Wydawnictwo: Fabryka Słów
Liczba stron: 512
Moja ocena : 4/6
Dawno nie pisałam nic na temat książka Andrzeja Pilipiuka, i faktycznie od mojego ostatniego wpisu na temat "Konana destylatora" minęło ponad półtora roku. Żałuję, że mi jakoś nie po drodze ostatnimi czasy z powieściami Autora, w końcu to jeden z moich ulubionych polskich pisarzy, a ja tak opieszale kompletuję jego powieści, że nadal w mojej prywatnej biblioteczce brakuje mi kilku tytułów.
Wracając jednak do sedna sprawy, kiedy tylko nadarza się okazja, staram się czytać "Pilipiukowe" zaległości, a taki właśnie moment nadarzył się podczas tegorocznego urlopu. Mąż zabrał sobie "Wampira z KC" na wakacje do czytania, więc mu go podkradłam i tyle.
Cykl z wampirem ("Wampir z M-3", "Wampir z MO", "Wampir z KC") jest dla mnie może najmniej interesujący ze wszystkich serii Autora, a to głównie za sprawą czasu akcji (okres PRLu), w którym nie do końca dobrze się odnajduję. W prawdzie akcja powyższego zbioru opowiadań toczy się w momencie, kiedy komuna powoli pada, a w naszym kraju rodzi się kapitalizm, ale to nie zmienia faktu, że dalej nie kumam ówczesnych realiów, a co za tym idzie, nie bawi mnie większość żartów sytuacyjnych. Zdaję sobie oczywiście sprawę, że u Pilipiuka temat ten jest opisany z przymrużeniem oka, realia są mocno przerysowane i ociekające sarkazmem. Jednak, o ile czasami ten humor idealnie do mnie przemawia i bawi (tak, jak w przypadku "Wampira z M-3"), tak między mną a powyższą historią, jakoś nie zaiskrzyło.
Według mnie, "Wampir z KC" jest najmniej równym zbiorem opowiadań Pilipiuka, z tych, które czytałam. Najbardziej podobały mi się początkowe historie i to je najlepiej zapamiętałam i przy nich się uśmiałam (urlop, grzybobranie w zimie, historia z Wędrowyczem), natomiast kolejne jakoś nie bardzo przypadły mi do gustu. Co innego mój Mąż, który bawił się świetnie i zupełnie nie rozumiał, że nie czuję klimatu, więc jak widać, to wszystko kwestia gustu.
Gosia, Marek i Igor, wampiry z warszawskiej Pragi muszą zmierzyć się z nadchodzącym kapitalizmem. Nowa rzeczywistość ma przynieść im cudowne zmiany, niestety wychodzi, jak zwykle. Zakład pracy najpierw wysyła ich na pracownicze wczasy, co spotyka się z wielkim niezadowoleniem Marka, to bo jak to tak po prostu nie pracować... Kolejno, cała ekipa Drucianek zostaje oddelegowana na grzybobranie, tyle że w styczniu. Ostatecznie zakład zostaje zamknięty, bo nie nadąża i nie daje rady wejść ze swoimi pomysłami w rodzący kapitalizm. Wampiry idą na bezrobocie i tu dopiero zaczynają się problemy, bo bez pracy sens wampirzego życia znacznie traci na wartości. Do tego, odnajduje się nieznany dotąd nowy właściciel kamienicy, zamieszkiwanej przez bohaterów, trzeba się więc go pozbyć. Wampiry muszą też zainterweniować w sprawie pewnego wymuszonego haraczu, oraz zająć się starymi ubekami, którzy wiecznie się do czegoś wtrącają. W sumie nic nowego, dzień, jak co dzień u Pilipiuka, tyle że w nowej, polskiej rzeczywistości, przypominającej jakby nieco tą starą...
Trzecią część przygód wampirów Igora, Marka i Gosi można oczywiście czytać niezależnie, jednak polecam robić to w kolejności, głównie za sprawą bohaterów, którzy pojawiają się tej serii nie od razu i każdy z nich ma swoją historię.
Trzecią część przygód wampirów Igora, Marka i Gosi można oczywiście czytać niezależnie, jednak polecam robić to w kolejności, głównie za sprawą bohaterów, którzy pojawiają się tej serii nie od razu i każdy z nich ma swoją historię.
Opowiadania Pilipiuka są na tyle specyficzne, że albo się je lubi i bierze z całym dobrodziejstwem inwentarza, albo niekoniecznie. I nie mam tutaj na myśli tylko cyklu o wampirach, ale również serię o Wędrowyczu, czy zbiory odrębnych opowiadań. Ja zdecydowanie należę do tej pierwszej grupy czytelników, i choć "Wampir z KC" może nie do końca mi się podobał, to wiem, że w innym tytule Autora zdecydowanie znajdę coś dla siebie. Bawi mnie humor Autora, jego sarkazm i to całe "przerysowanie" wydarzeń, które serwuje swym bohaterom. Uwielbiam Jakuba Wędrowycza, z całą jego historią, domostwem i morderczymi zapędami. Kocham serię "Kuzynki". Możecie też być pewni, że kiedy kolejny raz napiszę na blogu o jakiejś książce Pilipiuka, to będzie zdecydowanie bardziej entuzjastyczny wpis.
Sardegna