Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Liczba stron: 190
Moja ocena : 6/6
Mam ostatnio szczęście do super książek dla dzieci, które nie dość, że są ciekawe, wciągające i zabawne, to jeszcze napisane z pomysłem i przesłaniem ("Zagadka grobu wampira", "Niki i Tesla. Laboratorium pod napięciem", "Małe Licho i tajemnica Niebożątka", "Mateusz i zapomniany skarb"). Uwielbiam wyszukiwać takie historie dla moich dzieci, podsuwać im propozycje do wieczornej lektury, a potem sama dać się wciągnąć w czytaną opowieść i emocjonować nie mniej, niż one.
Ostatnio moje dzieci polubiły historie z dreszczykiem, takie mini opowieści detektywistyczne z zagadką, albo jakąś tajemnicą do rozwiązania. Starają się wtedy odkryć prawdę lub wydedukować, kto stoi za danym "przestępstwem", lub innym czynem, opisywanym w książce.
Taki właśnie mini kryminał mieliśmy okazję ostatnio czytać. "Best Seler i zagadka znikających warzyw" trafił do naszej biblioteczki z wymiany książek organizowanej przez grupę Śląskich Blogerów Książkowych na październikowych ŚTK w Katowicach.
Historia określana jest, jako vege kryminał dla dzieci (taki opis znajdziemy na okładce), a to dlatego, że jej bohaterowie są nikim innym, jak warzywami mieszkającymi w małym miasteczku Jarzynowie, leżącym spokojnie na skraju Wielkiego Lasu. Warzywa żyją sobie w mieście, jak każda inna grupa społeczna. Mają wśród siebie burmistrza, policjantów, medyków, sprzedawców, przedsiębiorców, seniorów, młodzież, rodziny z dziećmi, bogatych i biednych. Ot, zwykli mieszkańcy miasteczka, tyle, że warzywa.
Życie w Jarzynowie toczy się utartym torem, aż do momentu, gdy w niewyjaśnionych okolicznościach znika Anielka Brukselka, nastoletnia córka pani Augusty Kapusty. Całe miasto zostaje postawione na nogi, bowiem przed laty w tej spokojnej osadzie miała już miejsce podobna sytuacja. Wtedy bez śladu zniknęła Malina Pomidor i do dnia dzisiejszego jej sprawa nie została wyjaśniona. Przez lata wokół tego zgromadziło się sporo domysłów i mylnych tropów, co niby miałoby się stać z warzywem poza granicami miasta. Jednak prawda nigdy nie wyszła na jaw. Zniknięcie Anielki Brukselki, które miało miejsce prawdopodobnie po nocnej imprezie u Cebulki Dymki i Frytki Ziemniak, stawia całe miasto na nogi, które zelektryzowane tą wiadomością na nowo szuka podstaw zniknięcia młodego warzywka.
Do sprawy bardzo rzeczowo podchodzi Best Seler, czyli lokalny stróż prawa, który nie wierzy w porwanie Anielki przez potwora Wampija, czy innej maszkary, szuka raczej racjonalnych podstaw zniknięcia Brukselki. Nieoficjalnie, w poszukiwaniu warzywka biorą udział także Kornelka i Melka Brukselka, dwie młodsze siostry Anielki. Postanawiają one wziąć sprawy w swoje ręce, wyruszyć do Wielkiego Lasu, by odkryć co czai się za jego nieodkrytymi granicami i odnaleźć zaginioną siostrę. Małe brukselki, po drodze, natrafią też na ślad dziwnego osobnika, który wesprze ich poszukiwania, choć początkowo nie wzbudzi w warzywkach zbyt dużego zaufania.
Co tak naprawdę stało się z zaginionymi warzywami? Czy Wampije istnieją naprawdę? I co kryje się za granicami Wielkiego Lasu? Pierwszy vege kryminał dla dzieci odpowie Wam na te wszystkie pytania!
Powiem Wam, że "Best Seler", choć przeznaczony dla młodszych czytelników, ma typową konstrukcję kryminału. Akcja przyspiesza, jest kilku podejrzanych, rozdziały urywają się w najbardziej emocjonujących momentach, jest charyzmatyczny (jak na warzywo) stróż prawa, ekscytujące i pełne nagłych zwrotów akcji, zakończenie. Normalnie pełnokrwisty thriller!
Cała intryga kryminalna też jest bardzo ciekawa i ma zaskakujące zakończenie. Moje dzieci nie mogły się zdecydować, czy bardziej emocjonują się tą zagadką, czy może bardziej ich ona bawi (w pozytywny sposób oczywiście). Bo wyobraźcie sobie: warzywa o świetnie komponujących się imionach i nazwiskach (Czarka Pieczarka, Roch Groch, Hilary Czosnek. Dorotka Karotka) biorą udział w rozwiązywaniu zagadki kryminalnej! No czad, po prostu!
Podobnie, jak finał tej historii, czyli odkrycie, kto stoi za uprowadzeniem warzyw, i jaki ma w tym cel, był naprawdę niesamowity. Gratuluję pomysłu Autorowi, bo zrobienie ze zwyczajnych warzyw bohaterów powieści, nadanie im cech ludzkich, imion, które tak doskonale do nich pasują, a do tego wplecenie ich w fabułę, która będzie logiczna, ekscytująca i zabawna zarazem, jest nie lada wyczynem.
Bardzo mi się ten vege kryminał podobał, podobnie zresztą, jak i moim dzieciom. Epilog sugeruje, że może kiedyś będziemy mogli jeszcze wrócić do tej opowieści, a Autor, pan Mikołaj Marcela coś jeszcze dla młodych czytelników w podobnej konwencji, przygotuje. Powiem szczerze, bardzo na to liczę!
Sardegna
A ja właśnie zastanawiam się, czy jest to lektura stricte skierowana do dzieci, bo przecież jest tam mnóstwo nawiązań do literatury, filmów i sytuacji społecznych, które znane są tylko znacznie starszemu czytelnikowi.
OdpowiedzUsuńAle pomysł na ten świat i świadome wykorzystanie niejednoznaczności językowych jest tutaj bombowe.
Ta konstrukcja typowego kryminału też jest bardziej "dorosła" niż dziecięca, ale jak widać, a sprawdziłam to na żywych organizmach, małych też to kręci :)
UsuńW takich sytuacjach żałuję, że nie mam wnuków....
OdpowiedzUsuńAnno, ta historia jest tak fajna, że dla dorosłych tez się nada :)
Usuń