Wydawnictwo: W.A.B
Liczba stron: 784
Moja ocena : 5/6
"Black out" Marca Elsberga to jeden z moich największych wyrzutów sumienia. Książka miała premierę dwa lata temu i od tego czasu czekała na swoją kolej w moim stosie. Mam jednak coś na swoje usprawiedliwienie. Zaczęłam czytać "Black out", kiedy tylko się pojawił na rynku, ale akcja tej powieści rozkręcała się bardzo, bardzo wolno. Wydawać by się mogło, że katastroficzna wizja współczesnego końca świata pędzić będzie na złamanie karku. Okazało się jednak, że trzeba przebrnąć przez mało wartki początek, kiedy to fabuła powoli się rozkręca, a czytelnik bombardowany jest toną nowinek techniczno - technologicznych.
Pokonało mnie to, więc odłożyłam czarne, grube tomisko na półkę i sięgnęłam po nie dopiero tej wiosny. I rzeczywiście przeczytałam "Black out" w kwietniu, jednak dopiero teraz ogarnęłam się, żeby napisać swój komentarz. Faktycznie trzeba przyznać, że kiedy przejdzie się przez początek, później jest już dużo lepiej. Akcja zaczyna toczyć się dynamiczniej (w końcu całość historii rozgrywa się w przeciągu dwóch tygodni), a czytelnik jest już w stanie rozeznać się, kto jest kim i gdzie się znajduje, bowiem ilość postaci i miejsc w tej powieści również może przytłaczać.
Mam nieodparte wrażenie, że "Black out" to powieść bardziej męska niż kobieca. Mój mąż na przykład, przeczytał całość w trzy dni i był bardzo zadowolony. Zupełnie nie rozumiał moich uwag, co do mnogości technologi i informatycznych treści. Mnie osobiście przeszkadzał jeszcze wszechobecny wątek polityczny, który również nie jest moim ulubionym motywem w powieściach. To wszystko sprawiało, że szlo mi opornie, ale ostatecznie, kiedy już akcja skupiła się na ludziach w obliczu katastrofy, książka wciągnęła mnie strasznie.
Black out to moment, kiedy nastała ciemność. Na skutek jakiejś tajemniczej awarii systemu elektryczno elektronicznego, w kolejnych stolicach europejskich zaczyna brakować prądu. Początkowo nikt aż tak bardzo nie przejmuje się tym uszkodzeniem sieci, nastawiając się na chwilowa awarię. Kiedy jednak z czasem, żaden europejski specjalista nie jest w stanie określić, co jest tego przyczyną, panika sięgająca skali międzynarodowej, zaczyna być jak najbardziej namacalna.
Prąd zostaje odcięty w kolejnych rejonach kontynentu, a jego brak zaczyna zagrażać zdrowiu i bezpieczeństwu ludności. Brakuje pożywienia, na ulicach piętrzą się góry odpadów, szpitale i punkty pomocy nie mogą działać prawidłowo, niemożliwe staje się korzystanie z toalet i kontaktowanie się z bliskimi. Ludzie zaczynają panikować i gromadzić się w punktach wydawania żywności i wody. W takich momentach w człowieku zaczynają odzywać się najgorsze instynkty. Przemoc i niebezpieczeństwo przejmuje miasto.
O ile brak prądu w mieście jest jeszcze na początku do wytrzymania, brak energii, która chłodzi reaktory jądrowe w elektrowniach atomowych, staje się już problemem na skalę globalną. Specjaliści energetyczni stają na głowie, aby odkryć, co jest przyczyną awarii i naprawić system, ale nie są w stanie określić źródła problemu. Z pomocą przychodzi im włoski informatyk Piero Mazano, który niestety przez swoją hakerską przeszłość nie zostaje potraktowany poważnie. Mimo prób zainteresowania specjalistów prawdziwym powodem awarii, nie zostaję uznany za wiarygodnego, a nawet uznany zostaje za winnego tego informatycznego armagedonu. Rozpoczyna się walka z czasem i niewidzialnym wrogiem. Jak współczesna Europa poradzi sobie z taką cywilizacyjną katastrofą?
Powieść jest bardzo realistyczna, bo właściwie taki scenariusz międzynarodowego ataku na urządzenia elektroniczne współczesnego świata, jest bardzo prawdopodobny. Mogłoby dojść do tego praktycznie w każdej chwili, i to naprawdę niepokoi. Powiem Wam, że kiedy byłam świeżo po lekturze "Black out", a w moim mieście na dwie godziny wyłączono prąd, czułam się autentycznie nieswojo, a ulga, jaką poczułam po zapaleniu światła była ogromna. Prąd i woda to coś dla nas zupełnie naturalnego i oczywistego. Jest to taką normą, że nie potrafimy wyobrazić sobie życia bez tych udoskonaleń. Bohaterowie książki Marka Elsberga byli identyczni, zupełnie nieprzygotowani do katastrofy, właściwie to nawet nieświadomi, że taka może nastąpić. Kiedy sytuacja zmusiła ich do funkcjonowania bez prądu, obudziły się w nich pierwotne instynkty przetrwania, zezwierzęcenie, a wszystko to zupełnie niezgodne z wartościami, które na co dzień wyznawali.
"Black out" to przejmująca książka, ale trudna technicznie w odbiorze. Będzie zatem idealna dla wymagających czytelników, dlatego też, tej grupie ją polecam
Sardegna
Bardzo podobała mi się ta książka. Ta poruszająca wyobraźnię wizja świata po "katastrofie elektronicznej" (tak chyba mogę napisać :))
OdpowiedzUsuńMasz rację, wizja takiego końca świata jest przerażająco realistyczna. Straszne...
UsuńCzytałam tę książkę już dawno temu, złapałam ją na jednej z wyprzedaży w Empiku. :) Z tego co pamiętam przeczytałam ją dosyć szybko, ale chyba wynikało to z chęci jak najszybszego odłożenia jej na półkę. Sama akcja i ogólny pomysł na nią był naprawdę dobry i zgadzam się z Tobą, że jeśli przebrnęło się przez dość nieciekawy początek potem było w porządku. Mi również bardzo trudno było ogarnąć wszystkie postaci i miejsca, w których toczyła się akcja. Co więcej te przeskoki między miastami, czasami nawet państwami były tak szybkie, że czułam się trochę zdezorientowana.
OdpowiedzUsuńGdy wyszła nowa książka tego autora "Zero", długo zastanawiałam się nad kupnem i w sumie się nie zdecydowałam. Może kiedyś. ^^'
Pozdrawiam serdecznie!
bookchilling.blogspot.com
Witam Cię serdecznie Gabrysiu w Książkach Sardegny :) pozwoliłam sobie zapisać Twój blog do obserwowanych, będę śledzić :) Co do książki, zupełnie się zgadzam. Miałam nawet identyczną sytuację, jak Ty z druga powieścią "Zero". Niby chciałam, ale jak sobie przypomniałam tę ilość zawiłości technologicznych, zrezygnowałam ;)
UsuńKurczę kusi mnie ta książka, a jednak... trochę nie mogę się przekonać...
OdpowiedzUsuńNa pewno jest trudna technicznie, przez to staje się wymagającą lekturą. nie da się przeczytać ją na szybko
OdpowiedzUsuńOd której strony trzeba zacząć czytać, żeby było ciekawie, bo jestem już na ponad 200-tnej i są dalej nudy. Proszę o pomoc i wsparcie psychiczne.
OdpowiedzUsuńWitam Cię Bartoszu w Książkach Sardegny :) Miło mi Cię gościć i mam nadzieję, że zostaniesz na dłużej. Co do książki, faktycznie początek masakrycznie się ciągnie, przez to też odłożyłam ja na półkę na ponad rok. Jednak później akcja się przełamuje, gdzieś tak w połowie myślę, nie powiem Ci dokładnie w którym momencie, ale 200 strona to jeszcze powijaki :) Daj historii szansę, bo później jest dużo lepiej, zwłaszcza w opisach sytuacji, jak ludzie radzą sobie z katastrofą. pozdrawiam i czekam na wieści, jak Ci idzie czytanie :)
Usuń