"Tysiąc
obsesji" to kolejna książka, która czekała kilka dobrych lat w mojej biblioteczce na
swoją kolej. Mieszanka romansu i powieści sensacyjnej, napisana w duecie przez Gabrielę Gargaś i Marcela Woźniaka ma sporo niedociągnięć, ale w ogólnym rozrachunku czyta się ją bardzo fajnie i szybko. Jest to więc idealna książka na lato, i tak ją też potraktowałam, jako niezobowiązującą lekturę w sam raz na urlop,
Anika i Robert pochodzą z dwóch różnych światów. Kobieta ma niedługo wyjść za mąż, szuka bowiem stabilizacji dla siebie i swojego ośmioletniego syna. Kacper, człowiek bardzo
spokojny i rodzinny, daje jej upragniony spokój i bezpieczeństwo, poza tym, ma bardzo dobry kontakt z chłopcem, stąd też wydaje się idealnym kandydatem na męża. Annika prowadzi więc u jego boku uporządkowane życie i nie planuje niczego w nim zmieniać.
Robert to były piłkarz, jednak nadal znany i ceniony w środowisku. Mężczyzna znajduje się właśnie na prywatnym, jak i zawodowym rozdrożu, od lat bowiem jest w separacji z żoną Kingą, stąd też atmosfera w ich domu jest wiecznie napięta. Wspólną decyzją jednak małżonkowie mieszkają razem i wychowują 17-letniego
syna Igora. Chłopak czuje, że rodzice męczą się w tym układzie, a ojciec nie interesuje się jego sprawami, dlatego też na każdym kroku daje mu odczuć swą niechęć. Zawodowo, również jest problematycznie. Mężczyzna angażuje
się w nie do końca czysty interes związany ze spółką bukmacherską. Przyparty do muru przez
przyjaciela, postanawia w końcu zostać twarzą firmy, choć zdaje sobie sprawę, że może się to do dla niego źle skończyć.
Drogi Roberta i Anniki nigdy nie powinny się skrzyżować, do spotkania jednak dochodzi na konferencji w
jednym z toruńskich hoteli, a później w biurze jednego ze
współpracowników Roberta. Wbrew logice i wszelkim racjonalnym pobudkom, pomiędzy nimi zaczyna iskrzyć. Na początku prowadzą niewinny flirt, i choć starają się unikać fizycznego kontaktu, to kiedy w końcu do niego dojdzie, nad namiętnością nie będzie można już zapanować.
Romans z Robertem daje Annice właściwie wszystko to, czego nie oferuje jej Kacper, kobieta nigdy
nie doświadczyła bowiem takiego intensywnego uczucia i oszałamiającej namiętności. Dzięki Annice, Robert przypomina sobie, jak to jest być zakochanym, bowiem z żoną niewiele go już łączy, choć żyją w dość przyjaznych stosunkach. Uczucie, które niespodziewanie wybucha pomiędzy bohaterami, musi być jednak ukryte przed światem, gdyż formalnie Annika ma narzeczonego i odczuwa w związku ze zdradą olbrzymie wyrzutu sumienia, a dla Roberta taki romans nie byłby korzystny wizerunkowo, poza tym ma wobec Kingi i Igora zobowiązania, bo jego małżeństwo formalnie ciągle istnieje.
Ujawnienie romansu to jednak tylko kwestia czasu, kiedy więc ich relacja zostaje zauważona przez osoby z zewnątrz, wokół
zakochanych zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Ginie dawna znajoma Anniki,
kobieta, która wyraźnie ma coś do powiedzenia na temat przeszłości
koleżanki. Robert również zostaje wplątany w pewną niebezpieczną intrygę i będzie musiał zmierzyć
się z konsekwencjami przyłączenia się do podejrzanej spółki
bukmacherskiej. Na drodze do szczęścia kochanków stanie wiele przeciwności losu. Czy poradzą sobie z tymi problemami? No i najważniejsze, czy będą potrafili zbudować własne szczęście nie raniąc nikogo ze swoich bliskich?
Głównym wątkiem "Tysiąca obsesji" jest związek bohaterów i to jemu poświęcono najwięcej miejsca, jednak również mocno rozbudowana jest piłkarska przeszłość Roberta, a także zawiłe, nie do końca uczciwe relacje panujące w środowisku piłkarskim. Sądzę, że autorzy sprawiedliwie podzielili się treścią, skupiając na elementach powieści, w których się najlepiej odnajdują, dzięki czemu powstała wciągająca mieszanka fabularna, którą czyta się na raz.
Tak, jak napisałam na początku, "Tysiąc obsesji" to niezobowiązująca historia będącą połączeniem gorącego romansu z wątkiem sensacyjnym. Nie jest wolna od niedociągnięć, przede wszystkim bardzo drażniło mnie to, że bohaterowie cały
czas mówią do siebie pełnym imieniem. Sformułowania "Robercie" i "Anniko" w pewnym momencie doprowadzało mnie już do niezłej irytacji, w ogólnej ocenie jednak, historia mnie wciągnęła i sprawdziła się, jako lekkie, wakacyjne czytadło.
Sardegna
Brzmi fajnie, dobra lektura na urlop:)
OdpowiedzUsuń