Wydawnictwo: Edipresse
Liczba stron: 320
Moja ocena : 5/6
"Ciasteczko z wróżbą" to moja kolejna lektura urlopowa, dokładnie 9 z 11 (został mi jeszcze do popisanie "Wampir z KO" oraz "Historia złych uczynków" i będę mogła powiedzieć, że rozliczyłam się z wakacjami). W każdym razie "Ciasteczko..." okazało się być super książką, i choć na pierwszy rzut oka nieco infantylna okładka sugeruje, że mamy do czynienia z jakimś babskim czytadłem, ewentualnie klasycznym romansidłem, to w rzeczywistości jest to bardzo krzywdzące, bo historia, choć typowo "kobieca" to jednak wychodzi z ram płaskiej i niewymagającej lektury.
Na temat tej książki będę miała do powiedzenia same pozytywy, jednak zaznaczę na początku, że nie jest to jakaś mega ambitna lektura, zmieniająca światopogląd. Bardziej nazwałabym ją historią "ku pokrzepieniu serc", tętniącą dobrymi emocjami, choć sporo się w tej opowieści dzieje i nie wszystko będzie przyjemne i fajne. Jak to w życiu, raz na wozie, raz pod wozem. Raz się człowiekowi układa, innym razem wszystko wali. I taka właśnie jest ta książka, bardzo życiowa. Nie jest to bajka dla dużych dziewczynek, gdzie dziwnym zbiegiem okoliczności wszystko idzie po myśli głównych bohaterów. Tutaj na swoje szczęście trzeba zapracować, potknąć się, kilka razy upaść, dostać nauczkę od życia, żeby ostatecznie poznać, czego się od losu chce i umieć o to zawalczyć.
"Ciasteczko z wróżbą" jest po prostu bardzo prawdziwe i realne, a przez to bardzo fajnie się je czyta. Nie jest standardowe, tendencyjne, ma kilka zabawnych momentów, ale też i takich, co wzruszą i zasmucą. Jak to w życiu, kiedy chwile szczęścia przeplatane są smutkiem.
Główną bohaterkę Renatę poznajemy w roku 1991, kiedy obchodzi ona swoje osiemnaste urodziny i będziemy jej towarzyszyć nieustannie, aż do 2018, gdy będzie już dojrzałą, ponad czterdziestoletnią kobietą. Co roku, w dzień urodzin, Renia dostaje od swej mamy, nieco ekscentrycznej kobiety, zafascynowanej tarotem, orientem i kulturą wschodu, nietypowy prezent - ciasteczko ze specjalną dla niej skomponowaną wróżbą. Dziewczyna podchodzi oczywiście do tych prezentów, jak do kolejnych "wybryków" swej rodzicielki, nie traktując ich poważnie. Uważa je za miły urodzinowy akcent i nieszkodliwe dziwactwa mamy, jednak kiedy przepowiednie zaczynają się niepokojąco spełniać, Renata zaczyna przyglądać się im z większą uwagą, szukając dla siebie, jakiś wskazówek na przyszłość. Kiedy kolejne lata przynoszą kolejne, spełnione wróżby, kobieta zaczyna się już poważnie niepokoić i zastanawiać, czy ma jeszcze jakiś realny wpływ na swoje życie, czy jej los stał się już zdeterminowany przez przepowiednie.
Jak to w życiu bywa, raz Renacie jest dobrze, innym razem bardzo źle. Wróżby nie zawsze są pozytywną zapowiedzią szczęśliwego i spokojnego roku. Czasami niosą ostrzeżenie, czasami zapowiedź pozytywnych zmian. Kobieta z wiekiem stara się patrzeć na nie z coraz większym przymrużeniem oka, jednak przepowiednie mamy ciągle są aktualne i dają jej pewne wyraźne sygnały.
A w życiu Renaty dzieje się naprawdę sporo. Począwszy od nieplanowanej ciąży, która przytrafia jej się na skutek wakacyjnej przygody z o wiele starszym mężczyzną, poprzez kolejne, mniej lub bardziej udane związki. Codzienność bohaterki nie jest usłana różami, często zdarza jej się być wyobcowaną, mimo towarzystwa bliskich, czuć nie najlepiej we własnej skórze, zmagać z problemami samotnej matki. Ot, jak to w prawdziwym życiu, czasem słońce, czasem deszcz.
"Ciasteczko z wróżbą" to powieść, o której trudno pisać bez zdradzania szczegółów, bo praktycznie w każdym roku życia bohaterki, toczącym się pod hasłem maminej przepowiedni, dzieje się coś istotnego, co wpływa na jej dalsze losy. A co jest jeszcze fajne w tej książce, oprócz historii Renaty, czytelnik może śledzić zmiany społeczne i kulturalne, toczące się w Polsce na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat. Dlatego ta powieść, choć taka "zwyczajna" i swojska jest po prostu przefajną lekturą. Bawi, wzrusza i niesie naprawdę pozytywne przesłanie.
Praca w duecie nie jest łatwa, zwłaszcza jeśli jest nią napisanie jednej książki. Na szczęście paniom Agnieszce Jeż i Paulinie Płatkowskiej współpraca wyszła świetnie. Czytając historię Renaty nie ma się poczucia niespójności, czy rozbieżnego stylu, który widoczny jest czasami w książkach pisanych przez dwóch autorów. Jeśli więc nie czujecie się odstraszeni okładką i macie ochotę na życiową, kobiecą historię, zachęcam do sięgnięcia po "Ciasteczko...", z którym przyjdzie Wam spędzić naprawdę miły wieczór.
Sardegna