Wydawnictwo: Biblioteka Akustyczna
audiobook: czas trwania 9 godzin 38 minuty
Moja ocena : 5/6
lektor: Andrzej Ferenc
To nie jest moje pierwsze spotkanie z Arnaldurem Indriðasonem. To nie jest nawet pierwszy audiobook tego islandzkiego Autora, jaki miałam okazję poznać. W 2013 udało mi się bowiem przesłuchać "Głos", czyli powieść rozgrywającą się tuż po zakończeniu "Grobowej ciszy". Oczywiście wtedy tego jeszcze nie wiedziałam i potraktowałam "Głos", jako zupełnie odrębną, indywidualną historię. Dopiero teraz mam jasny ogląd sytuacji i wiem nieco więcej na temat życia osobistego głównych bohaterów. Aktualnie mogę też porównać obie książki i ponownie potwierdzić fakt, że zdecydowanie lepiej sprawdza się czytanie serii po kolei. Tego się chyba nigdy nie nauczę...
Wracając jeszcze do "Głosu", okazał się on bardzo mroczną opowieścią, natomiast "Grobowa cisza" zrobiła na mnie już zupełnie inne wrażenie. Nie jest to typowy kryminał, bowiem sprawa zabójstwa dotyczy zbrodni dokonanej przez 60 laty, motyw jest już nieco przedawniony, nie ma więc pośpiechu w rozwiązaniu tej zagadki ani nacisków opinii publicznej, żeby złapać zabójcę. Przez to cała ta historia jest raczej powieścią obyczajową z wątkiem kryminalnym, niż typowym kryminałem. Jednak to co otrzymujemy ma bardzo mocny wydźwięk, książka porusza naprawdę trudny temat i robi momentami większe wrażenie na czytelniku, niż jakakolwiek inna, krwawa historia.
Zaczynając jednak od samego początku, islandzcy detektywi: komisarz Erlendur Sweinsson, Elingborn i Sugurdur Oli zostają wezwani pod Reykjawik, na plac budowy, gdzie powstaje właśnie nowe osiedle. Na wzgórzu odkopano bowiem szkielet nieznanej ofiary, która mogła przeleżeć w ziemi ponad 60 lat. Jako że wokół miejsca zdarzenia nie ma żadnych starszych domostw, trudno więc natrafić na jakiś ślad w tej sprawie. Do tego kim mogłaby być ofiara, i z czym prawdopodobnie wiąże się jej historia, naprowadzają policjantów krzewy porzeczek, posadzone niedaleko grobu, które nie mogły być samosiejkami. W trakcie dochodzenia, docierają oni także do faktu, że na wzgórzu jeszcze przed wojną, stało niewielkie gospodarstwo, którego właścicielem był mężczyzna, a jego narzeczona w tajemniczy sposób zniknęła. Czy szkielet ma coś wspólnego z tym zaginięciem sprzed lat?
Jest to jednak dopiero początek góry lodowej, bowiem komisarz Erlendur dociera do informacji, że w okolicy wzgórza w czasie wojny stacjonowała amerykańska jednostka wojskowa. Szkielet mógłby należeć zatem do kogoś z żołnierzy. Dodatkowo, gospodarstwo było wynajmowane przez rodzinę z trójką dzieci, związaną w jakiś sposób z bazą wojskową. Istniało też podejrzenie, że ojciec znęca się psychicznie i fizycznie nad swoją rodziną.
Potencjalnych ofiar, do których mogłyby należeć odnalezione kości, z dnia na dzień robi się coraz więcej. Erlendur z pomocą Elingborn i Sugurdura Oli'ego, próbuje rozwikłać tajemniczą śmierć z lat 40 - tych minionego wieku, jednak nie jest to takie proste w momencie, kiedy sam zmaga się z problemami osobistymi, przysłaniającymi mu pracę.
Erlendur nie potrafi pomóc swojej córce narkomance, która zapadła w śpiączkę po przedawkowaniu. Nie umie też poradzić sobie z porażką pedagogiczną wobec własnych dzieci i wyrzutami sumienia po opuszczeniu rodziny. Ten wątek zostanie rozwinięty jeszcze bardziej w "Głosie" i nie ukrywam, że przeczytanie o początkach tej historii znacznie bardziej rozjaśniło mi w głowie. Również Sugurdur Oli boryka się z nieciekawą sytuacją w domu. Rozwiązanie jego problemów wytłumaczy też fakt, że ten bohater jest nieobecny w "Głosie". Jak zatem w takich okolicznościach policjantom przyjdzie skupić się nad zagadkową śmiercią sprzed lat?
Akcja w "Grobowej ciszy" toczy się dwu, a nawet trzy torowo. Wydarzenia współczesne, widziane oczyma Erlendura i Sugurdura Oli'ego, przeplatają się ze wspomnieniami rodziny mieszkającej kiedyś na wzgórzu. I to ta historia będzie najbardziej wstrząsająca dla czytelnika, przesłoni nawet chęć odkrycia tożsamości ofiary.
"Grobowa cisza" to mocna powieść, choć nie mówię tutaj o kategorii kryminalnej. Być może nie przemówi do wszystkich jednakowo, może też nie spełnić oczekiwać czytelników nastawiających się na typowy, wartki kryminał. Według mnie, jest jednak o niebo lepsza, niż często przytaczany przeze mnie "Głos". Stąd też, jeżeli macie szansę sięgnąć po jedną z dwóch przeczytanych przeze mnie powieści Arnaldura Indriðasona, bez wahania sięgające po tę powyższą.
Sardegna
Dla mnie to była bomba. Tak jak piszesz - moc.
OdpowiedzUsuńBardzo emocjonująca. Dziękuję za tę pożyczkę!
UsuńMusiałabym zobaczyć jak mi się spodoba(lub nie)...
OdpowiedzUsuńOczywiście, to trochę specyficzna książka, więc nie każdemu może przypaść do gustu
Usuń