było to zdecydowanie potrzebne.

Akcja "Bezcennego" rozgrywa się głównie współcześnie, czytelnik ma jednak możliwość poznać zarys historyczny wydarzeń, w wir których wpleceni zostali główni bohaterowie. Kiedy kończy się wojna, Niemcy opuszczając tereny Polski zabierając ze sobą, bądź ukrywając, co cenniejsze łupy. Kiedy rok później do kraju zaczynają wracać pierwsze, zrabowane dzieła sztuki, wciąż brakuje tych najważniejszych, a sytuacja nie ulega zmianie nawet przez kolejne dziesiątki lat. Aktualnie, Zofia Lorentz, znakomita w swym fachu historyczka sztuki, a do tego pracownica MSZ, od lat sprowadza do Polski zagubione w czasie wojny i tuż po niej, zabytki, otrzymuje tajne zlecenie odzyskania "Portretu Młodzieńca", jednego z najważniejszych, utraconych przez Polskę dzieł. Jako że akcja sprowadzenia obrazu musi odbyć się w sposób nieformalny, Zofia dostaje do pomocy specjalnie na tę okoliczność wypuszczoną z więzienia, znakomitą szwedzką złodziejkę, Lisę Tolgfors, emerytowanego żołnierza służb specjalnych, Anatola Gmitriuka, który dał się poznać całej Polsce, jako ten, który udaremnił atak terrorystyczny w Zakopanem, oraz marszanda, Karola Boznańskiego, z którym łączyły ją owego czasu bliskie relacje.   

Czwórka bohaterów, których dzieli wszystko, łącznie z powodami, dla jakich zgodzili się wziąć udział w akcji, będzie musiała zmierzyć się z prawdziwą zagadką wszechczasów, bowiem szukanie "Portretu Młodzieńca" to będzie zaledwie początek do odkrycia większej sprawy, przez lata ukrywanej przed światem. Będą musieli uciekać przed niezidentyfikowanym wrogiem, którego wpływy dosięgną ich nawet w miejscach zupełnie wydawałoby się, bezpiecznych. Ekipa poszukiwaczy przyjmie postać niemalże wieloosobowego Jamesa Bonda, aby przemierzyć Europę wzdłuż i wszerz, a nawet wyruszyć do USA, aby odkryć prawdę i to nie tylko tą, związaną z zaginioną kolekcją dzieł sztuki.

Tak, jak już wspomniałam, początek "Bezcennego" był bardzo obiecujący, zwłaszcza umieszczenie akcji w moich ukochanych Tatrach, retrospekcje do czasów wojennych i przeplatanie ich współczesnością. Bohaterowie mają ciekawe osobowości i choć są oni nieco przerysowani, to przyjemnie słucha się o tarciach, jakie pomiędzy nimi zachodzą. Barwną postacią jest tu zwłaszcza Lisa, bezkompromisowa, sprytna kobieta, której cięte riposty zwalają z nóg. Interesującym wątkiem są też poczynania Zofii, która dzięki temu, że dzieciństwo spędziła z dziadkiem - historykiem, zabawiającym ją zagadkami z różnych dziedzin życia, świetnie radziła sobie z zagwozdkami historycznymi.

Sami powiedzcie, czy ogólny zarys fabuły nie jest mocno interesujący? Nie wiem, co nie zagrało, czy to tematyka do mnie nie przemówiła, może przerósł mnie natłok fachowej wiedzy, a może ilość informacji i wątków, jakie Autor chciał przedstawić na raz, w swej książce. W każdym razie zapowiadało się dynamicznie, jak u Browna, wyszło bardzo "mądrze" i fachowo, ale nudnawo. Nie będę jednak na siłę odwodzić Was od lektury "Bezcennego", bo dla kogoś może okazać się on genialną  lekturą (podobnie, jak to było w przypadku "Kości proroka" Ałbeny Grabowskiej).

Sardegna