"Ja, diablica", "Ja, anielica" Katarzyna Berenika Miszczuk


posted by Sardegna on , , , , , , ,

4 comments

We wrześniu Wydawnictwo W.A.B wznowiło popularną serię Katarzyny Bereniki Miszczuk, składającą się z trzech tomów: "Ja, diablica", "Ja, anielica" oraz "Ja, potępiona", wzbogaconą o czwarty, nowy tom "Ja, ocalona". Czytałam wiele powieści Autorki ("Ja cię kocham, a ty miau!", "Pustułka", "Obsesja", "Paranoja" "Druga Szansa",  "Szeptucha", "Noc kupały", "Żerca", ""Przesilenie" ), ale powyższej serii jeszcze nie miałam okazji. 
 
Tytuły te jednak, gdzieś tam przewijały się przed moimi oczami. Zwłaszcza bardzo widoczne były na Targach Książki, gdzie czytelniczki ustawiały się po autograf w kilometrowych kolejkach do pani Miszczuk, dzierżąc w dłoniach właśnie tę serię. Wznowienie trylogii i wydanie kontynuacji stało się dla mnie idealnym pretekstem, aby w końcu ją przeczytać i przekonać się, czy faktycznie jest taka interesująca, jak wiele osób sądzi.
 
Jak na razie, za mną są dwa pierwsze tomy serii, "Ja, diablica" i "Ja, anielica", ale, jak na razie to wystarczy mi na wyciągnięcie pewnych wniosków, które, jak sądzę dotyczyć będą całej tetralogii. 

Wydawnictwo: W.A.B
Liczba stron: 416/416
Moja ocena : 4/6
 
Na początku muszę zaznaczyć, że historia ta jest zabawną, napisaną z przymrużeniem oka, opowieścią, skierowaną do grupy docelowej, określanej jako young adult. Nie należy więc sobie zbyt wiele po niej oczekiwać. I nie chodzi mi tutaj o fakt, że ma bawić młodych dorosłych, dlatego osoby starsze nie będą umiały się nią cieszyć. To nie o to chodzi. Seria ta po prostu dostarczy nam rozrywki z pogranicza wielu gatunków (sama nie umiem określić, czego jest tutaj więcej, czy paranormalnego romansu, fantastyki, czy kryminału), ale oprócz takiego chwilowego, mało ambitnego resetu nie wniesie zbyt wiele do naszego czytelniczego życia. 
 
Co więcej, nie ma sensu doszukiwać się w tej serii logiki, ani sensownego zachowania głównych bohaterów. Tutaj może zdarzyć się wszystko, i jeszcze więcej. Wydarzenia się po prostu dzieją, a czytelnik ma wrażenie, jakby przeskakiwał z jednego kanału telewizyjnego na drugi, próbując połapać to wszystko, ale tak naprawdę dawno już przestał starać się odnaleźć w tym większy sens.

Jeżeli jednak Was nie zniechęciłam i ciągle macie ochotę dowiedzieć się, co to za szaloną serię napisała Katarzyna Berenika Miszczuk, zapraszam do dalszej lektury.
 
Studentka Wiktoria Biankowska zostaje zamordowana wracając z imprezy. Ktoś godzi ją śmiertelnie nożem, a Wiki trafia wprost w zaświaty, a dokładnie do piekła. Nie jest to jednak miejsce tak straszne, jak mogłoby się wydawać. Okolica spokojna, ludzie przyjaźni, miasto Los Diablos specjalizuje się w imprezach i dość luźnym spędzaniu czasu, głównie w modnych klubach i eleganckich restauracjach, więc można się rozerwać. Wiktoria od razu więc aklimatyzuje się w nowej rzeczywistości, tym bardziej, że otrzymuje przystojnego opiekuna, diabła Beletha, który ma jej pomóc się zorganizować i przygotować do nowej pracy. 
 
Wiktoria w piekle ma do spełnienia bardzo ważne zadanie, ma stać się diablicą, która dokonuje targu o ludzkie dusze. Dziewczyna stara się jak najlepiej wykonywać swoją nową pracę, zwłaszcza, że nad wszystkim czuwa ostry i wymagający szef wszystkich diabelskich szefów, czyli sam Lucyfer.  
 
Diablicy czas mile płynie, zaprzyjaźnia się z innymi mieszkańcami piekła, piękną Kleopatrą (tak, dokładnie tą Kleopatrą), diabłem Azazelem, Belfegorem, czy samą Śmiercią. Ma też możliwość powrotu na Ziemię i udawania zwykłej śmiertelniczki, z czego skwapliwie korzysta, bowiem w Warszawie czeka na nią wiele niedokończonych spraw, głównie miłosnych.  Od dłuższego czasu jest beznadziejnie zakochana w koledze z roku, Piotrku, który totalnie ją ignoruje. Wiktoria postanawia za wszelką cenę zdobyć miłość Piotra i wycisnąć ze swojego ziemskiego życia tyle, ile da radę, tym bardziej, że w piekle nie dzieje się najlepiej, a jej diabelscy przyjaciele coś ukrywają. 
 
Dziewczyna odkrywa, że jej śmierć nie była przypadkowa, a jej pojawienie się w piekle ma drugie dno. Ktoś wyraźnie ma cel w tym, aby Wiktoria, obdarzona swoją drogą, wyjątkowo rzadką "iskrą bożą", pojawiła się w piekle i swoim temperamentem zrobiła niezłe zamieszanie. Czy diablica da mu tą satysfakcję? 

Zakończenie tomu pierwszego jest na tyle interesujące, że czytelnik od razu ma ochotę sięgnąć po tom drugi, który tym rozgrywa się na przeciwległym biegunie, czyli w niebie.
 
Po ustabilizowaniu sytuacji życiowo uczuciowej, Wiktoria spędza czas na Ziemi z ukochanym Piotrkiem. Niestety, a może stety, w jej otoczeniu znowu pojawia się Beleth, który namawia ją na kolejną niebezpieczną akcję. W związku z tym, że dziewczyna posiada wyjątkową moc, tylko ona może przywrócić upadłym aniołom skrzydła, którzy tylko czekają na moment, żeby móc wrócić do Arkadii. Beleth i Azazel nie byliby jednak sobą, gdyby nie zabrali ze sobą swej przyjaciółki. 
 
Co może zrobić diablica - anielica Wiktoria w niebie? Oczywiście wzniecić zamieszkanie, jakiego jeszcze zaświaty nie widziały, uratować świat od opętanego rządzą władzy, anioła, zerknąć do jeziora przepowiadającego przyszłość, a przy okazji spotkać się z ukochanymi, dawno nieżyjącymi już rodzicami.
 
O co tyle hałasu?

Cykl "Ja, diablica" to z założenia historia pół żartem - pół serio, charakteryzują się zakręconą fabułą, zabawnymi scenkami sytuacyjnymi i nietypowym miejscem akcji. Tak, jak pisałam, tutaj może zdarzyć się wszystko, to nie jest jednak mój zarzut, bowiem takie lekkie powieści, zwłaszcza skierowane dla młodych czytelników rządzą się własnymi prawami. Dla mnie istotniejsze jest jednak to, że cała fabuła opiera się na dość infantylnym stylu, banalnych dialogach i standardowym typie osobowości głównej bohaterki, występującym niestety w książkach Katarzyny Bereniki Miszczuk. 
 
Pisałam już o tym przy okazji innych powieści Autorki, mam bowiem wrażenie, że to ich główny problem. Wszystkie jej bohaterki pierwszoplanowe są niemal identyczne. Nie ważne, czy to Gosława z "Szeptuchy", doktor Joanna Skoczek z "Obsesji", czy Wiki z "Diablicy", wszystkie przypominają raczej roztrzepane nastolatki, niż dorosłe, świadome siebie kobiety. Co gorsza, wypowiadają się w podobny sposób, mają zbliżony do siebie temperament i styl bycia. Są generalnie swoimi kopiami. To niestety jest bardzo męczące, zwłaszcza czytając kolejną historię, w której bohaterka jest praktycznie taką samą postacią, jak wcześniej.
 
Ja akurat podchodzę do tematu na luzie, traktując tę historię, jako lekką, niezobowiązującą, momentami naprawdę zabawną opowieść o szalonej polskiej studentce, która nawet w piekle i niebie umie nieźle namieszać, jednak jeśli ktoś szuka innego typu rozrywki, fantastyki, albo romansu podchodzącego do sprawy nieco bardzie poważnie, to w tych książkach tego nie znajdzie. 
 
Przede mną jeszcze dwa tomy "Ja, potępiona" i najnowszy "Ja, ocalona". Czy je przeczytam? Jasne! Nic tak mnie nie relaksuje, jak szalona historia. Może niekoniecznie logiczna, ale na pewno nieszablonowa.

Sardegna

4 komentarze:

  1. Pierwszy tom czytałam wiele lat temu i wtedy bardzo mi się podobał, ale że jakoś nie po drodze było mi z kolejnymi, to już kompletnie nie pamiętam fabuły. Niby mogłabym sięgnąć po tę serię, ale w sumie nie wiem, czy teraz przypadłaby mi do gustu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie miałam okazji sięgnąć po tą serię. Jednak mam na półce "Szeptuchę" tej autorki i mam nadzieję, że uda mi się w końcu ją przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
  3. Odświeżyłam sobie niedawno te dwa tomy i niestety moje wspomnienia z czytania ich dziewięć lat temu są bardziej pozytywne. Czuję ciut rozczarowania, ale i tak trzymam się myśli, że "Ja, potępiona" czy "Ja, ocalona" mnie zachwycą.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dawno temu czytałam pierwszy tom, ale kompletnie mi się nie spodobał i nie mam zamiaru kontynuować tej serii, jak dla mnie była zbyt naciągana i nie logiczna, a bohaterowie okropnie mnie denerwowali.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń