Wydawnictwo: Kojro
Liczba stron: 194
Moja ocena : 4/6
Z komisarzem Timo Harjunpää znamy się już jakiś czas. Dość dawno, gdzieś na początku mojego blogowania, miałam okazję przeczytać powieść o jego przygodach. Podobała mi się. I to nawet bardzo. Przyzwyczajona do skandynawskich kryminałów o dość podobnej formie, sposobie narracji i przebiegu śledztwa, miło rozczarowałam się taką "świeżynką". Oczywiście tylko dla mnie autor był nowością i swoistym odkryciem, bowiem w swej ojczyźnie - Finlandii, popularny był od wielu lat, a na podstawie jego serii książek o Harjunpää nakręcono kilka filmów.
"Harjunpää i kapłan zła" to tajemnicza i mroczna opowieść, gdzie wątek kryminalny potraktowany został na równi z motywem obyczajowym, wątkiem rodzinnym i społecznym. Przez to książka nie była dla mnie typowym kryminałem, stała się raczej niepokojącą powieścią o zakamarkach ludzkiej duszy, dziejącą się w przytłaczającym i ponurym środowisku fińskiego metra.
Natomiast "Harjunpää i dręczyciel kobiet" to bardzo standardowy kryminał, przynajmniej w moim mniemaniu. Komisarz musi zmierzyć się z napaściami na tle seksualnym, na młode kobiety. Na początku nie wiąże wszystkich z jednym podejrzanym, kiedy jednak jedna z ofiar, na skutek urazów, zapada w śpiączkę, a kolejna, umyka szczęśliwym zbiegiem okoliczności, wspólny mianownik pomiędzy sprawami bardzo wyraźnie się krystalizuje.
Pomiędzy śledztwem, Harjunpää zmaga się jeszcze z problemami rodzinnymi. Próbuje sobie także poukładać relacje w pracy, sam bowiem musi nadzorować działania całego oddziału.
Ciekawostką jest, że akcja powieści toczy się w czasach, kiedy komórki i komputery nie były jeszcze codziennością. Jedynym luksusem, jaki posiadają policjanci z wydziału Harjunpää, to krótkofałówka, która jeszcze zawodzi w najmniej oczekiwanym momencie. Mimowolnie czytając o takich dylematach, uśmiechałam się pod nosem. Sympatyczny był to akcent (chociaż pewnie nie dla samego bohatera).
Niestety, jeżeli już uda mi się już przeczytać książkę, która jest częścią serii, to od kolejnej oczekuję zdecydowanie więcej. Już kilka razy poległam na takim toku myślenia (tak jest w przypadku Aleksandry Marininy. Jak dotąd, żadna część nie dorównuje tej pierwszej, którą przeczytałam). Problem powstaje także wtedy, kiedy czytam części nie po kolei. Zadaję sobie wówczas pytanie: czy słabsza cześć jest efektem moich zbyt wysokich oczekiwań, czy może chwilowym spadkiem formy autora, czy może jego "wypaleniem"?
W przypadku Matt Yrjänä Joensuu nie może być mowy o wypaleniu, bowiem "Harjunpää i dręczyciel kobiet" to jedna z pierwszych powieści autora. Dopiero kilka lat później wydana została książka "Harjunpää i kapłan zła".
Problem musi zatem leżeć w moich zbyt wysokich oczekiwaniach.
Timo Harjunpää ustawił sobie bardzo wysoko poprzeczkę. Jawił się jako szalenie inteligenty, konkretny policjant, który świetnie radzi sobie w świecie przestępczym. Nie mogłam mu nic zarzucić, podobala mi się jego kreacja charakternego bohatera.
Niestety, w kolejnej (a raczej poprzedniej) części, miałam wrażenie, ze czytam o zupełnie innej postaci. Timo jest niezdecydowanym, zagubionym człowiekiem, który trochę nieporadnie radzi sobie z aktualnie prowadzoną sprawą. Oczywiście można fakt ten wytłumaczyć, że "Dręczyciel kobiet" został napisany o wiele wcześniej, więc Harjunpää (a także sam autor), miał czas, aby dojrzeć i ukształtować swoją osobowość. Nie zmienia to jednak faktu, że czułam jakiś niedosyt, a nawet niezadowolenie, że "mój" Harjunpää jest jakiś niepodobny do siebie. Sam wątek kryminalny też jakoś nie powalił mnie na kolana. Ot, sprawa jakich wiele. Jednym słowem, intryga nie dorównuje tej, z "Kapłana zła".
Podsumowując, osobiście, zdecydowanie bardziej polecam "Harjunpää i kapłana zła", niż jego poprzednika, jeżeli jednak macie ochotę na kryminał retro, ukazujący początki pracy komisarza Timo Harjunpää, wiecie już, gdzie szukać.
Sardegna
Niestety, w kolejnej (a raczej poprzedniej) części, miałam wrażenie, ze czytam o zupełnie innej postaci. Timo jest niezdecydowanym, zagubionym człowiekiem, który trochę nieporadnie radzi sobie z aktualnie prowadzoną sprawą. Oczywiście można fakt ten wytłumaczyć, że "Dręczyciel kobiet" został napisany o wiele wcześniej, więc Harjunpää (a także sam autor), miał czas, aby dojrzeć i ukształtować swoją osobowość. Nie zmienia to jednak faktu, że czułam jakiś niedosyt, a nawet niezadowolenie, że "mój" Harjunpää jest jakiś niepodobny do siebie. Sam wątek kryminalny też jakoś nie powalił mnie na kolana. Ot, sprawa jakich wiele. Jednym słowem, intryga nie dorównuje tej, z "Kapłana zła".
Podsumowując, osobiście, zdecydowanie bardziej polecam "Harjunpää i kapłana zła", niż jego poprzednika, jeżeli jednak macie ochotę na kryminał retro, ukazujący początki pracy komisarza Timo Harjunpää, wiecie już, gdzie szukać.
Sardegna
Nie znam ani autora ani tej serii, ale okładka do mnie przemawia. Oczywiście fabuła również, wiec pewnie jeśli będę miała możliwość to sięgnę po ten tytuł.
OdpowiedzUsuńCzytałam jedną książkę z tej serii i miło ją wspominam;)
OdpowiedzUsuńSłyszałam już o tej książce, chociaż nie wiedziałam, że autor był tak popularny w Finlandii. Jestem ciekawa fińskiego kryminału, więc sięgnę po jego powieść na pewno :)
OdpowiedzUsuńFińska literatura jest... bardzo specyficzna i najczęściej niespecjalnie do mnie przemawia... Chociaż takiego na przykład "Wyjącego młynarza" dość miło wspominam...
OdpowiedzUsuńMoże pomiędzy tymi dwoma książkami stało się coś co dodało bohaterowi pewności siebie?
OdpowiedzUsuńNie czytałam jeszcze żadnej książki tego autora. Myślę, że mogę dać mu szansę ;)
OdpowiedzUsuń