Archive for stycznia 2018

# Blogowe podsumowanie stycznia


posted by Sardegna on ,

6 comments

Obiecałam, że w nowym roku na blogu pojawi się nowa formuła prezentowania nowości i oto jest. #Blogowe podsumowanie stycznia powstało, kiedy stwierdziłam, że oprócz pokazania książek, które dotarły do mnie w ostatnim czasie, chciałabym podzielić się z Wami też innymi rzeczami, jakie zdarzyły się w mijającym miesiącu. Formuła nie jest może nowa, bo na wielu blogach takie podsumowania się pojawiają się od dawna, w każdym razie od teraz będą też u mnie.

Styczeń minął mi błyskawicznie. Pierwsze trzy i pół tygodnia pod hasłem intensywnej pracy, ostatnie dni pod znakiem ferii, które na Śląsku trwają już aktualnie trzy dni. Miesiąc ten był bardzo pozytywny czytelniczo. Udało mi się przeczytać aż 10 książek, co nie zdarza mi się często poza okresem wakacyjnym. Myślę, że spora w tym zasługa zaplanowanych wcześniej notek, które mogły spokojnie się publikować na blogu, a ja nie musiałam poświęcać czasu na ich bieżące pisanie. Zamiast tego mogłam czytać i czytać. Co też namiętnie robiłam.

Lista lektur
 
Lista styczniowych lektur wygląda następująco:

1. "Fortuna i namiętności. Zemsta" Małgorzata Gutowska - Adamczyk - 5
2. "Oskarżenie" Remigiusz Mróz - 6
3. "Światło w cichą noc" Krystyna Mirek - 5
4. "Siła niższa" Marta Kisiel - 6
5. "Grobowa cisza" - 5
6. "Jak zawsze" Zygmunt Miłoszewski - 6
7. "Rozgrywka" J.Sterling - 4
8. "Zaginiona" Harlan Coben - 6
9. "Wszyscy mamy tajemnice" Harlan Coben - 5
10. "Schronienie" Harlan Coben - 6 


Z powyższej listy 5 książek jest recenzenckich, 1 to pożyczony audiobook, 4 książki pochodzą z własnej biblioteczki i mogę je zaliczyć do wyzwania Z półki 2018 (z czego się niesamowicie cieszę, bo w końcu uaktywniłam jakieś swoje własne zbiory).
Praktycznie wszystkie przeczytane przeze mnie w styczniu książki, okazały się bardzo dobre. Przez to nie umiem wyodrębnić najlepszej z nich, bo o tytuł "książki miesiąca" musiałyby konkurować powieści "Jak zawsze", "Siła niższa" oraz kryminały Cobena. 

Imprezy kulturalne

Jako że spora część miesiąca była bardzo absorbująca zawodowo, udało mi się wziąć udział tylko w jednym literackim spotkaniu, ale za to była to bardzo fajna impreza. W sobotę 27.01 miało miejsce trzecie spotkanie Book Blog Meeting, czyli cykl spotkań autorskich i rozmów z pisarzami, a wszystko to w otoczeniu sympatycznych blogerów. Impreza odbyła się w katowickiej Kawiarni Fotograficznej, gdzie zaplanowano aż cztery spotkania autorskie: z Hanną Greń, Anną Tabak, Augustą Docher i PigOutem. Osobiście wzięłam udział w dwóch ostatnich dyskusjach, ale o tych wydarzeniach napiszę dokładniej w osobnym poście.

 
Nowości książkowe

Jeśli chodzi o nowości, w styczniu przybyło do mnie 8 książek:



"Baśnik" Beata Majewska
"Matnia" Małgorzata Łatka 
"Kłopoty mnie kochają" Joanna Szarańska
"Performance" Karolina Wilczyńska 
"Latawce" Agnieszka Lis 
"Miłość w kolorze bieli " Magdalena Trubowicz
"Cień przeszłości" Grzegorz Gołębiowski
"Strzały nad jeziorem" Marta Matyszczak

Filmowo

W styczniu mam jeden sukces w kategorii filmowej: udało mi się pójść do kina! Obejrzałam "Cudownego chłopaka" reż.Stephen Chbosky, czyli szeroko komentowany i polecany ostatnio film. Faktycznie, historia Augusta, jedenastolatka ze zdeformowaną twarzą i jego walka o akceptację wśród rówieśników, robi wrażenie. Podobała mi się ta opowieść, momentami wzruszyła, ale w tym wypadku pokonały mnie chyba zbyt wysokie oczekiwania wobec tej produkcji. Czekałam na coś szczególnego. Coś, co mnie wgniecie w fotel, sprawi, że z emocji nie będę mogła się otrząsnąć przez kilka kolejnych dni. Otrzymałam, owszem mądry i dobrze zrobiony film, ale zabrakło mi tego czegoś, o czym wszyscy wokół trąbili. Wniosek: kolejny raz padłam ofiarą swoich zbyt wysokich oczekiwań. Zupełnie zapomniałam, że mam już tego nie robić...

Seriale

Nie jestem (jeszcze) użytkowniczką Netflixa, więc ten fragment mojego życia  nie jest zbyt obszerny. W styczniu udało mi się jednak obejrzeć kilka zaległych odcinków i dokończyć 10 sezon "The Big Bang Theory", co również uważam za sukces. Odkryłam też cykl "Czarne lusterka", na który natrafiłam przypadkiem dzięki wpisowi PigOuta na swoim fp. O co w tym chodzi? Przy współpracy z Netflixem, polscy youtuberzy, stworzyli cztery krótkometrażowe filmiki, inspirowane serialem "Black Mirror". Owego czasu obejrzałam pierwszy odcinek BM, więc bardzo byłam ciekawa efektów na polskim gruncie. I powiem Wam, że rezultat wyszedł naprawdę pozytywnie. Największe wrażenie zrobił na mnie film "1%" G.F.Darwin, ale pozostałe: "69.90" stworzony przez emce, "Rozstanie" Krzysztofa Gonciarza czy "Suma szczęścia" Martina Stankiewicza również utrzymane są na bardzo wysokim poziomie i utrzymane w charakterystyce serialu BM. Najbardziej oszołomił mnie "1%", który swoją formą, ale też wykonaniem przypomina dobre, zagraniczne produkcje. Polecam. Zerknijcie.

Muzycznie

Muzycznie styczeń brzmiał wersją "Zombie" Cranberries, wykonaną przez metalowy zespół Bad Wolves. do której to zmarła wokalistka miała dołożyć swój wokal. Wersja ta brzmi niesamowicie mocno, działając na słuchacza, głownie przez świadomość, że jest to ostatni utwór, nad którym pracowała O'Riordan.  



Natomiast moim odkryciem miesiąca jest utwór Nothing But Thieves "Trip Switch", przesłuchany przez zupełny przypadek, wchodzi on bowiem w soundtrack FIFA 16, w którą to namiętnie gra mój Syn. Fajny kawałek, choć nie do końca mieści się w moich klimatach muzycznych. Czasami jednak dobrze jest odbiec od swojej utartej ścieżki, można wtedy natrafić na coś całkiem interesującego 


A jak wyglądał Wasz styczeń? Pozdrawiam wszystkich, którzy dotarli do końca tego przydługiego wpisu!

Sardegna

"Siła niższa" Marta Kisiel


posted by Sardegna on , , , ,

2 comments


Wydawnictwo: Uroboros
Liczba stron:  376
Moja ocena : 6/6

O matko! Jaka ta książka jest dobra, to się w głowie nie mieści! 

Kocham "Dożywocie" miłością wielką i niezmienną, ale teraz kocham też "Siłę niższą" i w ogóle bym się nie pogniewała, gdyby obie powieści były wydane w jednym, wielkim tomisku, jako całość.

 Przyznam się bez bicia, że na początku nie iskrzyło. Po lekturze nieco odmiennego "Nomen omen", pełna energii zabrałam się za "Siłę niższą". I jakoś zupełnie mi nie szło. Pytałam nawet znajomych, czy to już tak będzie, że kontynuacja genialnego "Dożywocia" nie dała rady swemu poprzednikowi. A znajomi dziwili się moim wahaniom i mówili, że jest dobrze, trzeba tylko dać się ponieść. I faktycznie, lektura okazała się być utrzymana w znajomym klimacie, a przez to po prostu cudowna!

Konrad i jego dożywotnicy, po pożarze Lichotki, muszą znaleźć sobie nowe lokum. Nieoczekiwanie udaje się im zalogować w domostwie Tura Brząszczyka, wikinga z wyboru, u którego, na strychu zamieszkują sobie trzej żołnierze z Wehrmachtu. Środowisko wręcz idealne dla małego Licha, utopców, Rudolfa Valentino z potomstwem, Zmory oraz ich opiekuna. Do kompletu brakuje im tylko Krakersa, który po pożarze gdzieś zniknął, podobnie, jak Puk oraz panicza Szczęsnego, uwolnionego i przeniesionego do lepszego świata. Konrad nie jest jednak w nowym miejscu szczęśliwy. Przytoczony codziennymi obowiązkami, zmęczony brakiem pieniędzy, czuje się zniechęcony i ma poczucie, że nie jest odpowiednią osobą do zaopiekowania się swoimi dożywotnikami. 

Pewnego wieczora, robiąc cotygodniowe zakupy w markecie, spotyka faceta, który również ma swojego własnego Anioła Stróża. Konrad przekonany, że jak do tej pory był jedynym człowiekiem postawionym w nadprzyrodzonej sytuacji, postanawia dowiedzieć się czegoś więcej o swoim kompanie. Ciekawość to jednak pierwszy stopień do piekła, bo poznanie Pawła i jego anioła Tsadkiela odbije się Konradowi prawdziwą czkawką.

Jakże trafnee okaże się też zdanie: szanuj anioła swego, bo możesz dostać gorszego. Tsadkiel nie będzie bowiem miłym aniołem, tylko postacią o paskudnym charakterze, a co gorsza, na skutek dziwacznego obrotu sprawy trafia pod dach Konrada. Wszystko to spowoduje wiele niesnasek oraz konfliktów wśród i tak nerwowych dożywotników. Jakby tego było mało Konrada odnajdzie w mieście Carmilla, czyli jego pisarska agentka, znajdująca się aktualnie w bardzo nietypowym stanie  ducha i ciała, która dodatkowo wszystko skomplikuje, przeprowadzając się do wspólnego lokum.

Ale czy w domu pełnym nadprzyrodzonych istot może być nudno i nieciekawie? Czy istnieją jakieś problemy, których nie da się wspólnie rozwiązać? Oczywiście, że nie. Trzeba tylko wykazać trochę dobrej woli, a kiedy ma się wokół siebie tyle przyjaznych postaci (no może poza jedną) nie ma rzeczy niemożliwych do wykonania. 

"Siła niższa" to wyjątkowa książka, pełna dobrych emocji, napisana z charakterystycznym, jak w "Dożywociu", poczuciem humoru. Podczas lektury również wyszukałam ciekawe "smaczki" i genialne teksty Licha, które spokojnie mogłyby konkurować z tekstami, o których największym filozofom się nie śniło. Kilka scen jest niemalże kultowych: Turu, czyli wiking o gołębim sercu jadący w przebraniu Roszpunki na konwent, bądź tworzący swoje własne przysłowia, trzech żołnierzy Wehrmachtu śpiewający "Szła dzieweczka do laseczka...",  albo sama postać Tsadkiela, anioła o tak różnych obliczach, tworząca menu na cały tydzień, bądź pouczająca Konrada do czego służą kierunkowskazy. Inny, a jednocześnie tak pasujący do mieszkańców dawnej Lichotki, Tsadkiel, zwany również Zadkiel bądź Dupkiel, bezkonkurencyjnie jest fenomenem samym w sobie, w tej książce. 

Faktycznie, powyższa książka jest idealną kontynuacją, wspaniałym dokończenie historii rozpoczętej w "Dożywociu", a ja nawet po cichu pomarzę o dalszym ciągu, bo o bohaterach obu tych książek chce się czytać i czytać. Mam nadzieję, że Ałtorka nie pozostanie głucha na prośby czytelników i pokusi się jeszcze o napisanie czegoś w dożywotnim stylu. Choćby to było jakieś małe opowiadanie. Czekam z niecierpliwością!

Sardegna

"Wieża milczenia" Remigiusz Mróz


posted by Sardegna on , , , ,

6 comments

Wydawnictwo: Damidos
Liczba stron:  368
Moja ocena : 3/6


Mróz to Mróz. Mam do niego słabość i już! Ale tak poważnie, może faktycznie jestem w stosunku do Autora trochę bezkrytyczna, i wiele jestem w stanie mu wybaczyć, nawet w momencie kiedy niektóre jego powieści zupełnie do mnie nie przemawiają. Doskonale pamiętam ten moment, kiedy zostałam fanką Mroza. Było to tuż po przeczytaniu "Kasacji" i spotkaniu na WTK w 2015 roku, kiedy to kolejka po autograf nie oscylowała jeszcze w granicach kilkugodzinnego stania. Potem było już tylko lepiej. Autor ujął mnie kolejnymi tomami serii prawniczej o Chyłce i Zordonie, a z każdą kolejną częścią zaskakiwał bardziej. Nawet teraz, kiedy jestem świeżo po lekturze najnowszego "Oskarżenia" nie mogę wyjść z podziwu, że kolejny raz dałam się tak zaskoczyć, a nowy tom podobał mi się jeszcze bardziej niż poprzednie, choć nie myślałam, że to w ogóle jest jeszcze możliwe. 

Tak więc, odkąd wkręciłam się w serię z Chyłką, nabrałam ochoty na przeczytanie wszystkich powieści, które wyszły spod pióra Mroza. Wiem, że dużo jeszcze roboty przede mną, ale systematycznie gromadzę kolejne tytuły. Faktycznie, nie wszystkie jego książki przypadają mi do gustu jednakowo. Do słabszych na pewno zaliczę "Czarna Madonnę" i "Świt, który nie nadejdzie", a dziś niestety do tego grona dołączy także "Wieża milczenia"

Powieść ta trafiła do mnie po listopadowej wymianie książek na ŚTK, organizowanej przez Śląskich Blogerów Książkowych. Strasznie się ucieszyłam, kiedy zobaczyłam ją na stosie do wymiany, bo akurat brakowało mi tego tytułu w mrozowej kolekcji. Poza tym, jest to debiut pisarski Autora, więc w końcu mogłam zacząć przygodę literacką od początku i tym bardziej byłam ciekawa tej historii.

Niestety "Wieża milczenia" okazało się być najsłabszą powieścią, z tych które do tej pory czytałam. To debiut, więc rozumiem, że może być niedoskonały, jednak moje uwagi co do tej książki nie dotyczą jakichś błędów czy niedociągnięć, bo takich specjalnie nie zauważyłam. Chodzi mi bardziej o sam pomysł i klimat. Ta opowieść wydała mi się po prostu strasznie nudna. I o ile jeszcze część pierwsza, związana ze poszukiwaniem seryjnego zabójcy i śledztwem prowadzonym na terenie Stanów Zjednoczonych, choć nieco przydługa, miała dla mnie jeszcze jakiś sens i czytałam ją z pewnym zainteresowaniem, to już część druga, rozgrywająca się w Singapurze, byla dla mnie totalną porażką. 

Część, która teoretycznie miała wyjaśnić wszystkie tajemnice i doprowadzić do zakończenia opowieści, wprowadziła tylko niepotrzebny chaos i totalny zamęt. Zamiast usystematyzować wydarzenia, dać jakiś sensowny koniec, wyjaśnić istotę problemu, o którym była mowa przez ostatnie 200 stron, wprowadziła tylko masy nowych postaci, nagłych i niepotrzebnych zwrotów akcji. Powiem więcej, część singapurska była dla mnie tak chaotyczna, tak nieprawdopodobna i tak odrębna od tej amerykańskiej, że nie jestem w stanie napisać o czym właściwie ona była. Gdyby nie mój zwyczaj doczytywania książki do końca, porzuciłabym "Wieżę milczenia" właśnie w tamtym momencie, jednak ostatecznie bałam się, że nie kończąc przegapię jakąś istotną scenę lub genialne zakończenie. Niestety w tym wypadku się tak nie stało.

Skoro już tak bardzo rozpisałam się na temat tego, co mi się w książce nie podobało, teraz napiszę parę słów o samej fabule, której początkowy zarys nie jest wcale taki zły. W Lansing w stanie Michigan dochodzi do zabójstwa zwyczajnej dziewczyny. Morderstwo wygląda na przypadkowe, jednak w taką wersję wydarzeń nie wierzy chłopak ofiary, Scott Winton, dość ekscentryczny, specyficzny, ale piekielnie inteligentny człowiek, który dosłownie "wprasza się" do śledztwa prowadzonego przez detektyw Evelyn Thomsen. 

Po pierwszym, przychodzi czas na kolejne zabójstwa, pozornie nie mające ze sobą nic wspólnego. Inne narzędzia zbrodni, różne profile ofiar, jedno wygląda nawet na atak terrorystyczny, jednakże Scott ostatecznie zauważa pewne nieścisłości w tej sprawie i element łączący wszystkie morderstwa. Ślad prowadzi na drugi koniec świata, stąd też akcja przenosi się do Singapuru. Nie pytajcie mnie co się tam dzieje, bo jest tam wszystko, czego byście się spodziewali i zupełnie tego nie oczekiwali. Są Azjaci, uzbrojeni i niebezpieczni, jest międzynarodowa korporacja, jest porwanie, pobicie, strzelaniny, religijna sekta, guru jej wyznawców i walka o władzę. Wszystko, o czym bym nawet nie pomyślała w kontekście tej książki. Jest chaos i jeden wielki misz masz. I niestety nie podobało mi się to. 

"Wieża milczenia" nie przypominała mi zupełnie tego Mroza, którego "znam" z serii prawniczej, ani powieści indywidualnych. No ale trudno, nie wszystkie książki Autora muszą mnie zachwycać. Nie zmienia to oczywiście faktu, że nadal będę próbowała uzupełnić kolekcję jego powieści, choć nie ukrywam, że żyłoby mi się o wiele lepiej, gdybym podarowała sobie lekturę "Wieży milczenia" i nigdy nie sięgnęła po ten debiut.


  Sardegna

"Fortuna i namiętności. Zemsta" Małgorzata Gutowska - Adamczyk


posted by Sardegna on , , , , ,

4 comments



Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Liczba stron: 470
Moja ocena : 5/6

"Fortuna i namiętności. Zemsta"  Małgorzaty Gutowskiej - Adamczyk, autorki bestsellerowej "Cukierni pod Amorem" to kontynuacja obyczajowo - historycznej opowieści, rozgrywającej się w XVIII wieku, a swój początek mający w tomie pt. "Klątwa"

Jakiś czas temu czytałam część pierwszą i bardzo mi się podobała. Całość przypominała mi trochę trylogię Sienkiewicza, choć nie ze względu na rozbudowane sceny walki, czy podobne czasy historyczne. Podobieństwo czułam bardziej w klimacie, używanym staropolskim języku i w wielkiej dbałości o szczegóły, widocznej we wszelkich opisach. 

Cała seria "Fortuny i namiętności", składająca się z dwóch tomów "Klątwy" i "Zemsty" charakteryzuje się bardzo bogatym i wiernie odwzorowanym tłem historycznym. Jak wiadomo, powieści historyczne nie są mi specjalnie bliskie, ale w tym wypadku nie miałam żadnych problemów z lekturą. Dzięki temu, że wszelkie wzmianki historyczne przekazywane są w sposób bardzo przystępny, barwny i interesujący nie są one nudnym elementem powieści, tylko istotną dla bohaterów, składową wydarzeń. Wielokrotnie pisałam, że lubię łączyć w lekturze przyjemne z pożytecznym. Przy okazji tej serii przyswoiłam sobie w sposób zupełnie naturalny pewne fakty związane z historią Polski z czasów panowania Stanisława Leszczyńskiego, wybranego przez szlachtę i Augusta III Sasa, popieranego przez Rosjan, a do tego, świetnie się bawiłam, śledząc losy głównych postaci, wplątanych w wir wydarzeń rozgrywających się na tle niesnasek politycznych.

Wracając jeszcze do wrażeń z lektury "Klątwy": moje odczucia były bardzo pozytywne, stąd zresztą moja wysoka ocena 6/6. Opowieść okazała się pełna charakternych postaci, o których czytało się z przyjemnością. Wśród bohaterów powieści decydującą rolę odgrywały dwie kobiety: miecznikowa Zofia z domu Żelska, oraz kasztelanka Cecylia z rodu Jandźwiłłów. To wokół tych bohaterek rozgrywała się cała akcja, związana z ich życiem osobistym, rodzinnym i uczuciowym. Jednak zagłębiając się w losy kobiet czytelnicy będą mogli również śledzić historię obu tych rodów, zagmatwanych w sytuację polityczną i społeczną kraju, a także poznać szlacheckie tradycje i zwyczaje.

Cecylia i Zofia są postaciami kluczowymi również w "Zemście" bo tom drugi serii "Fortuna i namiętności" jest typową kontynuacją pierwszego. Nie da rady czytać obu książek oddzielnie, powiem więcej: według mnie powinny one stanowić jedną, wielką, grubą powieść, ewentualnie zostać przeczytane bezpośrednio tuż po sobie. Długi odstęp czasu pomiędzy premierami obu tomów niestety nie sprzyja lekturze. I jest to wielka szkoda dla tej historii, bo jest ona niezmiernie ciekawa i emocjonująca. Jednak na swoim przykładzie mogę stwierdzić, że kiedy z ochotą zabrałam się za lekturę "Zemsty", a było to gdzieś rok po przeczytaniu części pierwszej, zupełnie nic nie pamiętałam z jej fabuły. Wątki zatarły się w pamięci, nazwiska bohaterów mieszały, a ja nijak nie mogłam wkręcić się ponownie w tę historię. 

Z pomocą przyszła Agnieszka z Dowolnika, która pożyczyła mi audiobook "Klątwy". Przesłuchanie na nowo tej powieści pozwoliło mi odświeżyć sobie fabułę i przypomnieć, dlaczego tak mi się ona spodobała. Potem mogłam już praktycznie od razu zabrać się za czytanie kontynuacji.

Kasztelanka Cecylia, która po urodzeniu dzieci przeżywa kryzys i depresję (jednak nie tak poważną, żeby zrezygnować z walki o władzę i majątek), nadal umiejętnie manipuluje mężczyznami przebywającymi w jej pobliżu, żeby osiągając maksymalne dla siebie profity. W tym znacznie wyprzedza skromną Zofię, skupioną bardziej na dbaniu o dobro innych ludzi, niż budowaniu własnego szczęścia. Miecznikowa, będącą bardzo silną kobietą, potrafi mówić głośno o sprawach w powiecie, które się jej nie podobają, dlatego staje się też niewygodna dla niektórych, wysoko postawionych w okolicy, person. Podstarości winnicki Kacper Hadziewicz, niegdyś fircyk o nerwowym charakterze, aktualnie stateczny człowiek, głównie za sprawą odwzajemnionego uczucia do Zofii, jest rozdarty pomiędzy pragnieniem bycia z ukochaną, a powinnością wobec króla. Kasztelan Tadeusz Jandźwiłł, rozbity po stracie żony, niepewny przyszłości, zdany w wielu sprawach na swojego sekretarza Wacława Strasza, miota się w poparciu nowej władzy, będąc jednocześnie dla swych poddanych nie takim autorytetem, jakby chciał. Dwaj kasztelańscy synowie: Jan i Stanisław, skłóceni z ojcem za sprawą politycznych poglądów i poparcia nie tego króla, którego życzyłby sobie kasztelan, szukają szczęścia poza Turowem. Jan podąża do Gdańska żeby wspomóc króla Leszczyńskiego, Stanisław beznadziejnie zakochany w swej młodej macosze Florze, próbuje znaleźć sobie miejsce w zamku. Bartek Rabiński, niegdyś zbójca, który owego czasu napadał na szlacheckie powozy w lesie winnickim, teraz wykonuje pewne tajne zadania, choć nie do końca jest pewien któremu panu powinien służyć, żeby na tym skorzystać. Wilhelm Kettler, grandmuszkieter króla Augusta III Sasa, utrzymujący kiedyś pewne relacje intymne z Cecylią, ale aktualnie bliżej mu do znajomości z miecznikową niż kasztelanką, również kręci się po Turowie, podejmując różnych zadań, niekoniecznie przynoszących mu sławę. No i kat winnicki - postać zupełnie drugoplanowa, jednak niezmiernie ważna w ogólnym kontekście tej opowieści.

W "Zemście" dzieje się bardzo dużo, a wszystko w czasach bardzo niespokojnych, kiedy sytuacja w kraju niepewna, a o panowanie walczą dwaj królowie. Zapewniam, że historia ta dostarczy czytelnikom wiele emocji, a rozbudowana, wielowątkowa fabuła nie pozwoli znużyć się lekturą.

Pani Małgorzaty Gutowskiej- Adamczyk nie muszę chyba nikomu polecać. Sama jestem wielką miłośniczką jej serii o "Cukierni" (w sumie warto byłoby sobie ją kiedyś przypomnieć i napisać o niej parę słów, bo czytam ją bardzo dawno temu, jeszcze przed założeniem bloga i niektóre wątki zatarły się w mej pamięci). Przede mną jest jeszcze dwutomowa seria o "Podróży do miasta świateł", którą mam na półce, ale jakoś do niej nie dotarłam. Myślę więc, że czeka mnie jeszcze sporo fantastycznych momentów w towarzystwie nieznanych mi jeszcze powieści Autorki, i że będę się przy nich tak dobrze bawić, jak podczas lektury "Fortuny i namiętności".


Sardegna

"Przebudzenie Morfeusza" K.N.Haner


posted by Sardegna on , , , ,

8 comments



Wydawnictwo: Editiored
Liczba stron: 524
Moja ocena : 3/6


"Przebudzenie Morfeusza" przeczytałam w sierpniu. Dlaczego dopiero teraz o nim piszę? Tak, jak trudno mi się zabrać do pisania notki o książce genialnej i dla mnie wyjątkowej, tak w drugą stronę, nie mogę zabrać się do opisywania powieści słabej, niefajnej, po prostu takiej, która nie spełnia moich oczekiwań. Nie mam zwyczaju z lubością krytykować, wolę pochwalić. Czasami jednak nie da rady inaczej.  

Twórczość K.N.Haner jest dość bogato komentowana w blogosferze. Z jednej strony Autorka powieści ma szereg fanek, które bezkrytycznie przyjmują wszystkie historie wychodzące spod jej pióra, z drugiej strony, ma równie szerokie grono przeciwników, którzy nie zostawiają na jej powieściach suchej nitki. Nie lubię być nie w temacie, stąd moja chęć na przeczytanie serii o Morfeuszu. Powiem tak, początek, czyli tom pierwszy, był całkiem niezły. Była to miła odmiana po mdłym Greyu, pokazująca, że polska autorka też jest w stanie napisać ciekawy erotyk. Potem było niestety już tylko gorzej. Tom drugi "Koszmar Morfeusza" był bardzo zły, a powyższy trzeci, okazał się chyba jeszcze gorszy.   

I to nie tak, że jestem uprzedzona. Naprawdę dałam tej serii szansę. Nawet kiedy po lekturze tomu drugiego zarzekałam się, że to koniec, po czasie stwierdziłam, że tak nie można. Muszę przecież poznać zakończenie tej historii. Tym bardziej, że pomysł Autorki na fabułę, "tajemnicę" i mroczną stronę bohatera, naprawdę wydaje się być niezły. Na nic to jednak się zdaje, kiedy wykonanie kuleje,  a ilość absurdów na stronach tej powieści przekracza wszelkie granice. Na nic wtedy dobra wola. Wrażenie jest złe i nic tego nie zmieni.

"Przebudzenie Morfeusza" to trzeci tom "mafijnej serii", będący tak naprawdę erotykiem z niewielkim wątkiem sensacyjnym. W ogóle fabuła tej powieści jest bardzo płynna, bo o ile w części pierwszej jeszcze jest jakieś tło wydarzeń, jakaś tajemnica, budząca ciekawość czytelnika, co do dalszych losów bohaterów, to w drugim i trzecim tomie jest już tylko chaos. W fabule znajdziemy wszystko, co byśmy chcieli, a jednocześnie zupełnie nic. Wątki przeplatają się swobodnie, czasem bez ładu i składu, nie wnosząc wiele do całej opowieści. Główna bohaterka Cassandra, jest najbardziej nierealną, oderwaną od rzeczywistości postacią, przy której Ana Steel jest fascynującą osobowością. Ja rozumiem, że książka jest erotykiem i na tym aspekcie ma się skupiać czytelnik, jednak fajnie by było, żeby oprócz seksu coś jeszcze sensownego działo się w tej książce. W "Przebudzeniu Morfeusza" dzieje się naprawdę sporo, wszystko tylko jest jednym wielkim misz - maszem, chaosem w czystej postaci, nie dającym czytelnikowi odpowiedzi na żadne pytania, nie będącym nawet ciągiem przyczynowo - skutkowym. Pisałam to już przy okazji drugiego tomu, dla mnie ta seria jest zmarnowanym pomysłem na fajną fabułę. Szkoda.

O czym jest tak właściwie ta historia? Opowiada o trudnej miłości dwojga ludzi pochodzących z zupełnie różnych światów, których dzieli praktycznie wszystko. Adam McKey jest wpływowym szefem wielkiej firmy, jednocześnie jednym z wysoko postawionych członków mafii, wykorzystującej seksualnie niewinne kobiety. Ona - Cassandra Givens, jest niedoszłą ofiarą takiego układu. Bohaterów łączy namiętność, która wymyka się z pod kontroli mafii i podąża w zupełnie swoją stronę. Jako że w wartej miliony "korporacji" mafijnej nie ma miejsca na prywatę, Adam ma z powodu ukochanej poważne kłopoty, a największym jego wrogiem stanie się Eros, człowiek kontrolujący wszystkie układy, pragnący mieć Cass tylko dla siebie. 

I przyznajcie sami, pomysł jest, fabuła nie brzmi źle. Gorzej jednak z wykonaniem. Absurd w tej książce goni absurd, a prym w tym wszystkim wiedzie kreacja głównej bohaterki Cassandry. Opisywane wydarzenia są tak nieprawdopodobnie irracjonalne, że aż człowiek zaczyna się zastanawiać, czy  aby na pewno wydarzenia dzieją się na naszej plancie, i czy aby nie w jakiejś alternatywnej rzeczywistości.

Podczas czytania wypisałam sobie kilka przykładów, żeby nie było, że zmyślam:

* Cassandra zaczyna nową pracę (u innego pracodawcy niż Adam). Pierwszy dzień - pierwsze spóźnienie. Co robi szef? Przynosi jej z uśmiechem kawę, nie gniewa się oczywiście, a wręcz przeciwnie - podrywa. Też tak mieliście w pierwszym dniu swej pracy, czy może wręcz przeciwnie?
* Cass pracuje dwa, dosłownie dwa dni. Przeziębia się, bierze L4. Szef odwozi ją do domu. Kiedy ostatnio szef odwiózł Was do domu, kiedy mieliście katar?
* Kolejne dni w pracy - kolejne spóźnienia, tym razem z powodu kaca (to już było w poprzednich tomach, widocznie Cass nie uczy się na własnych błędach). Szef robi kawę, zwalnia do domu, każe iść na obiad, zrobić projekt jutro - dajcie mi namiar na tego faceta!
* Po pierwszym, wyczerpującym tygodniu pracy - czas na odpoczynek. Bohaterka jedzie na wakacje do NY z ukochanym, w związku z tym bierze urlop. Przyznać się, kto choć raz tak zrobił!
* Cass mówi do znajomego: FILIPIE. Non stop. W każdym zdaniu.
* Cass i Adam mają 2 letniego synka. W prezencie kupują mu kolejne klocki LEGO. A malec z zapamiętaniem je układa. No tak. Kto ma lub miał w domu dwulatka, ten wie, że dwulatek i klocki Lego do siebie zupełnie nie pasują.
* Synek ląduje chory w szpitalu - Cass i Adam w windzie szpitalnej uprawiają seks. Oczywiście. Tak się robi, kiedy ma się chore dziecko.
* Będąc jeszcze w temacie dziecka - można pieścić się, kiedy obok na łóżku siedzi malec i ogląda Kubusia Puchatka.
* Cass non stop obraża się na ukochanego. Co wtedy robi? Bierze syna w ramiona, wybiega z mieszkania, ucieka w świat, ale po 20 minutach dzwoni do Adama, żeby jednak po nią przyjechał, bo ciemno i zimno.
* Eros porywa Cass. W końcu coś się dziej, robi się niebezpiecznie, ale tylko przez moment, bo nagle scena się urywa, a chwilę później Adam - szczęśliwy wybawca ratuje ją z opresji. Nie wiemy w prawdzie jak, ale to widocznie nie jest istotne.  
* Cass zdradza Erosowi newsa o ciąży, mimo że wie, że grozi jej wielkie niebezpieczeństwo. Ale co tam, kiedy jest się taką piękną i seksowną plotkarą, wszystko uchodzi na sucho...
* Cassandra obsesyjnie myśli o seksie. Ma ukochanego, ale to jej nie przeszkadza przespać się ze znajomym. Adam też nie jest zły o zdradę, bo przecież, jak się ma taką atrakcyjną i pożądana kobietę, to trzeba się liczyć z konsekwencjami. 

Nic już chyba więcej na ten temat nie napiszę, no może poza tym, że sięgając po trylogię o Morfeuszu K.N. Haner, robicie to na własną odpowiedzialność.

Sardegna

ŚBK: "Moje ulubione wydawnictwa"


posted by Sardegna on

6 comments

Kolejny mój post tematyczny, związany z działalnością naszej grupy Śląskich Blogerów Książkowych dotyczyć będzie ulubionych wydawnictw. Jest to dla mnie bardzo wdzięczny temat, bowiem ulubionych wydawnictw mam całkiem sporo. Niektóre z nich, całkiem obiektywnie, lubię i cenię za ofertę książkową, jaką proponują swoim czytelnikom. Inne natomiast, oceniam pozytywnie w zupełnie subiektywny sposób, głównie dzięki kontaktom z sympatycznymi ludźmi, z którymi miałam okazję, w ciągu 7 lat blogowania, współpracować.

Niektóre wydawnictwa doskonale łączą obie te cechy i dzięki temu są na szczycie mojej listy ulubieńców. Moja Złota Piątka wygląda następująco (kolejność przypadkowa):

Nasza Księgarnia


za genialną ofertę książek dla dzieci i młodzieży:


Czwarta Strona
 

 za Chyłkę, Zordona i masę genialnych powieści obyczajowych i kryminałów:


Wydawnictwo mg


za tradycję i nowoczesność oraz moje ulubione powieści Katarzyny Zyskowskiej - Ignaciak:


Wydawnictwo Agora:
za literaturę najbliższą memu sercu:


Grupa Wydawnicza Publicat
 

 za Phillipę Gregory i kryminały Marty Matyszczak:


A jakie wydawnictwa należą do Waszych ulubionych?

Sardegna

"Cuda niewidy. Zagadki dla młodszych i starszych" Marianna Oklejak


posted by Sardegna on , , , , ,

No comments


Wydawnictwo: Egmont
Liczba stron: 64
 Moja ocena : 4/6

Korzystając z okazji, że Dzień Babci i Dziadka już za pasem, a niektórzy z nas jeszcze nie otrząsnęli się po świętach i nie mają pomysłu, czym Dziadków obdarować, pokażę Wam dzisiaj książkę, która może okazać się dla nich oryginalnym prezentem. Dlaczego napisałam, że oryginalnym? Książka ta z założenia przeznaczona jest dla dzieci, ale uwierzcie mi, jest bardziej skomplikowana, niż na to wygląda! Gwarantuję, że dorośli też będą mieli z niej nie lada frajdę!

"Cuda niewidy" to fantastycznie wydany zbiór zagadek, labiryntów i łamigłówek, bardziej przypominający albumu z pięknymi ilustracjami o tematyce ludowej, niż zeszyt do bazgrania. W twardej okładce, dużego formatu, na pięknym papierze, łączy w sobie dobrą zabawę, ale też cieszy oko samymi walorami estetycznymi. 

Powiem Wam, że przez tą piękną otoczkę i elegancką formę, moje dzieci nie zdecydowały się pisać po jej stronicach, mimo że większość zagadek już rozwiązały. Jest im po prostu szkoda bazgrać po tak cudnie wydanej książce.

Jeśli chodzi o same łamigłówki, to nie są one prostą sprawą. Ich tematem przewodnim jest historia dwóch braci, którzy po śmierci rodziców zostali sami na świecie i nie mogli zaznać szczęścia. Pokłóceni, wyruszyli więc w drogę szukać radości i czegoś, co ich pogodzi. Jednak po drodze czekało na nich wiele przygód wypełnionych pułapkami, zagadkami i podchwytliwymi pytaniami. Dopiero, kiedy znajdą oni ich rozwiązanie, będą mogli przejść dalej, czyli na kolejne strony opowieści. 



Czasami na niektórych stronicach ksiażki znajdują się wskazówki lub niezbędne informacje, które mogą przydać się w kolejnych zadaniach, bracia muszą więc wykazać się sprytem, dobrą pamięcią i współpracą. Czy historia będzie miała happy end, to zależeć będzie tylko od zaangażowania czytelników i ich zdolności logicznego myślenia. Po przejściu do ostatniej strony, historia braci dobiegnie końca.

Czego można się spodziewać, jeśli chodzi o rodzaj łamigłówek? Szukania różnic, odnalezienia wybranych symboli na obrazku, przejścia labiryntu, czy wyszukania przedmiotu, który nie ma pary. Niby nic nadzwyczajnego, ale jeśli dodam do tego, że obrazki pełne są motywów ludowych, bardzo podobnych do siebie wzorów i wycinanek, to już nie będzie tak banalne, jak się może wydawać. 

Zresztą sami zobaczcie kilka przykładowych stronic tej książki:





"Cuda niewidy" są pełną niespodzianek książeczką, której rozwiązanie zajmie naprawdę sporo czasu. Przyznam szczerze, że dorosłym przedzieranie się przez kolejne strony również dostarcza wrażeń i wcale nie jest łatwe. Ja sama do teraz nie potrafię przejść przez dwa, trzy zadania. Stąd też pojawiła się moja propozycja upominku dla Babci i Dziadka. Wspólne, wielopokoleniowe rozwiązywanie łamigłówek, albo "drużynowe" szukanie par na czas, może okazać się fajnym pomysłem na spędzenie czasu z Dziadkami. Poza tym, wizualny motyw ludowy może się solenizantom bardzo spodobać. 

Sardegna

"Światło w Cichą Noc" Krystyna Mirek


posted by Sardegna on , , , ,

4 comments



Wydawnictwo: Edipresse
Liczba stron:  352
 Moja ocena : 5/6

Trochę z opóźnieniem, ale kto powiedział, że w styczniu nie można czytać książek o tematyce świąt? W moim wypadku lektura "Światła w Cichą Noc" była w sumie bardzo świąteczna, ale jej przeczytanie trochę mi się przedłużyło, głównie za sprawą ogarniania wszystkich końcoworocznych zaległości i podsumowań. Dlatego też dopiero na początku stycznia udało mi się spokojnie dokończyć lekturę. Zmotywował mnie też do tego fakt, że w najbliższym czasie odbędzie się premiera drugiego tomu serii "Willi pod Kasztanami", do której powieść należy, a nie chciałam mieć braków w tym temacie.

"Światło w Cichą Noc" to ciepła i świąteczna opowieść o sile rodzinnej miłości, ale przede wszystkim o pogodzeniu się z trudną przeszłością. Piątka bohaterów tej opowieści, czyli trzydziestoparoletni Antek, jego przyrodnia siostra Bianka, rodzeństwo Łaniewskich: Magda, Michał i Bartek, muszą stawić czoło trudnej, rodzinnej przeszłości, schować skrywane od lat urazy i pretensje, żeby móc na nowo cieszyć się świętami, odbudować relacje z innymi ludźmi i postarać się odzyskać szczęście.Każdy z bohaterów jest w pewien sposób naznaczony swoim trudnym dzieciństwem i historią rodziny, w której dorastał. Te wspomnienia rzutują na ich dorosłym życiu i nie dają im ruszyć naprzód z własnymi celami. 

Antek, nawet teraz, po dwudziestu latach, nie potrafi pogodzić się z faktem, że kiedyś jego ojciec zdradził matkę i zostawił swojego 10 - letniego syna, przenosząc się do nowej rodziny. Jego przez lata gromadzone urazy i żal, mają wpływ na relacje z bliskimi, a także z kobietami, z którymi się spotyka. Bianka, jego przyrodnia siostra, poczęta w wyniku romansu ojca Antka z jej matką, przez całe życie zmaga się z etykietą dziecka rozbijającego rodzinę. Również rodzeństwo Łaniewskich ciągle zmaga się z demonami przeszłości, stracili oni bowiem w wypadku samochodowym, rodziców, dokładnie w dzień wigilii. Od tej pory nie obchodzą świąt, ani nie rozmawiają na temat swej przeszłości. Za to skrupulatnie odgrywają role, jakie przyjęli w rodzinie po śmierci najbliższych. Michał, najstarszy z rodzeństwa, przejął opiekę nad młodszym bratem i siostrą, od lat na pełnych obrotach, czuję się odpowiedzialny za ich wybory, sukcesy i porażki. Bartek przyjął rolę niesfornego dzieciaka, który nigdzie na dłużej nie może zagrzać miejsca i nie potrafi dorosnąć. Magda, najmłodsza z rodzeństwa, chroniona i rozpieszczana przez braci, paradoksalnie, jako pierwsza chce wyrwać się z marazmu, zostawić przeszłość za sobą i zacząć wszystko od nowa. Jej decyzji sprzyja fakt, że znalazła idealnego kandydata na męża, pochodzącego z tradycyjnej, dobrej rodziny. Magda chciałaby założyć normalną rodzinę, nie zdaje sobie jednak sprawy, że jej narzeczony upatruje w niej następczynię swojej mamy.

Dla całej piątki nadchodzące święta mogą stać się okazją do rozpoczęcia wszystkiego od początku. Jak jednak budować nową rzeczywistość, kiedy wspomnienia o śmierci rodziców są ciągle żywe, Magda naciskana przez rodzinę narzeczonego szykuje tradycyjną wigilijną kolację, choć nie ma o tym pojęcia, Bartek wymiguje się od kolejnej pracy, a opoka wszystkich - Michał, przeżywa osobowościowy kryzys. Podobne dylematy związane ze świętami przeżywają Antek i Bianka, ci na szczęście mają wsparcie w babci Kalinie, która obdarza także dobrym słowem trójkę rodzeństwa mieszkającą po sąsiedzku.

"Światło w Cichą Noc" to ciepła, świąteczna opowieść mówiąca o tym, jak ważne jest wsparcie rodziny i wyzbycie się złych emocji. Trzeba jednak być świadomym tego, że jest to taka "bajka" dla dużych dziewczynek, opowieść nie mająca zbyt wiele wspólnego z rzeczywistością. Ma ona na celu umilić przygotowania do świąt, wprowadzić w bożonarodzeniowy nastrój, sprawić, by czytelnik poczuł tą charakterystyczną "magię świąt", nie pokazuje jednak prawdziwego życia. Choć problemy, jakie mają bohaterowie tej powieści, są jak najbardziej realne, to zachowanie w ich obliczu znacznie odbiega już od normy. Rozmowy, jakie prowadzą dorośli trzydziestolatkowie przy piwie, czy też na trzeźwo, same dialogi rodzeństwa, ich wewnętrzne dylematy, przejaskrawione reakcje na niektóre motywy świąteczne, dalekie są od prawdziwego życia. To nie jest w sumie mój zarzut, co do tej książki, bo oczekiwałam właśnie lekkiej, świątecznej historii i taką dostałam, jednak dla mnie powieść ta jest z gatunku jednorazowych, czyli fajnie było ją przeczytać, w przyszłości rozejrzeć się za kontynuacją, ale nie sądzę, żebym kiedyś, na przykład w okolicach przyszłego Bożego Narodzenia, sięgnęła po nią ponownie.

W każdym razie "Światło w Cichą Noc" jest sympatyczną, świąteczną historią, która może okazać się przyjemną, grudniową lekturą. Chętnie poznam dalsze losy bohaterów "Willi pod Kasztanami", być może już nawet w najbliższym czasie, bowiem premiera części drugiej "Światło o poranku" zaplanowana jest na koniec lutego.
Sardegna

"Czasami klamię" Alice Feeney


posted by Sardegna on , , , , ,

5 comments

Wydawnictwo: W.A.B
Liczba stron:  325
 Moja ocena : 6/6

Łapię się na tym, że coraz chętniej sięgam po powieści z nurtu domestic noir. Na początku byłam trochę oporna w stosunku do  powieści nachalnie tak reklamowanych, bądź porównywanych do "Dziewczyny z pociągu", która zdobyła oszałamiająca popularność, lub "Zaginionej dziewczyny", czyli niejako pionierki w tej kategorii, ale z czasem, zauważyłam, że motyw ten autentycznie mi się podoba. Domestic noir jest bardzo wdzięcznym tematem, bowiem pod tym hasłem można ukryć wiele ciekawych wątków, tajemnic, niecnych sprawek, rodzinnych sekretów, czy skrywanych od lat, trupów w szafie, które wychodzą na jaw, w najmniej oczekiwanym momencie. 

"Czasami kłamię" jest właśnie taką powieścią, i powiem szczerze, że jest jedną z lepszych z tego nurtu, jakie miałam do tej pory okazję czytać. Skłoniłam się w stronę tej lektury, głównie ze względu na dość pochlebne opinie o książce krążące po blogosferze. Padały hasła, że ta historia jest niesamowicie intrygująca, zaskakująca i miesza w głowie. To było dla mnie najlepszą rekomendacją, bo lubię czasem sięgnąć po coś niebanalnego, co zburzy mój wewnętrzny spokój. Faktycznie, książka okazała się być bardzo dobra, wciągająca i bardzo, bardzo pokręcona. Przeczytanie jej zajęło mi dwie godziny. Sto dwadzieścia, pełnych emocji i nerwowego przerzucania kartek, minut. Czujecie się zachęceni? 

Amber Reynolds ulega wypadkowi, w wyniku którego zapada w śpiączkę. Po pewnym czasie jednak zaczyna świadomie odczuwać i przypominać sobie pewne szczegóły ostatnich dni. Stopniowo, krok po kroku, zaczyna się budzić i wspominać to, co działo się w jej życiu. Ale wydarzenia te są tak wyraźnie ze sobą sprzeczne, że bohaterka czuje się poważnie zaniepokojona. Z każdym kolejnym dniem i przypomnianymi wydarzeniami, w kobiecie budzi się przerażenie i poczucie zagrożenia, że nawet w pozornie bezpiecznym, szpitalnym łóżku grozi jej niebezpieczeństwo. Przeszłość próbuje wedrzeć się do umysłu Amber, a wspomnienia napływają do niej falami. Bohaterka usilnie stara się skonfrontować je z teraźniejszością, ale każda taka próba kończy się większym przerażeniem i niekontrolowanym strachem. Amber bardzo chce się obudzić ze śpiączki, jednocześnie, panicznie boi się tego, co zostanie po przebudzeniu .

Trudno pisać mi o fabule tej książki, żeby nie zdradzić zbyt wiele. Istotą tej historii jest to, aby czytelnik wkręcił się w opowieść, poznał przeszłość bohaterki i skonfrontował ją z teraźniejszymi wydarzeniami. Trzeba jednak pamiętać, że w tej historii nic nie jest takie, na jaki wygląda. Nie wiadomo, co jest prawdą, a co wymysłem wyobraźni Amber. Kto tak naprawdę w tej historii jest jej przyjacielem, a kto największym wrogiem. Bez znaczenia nie jest też tytuł, bo bohaterka, jak sama o sobie mówi: czasami kłamie. W którym jednak momencie zmyśla, a w którym przekazuje odbiorcom prawdziwe wrażenia, tego musicie dowiedzieć się sami. 

Co tak naprawdę wydarzyło się w czasie wypadku? Czy mąż kobiety faktycznie ma na sumieniu zdradę z jej siostrą? Kto chce zaszkodzić Amber i co wspólnego mają z tym wspomnienia małej dziewczynki. "Czasami kłamię" robi wrażenie, miesza w głowie, a kiedy już wszystko wydaje się jasne ... przychodzi zakończenie. 

Jeśli lubicie takie zakręcone historie, to lektura powyższej powieści powinna przypaść Wam do gustu. Gwarantuję, że w tej opowieści wszystko może się zdarzyć!

Sardegna

"Detektyw Blomkvist i Rasmus, rycerz Białej Róży" Astrid Lindgren


posted by Sardegna on , , , , ,

2 comments


Wydawnictwo: Jung - off - ska
audiobook: czas trwania 5 godzin 42 minuty
Moja ocena : 5/6
lektor: Edyta Jungowska

Historia tego audiobooka jest bardzo zabawna: w zeszłym roku wziąłem udział w konkursie wydawnictwo Jung - off - ska na FB, którego zadaniem było dokończyć historyjkę, która mogła wydarzyć się w książce, na podstawie dwóch pierwszych zdań. Dałam się ponieść wyobraźni i wzięłam udział w tej zabawie. Wymyśliłam alternatywne zakończenie rozpoczętej historii, a później okazało się, że moja praca konkursowa wygrała główną nagrodę, czyli powyższy, pachnący jeszcze nowością, audiobook "Detektyw Blomkvist i Rasmus, rycerz Białej Róży" Astrid Lindgren.

Ucieszyłam się bardzo, bo miałam już okazję czytać dzieciom kilka książek Autorki, ale seria o detektywie Blomkviscie (która, z tego co sprawdziłam, liczy sobie cztery części) była mi do tej pory zupełnie nieznana. 

Przygody tytułowego detektywa, czyli Kallego Blomkvista i jego dwójki przyjaciół: Ewy - Lotty oraz Andersa, dzieciaków z miasteczka Lillköping w Szwecji, rzeczywiście  mają zupełnie inny charakter niż zabawy typowych bohaterów dziecięcych książek. Już praktycznie od pierwszych wysłuchanych zdań wyczuwa się wyraźnie klimat nieograniczonej swobody, chęci przeżywania przygód, pociągu do zabaw balansujących na granicy niebezpieczeństwa. Cechy te są wyraźne także w innych powieściach Astrid Lindgren: w "Pippi Pończoszance", "Pippi wchodzi na pokład", "Dzieciach z Bulerbyn" czy "Lotcie z ulicy Awanturników"

Ten pierwiastek niebezpiecznej przygody powoduje, że dla mnie powyższa książka jest niemalże sensacyjną powieścią dla dzieci. Czy to dobrze? Myślę, że tak, ale w tym wypadku trzeba dobrze przemyśleć, czy dziecko, któremu chcemy przedstawić tą historię, nie będzie za małe na taką niebezpieczna opowieść i czy nie będzie się bało po wysłuchaniu całej treści.  

Kalle, Ewa - Lotta i Anders spędzają wakacje bawiąc się w rycerzy Białej Róży. Wraz z grupą "przeciwników" - rycerzy Czerwonej Róży walczą o miejsce do zabawy, różne artefakty czy sprawności. Ich potyczki traktowane są bardzo poważnie, a dzieci nie przyjmują opcji, żeby któreś odpuściło w decydującym momencie zabawy. Czasami ta ich rywalizacja staje się nieco niebezpieczna (aż mnie ciarki przechodziły kiedy czytałam o tym, jak dzieciaki wspinały się na mur), ale najczęściej wszystko kończą się dobrze. Pewnego dnia przy okazji kolejnej misji, Kalle, Ewa - Lotta i Anders stają się świadkami porwania małego synka miejscowego inżyniera. Przyjaciele widzą, jak dwóch podejrzanych facetów wykrada nocą pięcioletniego Rasmusa i nie bacząc na nic, postanawiają za wszelką cenę, uratować małego.

Ewa - Lotta zakrada się do samochodu porywaczy i wraz z Rasmusem zostaje wywieziona w nieznanym kierunku, natomiast chłopcy podejmują się zdemaskowania kidnaperów, ale najpierw muszą odkryć kim oni są i jakie mają zamiary. Okazuje się, że w całą sprawę może być zamieszany ojciec Rasmusa, który jest znanym w Szwecji twórcą wynalazku. Projekt chce przejąć chciwy inżynier Peters, który staje się zleceniodawcą porwania. Przestępcy w swym genialnym planie nie przewidują jednak, że w całą sprawę wmieszają się odważni rycerze Białej Róży, którzy dzielnie stawią czoła niebezpieczeństwu. Ewa - Lotta pokaże swój zadziorny charakter, Kalle odwagę i męstwo, Anders siłę i spryt. Czy dzieciakom uda się uratować Rasmusa i zdemaskować porywaczy? 

Powieść ta jest naprawdę dynamiczna, więc śledzenie poczynań dzieciaków i porywaczy będzie prawdziwą gratką. Żeby nie było, że książka jest taka straszna i pełna niebezpiecznych opisów, dodam, że wydarzenia przedstawione są z przymrużeniem oka, Rasmus nie jest lękliwym pięciolatkiem, a kidnaperzy nie są zbyt inteligentni.

Ciekawi mnie bardzo, jakie przygody Kallego i jego przyjaciół przedstawiła Autorka w poprzednich tomach ("Detektyw Blomkvist", "Przygody detektywa Blomkvista" oraz "Detektyw Blomkvist żyje niebezpiecznie"). Powyższa część jest akurat ostatnią z serii, sporo więc musiało się wydarzyć w życiu dzieciaków, zanim poznali Rasmusa i postanowili go uratować.

Co do samego audiobooka, miło było posłuchać tej historii w wykonaniu pani Edyty Jungowskiej. Zresztą to nie moje pierwsze spotkanie z aktorką, jako lektorem. Dla mnie i moich dzieci Pippi Pończoszanka oraz bohaterowie książek Astrid Lindgren mówią już tylko głosem pani Edyty. W ogóle podoba mi się droga, jaką obrało wydawnictwo Jung - off - ska, czyli skupianie się na mało znanych książkach szwedzkiej Autorki i prezentowanie ich najmłodszym czytelnikom w postaci audiobooków. To się naprawdę sprawdza!
Sardegna

"Nomen omen" Marta Kisiel


posted by Sardegna on , , , ,

10 comments


Wydawnictwo: Uroboros
Liczba stron: 420
 Moja ocena : 5/6

Po lekturze "Dożywocia" Marty Kisiel poszłam od razu za ciosem i sięgnęłam po "Nomen omen", czyli drugą powieść w dorobku Autorki. Zrobiłam jednak mały falstart, bo mogłam zabrać się najpierw za "Siłę niższą", czyli kontynuacji przygód Konrada i jego "dożywotników", jednak zrozumiałam to dopiero po fakcie, nie ma już więc nad czym deliberować.

"Nomen omen" również wydany jest przez Wydawnictwo Uroboros, utrzymany w podobnej szacie graficznej, jak "Dożywocie", jednak na tym podobieństwa się kończą. Powiem więcej, ta historia jest diametralnie inna i niczym nie przypomina swej poprzedniczki. Ani klimatem, ani tym bardziej fabułą. Czy to źle? Nie sądzę, jednak kto właśnie przeczytał "Dożywocie", "siedzi" jeszcze mentalnie w tej historii, wydającej się być niemalże kultową, może czuć się srogo rozczarowany.

Przez to, że "Nomen omen" zupełnie nie przypomina "Dożywocia", na początku może wydawać się niefajny a może nawet nudny. Jednak ta powieść jest doskonałym przykładem potwierdzającym regułę, którą kieruję się w życiu, mówiącą, że każdej książce trzeba dać szansę i przeczytać ją do końca. Kilka razy zostałam skrytykowana za wygłaszanie takich śmiałych tez, i uświadomiona, że szkoda życia na książki, które nam nie leżą. Ja jednak uparcie w swoim tkwię i nawet kiedy wydaje mi się, że to nie to, nie umiem porzucić historii, nie doczytawszy jej do końca. Mam poczucie, że w przeciwnym wypadku coś stracę, i faktycznie, tak by było właśnie w powyższej sytuacji. Gdybym zasugerowała się pierwszym wrażeniem, tym, że nie potrafiłam wkręcić się na początku w fabułę, a historia nie miała dla mnie dynamiki "Dożywocia", książka poszłaby w odstawkę. A tak miałam okazję przeczytać naprawdę fajną powieść, mocno zakręconą, łączącą w sobie elementy czarnego humoru, ze sprawami całkiem poważnymi, i ocenić ją dość wysoko.

Po tym dość długim wstępie mogę już przejść do krótkiego scharakteryzowania fabuły. W tej historii króluje Salomea Przygoda. Postać nietuzinkowa, zarówno jeśli chodzi o wygląd, jak i charakter. W całej swej oryginalności nie jest jednak jakoś szczególnie ekscentryczna, chce się w końcu wtopić w tłum, usamodzielnić i oddzielić od szalonej matki. Wyjeżdża na stancję do Wrocławia, znajdując mieszkanie u szalonej staruszki, która akceptuje ją od pierwszego wrażenia, taką, jaka jest. Kiedy Salce zaczyna się wreszcie układać, niespodziewanie dołącza do niej młodszy brat Adam, zwany Niedasiem i ... zaczynają się kłopoty. 

Niedaś studiuje, tylko nikt nie wie co, i na jakiej uczelni. Wszyscy wiedzą za to, że prowadzi intensywny tryb życia i nie ma zbyt dobrych relacji z siostrą. Jednak kiedy pewnego dnia z nienawiścią postanawia utopić ją w Odrze, coś jest bardzo na rzeczy! Salka przerażona szuka pomocy u staruszki, która okazuje się nie być zwyczajną panią Starszą, tylko jedną z wiekowych i charakternych trojaczków. Kobiety próbują dociec, co też skłoniło Niedasia do tak desperackiego kroku, prawda na ten temat będzie jednak tylko przyczynkiem do innych, niesamowitych wydarzeń i odkrycia prawdy o siostrach oraz ich domostwie. 

W całej akcji, oprócz Salki, trzech sióstr i nieco ekscentrycznej rodziny Przygodów, bierze udział jeszcze domorosły filozof, papuga o dźwięcznym imieniu, oraz Basia, przypadkowo poznana, delikatna blondyneczka w glanach. Wszystko, co odkryje ta przedziwna ekipa będzie miało związek z wydarzeniami, które rozegrały się w we Wrocławiu w czasie wojny i dotyczą bezpośrednio przeszłości staruszek.

"Nomen omen" to książka dwojaka. Z jednej strony pokazuje zupełnie inną, twórcza stronę Marty Kisiel, potwierdzającą, że Autorka, poza zabawnymi historiami, umie pisać także o poważnych sprawach. Z drugiej jednak strony, ta historia też ma swoje "momenty" i typowy kiślowy humor, widoczny zwłaszcza w kreacjach głównych bohaterów. Połączenie wojennej, autentycznej przeszłości miasta  z motywami fantastycznymi i czarnym humorem, nie jest łatwą sprawą. Bardzo łatwo w takiej sytuacji przedobrzyć i przerysować fabułę. Myślę jednak, że Marcie udało się to wszystko wypośrodkować i napisać fajną, choć bardzo specyficzną opowieść.

Faktycznie "Nomen omen" nie każdemu może przypaść do gustu, ale apeluję o danie powieści szansy, o świeże na nią spojrzenie i dostrzeżenie w niej  czegoś nowego, a nie koniecznie czegoś na kształt "Dożywocia".
Sardegna