Wydawnictwo: Sonia Draga
Liczba stron: 445
Moja ocena : 4/6
"Cierpliwość diabła" to drugi tom mrocznej serii Maxime Chattama z poruczniczką Ludivine Vancker w roli głównej. Powieść tą przeczytałam tuż po zakończeniu "Plugawego spisku", bo mimo iż teoretycznie nie jest jego kontynuacją i dotyczy zupełnie innych spraw, to jednak ma parę wspólnych mianowników. Mam też wrażenie, że całość tej historii zespoli dopiero ostatni tom "Zew nicości".
Muszę jeszcze zaznaczyć, że klimat "Cierpliwości diabła" przypomina ten z "Plugawego spisku", jest mrocznie, niepokojąco, momentami bardzo brutalnie, powiedziałabym nawet, że wszystko jest "bardziej", niż w części pierwszej, mnie osobiście jednak powyższa książka podobała się nieco mniej, niż jej poprzedniczka. Więcej jest tutaj przemyśleń bohaterki, rozważań na temat istoty samego zła, niż faktycznego poszukiwania zabójcy. Fakt ten rekompensuje wprawdzie ilość wątków i kolejnych spraw, z którymi muszą zmierzyć się śledczy, stąd też miłośnicy thrillerów, jak i powieści Chattama powinni być usatysfakcjonowani.
Ludvine i Alexis muszą zmierzyć się z kolejną makabryczną zbrodnią, która tym razem balansuje niemalże na granicy zjawisk nadprzyrodzonych. Przy rutynowej obławie na dilerów narkotykowych, w samochodzie jednego z nich, oprócz paczek z dragami, znajdują tajemnicze zawiniątko zawierające fragmenty ludzkiej skóry, pociętej na staranne kawałki, z wyeksponowanymi tatuażami. Śledczy przerażeni znaleziskiem skupiają się na właścicielu samochodu, ten jednak twierdzi, że wszystko, co robi, jest na zlecenie samego diabła, musi bowiem wykonywać jego rozkazy. Człowiek nie wydaje się być bezpośrednio zaangażowany w oskórowanie, jest jakiegoś rodzaju pośrednikiem, stąd też jego aresztowanie nie do końca pozwala na zlokalizowanie samego mordercy.
Jednocześnie z szukaniem odpowiedzialnego za oskórowanie, śledczy próbują zlokalizować rzeczonego "diabła". Sprawa nabiera tempa w momencie, kiedy na terenie kraju pojawia się więcej dziwnych przypadków morderstw. Nastolatkowie w pociągu oddają serię niekontrolowanych strzałów, spokojny mężczyzna masakruje niewinnych ludzi w restauracji, w centrum handlowym ktoś dokonuje zamachu. Wszyscy oskarżeni o te zbrodnie twierdzą, że wszystko robią dla diabła. Podobnie, jak w "Plugawym spisku" sprawy na pierwszy rzut oka nie wydają się być ze sobą związane, muszą mieć jednak jakiś wspólny, i to mocno "diabelski", element.
Tym razem łącznikiem nie będzie żaden symbol, a pewien budynek, a dokładnie zakład psychiatryczny, który Ludvine będzie musiała w najbliższym czasie odwiedzić, aby wyjaśnić, czy faktycznie ma on jakieś znaczenie w prowadzonej sprawie.
Poruczniczka na skutek pewnych wydarzeń osobistych jest mocno zaangażowana w śledztwo. Sama doznaje wizji świadczących o tym, że faktycznie diabeł istnieje, szykuje się do apokalipsy i gromadzi swoich wyznawców. Ale ponieważ jest kobietą mocno stąpającą po ziemi, nie daje się przekonać, że to diabeł stoi za złem, którego kobieta jest świadkiem. Za winnego uznaje się raczej człowieka z krwi i kości, który świetnie potrafi manipulować innymi i skłonić ich do wykonywania swoich poleceń. Czy i tym razem Ludvine wyjdzie obronną ręką z tak niebezpiecznej sprawy?
Tak jak pisałam na początku, "Cierpliwość diabła" podobała mi się nieco mniej, niż inne książki autora. Z jednej strony ma wiele cech charakterystycznych dla powieści Chattama. Przede wszystkim balansuje na granicy thrillera i horroru, w tym przypadku nawet bliżej jej do powieści grozy, sprawy są nietypowe, brutalne, mroczne, odsłaniające najgorsze ludzkie zachowania i instynkty. Z drugiej strony, sporo miejsca w książce poświęcono przemyśleniom bohaterki na temat istoty zła i kwestionowania istnienia tytułowego diabła, co trochę mnie czytelniczo nużyło. Poza tym, miałam wrażenie, że podobne rozważania już u Chattama czytałam, i faktycznie miały one coś wspólnego z historią opisaną w przeczytanych parę lat temu "Drapieżcach". Sądzę jednak, że w ogólnym rozrachunku serii, ta część ma istotne znaczenie dla fabuły, więc wybaczam jej słabszą formę i przy okazji biorę się za lekturę "Zewu nicości".
Sardegna
Może po nią sięgnę
OdpowiedzUsuń