"Spin doktor" to kolejny spektakl obejrzany w Teatrze Miejskim w Gliwicach. Jest to nieco inne przedstawienie niż te, z którymi do tej pory miałam do
czynienia, jest to bowiem thriller
polityczny, historia mocno filmowa, jakby żywcem przeniesiona na deski teatru z dużego ekranu kinowego. I faktycznie ma to potwierdzenie w genezie tego spektaklu, bowiem jego reżyser Beau Willimo to twórca wielu scenariuszy filmowych, w tym serialu "House of cards". Sztuka o oryginalnym tytule Farragut North zainspirowała Geogra Clooneya, który w 2011 roku wyreżyserował na jej podstawie film "Idy marcowe", grając w nich jedną z głównych ról.
Spin doktor jest określeniem człowieka współpracującego ze znanymi politykami lub partiami politycznymi, głównie przed kampanią wyborczą. Zajmuje się dbaniem o ich pozytywny wizerunek w mediach, śledzi wszelkie informacje na ich temat i reaguje na ewentualne plotki, czy pomówienia.
I to właśnie takim tytułowym spin doktorem jest Maks Majer, młody, ambitny człowiek, szef kampanii PR senatora Meringa. Maks swoją karierę na tym stanowisku zaczął już w wieku 19 lat, ma
więc spore, zdobyte przez lata, doświadczenie. Przez współpracowników określany jest, jako człowiek bezwzględny, który nie cofnie się przed niczym, aby osiągnąć swój cel. A jego aktualny cel jest prosty: zapewnienie sztabowi wyborczemu zwycięstwa.
Walka, na którą szykuje się jego pracodawca jest mocno zacięta. Przeciwnicy senatora Meringa, jak i jego partia, mają bardzo wyrównane poparcie wśród społeczeństwa. Dlatego też Maks ostro działa, aby osiągnąć przewagę. Ostatnią kartą przetargową wydaje się być poparcie Meringa w mediach przez znanego w kraju celebrytę, który planuje oficjalnie opowiedzieć się za jedną opcją polityczną.
Kiedy rozmowa mediacyjna z owym celebrytą jest już ustalona i właściwie staje się formalnością, do Maksa zgłasza się Lena, szefowa sztabu przeciwnej partii politycznej, z nietypową propozycją. Informuje chłopaka, iż z jej źródeł wynika, jakoby jego partia stała na przegranej pozycji. Więc jedyne, co mu zostało, to dołączenie do jej
zespołu, aby ostatecznie Maks znalazł się w drużynie zwycięzców.
Niezobowiązująca rozmowa z Leną przeobraża się w podjęcie kluczowej decyzji. Maks początkowo chce odrzucić jej propozycję, jednak z czasem zaczyna coraz bardziej się nad nią zastanawiać. Jego cała
dotychczasowa kariera staje pod znakiem zapytania, stawiając przed
bohaterem bardzo poważny problem.
Jaką decyzję podejmie Maks? Nie chciałabym zaspojlerować zakończenia i tego, jak zakończy się ta intryga dla bohatera, mogę jednak powiedzieć, że Maks będzie musiał zdecydować, czy
działa tak, jak do tej pory, czyli stawia wszystko na jedną kartę, po to, aby osiągnąć swój cel, czy może jednak pójdzie w inną stronę, lojalności i
uczciwości wobec pracodawcy, ale też samego siebie.
"Spin doktor" dostarczył mi nieco innych wrażeń, niż spektakle obejrzane do tej pory na deskach Teatru Miejskiego w Gliwicach. Przedstawienie, dla którego inspiracją stał się film to dla mnie nowa forma rozrywki, ale dzięki temu, mogłam doświadczyć czegoś nowego i skonfrontować się z historią, którą znam właściwie z codziennej, polskiej sceny politycznej i społecznej.
Zachowania zaprezentowane w sztuce, zarówno przez bohatera, jak i jego
współpracowników, cały czas się dzieją, jednakże dla przeciętnego zjadacza
chleba stały się one już tak powszednie, że przestały zwracać jakąś szczególną uwagę. Jednak "Spin doktor", pod przykrywką trzymającej w napięciu historii politycznej, daje szansę na przyjrzenie się tej sytuacji.
"Spin doktor"
- Tekst: Beau Willimon
- Tłumaczenie: Grzegorz Krawczyk
- Reżyseria: Grzegorz Krawczyk
- Scenografia i kostiumy: Robert Woźniak (Grupa Mixer)
- Projekcje: Emilia Sadowska
- Nagranie materiałów do projekcji: Bartosz Dziuba
- Muzyka: Sławomir Kupczak
- Obsada: Mariusz Galilejczyk (Max Majer), Aleksandra Gałczyńska (Ada), Dariusz Niebudek (Frantz Berg)*, Jolanta Olszewska (Lena Lencz) , Maciej Piasny (Bruno), Aleksandra Wojtysiak (Iga Horowicz)
Sardegna