Wydawnictwo: Znak
Liczba stron: 285
Moja ocena : 6/6
Może tego o mnie nie wiecie, ale jestem wielką fanką polskiego rapu. Często wzbudza to zdziwienie lub zaskoczenie w osobach, które dowiadują się, jaka muzyka jest mi najbliższa, bo jednak nie afiszuję się z tym specjalnie. Według mnie muzykę ma się w sercu i niepotrzebnym jest uzewnętrznianie się w tej kwestii. W każdym razie polski rap, rap mojego pokolenia, czyli dzisiejszych trzydziestoparolatków, zbliżających się do czterdziestki, jest mocno "mój".
Oczywiście, kiedy mówię o tej muzyce, mam na myśli Paktofonikę, Kaliber 44 oraz najbliższy mi od lat Pokahontaz. Lubię też okazjonalnie posłuchać kawałków składów, którym patronuje wytwórnia płytowa Max Flo Rec, albo archiwalnych utworów wykonywanych w przeróżnych składowych kombinacjach. I stąd właśnie od lat znam Miuosha, jego charakterystyczny, mocny głos i cięty język.
Jednak ten Miuosh, którego od lat słuchałam w wersji Projektora, albo w kawałkach z Rahimem jest zupełnie inny, od tego dzisiejszego. I choć to zupełnie logiczne, w końcu każdy z nas dorasta, dojrzewa, z wiekiem się zmienia, to jednak "Wszystkie ulice bogów" dały mi nową, tak zaskakującą perspektywę, że do teraz nie mogę wyjść ze zdziwienia. Miuosh wyłaniający się z zapisanych w książce rozmów stał się dla mnie zupełnie nową osobą. Dojrzały, wyważony, o jasno sprecyzowanych poglądach, mocno "dorosły" od czasu, kiedy słuchałam go po raz ostatni na bitach sprzed piętnastu lat. Podoba mi się to, co widzę i to, o czym czytam, i bardzo łatwo jest mi się z tym utożsamiać.
Miłosz w bardzo szczerej rozmowie z dziennikarzem Arkadiuszem Gruszczyńskim, opowiada o swojej przeszłości, rapie, niełatwych początkach muzycznych, biedzie, sukcesie, Kobiecie, która od lat stoi u jego boku, bez względu na okoliczności, o córce, rodzicach, a nawet dziadkach, o tym, co go fascynuje, co kocha, co go boli i czego nienawidzi, ale przede wszystkim opowiada o Śląsku, o miejscu, które doskonale znam, szczerze kocham i nie wyobrażam sobie życia gdziekolwiek indziej. Nie dziwi więc, że obraz pojawiają mi się przed oczami w czasie lektury, osoba współczesnego trzydziestoparolatka, Ślązaka, człowieka z pasją, takiego trochę rozdartego pomiędzy tradycją ojców i dziadków, a nowoczesnością, jednak mocno związanego ze swoim korzeniami, jest mi niesamowicie bliski.
Miuosh pisze o swoim zakorzenieniu, o przywiązaniu do Śląska, a ja mocno mu kibicuję, jak zresztą chłopakom z Pokahontaz, którzy często podkreślają w swych utworach dumę ze swej lokalnej społeczności i wielkie przywiązanie do korzeni. Śląsk widziany oczyma Miuosha jest moim Śląskiem. Mieszanką współczesności i tradycji, chęcią prowadzenia takiego życia, jak ojcowie i dziadkowie, uporządkowanego, statecznego z etosem pracy, ale jednocześnie chęcią przeżywania czegoś nowego i wyjścia trochę poza ramy tej naszej śląskiej kultury. Doskonale to rozumiem, wychowana w typowo śląskiej rodzinie, ciągle jestem dwujęzyczna, a gwara ciągle mi towarzyszy, kiedy tylko wracam do rodzinnego domu. Niektóre śląskie tradycje i zwyczaje, poglądy i styl bycia są mi bardzo bliskie, mocno we mnie zakorzenione, i sama kultywuję je w swoim domu, jednak w innych kwestiach chciałabym już pójść naprzód. Stąd też, czytając teksty Miuosha i to nie tylko te, dotyczące Śląska, ale również rodziny, równowagi życiowej, czy pracy, odnajdywałam w nich samą siebie.
Zapisy rozmów, a także felietony Miuosha, przeplatane są niepublikowanymi dotąd tekstami piosenek i bardzo wymownymi czarno - białymi zdjęciami. Myślę, że na osobach, które niekoniecznie odnajdują się w stylistyce rapu, albo nie pochodzą ze Śląska, teksty "Wszystkich ulic bogów" również mogą robić wrażenie. Przede wszystkim swoją dojrzałością, tym, jak są przemyślane, a także, jak mogą stać się bliskie. Znalazłam w tej książce bardzo wiele dla siebie i utwierdziłam się w przekonaniu, że Śląsk to stan umysłu, "piąta strona świata" i najukochańsze miejsce do życia.
Jeśli znacie muzykę Miuoha, to wiecie o czym mówię. Jeśli nie kojarzycie, koniecznie ją sprawdźcie. Najlepiej zacznijcie od "Piątej strony świata" nagranej w 2011 z nieżyjącym już, śląskim bluesmanem, Janem "Kyksem" Skrzekiem.
Oczywiście, kiedy mówię o tej muzyce, mam na myśli Paktofonikę, Kaliber 44 oraz najbliższy mi od lat Pokahontaz. Lubię też okazjonalnie posłuchać kawałków składów, którym patronuje wytwórnia płytowa Max Flo Rec, albo archiwalnych utworów wykonywanych w przeróżnych składowych kombinacjach. I stąd właśnie od lat znam Miuosha, jego charakterystyczny, mocny głos i cięty język.
Jednak ten Miuosh, którego od lat słuchałam w wersji Projektora, albo w kawałkach z Rahimem jest zupełnie inny, od tego dzisiejszego. I choć to zupełnie logiczne, w końcu każdy z nas dorasta, dojrzewa, z wiekiem się zmienia, to jednak "Wszystkie ulice bogów" dały mi nową, tak zaskakującą perspektywę, że do teraz nie mogę wyjść ze zdziwienia. Miuosh wyłaniający się z zapisanych w książce rozmów stał się dla mnie zupełnie nową osobą. Dojrzały, wyważony, o jasno sprecyzowanych poglądach, mocno "dorosły" od czasu, kiedy słuchałam go po raz ostatni na bitach sprzed piętnastu lat. Podoba mi się to, co widzę i to, o czym czytam, i bardzo łatwo jest mi się z tym utożsamiać.
Miłosz w bardzo szczerej rozmowie z dziennikarzem Arkadiuszem Gruszczyńskim, opowiada o swojej przeszłości, rapie, niełatwych początkach muzycznych, biedzie, sukcesie, Kobiecie, która od lat stoi u jego boku, bez względu na okoliczności, o córce, rodzicach, a nawet dziadkach, o tym, co go fascynuje, co kocha, co go boli i czego nienawidzi, ale przede wszystkim opowiada o Śląsku, o miejscu, które doskonale znam, szczerze kocham i nie wyobrażam sobie życia gdziekolwiek indziej. Nie dziwi więc, że obraz pojawiają mi się przed oczami w czasie lektury, osoba współczesnego trzydziestoparolatka, Ślązaka, człowieka z pasją, takiego trochę rozdartego pomiędzy tradycją ojców i dziadków, a nowoczesnością, jednak mocno związanego ze swoim korzeniami, jest mi niesamowicie bliski.
Miuosh pisze o swoim zakorzenieniu, o przywiązaniu do Śląska, a ja mocno mu kibicuję, jak zresztą chłopakom z Pokahontaz, którzy często podkreślają w swych utworach dumę ze swej lokalnej społeczności i wielkie przywiązanie do korzeni. Śląsk widziany oczyma Miuosha jest moim Śląskiem. Mieszanką współczesności i tradycji, chęcią prowadzenia takiego życia, jak ojcowie i dziadkowie, uporządkowanego, statecznego z etosem pracy, ale jednocześnie chęcią przeżywania czegoś nowego i wyjścia trochę poza ramy tej naszej śląskiej kultury. Doskonale to rozumiem, wychowana w typowo śląskiej rodzinie, ciągle jestem dwujęzyczna, a gwara ciągle mi towarzyszy, kiedy tylko wracam do rodzinnego domu. Niektóre śląskie tradycje i zwyczaje, poglądy i styl bycia są mi bardzo bliskie, mocno we mnie zakorzenione, i sama kultywuję je w swoim domu, jednak w innych kwestiach chciałabym już pójść naprzód. Stąd też, czytając teksty Miuosha i to nie tylko te, dotyczące Śląska, ale również rodziny, równowagi życiowej, czy pracy, odnajdywałam w nich samą siebie.
Zapisy rozmów, a także felietony Miuosha, przeplatane są niepublikowanymi dotąd tekstami piosenek i bardzo wymownymi czarno - białymi zdjęciami. Myślę, że na osobach, które niekoniecznie odnajdują się w stylistyce rapu, albo nie pochodzą ze Śląska, teksty "Wszystkich ulic bogów" również mogą robić wrażenie. Przede wszystkim swoją dojrzałością, tym, jak są przemyślane, a także, jak mogą stać się bliskie. Znalazłam w tej książce bardzo wiele dla siebie i utwierdziłam się w przekonaniu, że Śląsk to stan umysłu, "piąta strona świata" i najukochańsze miejsce do życia.
Jeśli znacie muzykę Miuoha, to wiecie o czym mówię. Jeśli nie kojarzycie, koniecznie ją sprawdźcie. Najlepiej zacznijcie od "Piątej strony świata" nagranej w 2011 z nieżyjącym już, śląskim bluesmanem, Janem "Kyksem" Skrzekiem.
Sardegna
Miłosz Borycki w tej książce bardzo często zaprzecza sam sobie. Wypowiada się na tematy o których nie ma pojęcia. Odradzam czytanie tej książki osobom, którzy nie są fanami tego muzyka.
OdpowiedzUsuńA o których tematach mówisz? Bo nie odniosłam takiego wrażenia
OdpowiedzUsuń