Wydawnictwo: Czwarta Strona
Liczba stron: 406
Moja ocena : 6/6
"Najgorsze dopiero nadejdzie". Jednak mi się zdaje, że nadejdzie dopiero najlepsze, bowiem to, co zaserwował Autor w zakończeniu swej książki, musi rozwinąć się w czytelniczą petardę! Mając na uwadze, że to jest debiut i Autor dopiero się rozkręca, zakładam że druga część wciśnie mnie jeszcze bardziej w fotel (o ile to w ogóle możliwe). Ale po kolei.
Szczerze powiem, nie planowałam czytać "Najgorszego...". Nie kojarzyłam Autora, miałam wiele innych książek na stosie, jednak kiedy na zeszłorocznych Targach Książki w Krakowie, Robert Małecki podpisywał swoją powieść na stoisku Czwartej Strony, stwierdziłam, że fajnie będzie się zapoznać. I z Autorem i z jego książką. Poza tym, lubię debiuty bo zawsze fajnie wkręcić się w coś nowego. Od TK minęło jednak kilka miesięcy, a ja nie miałam czasu sięgnąć po ten kryminał i dopiero czas ferii zrobił się sprzyjający, stąd ten wpis.
Powiem Wam, że "Najgorsze..." to książka z gatunku tych, które czyta się z dreszczykiem emocji, bo się człowiek autentycznie lęka. Może nie jest to strach typu "Domu na Wyrębach", ale raczej coś na kształt napięcia, które nieustannie odczuwa czytelnik, martwiąc się, jak potoczą się losy bohatera i co jeszcze złego może mu się przytrafić.
Powieść jest świetna, a hasło na okładce mówiące, że jest to tak pełnokrwisty kryminał, i że nie może być debiutem, jest w zupełności prawdziwe. Rzadko się zdarza, żeby debiutancka, polska historia kryminalna tak "grała", a do tego dostarczała tylu emocji. Wszystko dzieje się dynamicznie, akcja toczy się wartko, a wątki się ze sobą zgrabnie splatają. Natomiast to, co jest w tej powieści najlepsze to zakończenie, które niestety jest otwarte, ale rozumiem, że to celowy zabieg, bowiem zakończenie tej najważniejszej, życiowej zagadki bohatera, nie mogłoby mieć finału w tym tomie. Wszystko natomiast daje nadzieję na coś fajnego w tomie drugim, a ja już się nie mogę doczekać!
Marek Bener jest dziennikarzem pracującym w toruńskiej gazecie lokalnej. Ponieważ jest takim trochę niepokornym typem, który niekoniecznie chce poddać się lokalnym wpływom, boryka się z wiecznymi pretensjami w swej macierzystej redakcji. Jednak jego największym zmartwieniem nie jest praca, tylko sprawa o charakterze prywatnym. Kilka lat temu, bez wieści zaginęła jego żona Agata, będąca wtedy w szóstym miesiącu ciąży. Jej samochód został odnaleziony na obrzeżach miasta, a ona sama zniknęła bez śladu. Marek łapie się obsesyjnie każdego tropu, który mógłby wskazać mu, co stało się z Agatą, jednak wszelkie, jak do tej pory, ślady, prowadzą dziennikarza do niczego, a poszukiwania nie przynoszą żadnych rezultatów.
Pomiędzy szukaniem żony, Marek angażuje się oczywiście w lokalne sprawy i sensacje, opisując je w swoich artykułach. Kiedy nadarza się okazja do napisania kolejnego, na temat spalonego domu, w którym znaleziono ciało właściciela, dziennikarz od razu podejmuje temat.
Wszystko komplikuje się w momencie, kiedy okazuje się, że odnalezionym w zgliszczach spalonego domu jest jego dawny znajomy, Wojciech Holtz. Marek docieka przyczyn wypadku, ale z rezerwą, ze względu na dawne zatargi z Holtzem. Kiedy jednak zgłasza się do niego żona denata, Weronika, z prośbą o pomoc, chcąc nie chcąc, zostaje wplątany w sieć niebezpiecznych intryg, które mogą zagrażać nie tylko jego bezpieczeństwu, ale nawet życiu.
Bohatera czeka prawdziwa jazda bez trzymanki i bliski kontakt z ludźmi, z którymi nikt nie chciałby mieć do czynienia. Do tego, w sprawę zaangażowana jest siostra Marka, Paulina, która skrywa jakiś sekret, będący kluczowym motywem w sprawie. Co tak naprawdę wydarzyło się w spalonym domu, i co ukrywa Weronika Hold? Co z tym wszystkim ma wspólnego Paulina, i gdzie w tym zamieszaniu znaleźć czas na poszukiwanie zaginionej żony. Marek zostanie wciągnięty w niebezpieczny wyścig z czasem, który nie może skończyć się dobrze.
Akcja powieści toczy się dynamicznie i praktycznie na każdej stronie rozgrywają się jakieś ważne, intensywne wydarzenia. Miejscem akcji jest Toruń - jedno z moich ukochanych miejsc na Ziemi (bywam tam dwa razy w roku i za każdym razem lubię to miasto jeszcze bardziej), dlatego tym chętniej czytałam o perypetiach Marka Benera, rozgrywających się w miejscach, które kojarzę.
Strasznie podobał mi się ten kryminał i przyznaję Robertowi Małeckiemu wielki plus za to że potrafił skonstruować tak ciekawą i niebanalną intrygę. Mam nadzieję, że drugi tom wyjaśni to, co nie zostało dopowiedziane w pierwszym, ja w każdym razie będę kibicować Autorowi w jego dalszych poczynaniach pisarskich i śledzić zapowiedzi Czwartej Strony, żeby przypadkiem nie przegapić, "najlepszego", które dopiero nadejdzie.
Sardegna
Najlepszy debiut zeszłego roku w moim podsumowaniu:)
OdpowiedzUsuńNie udało mi się przeczytać "Najgorszego..." w zeszłym roku, choć książka na stosie była. Pewnie też znalazłaby się w moim podsumowaniu rocznym :)
OdpowiedzUsuńJeden z najlepszych debiutów jaki czytałam w zeszłym roku:)Jestem bardzo ciekawa kolejnej części;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam!
Ja również :) może być petarda!
UsuńJa też nie planowałem przeczytania "Najgorsze dopiero nadejdzie", ale przypadkowo sięgnąłem po książkę i się nie rozczarowałem. Spodobała mi się. Fajnie było też czytać i rozpoznawać znajome miejsca w Toruniu!
OdpowiedzUsuń