Moja ocena : 4/6
"Flower. Jak kwiat" to świeżutka, jeszcze pachnąca nowością, powieść dla młodzieży, mająca swą premierę w Walentynki. Książka jest podobno mega popularna, bo prawa do jej wydania sprzedano aż do 18 krajów, natomiast sama historia bazuje na motywie miłości współczesnego Kopciuszka, czyli skromnej, niewinnej dziewczyny, do przystojnego i normalnie nieosiągalnego faceta, będącego aktualnym idolem tłumów, szaloną gwiazdą rocka.
Brzmi znajomo? No cóż... niestety. Książka jest napisana przez duet autorek, Elizabeth Craft i Shea Olsen, które połączyły swe siły i pokazały nowe spojrzenie na ten temat. Piszę "podobno", bo w rzeczywistości, oprócz tego, że w historii został pominięty wątek erotyczny (choć może jest on raczej bardzo okrojony, co można uznać za nowość w tego typu książkach), fabuła, jest tylko powieleniem opowieści, jakich wiele. Związek niemożliwy, gorące uczucie, które rodzi się pomiędzy zwyczajną dziewczyną, szarą myszką (nieważnie czy nastolatką, czy dorosłą kobietą), a niesamowitym, przystojnym, bogatym facetem (starszym lub młodszym), jest motywem strasznie oklepanym i nawet "świeże" spojrzenie pań Autorek, nie zmienia tego faktu.
Bez względu na to, czy opowieść zaprezentowana jest w wersji dla dorosłych, czy dla nastolatek, całość wypada raczej tendencyjnie. Tak więc i tutaj mamy dziewczynę, nieciekawą i przeciętną, a w niej ni stąd, ni zowąd, zakochuje się niesamowity facet. Nieważne czy to gwiazdor, bogaty biznesmen czy przystojniak. Bez względu na to, czy jest on młody czy bardziej dojrzały, jego słowa zawsze brzmią tak samo banalnie. Do tego dochodzą mroczne zakamarki jego duszy i wewnętrzne rozterki. Christian Grey miał swoje, Hardin z "After" swoje, a Tate Collins, rockman z "Flower" ma swoje.
Charlotte ma osiemnaście lat i poważny plan na przyszłość: skończyć z wyróżnieniem liceum, dostać się na studia i coś w życiu osiągnąć. Dziewczyna mieszka z babcią i nastoletnią siostrą, która ma już dwuletniego synka i ledwo łączą koniec z końcem. Jako że kobiety w rodzinie Charlotte od
zawsze trafiały na niewłaściwych mężczyzn, a z tych związków bardzo wcześnie rodziły dzieci i zostawały z nimi same, ich dalsze życie nie jawiło się w jasnych barwach. Dziewczyna obiecuje sobie więc, że jej przyszłość na pewno nie będzie wyglądać w taki sposób. Wyznacza sobie konkretne cele: postanawia być najlepszą uczennicą, zdać z wyróżnieniem na studia i
zostać lekarzem, nawet kiedy ta droga zawodowa nie do końca wydaje się jej słuszna. Myśl, która stale jej przyświeca, to oddzielenie serca od rozumu i bezwzględne dążenie do wyznaczonego celu.
Jednak, jak to w życiu nastolatki bywa, przychodzi taki moment,
kiedy na jej drodze pojawia się chłopak. I to nie byle jaki, bo od razu wyjątkowy i znany w całym kraju. Tate Collins, gwiazda rocka, idol nastolatek w całych Stanach Zjednoczonych, wpada pewnego dnia do kwiaciarni, w której dorabia sobie Charlotte i ... zupełnie nierozpoznany przez nikogo, postanawia umówić się z uroczą dziewczyną. Ta, mimo początkowych oporów (zasada "żadnych randek", jakby trochę się dezaktualizuje), postanawia umówić się z nieznanym, trochę "dziwnym"
chłopakiem. Nie trzeba jednak dużo czasu, aby Charlotte zorientowała się, że ma do czynienia z kimś wyjątkowym.
Między nastolatkami rodzi się pierwsze, nieśmiałe uczucie. Zwłaszcza ze strony Charlotte, gdyż
jest to jej pierwsze doświadczenie w relacji z chłopakiem. Co ciekawe jednak, Tate również nie jest specjalnie wylewny, choć jego uczucia wydają się szczere. Jaki sekret skrywa chłopak? Co okaże się dla niego ważniejsze: kariera czy pierwsza miłość? Co nie pozwoli mu zbliżyć się do Charlotte? Czy dziewczyna porzuci swoje plany na przyszłość dla tej miłości?
Moje uczucia, co do tej powieści są mocno mieszane. I nie chodzi mi o fakt, że nie jestem targetem tej książki. Lubię historie, w której pierwsza, młodzieńcza miłość wysuwa się na pierwszy plan, bo dzięki temu mogę przypomnieć sobie, jak to było, kiedy sama miałam naście lat i zakochałam się pierwszy raz w życiu. Jednak ta konkretna historia jest
po prostu oklepana i nie wzbudziła we mnie żadnych większych emocji. Nie czułam niczego, czytając o relacji bohaterów, Tate nie wydawał mi się w żaden sposób wyjątkowy, Charlotte była irytująco zmienna, jak chorągiewka na wietrze, a wszystkie problemy i niedomówienia między nastolatkami były zupełnie nijakie i prowadziły do niczego.
Rozumiem, że jest to książka młodzieżowa, z założenia lekka i przyjemna, ale gdyby Autorki dodały chociaż jakiś jeden oryginalny motyw, tą świeżość, którą reklamują na okładce, na pewno oceniłabym "Flower" wyżej i pewnie lektura sprawiłaby mi większą frajdę. Przeczytałam powieść szybko, i to na pewno jest pozytyw, natomiast nie sądzę, żeby cała historia została w mojej pamięci na dłużej. Komu może ta książka się podobać? Myślę, że nastolatki, które podkochują się w swoich idolach muzycznych, mogą znaleźć w tej historii coś dla siebie, ale czytelniczki nieco starsze mogą się srogo rozczarować.
Sardegna
Ja omijam takie książki szerokim łukiem:)
OdpowiedzUsuńWiesz, ja lubię takie opowieści o nastoletniej miłości. Patrzę na nie trochę z przymrużeniem oka, ale dobrze mi się je czyta. Ta historia natomiast nie ma w ogóle na siebie pomysłu i to jest przykre
UsuńPoczątkowo zastanawiałam się nad sięgnięciem po tę historię, ale przeszło mi, kiedy natknęłam się na recenzje innych. ;-)
OdpowiedzUsuńBo opis na okładce sugeruje, że będzie to emocjonująca lektura, a niestety jest zupełnie bez pomysłu i nijako
Usuń