Wydawnictwo: Znak
Liczba stron: 512
Moja ocena : 6/6
Wielokrotnie mówiłam, że nie potrafię pisać o genialnych książkach. Kiedy na taką trafiam, po lekturze zazwyczaj nie mogę zebrać myśli ani sformułować żadnego konkretnego tekstu na jej temat. Czas mija, ja czytam kolejne książki i piszę kolejne teksty, ale wrażeń z tej wyjątkowej historii nadal nie umiem ubrać w słowa. Regułą już staje się fakt, iż takie problemy mam głównie po lekturze powieści Katarzyny Zyskowskiej. Książki tej Autorki są dla mnie wyjątkowe pod wieloma względami i kiedy wydaje mi się, że już lepiej być nie może, Autorka pisze coś nowego, i to robi na mnie jeszcze większe wrażenie, i jeszcze bardziej miesza mi w głowie.
"Historię złych uczynków" przeczytałam w sierpniu ubiegłego roku, musiało więc minąć siedem miesięcy, abym zebrała się na odwagę i napisała, dlaczego uważam tę powieść za wyjątkową i obowiązkowo powinniście się z nią zapoznać. Dodam jeszcze, iż jeśli "Historii..." nie czytaliście, warto to nadrobić zanim na rynku wydawniczym pojawi się nowa powieść Kasi, "Sprawa Hoffmanowej", bo jestem więcej niż pewna, że nowa książka również będzie strzałem w dziesiątkę. Opowieść ta pewnie znowu pozostawi mnie z głową pełną emocji, a do tego ma rozgrywać się w moich ukochanych Tatrach i opisywać wydarzenia, którymi całkiem niedawno, nie mając pojęcia, o czym pisze Kasia, zaczęłam się interesować. Przypadek? Nie sądzę.
Wracając jednak do "Historii złych uczynków", jest do wielowątkowa opowieść, w której to ludzkie namiętności grają główną rolę. Mamy tutaj zarówno bohaterów współczesnych, jak i tych z przeszłości, ich losy splatają się ze sobą praktycznie przez cały czas, choć czytelnik do samego końca nie jest pewny tego powiązania. Każda kolejna strona książki odsłania nieco więcej z życia bohaterów, a odbiorca, jak podczas układania puzzli, dopasowuje poszczególne fragmenty, żeby ostatecznie zbudować sobie obraz sytuacji. Nic nie będzie jednak w tej książce oczywiste i nawet na końcu, kiedy wydaje się, że wiemy już co tak naprawdę się stało, Autorka daje nam jeszcze coś, co zmieni nasz pogląd na sprawę. Ale takie już są książki Kasi Zyskowskiej: intrygujące, nieoczywiste, inteligentne, i kiedy wydaje mi się, że już nie może być lepiej, że szczyt został osiągnięty, przychodzi kolejna książka, po której nic nie jest już takie samo (mam świadomość tego, że "Sprawa Hoffmanowej" może przekroczyć kolejne granice, stąd też zmobilizowałam się do stworzenia tego wpisu, żeby nie umknęła mi wyjątkowości "Historii...").
Nina jest skromną studentką, która przyjeżdża do Warszawy w poszukiwaniu lepszej przyszłości. Zaczyna się tendencyjnie, dziewczyna zakochuje się w nieodpowiednim mężczyźnie. Miłosz jest wykładowcą, dojrzałym, charyzmatycznym i pewnym siebie mężczyzną, ale też dominującym i despotycznym w stosunku do swojej ukochanej. Związek tych dwojga, choć oparty na dziwnych niezdrowych relacjach, ma się naprawdę dobrze. Nina uzależniona od Miłosza zgadza się na wszystko, a ten wykorzystuje swoją pozycję do zaspokajania własnych namiętności i pragnień, których chyba sam do końca nie potrafi sprecyzować. Wszystko jednak zmienia się w momencie, kiedy Miłosz nagle znika. Z dnia na dzień przestaje się pojawiać w życiu Niny, a ta, szukając jakiś informacji o tym, gdzie jej ukochany mógłby być, uświadamia sobie, że tak naprawdę to niewiele wie o tym mężczyźnie i jego życiu prywatnym.
Kiedy dziewczyna w akcie desperacji postanawia znaleźć bliskich Miłosza i u nich poszukać jakiegoś śladu, trafia do pewnego domostwa od pokoleń należącego do jego rodziny, miejsca które skrywa najmroczniejsze sekrety przeszłości i było świadkiem niejednej ludzkiej tragedii.
Wątek teraźniejszy przeplatany jest historią sprzed ponad siedemdziesięciu lat, w której to inni młodzi ludzie, targani namiętnościami, odgrywają główną rolę. Florentyna i Bronek, dzieciaki, którym na nieszczęście przyszło dorastać w latach 40 - tych, przeżywają wspólnie ostatnie, spokojne, przedwojenne lato. Rzeczywistość wojenna, która wkracza w ich życie w kolejnych miesiącach nie ma litości. Przyniesie ze sobą niewypowiedziane dramaty, w obliczu których ludzie zmieniają swe oblicze i zdolni są do najgorszych czynów, ale też i największych poświęceń. Florentyna i Bronek, chodź początkowo rozdzieleni, trafią na siebie w pewnym momencie życia. Los ich połączy na zawsze, ale nie w taki "klasyczny" sposób, jak mogłoby się wydawać. To, co się wtedy stanie, zapoczątkuje całą lawinę wydarzeń, która swe ujście znajdzie dwa pokolenia później...
Katarzyna Zyskowska przyzwyczaiła już swoich czytelników do tego, że jej powieści nie są banalne i zazwyczaj mają jakieś drugie dno. Nie inaczej jest w przypadku "Historii złych uczynków", która porusza wiele ważnych tematów, łączy w sobie wiele wątków, ale nie można jej zaszufladkować i przyporządkować do danej kategorii. Czytanie książek Kasi dostarcza po prostu niesamowitych wrażeń, i to zarówno tych związanych z możliwością obcowania z pięknym, poetyckim językiem, jakim pisze Autorka, ale też z całym bogactwem emocji, które przeżywają bohaterowie. Wspaniale jest obserwować, jak Autorka rozwija swój talent, i w jaką pisarską stronę podąża. Ja ze swej strony biorę każdą jej powieść w ciemno, mam bowiem pełne zaufanie, że cokolwiek napisze, to będzie dobre.
Sardegna
Jedna z najlepszych książek obyczajowych jakie miałam przyjemność czytać. Rewelacyjna pod każdym względem.
OdpowiedzUsuńO tak! Zgadzam się! To też najlepsza książka Autorki. Ciekawe, jak wypadnie "Sprawa Hoffmanowej"
Usuń