Wydawnictwo: Sonia Draga
Liczba stron: 421
Moja ocena : 4/6
"Wielbiciel" Charlotte Link był moją kolejną książką przeczytaną w czasie
urlopu. Zdobyłam ją na jednej z wymian książkowych i od tego czasu dość długo leżakowała na mojej półce. A ponieważ moim zamysłem, co do tegorocznych lektur wakacyjnych, było zabranie się za te powieści, które zdecydowanie zbyt długo czekają na swoją kolej, do walizki spakowałam między innymi "Wielbiciela".
Z powieściami Charlotte Link nie miałam wcześniej do czynienia, mimo że mam kilka na półce. Wyjątkiem jest audiobook "Dom sióstr", przesłuchany w 2013 roku, który zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie. O ile jednak "Dom sióstr" niósł ze sobą pewną tajemnicę, zagadkę do odkrycia, trzymał przez cały czas w niepewności, to w przypadku "Wielbiciela" sprawa ma się zupełnie inaczej, bo tutaj praktycznie wszystko wyjaśnia się na początku historii, a czytelnik od razu wie, kto winny i jakie ma zamiary.
Szczerze powiem, wolę opowieści, które zaskakują mnie w jakiś sposób i trzymają w napięciu, stąd też ta nota 4/6. Nie sądzę także, aby opis okładkowy "wyrafinowany psychologicznie i pełen tajemnic thriller" pasował do treści. "Wielbiciel" to naprawdę nieskomplikowana historia, ale idealnie nadająca się na takie wakacyjne czytanie. Dobrze "wchodzi" i nie trzeba się przy niej zbytnio wysilać intelektualnie.
Akcja powieści toczy się dwutorowo. Jednym z wątków jest sprawa morderstwa młodej kobiety, znalezionej w lesie dwa kilometry od domu. Rodzina zamordowanej twierdzi, że dziewczyna od lat mieszkała za granicą i nie miała z nimi kontaktu, stąd też dziwi ich fakt, że pojawiła się w rodzinnych stronach. Sprawa nie posuwa się jednak do przodu, nikt bowiem nie jest w stanie powiedzieć nic więcej na zabójstwa. Jedynie siostra zamordowanej nie daje za wygraną i w szczątkowych informacjach szuka prawdy o tym, jakoby Anna nie przebywała jednak w Ameryce Południowej, tylko gdzieś indziej, za to zupełnie blisko Augsburga, ich rodzinnej miejscowości...
Drugi wątek rozgrywa się w centrum Frankfurtu i dotyczy Leony Dorn, która na pozór jest szczęśliwą mężatką i na co dzień pracuje w wydawnictwie. Pewnego dnia kobieta jest świadkiem samobójstwa młodej dziewczyny, która wyskakuje z szóstego piętra. Będąc tak blisko tragedii, w jakiś sposób angażuje się w pomoc
rodzinie Ewy, i w ten sposób nawiązuje kontakt z jej byłym mężem, Bernardem, bratem Robertem, a także nieco zbzikowaną sąsiadką. Znajomość z tymi przypadkowymi ludźmi zaczyna nieco wykraczać poza relacje typowo grzecznościowe, a ponieważ w życiu
osobistym Leony nie dzieje się najlepiej, jej mąż Wolfgang zostawiają ją dla młodszej
kobiety, a ona sama jest strzępkiem nerwów i potrzebuje wsparcia, kiedy jeden z mężczyzn zaprasza ją na randkę, nie odmawia.
Leona zbyt szybko po rozstaniu angażuje się w nowy związek, który po czasie nie do końca
spełnia jej oczekiwania. Nowy partner jest człowiekiem mocno nachalnym, osaczającym, a jego początkowe zainteresowanie i troska przeradza się w obsesję na punkcie swojej kobiety. Leona pragnie uwolnić się z tego emocjonalnego układu, również były mąż kobiety czuje, jakoby jej nowy chłopak nie do końca jest uczciwy, jednak dopiero pewne wydarzenia sprawiają, że bohaterka ostatecznie zrywa znajomość. Od tego momentu wszystko w jej życiu zaczyna się psuć, kobieta coraz bardziej obawia się byłego kochanka, z tym, że mężczyzna znika w tajemniczych okolicznościach i w żaden sposób nie można go połączyć z nieszczęściami, jakie przydarzają się Leonie.
Oba wątki, czyli ten, związany z zabójstwem Anny i osaczanie Loeny zostają w odpowiednim momencie zespolone. Nie nastawiajcie się jednak na jakieś zaskoczenie, niestety w żaden sposób nie będzie odkrywczo, choć do samego końca miałam taką nadzieję. I to właściwie tyle, jeśli chodzi o fabułę tej książki. Mamy tutaj groźnego stalkera, który niszczy życie kobiety, ma on swoją przeszłość i będzie chciał zrobić wszystko, żeby zdobyć ukochaną dla siebie.
Tak, jak napisałam na początku "Wielbiciel" nie jest w żaden sposób zaskakujący, napięcie też nie jest jakoś stopniowane, co nie znaczy, że książka jest zła. Powiedziałabym, że jest to takie "kryminalne czytadło", jeśli wiecie, co mam na myśli. Można przeczytać, odłożyć na półkę i potem o nim zapomnieć.
Sardegna
Wolę zaskakujące książki:)
OdpowiedzUsuńJa też, zdecydowanie! O wiele bardziej podobał mi się klimatyczny "Dom sióstr" tej autorki
Usuń